KazioToJa napisal(a): Gotowej pasty nie trzeba pasteryzować.
Czy dobrze zrozumiałam - zakręcam słoik i już? Jak długo wytrzymuje?
wg przepisu to wystarczy. Zakrętki ładnie wklęsły, sos znam dopiero od dwóch tygodni. Widzę, że to rodzaj marynaty (ocet, cukier+olej), powinno spokojnie stać przez wiele miesięcy.
Paprykę oczyścić i zmielić w malakserze lub maszynce do mielenia. Wymieszać z innymi składnikami i gotować przez około 15 minut. Na sam koniec dodać ząbek czosnku i gotować kolejne 15 minut. Gorącą pastę przełożyć do słoików. Gotowej pasty nie trzeba pasteryzować.
Uwagi - papryki ważę już obrane. Ostra papryka w tej ilości zanika tzn sos ma dobry smak a nie piecze nawet dzieci, ale warto pamiętać, żeby ją przygotowywać w rękawiczkach.
Ha! Zrobiłam. Po raz pierwszy (niemal) dokładnie według przepisu i nie próbując przed zakończeniem pierwszego gotowania. Pyszota.
Uwagi: - dziubdziania przy papryczkach jednak sporo, dlatego zrezygnowałam z przygotowanych wcześniej suchych (rence mnie już bolały) w sumie wyszło mi mniej niż 20 dkg. I całe szczęście - gdyż jest to nielichy zajzajer... Kaziowe dzieci najwyraźniej baaaaaardzo odporne
Zatem do zmielenia poszło 20 dkg świeżych chili i nie wiem, ile ważyły po wypatroszeniu. Pewnie z połowę. I tej drugiej porcji w sosie już bym nie strawiła.
Podsumowując, wielkie i serdeczne dzięki za rewelacyjny przepis. :-*
Pani_Łyżeczka napisal(a): 80l ile osób to będzie piło w jakim czasie? Na cholerę Ci tyle Alko?
Mamy 52 tygodnie rocznie czyli pijąc jedną butelkę tygodniowo 0.75 - śmieszna ilość. To już daje coś pod 40 litrów.
A to da się znajomym coś czasem albo większa okazja i chwila moment i nie ma. Mam jeszcze klarujący się banan 15 litrów ale to nie z tego roku oraz z 20 litrów śliwki i 25 litrów gruszka - jabłko. + małe ilości zapasów z poprzednich lat już zabutelkowanych.
Suszę kanie w piekarniku. Wczoraj znalazłam na łące kilkanaście sztuk wielkich jak berety. Te małe zostawiłam, żeby urosły. A w lesie - zero grzybów, tylko psie.
Brzost napisal(a): W lesie to grzyby były jakiś miesiąc temu.
U nas były w niewielkich ilościach. Ciekawe, że podgrzybki były tylko te jasne, płaskie. Wcale nie było cudnych, czarnych zamszowych "beczułek", czyli tych późnych.
Już nie marudzę, bo pojawiły się i u nas (40 km od Wrocławia). Cudne, zamszowe, młodziutkie. Wczoraj nazbieraliśmy koszyk, dzisiaj niecały, bo już ludzie się zwiedzieli, ale i tak jestem usatysfakcjonowana. Nogi mnie bolą i na kilka dni wystarczy.
Z dziejów Przetworów. Przestroga! Od lat robię powidło-dżemy wieloowocowe. Najpierw wiśnia, którą podsmażam, słoikuję i wstawiam do lodówki. Czeka tam na sezon śliwek, jabłek i gruszek. Robię te owoce osobno, śliwki jako powidła, jabłka jako mus, gruszki lekko obgotowuję. Potem wszystko to mieszam w jednym garze. Gdy się przegryzą i uzyskają odpowiednią konsystencję, wkładam niemal wrzące do wygotowanych słoików. W sam środek upycham kawałek jeszcze twardawej gruszki. To ona daje pożądany aromat. Z cukrem nie przesadzam. Aha, do tego jeszcze agrest, jeśli jest do kupienia, który mocno to żeluje. Efekt końcowy: niebo w gębie. Niestety, w tym roku mnie podkusiło i na koniec dodałam do rondla kilka (słownie kilka) malin. Skutek straszny. Wszystko przeszło malinami - i wyszedł jakiś dziwny, jakby zatęchły wyszedł. Cały efekt zepsuty. Wniosek: precz z malinami w dżemie wieloowocowym! Zjeść się da, ale to już nie to.
posix napisal(a): Ktoś w rodzinie robił dżem z malin. Fatalny.
Jagoda maliny to w większości pestka (morfologicznie jest pestkowcem i odmianą jeżyny), i de facto grono jagód (owoc zbiorowy) na stożkowatym dnie kwiatowym.
To niesamowite, co robi nasz mózg z maliną! Cała jest hmm-pycha-niebowgębie, a przetarta - kwaśne, zgrzytające pestki w zębach...
posix napisal(a): Ktoś w rodzinie robił dżem z malin. Fatalny.
Ja robię konfiturę malinowa i ona do herbaty dobra jest. ; Natomiast bezprzecznie najlepszym wyrobem z malin jest likier malinowy, Im starszy tym lepszy, ale u nas nigdy nie doczekał zadnego powazniejszego wieku.
Komentarz
Jak długo wytrzymuje?
Po raz pierwszy (niemal) dokładnie według przepisu i nie próbując przed zakończeniem pierwszego gotowania.
Pyszota.
Uwagi:
- dziubdziania przy papryczkach jednak sporo, dlatego zrezygnowałam z przygotowanych wcześniej suchych (rence mnie już bolały) w sumie wyszło mi mniej niż 20 dkg. I całe szczęście
- gdyż jest to nielichy zajzajer... Kaziowe dzieci najwyraźniej baaaaaardzo odporne
Zatem do zmielenia poszło 20 dkg świeżych chili i nie wiem, ile ważyły po wypatroszeniu. Pewnie z połowę. I tej drugiej porcji w sosie już bym nie strawiła.
Podsumowując,
wielkie i serdeczne dzięki za rewelacyjny przepis.
:-*
20 litrów wiśni
10 litrów czereśni
5 litrów limonka mandarynka
15 litrów pomarańczowego wina
5 litrów malin
25 litrów truskawek.
Winogrona mi pomarły więc nie robię.
Został mi tylko głóg. Będę zbierał w tym tygodniu.
Na cholerę Ci tyle Alko?
A to da się znajomym coś czasem albo większa okazja i chwila moment i nie ma. Mam jeszcze klarujący się banan 15 litrów ale to nie z tego roku oraz z 20 litrów śliwki i 25 litrów gruszka - jabłko. + małe ilości zapasów z poprzednich lat już zabutelkowanych.
Warto sie poświęcić, obierać i mrozić.
Już pokrojone
Maślak to rarytas
Peppers z Kieleckiego.
dziś reklama online szkoleń z kiszenia/zakwaszania
również ciekawe brzmienia
Od lat robię powidło-dżemy wieloowocowe. Najpierw wiśnia, którą podsmażam, słoikuję i wstawiam do lodówki. Czeka tam na sezon śliwek, jabłek i gruszek. Robię te owoce osobno, śliwki jako powidła, jabłka jako mus, gruszki lekko obgotowuję. Potem wszystko to mieszam w jednym garze. Gdy się przegryzą i uzyskają odpowiednią konsystencję, wkładam niemal wrzące do wygotowanych słoików. W sam środek upycham kawałek jeszcze twardawej gruszki. To ona daje pożądany aromat. Z cukrem nie przesadzam. Aha, do tego jeszcze agrest, jeśli jest do kupienia, który mocno to żeluje. Efekt końcowy: niebo w gębie.
Niestety, w tym roku mnie podkusiło i na koniec dodałam do rondla kilka (słownie kilka) malin. Skutek straszny. Wszystko przeszło malinami - i wyszedł jakiś dziwny, jakby zatęchły wyszedł. Cały efekt zepsuty. Wniosek: precz z malinami w dżemie wieloowocowym! Zjeść się da, ale to już nie to.
Moje ulubione to śliwkowe powidła oraz żurawinowa galaretka.
i de facto grono jagód (owoc zbiorowy) na stożkowatym dnie kwiatowym.
To niesamowite, co robi nasz mózg z maliną! Cała jest hmm-pycha-niebowgębie, a przetarta - kwaśne, zgrzytające pestki w zębach...
Natomiast bezprzecznie najlepszym wyrobem z malin jest likier malinowy,
Im starszy tym lepszy, ale u nas nigdy nie doczekał zadnego powazniejszego wieku.
ale likier wg Cwierczakiewiczowej bardziej pachnący, dlatego pisalam o nim
Piołunówkę polecam - na żołądek oczywiście