Skip to content

Sprawa prof. Kieżuna

2456712

Komentarz

  • qiz
    Drago pozamiataŁ:
    Z prawicą to jest tak.
    Jeżeli ktoś w 80% postępował dobrze, a w 20% źle, zostanie skreślony.
    Z drugą stroną jest tak, ktoś był całe życie kurwą zbrodniczą, ale dziś nosimy go na plecach bo służy nam.
    Z prawicą jest tak.
    Nie mamy szansy na rządzenie, ale traćmy całą energię i zdrowie na kłótnie "jak byśmy rządzili gdybyśmy rządzili".
    Z drugą stroną jest tak.
    Kłócą się jedynie o to, komu ile przypadnie, bo wiedzą że prawica i tak jest zajęta swoimi dyrdymałami.
    Otóż to! Mądrze gada Drago.

    Żaden człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.
  • kazio
    Okrągły Stół, transformacja, uwłaszczenie nomenklatury to mały pryszcz przy koronkowej robocie przeniesienia gniewu ludu, odium wstydu z jawnych pracowników reżimu PRL na ich donosicieli.
    Da sie obronic. Otoz - ubek jest ubek, kto chce, niech gardzi, kto chce, niech podziwia, ale kazdy wie kto zacz. Donosiciel jest naprawde kims innym niz sie przedstawia. I do tego sie sprowadzala idea lustracji - a niech startuja w wyborach lub robia za moralne autorytety ale najpierw niech sie przedstawia prawdziwymi imieniem, nazwiskiem i dokonaniami.
    W jednym z wczesniejszych watkow po mojej krytyce malostkowosci prof. Kieżuna, co to murzynowy kontrakt byl blizszy jego sercu niz ojczyzna, byl broniony z autorytetu - ze powstaniec i krysztalowa postac. Otoz - idzie na to, ze nie tak krysztalowa.
    Dlatego nie jestem z zasady przeciw lustracji a tylko zglaszam pewne zastrzezenia - te w pierwszym wpisie.
    The author has edited this post (w 22.09.2014)

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • Skoro ci ludkowie z "Do Rzeczy" tacy krystaliczni, to nie pozostaje nic innego, jak powiedzieć "sprawdzam". Ja bym zaczął od RAZa. Od tego, jakie bzdury napisał w książce i jakie jeszcze większe opowiada na spotkaniach z czytelnikami.
    Nie rozmumiem, dlaczego nie znajdzie się jakiś historyk, który punkt po punkcie wykaże niekompetencję RAZa. Może otworzy to tym w niego bezkrytycznie zapatrzonym.
    Np. na stronie
    http://www.legitymizm.org/multimedia-piekne-samobojstwo
    jest 2-godzinne spotkanie z nim. Jest tam tyle niewyobrażalnych manipulacji, nierzetelności, bzdur i manipulacji, że to po prostu nie do uwierzenia, że ludzie siedzą i tego słuchają.
    mówi np., że Polska w 39 nie miała "żadnych planów obronnych", że Beck był "ograniczony umysłowo", że gdyby nie paliwo z Rosji, to niemieckie samoloty by nie wystartowały (a przecież każdy wie, że mieli paliwo syntetyczne, że z Rumunii też itd.). mówi, że największe straty w czasie I wś poniosła Francja (a to bzdura) itd. itp. co drugie zdanie jest niezgodne z faktami. i nic. ludzie słuchają i zero reakcji.
    czy ktoś widzi jakiś sposób na to, co robi RAZ?
  • los
    BTW - zobaczcie jaki potezny ladunek jadu maja idiosynkrazje Zychowitza.
    Rozwalone forum dyskusyjne, bijatyka miedzy pismami, zerwane przyjaznie. Mesydz prosto z samego Piekla. Poznajemy po owocach.
    To wszystko betka.
    Moimn zdaniem naprawdę powanie zrobiło się, gdy Zychowitrza wziął w obronę zawodowy, poważany naukowiec taki jak włąśnie Cenckiewicz.
    No bo kto jak kto, ale profesor (czy tylko dr hab.) powinien pilnowąć metody.  A Zychowiszczyzna tak ma się do badań historycznych jak wahadełko radiestezyjne do diagnostyki medycznej......
  • Jakby ktoś jeszcze miał wątpliwości, o co chodzi redakcji "Do Rzeszy" (abstrahując od meritum czy był czy nie był TW), to na pejsiku właśnie uruchomiono Zychowitza:
    The author has edited this post (w 22.09.2014)

    "Cari amici soldati, i tempi della pace sono passati."
  • Kol. IPN Hools na Rebe wkleił wywiad z prof. Kieżunem dla onetu:
    -------------
    Jest wywiad prof. Kieżuna na onecie;
    Jacek Gądek: - Jak Pan odbiera publikację "Do Rzeczy", w której historycy Sławomir Cenckiewicz i Piotr Woyciechowski piszą o Pana - jak opisują - agenturalnej przeszłości z czasów PRL?
    Prof. Witold Kieżun: - Potworne kłamstwo. Przyszli do mnie. Pokazali dokumenty. A ja im pokazałem swoje duże opracowanie z 2002 r. "Radzieckie i polskie władze bezpieczeństwa i ja". Przed laty doręczyłem je też mojemu serdecznemu przyjacielowi marszałkowi Sejmu prof. Wiesławowi Chrzanowskiemu, a także ministrowi Władysławowi Stasiakowi. A także osobiście w czasie trzech spotkań z prezydentem Warszawy Lechem Kaczyńskim opowiadałem o jego zawartości.
    JG: Jak?
    WK: Mam ok. 450 stron dokumentów z pisanymi przez siebie informacjami o sytuacji społeczno-politycznej w Polsce. Wysłałem - do paryskiej "Kultury" - też 12 opracowań po 20 stron. Poza tym w ramach US Agency Information organizowałem wymianę - oficjalnie - pracowników naukowych.
    JG: To skąd zarzuty?
    WK: Skandal polega na tym, że oni (autorzy "Tajemnicy »Tamizy«" nt. Kieżuna w "Do Rzeczy" - red.) przyszli i pokazali tylko wyciągi z dokumentów. Ja z kolei przekazałem im swoje materiały. A mimo to red. nacz. Paweł Lisicki pisze, że ja niczego nie ujawniłem.
    JG: A jak było?
    WK: Otóż moja współpraca z SB miała oczywiście charakter pozorny. A skończyło się na tym, że gen. Różański pisał do szefa bezpieki, że do Warszawy stale przyjeżdża prof. Senkier (dziekan z Seton Hall Catholic University South Orange), współpracujący z CIA i w Polsce stale utrzymuje kontakty z prof. Kieżunem. A miesiąc później pojawia się zawiadomienie, że Senkiera do Warszawy sprowadził Kieżun.
    Potem otrzymałem cynk - wiadomość od Senkiera: uciekaj z całą rodziną. Uciekam więc z Polski. Urywam się całkowicie - i okazuje się, że jestem zupełnie spalony, tak samo jak Wesołowska. Senkier poinformował mnie, że jego siatka w Warszawie się spaliła.
    JG: Potem zaczął Pan pracę w ONZ…
    WK: …przez półtora roku tam pracuję. Aż dostaję wezwanie do Javiera Péreza de Cuéllara, sekretarza generalnego ONZ: natychmiast przyjeżdżaj do Nowego Jorku. Okazuje się, że w NY jest olbrzymia demonstracja na gmachu ONZ w obronie Wesołowskiej. Ona z Amerykanami miała - w porównaniu do moich - kontakty marginalne, ale była na tyle nieprzewidująca, że pracując tak jak ja w ONZ i jadąc do Mongolii zatrzymała się po drodze na dwa dni w Warszawie, by spotkać się z matką. Została wtedy aresztowana i dostała siedem lat więzienia. Cuéllar powiedział mi: w tej sytuacji nie może Pan wracać do Polski, a ja podpiszę depeszę, że jest Pan tak ważny, że musi tu zostać.
    JG: Dlaczego?
    WK: Zdarzył się jedyny taki przypadek w historii ONZ: minister spraw zagranicznych PRL wysyła depeszę do sekretarza ONZ, że nie godzi się na pracę prof. Kieżuna w ONZ i że muszę być natychmiast odwołany, by wracać do kraju. Tak wyglądała moja sytuacja.
    A tymczasem w "Do Rzeczy" piszą, że nic nie ujawniłem. Otóż ujawniałem, jak wyglądały moje kontakty z SB. Od razu ujawniałem to Amerykanom. Odpowiedzieli: be careful. Amerykanie wiedzieli o każdym spotkaniu i zainteresowaniu SB mną.
    A wie Pan, na jakiej zasadzie zacząłem "współpracować"?
    JG: Jak?
    WK: W 1973 r. kpt. Tadeusz Szlubowski zaprosił mnie prywatnie i powiedział: mój syn jest niesłychanie zdolny, ale nie może się dostać do Instytutu Politologii, a dyrektor politologii, to mąż Pana doktorantki. Jeśli Pan mi to załatwi, to będę bardzo wdzięczny.
    I ja mu to załatwiłem. Miałem potem go - Szlubowskiego - w ręku, bo gdybym to ujawnił, to dostałby 10 lat więzienia. Dzisiaj jego syn jest profesorem, zrobił karierę dzięki mnie.
    JG: Autorzy publikacji w "Do Rzeczy" cytują różne dokumenty.
    WK: Dokumenty, które składali inni, Szlubowski przesyłał jako dokumenty pisane przeze mnie. Ja to wszystko mam. I mogę to wyjaśnić. Zresztą wyjaśniałem już - co cholery ciężkiej - w 2002 r. Wtedy Stasiak siedział u mnie trzy godziny i przekazywał swoją wiedzę dalej - Lechowi Kaczyńskiemu.
    JG: A wracając…
    WK: Po rozmowie, podczas której Szlubowski prosił mnie o protekcję dla syna, powiedział, że będzie zobowiązany, gdy napiszę, że zobowiązuję się do zachowania w tajemnicy całości przeprowadzonej rozmowy. I ja to napisałem. Bo zdawałem sobie sprawę z tego, że on był zagrożony, gdybym to - prośbę o protekcję dla jego syna - ujawnił. I ja, co chciałem, to wszystko potem mogłem zrobić. Gdy opóźniało się wydanie mi paszportu, to dzwoniłem do niego i krzyczałem: do cholery ciężkiej, co wy robicie, skurw…, szybko dawajcie mi paszport! I on mówił: dobrze, zaraz Pan dostanie. Miałem go w ręku. Nawet Amerykanie się śmiali. Ale potem okazało się, że kontrwywiad PRL wykrył moje kontakty z Amerykanami.
    JG: To, co Pan mówi, nie przekonało wymienionych historyków, którzy o Panu napisali.
    WK: Z USA przywiozłem oryginalne dokumenty i wciąż je mam. Pokazywałem je Cenckiewiczowi i Woyciechowskiemu Ale oni nie chcieli tego oglądać.
    JG: Co teraz?
    WK: Gdybym był młodszy, to bym wystąpił do sądu o ich ukaranie, ale ja przecież mam 93 lata! Tragedia polega też na tym, że po tym jak przyszli i zostawili mi swoje materiały, to dostałem ataku.
    JG: To znaczy?
    WK: Jestem chory na tropikalną żółtą febrę. Dostałem ataku. Miałem 40 st. C gorączki. Przez 12 godzin cały drżałem. I nie miałem nikogo obok siebie, bo przecież mieszkam zupełnie sam - moja żona zmarła. Nie mogłem nawet do kogoś zatelefonować. Całe szczęcie, że przeżyłem do rana.
    Ja jestem śmiertelnie chory. Ale się nie położę! Bo jestem bojownikiem, żołnierzem Armii Krajowej i powstańcem warszawskim!
    JG: Teraz z Pana zdrowiem jest dobrze?
    WK: Ja jestem człowiekiem silnym. Jestem żołnierzem. Pięć lat siedziałem w podziemiu. Byłem w oddziale specjalnym. W czasie Powstania Warszawskiego na swoim karabinie maszynowym zanotowałem 42 Niemców. Mam rekordowe osiągnięcie: jestem jedynym powstańcem, który w jego czasie dostał dwa awanse i dwa najwyższe odznaczenia: Krzyż Walecznych i Virtuti Militari. Do cholery ciężkiej! Nigdy się tym nie chwaliłem! Ale nie dam się zniszczyć tym łobuzom!
    JG: Czyli komu?
    WK: Ja wiem, o co chodzi. To jest banda Piotra Zychowicza, która twierdzi, że Powstanie Warszawskie to była zbrodnia, a jego dowódcy to agenci. Książka "Obłęd '44" to skandal i bzdura. "Pakt Ribbentrop-Beck" - też. Ta banda ludzi chce zniszczyć to, o co ja się w tej chwili biję!
    Polska jest w zagrożeniu. Trzeba robić wszystko, by budować poczucie patriotyzmu. Trzeba odwoływać się do naszej wspaniałej przeszłości, do bohaterstwa Powstania Warszawskiego, budować uczucie wobec kraju, bo jesteśmy cholernie zagrożeni! A oni robą wszystko, żeby to zniszczyć - żeby zohydzić powstanie, żeby zohydzić nas! Całe szczęście, że już nie jestem uzbrojony, bo bym nie wytrzymał! Całe szczęście dla tych sku…, że nie mam już pistoletu!
    Odnoszę wrażenie, że historia była tragiczna.
    JG: Bo?
    WK: Pamiętam, że materiały wysyłane do Paryża do "Kultury" zawsze pisałem ręcznie i dawałem do przepisywania. A dostałem adres do świetnej maszynistki na Pradze - nawet poprawiała błędy. Z tego, co oni (Cenckiewicz i Woyciechowski) piszą o niektórych moich uwagach, to one były pisane dla Paryża.
    A poza tym istnieje obawa, że osoba w Paryżu, do której wysyłałem swoje materiały, też była agentem. Prof. Chrzanowski, gdy rozmawialiśmy jakiś rok przed jego śmiercią, powiedział mi, że są takie podejrzenia. Wygląda zatem na to, że w SB mieli materiały wysyłane przeze mnie do Paryża. A one były pisane w swobodniejszym stylu. Pisałem tam np. o nadużyciach kadry kierowniczej.

    "Cari amici soldati, i tempi della pace sono passati."
  • ombretta
    Kol. IPN Hools na Rebe wkleił wywiad z prof. Kieżunem dla onetu:
    ...
    JG: To, co Pan mówi, nie przekonało wymienionych historyków, którzy o Panu napisali.
    WK: Z USA przywiozłem oryginalne dokumenty i wciąż je mam. Pokazywałem je Cenckiewiczowi i Woyciechowskiemu
    Ale oni nie chcieli tego oglądać.
    ...
    Grubo.
    A jak idzie o Powstanie- zawsze MUSIMY pamiętać o roli Józefa Rettingera. I jego mocodawców.
    Nie zdziwiłbym się, gdyby oni (tak Losie, spiskowa teoria dziejów, niczym "odtajnione" przez Brytoli dokumenty z Giblartaru)  uważnie pilotowali postać Kieżuna.
    Bo że taki szczyl i wypierdek jak Zychowicz ma patronów niczym Geremek- to oczywiste.  Obiecujący młody historyk to kończy w Tesco, jak Zyzak.
  • Eee tam, jaki to spisek z tym Rettingerem, wszyscy wiedzieli, nawet wykonano na nim wyrok smierci tylko nie bardzo skutecznie. Spisek to musi byc spisek.

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • aha, a o 50 latach tajności dokumentów z Giblartaru ...
  • W TV Republika
    prof. Kieżun
    Jak pan Woyciechowski do mnie przyszedł i otworzyłem te dokumenty, zobaczyłem, że jestem TW, chciałem się zastrzelić. Mam jeszcze pistolet . Córka wytrąciła mi go z rąk.
    W Onecie
    prof. Kieżun
    Polska jest w zagrożeniu. Trzeba robić wszystko, by budować poczucie patriotyzmu. Trzeba odwoływać się do naszej wspaniałej przeszłości, do bohaterstwa powstania warszawskiego, budować uczucie wobec kraju, bo jesteśmy cholernie zagrożeni! A oni robą wszystko, żeby to zniszczyć - żeby zohydzić powstanie, żeby zohydzić nas! Całe szczęście, że już nie jestem uzbrojony, bo bym nie wytrzymał! Całe szczęście dla tych sku…, że nie mam już pistoletu!
    W kwestii uzbrojenia nie jest relacja prof. Kieżuna spojna.

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • qiz
    aha, a o 50 latach tajności dokumentów z Giblartaru ...
    Gibraltar to na 99% robota sir Winstona. A w kwestii Smolenska duzo mysle o innym obecnym Alliierte.

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • a moze to Lord Jim?
    no tak, ale ilu Polakow zna tego goscia? a ilu Pochanke?

    "Nie myslcie, ze przynioslem na ziemie pokoj. Nie, ale miecz."
    Pan Jezus
  • los
    Gibraltar to na 99% robota sir Winstona. A w kwestii Smolenska duzo mysle o innym obecnym Alliierte.
    No cusz...trzymaj wrogów blisko, a swych przyjaciół jeszcze bliżej byś znam ich knowania.
    Kto uczynił? Ten co zbiera profity.....

    “It is not necessary to understand things in order to argue about them.”

    “I quickly laugh at everything for fear of having to cry.”
  • Publikacja „Do Rzeczy” nt. Prof. Witolda Kieżuna, której autorzy sugerują, że współpracował on z SB wywołuje duże kontrowersje. O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy prof. Jana Żaryna.
    Portal Fronda.pl: Najnowszy numer tygodnika „Do Rzeczy” publikuje tekst na temat prof. Witolda Kieżuna, który już wywołał niemałe kontrowersje. Jego autorzy, Sławomir Cenckiewicz i Piotr Woyciechowski, na podstawie ujawnionych dokumentów sugerują, że profesor podjął współpracę z PRL-owską bezpieką. Jest Pan zdziwiony publikacją?
    Prof. Jan Żaryn:
    Chciałbym na początku mojej wypowiedzi uczynić kilka zastrzeżeń. Po pierwsze, obecnie przebywam poza granicami Polski i nie dysponuję żadną dokumentacją z IPN. Po drugie, nie znam zdecydowanej większości materiałów, które zostały przytoczone przez autorów „Do Rzeczy”. Wreszcie po trzecie, akta świadczą o tym, że prof. Witold Kieżun z punku widzenia Służby Bezpieczeństwa nawiązał współpracę, w związku z tym zarejestrowano go jako tajnego współpracownika. Jednak odpowiedź na pytanie, na ile ta współpraca miała charakter konfidencjonalny, a na ile charakter wpisujący się w pewnego rodzaju pokoleniowy dylemat, wymaga dalszych badań i studiów.
    O jakim dylemacie Pan mów?
    Mam tu na myśli dylemat osoby, która wywodzi się ze środowiska narodowo-demokratycznego. Historycy znają co najmniej kilka takich przypadków, zarówno działaczy imigracyjnych Stronnictwa Narodowego, jak i krajowych, którzy uznali, że rok 1970 i zmiana ekipy na gierkowską jest dużo poważniejszą zmianą, niż rok 1956, czyli zmianą, w której reżim komunistyczny „spolonizował się” w znacznie większym stopniu. Opcja pro-rosyjsko państwowa, dość żywa w Narodowej Demokracji, dawała pewnego rodzaju argument na rzecz podjęcia dialogu z reżimem gierkowskim po to, by wzmocnić polskość na terenie PRL. Tu można wymienić takie osoby z obozu narodowego, jak na przykład Wiktor Trościanko czy później Jędrzej Giertych, jak i osoby, które z tej pozycji postrzegały opozycję demokratyczną, rodzącą się w latach '70 negatywnie, jako opozycję, która niekoniecznie musi spełniać warunki służące bardziej Polsce, niż zewnętrznym ośrodkom władzy, czy to masońskiej, czy jakiejkolwiek innej, ale nie będącej zainteresowaną ratowaniem Polski i Polaków jako pewnego dobra w tej części Europy.
    Jak to się ma to konkretnego przypadku prof. Witolda Kieżuna?
    W latach '70 niewątpliwie prof. Kieżun (a wówczas docent) ma pewien konkretny zawód – jest specjalistą od zarządzania dużymi jednostkami gospodarczymi i państwowymi, w ogóle organizmem państwowym. Ten zawód w jakiejś mierze dodatkowo popycha w kierunku współpracy z konkretną ekipą zarządzającą, czyli tutaj szeroko pojętą ekipą gierkowską. W artykule pojawia się wzmianka (o czym ja wiem z mojej niegdysiejszej rozmowy z prof. Kieżunem), że uczestniczył on w wykładach z zarządzania dla ekipy wyższych oficerów wojskowych, z gen. Jaruzelskim, gen. Kiszczakiem, etc. To znowu jest przejaw zaangażowania człowieka, który wybrał pewną gałąź wiedzy do tego, aby przekazać ją ekipie wówczas zarządzającej, nie teoretycznej, ale praktycznej ekipie (wiedza też służyła praktycznym rozwiązaniom organizacyjno-zarządzeniowym). To jest kontekst, który trzeba dalej rozwinąć i zastanowić się, na ile jest on wiodącym w rzeczywistości lat '70 i relacji między prof. Kieżunem a Służbą Bezpieczeństwa.
    Ale jest też druga strona medalu – Służba Bezpieczeństwa nie zajmowała się tym, o czym do tej pory powiedziałem, czyli zarządzaniem państwa, tworzeniem jakiegoś naukowego ośrodka wspierającego ekipę Edwarda Gierka... Służba Bezpieczeństwa zajmowała się
    lo
    j
    alizowaniem
    społeczeństwa, szczególnie wybranych środowisk (w tym przypadku środowiska narodowo-demokratycznego, które prezentowało się jako „lepsi Polacy”, którzy wyszli z syndromu komunizmu internacjonalistycznego, który panoszył się od czasów stalinowskich do końca lat '60). To był taki wizerunek Służby Bezpieczeństwa, który służył
    lojalizacji
    pewnej grupy społecznej. Z drugiej strony, Służba Bezpieczeństwa była oczywiście od tego, aby inwigilować i wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję (czyli m.in. rozmowy z osobowymi źródłami informacji) jako przestrzeń, dzięki której zdobywa się konkretne informacje na temat konkretnych ludzi. Mamy tu więc do czynienia z dwiema rzeczywistościami. SB-eckie dokumenty dotyczą sfery aktywności SB, (bo tym się funkcjonariusze zajmowali), a nie o konstrukcji politycznej, dotyczącej pewnego stosunku Witolda Kieżuna do PRL lat '70, bo to nie było dla SB istotne.
    Dr Piotr Gontarczyk w rozmowie z Fronda.pl twierdzi, że o ujawnionych przez „Do Rzeczy” dokumentach historycy wiedzieli od lat i nikt nie robił z nich wielkiej sensacji, dlatego znamienite jest, że zdecydowano się na ich publikację akurat teraz....
    Widziałem jedynie część dokumentacji, na którą powołują się autorzy tekstu z „Do Rzeczy”. Będąc poza granicami Polski, ciężko jest mi skonfrontować tekst Cenckiewicza i Woyciechowskiego z tą częścią materiałów, które mam nawet u siebie w domu. Nie umiem precyzyjnie odpowiedzieć na niektóre pytania, natomiast niewątpliwie Służba Bezpieczeństwa prowadziła różnorodną dokumentację, w tym z podsłuchów telefonicznych, pokojowych, także z rozmów, które mogły być zupełnie inaczej odebrane przez drugą stronę, czyli osobowe źródło informacji. Bardzo często zdarzają się dokumenty, w których informacje de facto pochodzące ze Służby Bezpieczeństwa są wkładane w usta rozmówcy tylko i wyłącznie po to, żeby w ten sposób przed wyższymi przełożonymi uwiarygodnić informację rzekomo pozyskaną (w rzeczywistości druga strona tylko skwitowała potwierdzająco usłyszane od funkcjonariusza zdania). Różnego rodzaju metod manipulacyjnych, które leżały w gestii funkcjonariuszy SB było bardzo wiele. Również obieg pism z MSW jest oparty na wewnętrznej logice przesyłania (w tym przypadku z departamentu III do wywiadu, do departamentu I czy II, różnych wyciągów z rozmów z TW „Tamizą” czy całych partii materiałów, które otrzymywał jeden departament, a kopiowano je i przesyłano do drugiego). Cała ta wewnętrzna rzeczywistość SB-ecka siłą rzeczy była oczywiście nieznana społeczeństwu polskiemu w latach '70, tym samym nie była znana prof. Kieżunowi.
    Zdaniem wspomnianego dr Gontarczyka, opublikowanie takiego artykułu, na podstawie takich materiałów jest motywowane przede wszystkich chęcią zemsty na prof. Kieżunie za jego krytykę m.in. książki Piotra Zychowicza „Obłęd'44”. Sam profesor miał być zdruzgotany wizytą autorów „Do Rzeczy”...
    Nie mam żadnych podstaw, aby kogokolwiek oskarżać o złe intencje. O to przecież walczyliśmy (ja także, jako dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN za czasów Janusza Kurtyki), aby historycy i dziennikarze mieli jak najszerszy dostęp do materiałów, znajdujących się w IPN. Fakt, że interesują się oni osobami publicznymi (a prof. Witold Kieżun jest osobą publiczną) nie powinien dziwić. Jak zresztą widać już po pierwszych zdaniach artykułu „Do Rzeczy” czy wstęp Pawła Lisickiego, autorzy tygodnika mają świadomość tragicznego dylematu, przed którym stawali – pisać czy nie pisać o tej sprawie. Podjęli oni decyzję z całymi konsekwencjami, których w całości jeszcze nie znamy.
    Rozm. MaR
    22.09.2014, 18:00
    http://www.fronda.pl/a/prof-jan-zaryn-dla-frondapl-o-publikacji-do-rzeczy-nt-prof-witolda-kiezuna%2C41936.html
  • los
    qiz
    :
    aha, a o 50 latach tajności dokumentów z Giblartaru ...
    Gibraltar to na 99% robota sir Winstona. A w kwestii Smolenska duzo mysle o innym obecnym Alliierte.
    Jakie motywy miałyby kierować Czerczilem - czy chodziło u usunięcie gen. Sikorskiego jako nadmiernie podnoszącego kwestie katyńską i godzącego tym samym w odwieczny sojusz albiońsko-sowiecki?
    Czy może inne powody?
    Aktualnie czytam "Tajną wojne Churchila" B. Wołoszańskiego (znanego również jako TW "Ben") i temat mnie mocno interesuje.
    P.S.
    Już niebawem, za jakieś 50-siąt lat archiwa brytyjskie mają ponoć zostać otwarte. Ponoć....
    The author has edited this post (w 22.09.2014)
  • los
    Gibraltar to na 99% robota sir Winstona.
    Sikorski to nie Benesz, siedzący w moskiewskiej kieszeni.
    los
    A w kwestii Smolenska duzo mysle o innym obecnym Alliierte.
    Tu akurat sprawa moim zdaniem jest arcyboleśnie prosta. WSIoki zrobiły, Donek przyklepał, a Putin daje alibi. Zresztą awans Donka do Jewropy na to wskazuje.
    *
    A co do prof. Kieżuna. No cóż, może Coryllus ma rację....
    http://coryllus.salon24.pl/606859,moze-to-taki-plan
    The author has edited this post (w 22.09.2014)

    W jedności siła!

    "by logika i trzeźwość sądu nie stawała się pożywką dla rozpaczy udającej realizm" - Wróg Ludu
  • los
    W TV Republika
    prof. Kieżun
    :
    Jak pan Woyciechowski do mnie przyszedł i otworzyłem te dokumenty, zobaczyłem, że jestem TW, chciałem się zastrzelić. Mam jeszcze pistolet . Córka wytrąciła mi go z rąk.
    W Onecie
    prof. Kieżun
    :
    Polska jest w zagrożeniu. Trzeba robić wszystko, by budować poczucie patriotyzmu. Trzeba odwoływać się do naszej wspaniałej przeszłości, do bohaterstwa powstania warszawskiego, budować uczucie wobec kraju, bo jesteśmy cholernie zagrożeni! A oni robą wszystko, żeby to zniszczyć - żeby zohydzić powstanie, żeby zohydzić nas! Całe szczęście, że już nie jestem uzbrojony, bo bym nie wytrzymał! Całe szczęście dla tych sku…, że nie mam już pistoletu!
    W kwestii uzbrojenia nie jest relacja prof. Kieżuna spojna.
    Córka zabrała po prostu.
  • Moje zdanie o sprawie prof. Kieżuna

    Piotr Gursztyn
    Intencje i motyw to jedne z najważniejszych kryteriów ocen w debacie publicznej. To jest najsłabsza strona rozliczenia profesora.
    Gdy pierwszy raz dowiedziałem się o tym, że mój tygodnik pisze o TW-przeszłości prof. Witolda Kieżuna miałem charakterystyczny odruch. Pomyślałem - a dowiedziałem się o tekście pp. Cenckiewicza i Woyciechowskiego dzień przed jego upublicznieniem - że jest to odwet za postawę profesora w dyskusji o sensie Powstania Warszawskiego. Bardziej konkretnie: za to, że prof. Kieżun ostro krytykował tezy Piotra Zychowicza, a tym samym wspierającego go Sławomira Cenckiewicza.
    Wyraziłem dobitnie to swoje zdanie na coponiedziałkowym zebraniu kierownictwa i publicystów tygodnika "Do Rzeczy". Nie ja jeden byłem tam tego zdania. W burzliwej dyskusji przekonywano mnie, że nie mam racji i że nie to było powodem publikacji. Czy dałem się przekonać? Szczerze? Tylko w niewielkim stopniu.
    Osobną sprawą jest fakt kontaktów profesora z SB i odpowiedź na pytanie, czy jego bohaterska przeszłość daje mu stuprocentowy immunitet. Otóż, moim zdaniem nie. Profesorowi należy się szacunek za czyny, delikatność ze względu na wiek i prawo - tak jak każdemu człowiekowi - do przedstawienia swych racji. Ale nie może być żadnego cenzorskiego zapisu. Nie może być naszych i waszych, równych i równiejszych. Zasada jest jedna dla wszystkich.
    Problem jest w czym innym. W wiarygodności intencji autora. Konkretnie jednego i tego bardziej kojarzonego z tygodnikiem "Do Rzeczy". Czyli Sławomira Cenckiewicza. Gdyby jedynym autorem artykułu o Witoldzie Kieżunie był Piotr Woyciechowski nie pisałbym tego tekstu, bo nie jest on znany jako uczestnik wcześniejszych sporów z profesorem.
    Sławomir Cenckiewicz był i jest uczestnikiem sporu o sens Powstania Warszawskiego. Jego sądy były mocne i często brutalne. Po przeciwnej mu stronie głos zabierał prof. Kieżun. Dzisiaj sytuacja wygląda tak, że Cenckiewiczowi w tym sporze znudziło się sięgać po argumenty merytoryczne, więc walnął teczką. Przyjmuję możliwość, że to ocena niesprawiedliwa. Że zbiegły się dwie rzeczy - jego kwerenda archiwalna z działalnością polemisty. Ale jeśli nawet tak jest, to jest to sytuacja skrajnie niezręczna (eufemistycznie ujmując). Będąc w takim położeniu wstrzymałbym się przed publikacją, która byłaby oceniana jako zemsta. Zakładając niewinną naiwność Cenckiewicza trzeba zauważyć, że sam dał argumenty swoim przeciwnikom i zwykłym niedowiarkom. Zwłaszcza, że w swoim artykule wyjawił, co go skłoniło do jego napisania. Otóż nie było to nagłe odkrycie dokumentów, jak zazwyczaj bywa z lustracyjnym newsami, ale publiczna aktywność profesora. I to ostatnia, nie ta sprzed lat. Np. z momentu, gdy był członkiem komitetu honorowego Lecha Kaczyńskiego w 2005 r., o czym Cenckiewicz - jak biograf prezydenta - powinien dobrze pamiętać. Wspominam o tym, bo uważam to za przemilczenie.
    Moi oburzeni koledzy zarzucali mi, że moje podejrzenia są niesprawiedliwe. Być może. Ale powinni w takim razie zadbać o to, aby autor oskarżycielskiego artykułu nie popełnił tylu niezręczności. A one i ogólne okoliczności dotyczące wcześniejszej debaty o sensie Powstania podważają wiarę w intencje i motywy. Nie ja jeden - co łatwo zauważyć - mam te wątpliwości.
    http://gursztyn.dorzeczy.pl/id,4302/Moje-zdanie-o-sprawie-prof-Kiezuna.html
  • Co za zbieg okoliczności!

    Żaden człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.
  • Moim zdaniem są tu dwie, silnie związane ze sobą sprawy.
    Jedną jest czas, sposób i intencja wywołania tematu. I tu w zasadzie nie ma o czym dyskutować
    - bez okularów widać, że sprawę wyciągnięto w celu "przywalenia" niewygodnemu polemiście. Trzeba jednak przyznać, że redakcja próbuje zachować pozory obiektywność w tym samym numerze pozwalając profesorowi ustosunkować się do stawianych mu zarzutów.
    Drugą jest uwikłanie profesora we współpracę z SB. Niestety wydaje się, że jakaś forma takiej współpracy była.
    Wyjaśnienie profesora wskazuje, że mógł on niestety popełnić typowy błąd ludzi świadomych swojej inteligencji i zlekceważyć przeciwnika. Wiara, że SB-cje da się jednoosobowo ogrywać nikomu nie szkodząc nie tylko w jego wypadku okazała się szkodliwa...
  • pawel.adamski
    Jedną jest czas, sposób i intencja wywołania tematu.
    I wybor osoby lustrowanej. Wiem, kazdy powinien zostac zlustrowany ale akurat zlustrowali nie kazdego a prof. Kiezuna.

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • los
    pawel.adamski
    :
    Jedną jest czas, sposób i intencja wywołania tematu.
    I wybor osoby lustrowanej. Wiem, kazdy powinien zostac zlustrowany ale akurat zlustrowali nie kazdego a prof. Kiezuna.
    To między innymi miałem na myśli pisżąc o intencji.
  • No wlasnie. I jeszcze w sprawie "kazdy powinien zostac zlustrowany." Jesli bedzie to naprawde kazdy ale to kazdy, to nie ma o czym mowic - babcia i dziadek tez. Ale jesli nie lustrujemy tych wszystkich na raz tylko po kolei, gdzie na liscie powinien znalez sie prof. Kiezun?
    Obawiam sie, ze nie pod numerem jeden.
    Raz - nie jest ani politykiem ani dziennikarzem ani biznesmenem, nie jest nikim, kto ma szanse odegrac jakas role w naszym zyciu. Jest tylko bardzo starym czlowiekiem, ktory jakims cudem tyle lat przezyl w dobrej formie. Ale juz dlugo zyc nie bedzie.
    Dwa - za wyslugiwanie sie komunie kara powinna byc ale czy za bycie podrzednym i nie bardzo dobrowolnym pomagierem powinna byc to kara smierci? A wstrzas czlowieka w tym wieku jest w stanie zabic. Idzie na to, ze jak dotad nie zabil, ale dwaj autorzy slynnego tekstu musieli to brac pod uwage.
    Trzy - jesli prof. Kiezun jakies zlo uczynil, to mam wrazenie, ze stara sie je naprawic, a nie brnie dalej w niegodziwosci jak inne duzo bardziej znaczace osoby.
    The author has edited this post (w 23.09.2014)

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • Żaryn
    Nie mam żadnych podstaw, aby kogokolwiek oskarżać o złe intencje.
    Nie prosze pana, sa takie podstawy, co wiecej PP. Cenckiewicz i Woyciechowski przyznaja sie do nich wprost:
    Cenckiewicz i Woyciechowski
    Bezpośrednią inspiracją do przygotowania tekstu były dwie okoliczności:
    wyjątkowa aktywność prof. Kieżuna
    , którą umożliwiły mu zwłaszcza prawicowe media, oraz
    postawa tych, którzy znając prawdę
    o jego uwikłaniu w kontakty z SB, w dalszym ciągu kreowali jego wizerunek bez skazy
    .
    To ponad wszelka watpliwosc sa zle intencje.
    The author has edited this post (w 23.09.2014)

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • Zgadzam się z losem. Krótko, na temat, adekwatnie.
  • Zgadzam się z 7mym.
  • 7my
    Z tymi karami za wysługiwanie się komunie to bym uważał, to jest tak że my którzy w tamtych czasach nie żyliśmy nie rozumiemy pewnych rzeczy, komuna poza latami czterdziestymi i osiemdziesiątymi była formą, z która ludzie w przytłaczającej większość byli pogodzeni,
    aby jakoś żyć, realizować swoje życie, musieli się w pewnym sensie wysługiwać, iść na miliony codziennych kompromisów, które były związane a to z czapkowanie u naczelnika gminy o przydział na eternit na stodołę, u jakiegoś esbeka o paszport, czy współdziałać z jakimiś partyjnymi bucami aby coś stworzyć, zbudować, zorganizować.
    Rozpatrywanie życia milionów ludzi w latach 50-tych, 60-tych czy 70 –tych w kategoriach znanych z rzeczywistości okupacji niemieckiej jest totalną aberracją.
    A ktos tak to rozpatruje? Niemniej - byli ludzie, ktorzy na owe kompromisy nie szli i za to placili. Znam ich sporo. Ujawnienie prawdziwych przyczyn, dlaczego to jednego wyslano na stypendium a drugiego nie wyslano, byloby jakims symbolicznym uznaniem porzadku rzeczy.
    I znowu - ogolna regula do indywidualnych przypadkow powinna byc stosowana z wyczuciem. Jak nie ujawniacie kurestwa [tu dluga lista osob], ktore zyja jak paczki w masle i w ktorych zyciu bylo tylko kurestwo, to odpusccie 92-letniemu dawnemu bohaterowi i osobie poza owym epizodem bardzo zasluzonej. Znowu pojawia sie temat porzadku rzeczy.
    BTW - czy zauwazyliscie co sie dzieje z wyznawcami Zychowitza? Wszyscy rowno i wlasciwie bez wyjatkow blyskawicznie zsuwaja sie na dno. Dotyczy to tez naszych bylych kolegow z pewnego forum. Jak kto nie czuje siarki, laryngolog czeka.

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • [quote="
    WK: Po rozmowie, podczas której
    Szlubowski prosił mnie o protekcję dla syna, powiedział, że będzie zobowiązany, gdy napiszę, że zobowiązuję się do zachowania w tajemnicy całości przeprowadzonej rozmowy. I ja to napisałem
    .
    Bo zdawałem sobie sprawę z tego, że on był zagrożony, gdybym to - prośbę o protekcję dla jego syna - ujawnił. I ja, co chciałem, to wszystko potem mogłem zrobić. Gdy opóźniało się wydanie mi paszportu, to dzwoniłem do niego i krzyczałem: do cholery ciężkiej, co wy robicie, skurw…, szybko dawajcie mi paszport! I on mówił: dobrze, zaraz Pan dostanie. Miałem go w ręku. Nawet Amerykanie się śmiali. Ale potem okazało się, że kontrwywiad PRL wykrył moje kontakty z Amerykanami.[/quote]
    ... czyli - jak rozumiem- jest to jedyny podpisany dokument mający świadczyć o zobowiązaniu do współpracy...?
    Jeśli tak - to lustratorzy cienko przędą.
    Jest jeszcze aspekt psychologiczny; żołnierz, który w czasie Powstania, konspiracji, więzienia stale ogrywał wrogów (bo musiał) i po tym wszystkim wyszedł z tego z życiem - ma już we krwi ogrywanie. Mało tego, wierzy w swoją szczęśliwą gwiazdę, bo skoro Opatrzność wyprowadziła go z prawdziwie ciężkich opresji, to ogrywanie gierkowskich esbeków jest - przy tym, co wczesniej przeżył-  "małym piwem".  Człowiek, który miał na karabinie 42 kreski- jest w stanie podjąć kazdą grę. Można to nazwać gotowością do ryzyka, pewnością siebie, odwagą.
    Bylam swiadkiem podobnego przypadku. Komendantka Wojskowej Slużby Kobiet w AK, komendantka mojej Mamy - znalazła się na liście Wildsteina. Bo swego czasu była w Korei jako tłumaczka i prawdopodobnie musiała podpisac jakis papier.  Była po syberyjskim obozie, odznaczenia z Londynu - identyczne jak u prof. Kiezuna. Też zrobiła karierę na UW, z tym, że wojna nie skończyła się dla niej w 45 roku, ona przez całe zycie prowadziła swoja wojnę, głównie z "kolegami" i "koleżankami" z Uniwersytetu, z resortowymi dziećmi. Mozna o niej napisac powieść, moi rodzice nigdy nie zwątpili w jej patriotyzm, a Tato powtarzał, że ona jedna jest warta więcej niz dziesięciu przeciętnych zołnierzy i jeśli konspirować to tylko z kimś takim jak ona. Kiedy dowiedziała się, że jest na liście Wildsteina, połknęła truciznę. Odratowano ją i złożyła pozew o rozprawę lustracyjną. Nie dożyła konca procesu, bo zmarła. Jej filozofia była taka: nie zniszczyli mnie ani hitlerowcy, ani ludzie Sierowa, nie pozwolę by zniszczyły mnie pomniejsze gnidy w rodzaju Geremka. Była dziekanem na UW, do końca dawała świadectwo o historii II w.ś. na terenach łomżyńskich. Tacy jak ona i prof. Kieżun, urodzeni dowódcy, nigdy nie wycofują się z życia, prowadzą swoją wojnę do końca.

    Żaden człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.
  • Jesli o mnie idzie, to moje upodobanie do rozszczepiania wlosa na czworo nie pozwoli mi dac sie wkrecic w bijatyke na sztachety.
    Cenckiewicz i Woyciechowski zachowali sie niegodziwie, nawet jesli prof. Kiezun nie jest kandydatem do natychmiastowej kanonizacji.
    The author has edited this post (w 23.09.2014)

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.