to nie musi być złe: zobaczcie w budowlance. zatrudniają na czarno żeby uniknać ZUS. Dajmy na to wartość robót 100 tys. z tego powiedzmy 50 tys.realnie dla 4 pracowników przez 4 miesiące co zwieksza podstawę opodatkowania i dochodowy wzrasta o 10 tys ale ZUS kosztowalby 14 tys.. (oczywiście firmy muszą kombinować zbijają dochód, oszukuja , kupują koszty... Pracodawca płaci za siebie 4 tys. z hakiem czyli koszta 14 tys. oszczednosć dalej 4 tys. Gdyby jednak ZUS był ustawiony powiedzmy 5 % od dochodu zapłaciłby 2,5 tys ZUS + dopłaca 10 tys. dochodowego od pracowników i 2,5 tyś od siebie. Razem 15 tys. Praktycznie to samo jak przy wersji na czarno. do ZUS wędruje 1 tys. wiecej
Jest róznica?
Już nie mówię , ze to sprzyjałoby zatrudnieniu i uszczelniało system.
@dyzio Problemem jest to,że wg zapowiedzi, którą słyszałem ZUS miął być liczony od przychodu a nie dochodu. Rozumiem, że takie rozwiązanie miałoby być batem na cwaników, którzy przy stosowaniu różnego rodzaju machlojek potrafią wykazywać niemal zerowy zysk lub wręcz straty ze świetnie funkcjonujących przedsiębiorstw. Tyle, że to domena raczej dużych firm z kapitałem międzynarodowym a nie samozatrudnionych. A to, że istnieją branże, w których niewielki zysk wypracowuje się ogromnym przychodem jest przecież faktem..
W przypadku sektora usług (czyli m.in. ogólnie pojętego budownictwa) problemy są takie, że mała ilość zleceń wymusza konkurencję między oferentami i redukcję marż. Wygrywa ten, który zarobi najmniej. Potem wystarczy kilka przeoczonych w projekcie pułapek i wykonawca ląduje pod wodą. Poprawne zrealizowanie kontraktu nie daje żadnych wielkich profitów na najbliższa przyszłość, bo wszystkie zarobione dutki są zjadane na bieżąco i po skończeniu jednej roboty trzeba mieć w zanadrzu następną. Jesli się nic nowego nie znalazło, to bieda, bo pensje ludziom trzeba płacić i ZUS i podatki od płac. Straty z trzech miesięcy bez zleceń, odrabia się później przez resztę roku. Takie są polskie realia. To, czy prezes jeździ Fiatem Punto czy Audi Q7 oraz czy urlopuje się na Bali, jest bez znaczenia dla wyników firmy. Ekstrawagancje właściciela którymi regularnie ekscytują się jego pracownicy - jeśli nie przekraczają pewnego pułapu - praktycznie nie mają wpływu na kondycję przedsiębiorstwa.
Skąd tendencje do omiania zatrudnienia na etacie, ZUS, etc.? Ano po pierwsze stąd, że firma Kowalskiego generuje większe koszty niż Nowaka, który od dawna zatrudnia wszystkich na umowy o dzieło. Po drugie, horda pracowników na etacie w przypadku chwilowego nawet zmniejszenia ilości zleceń, to balast nie do uniesienia, bo trzeba zapłacić PIT, ZUS i VAT od wynagrodzeń. Tak naprawdę, państwo samo sobie ściągnie pieniądze z konta po upływie dwóch tygodni od terminu wymagalności.
Pokusa zatrudniania ludzi poza Kodeksem Pracy, bierze się więc z instynktu samozachowawczego. Winnym jest w pierwszej kolejności państwo - organizator niehumanitarnej ekosfery gospodarczej i jej aktywny współuczestnik. W drugiej kolejności winny jest pracodawca, który uległ pokusie.
To o czym koleżeństwo pisze, może być rozwiązaniem dobrym jak i całkowicie nietrafionym. Trudno cokolwiek sensownego powiedzieć bez wiedzy o detalach. Znając dotychczasową praktykę, jestem pesymistą, a to dlatego, że osoby zajmujące się podobnymi problemami w przeszłości można podzielić bez reszty na dwie kategorie: (a) niekompetentnych teoretyków i (b) kompetentnych cyników a'la Modzelewski, banksterzy, etc.
extraneus napisal(a): Tow. SIERAKOWSKI (nota bene objawił się dziś jako komentator ekonomiczny w EKG TokFM) płakusiał, że BIERECKI jest typowany na szefa KNF.
Kolejna instytucja, w której zapanuje moda na garnitury w kolorze ciepłego brązu?
Nie znam się na tym, ale intuicyjnie jestem za panem Mechem. Pasuje mi na gościa od pieniędzy: skupiony i nie ma parcia na szkło. Dobry kupiec liczy pieniądz na zapleczu sklepu.
Minister KOWALCZYK w TVN24: nie można znaleźć chętnych do pracy na stanowiska podsekretarzy stanu: nikt nie chce pracować za 5 tysięcy... ech, co za ciul! Więcej takich nam trzeba...
System wynagrodzeń na wyższych stanowiskach w administracji jest chory. Jest chory we wszystkich krajach demokratycznych Zachodu, a w Polsce jest ciężko chory. Wszędzie w tych demokracjach wysocy urzędnicy mają większą odpowiedzialność i wpływ na życie ludzi niż managerowie w sferze komercyjnej na podobnych stanowiskach, a zarabiają znacznie mniej - czasem nawet o 80 %. Do tego są pod większą kontrolą opinii publicznej, mediów i znacznie bardziej zagrożeni procesami i atakami politycznymi. Podsekretarz Stanu to odpowiednik co najmniej członka zarządu dużej spółki giełdowej, który zarabia od 25-ciu do 100-u tysięcy na miesiąc. 5 tysięcy na takim stanowisku to jest kpina. Dlatego poprzednie rządy dawały takim ludziom stanowiska w radach nadzorczych - po kilka po parę tysięcy, a zaprzyjaźnione instytucje i przedsiebiorstwa płaciły im za występy na konferencjach, seminariach, zatrudniały pociotków itp. Do tego dochodziły dodatkowe social benefits: mieszkania, wyjazdy, szkolenia itp dla nich a często i dla rodziny. Pewnie jest kilkanaście innych sposobów których nie znam bo wyższej administracji unikam.
Cała wypowiedź miała inny kontekst, bo mówił też o tym, że szefowie departamentu zarabiają więcej, a teoretycznie są niżej w hierarchii.
A na niepewne i niesamodzielne stanowisko w Warszawie za 5 tys. mogą przyjść tylko 3 typy ludzi: ideowcy, złodzieje albo tacy, co sobie nie radzą. Rozumiem, że dwóch ostatnich grup nie chcą brać, ale z tego wynika, że brakuje pierwszej. "Żniwo wielkie tylko robotników mało" to był już problem w czasach "pierwszych" rządów.
extraneus napisal(a): Minister KOWALCZYK w TVN24: nie można znaleźć chętnych do pracy na stanowiska podsekretarzy stanu: nikt nie chce pracować za 5 tysięcy... ech, co za ciul! Więcej takich nam trzeba...
Absolutnie pani Bieńkowska ma w tej kwestii rację. Wiceministrowie powinni mieć uposażenia co najmniej 10.000, może raczej 20.000. Stanowiska rządowe i wysokie stanowiska urzędnicze to powinny być prestiżowe posady, o które ludzie by się starali, a nie takie gdzie trzeba robić łapankę, bo dobry specjalista w swojej branży zarabia więcej i po co mu się z całą tą rządową awanturą szarpać. Jak to mówił jeden mój znajomy kapitan, szukając załogi nie można za bardzo oszczędzać, bo you pay peanuts, you get monkeys.
Mogę tylko powtórzyć: zgoda, ale nie w tym momencie. Gdybym oglądał niemieckie telewizje dla Polaków, pewnie nie zdziwiłbym się, gdybym zobaczył nieustanne przywoływanie tego cytatu z pana ministra.
Zdziwię się bardzo jeżeli ten bon mot nie będzie w najbliższych dniach (a może i tygodniach) powtarzany na okrągło i odmieniany w przeróżnych przypadkach i deklinacjach przez mendialnych. Oj bardzo. Uznam wówczas, że minister Kowalczyk nic takiego nie wypuścił paszczo (albo drugim końcem)
Niestety problemem jest to, że trzeba jakoś dokończyć łapankę wiceministrów i dyrektorów departamentów. I jest to sprawa niebanalna. Nadto, Manitou osobiście uwarza rze wysokim urzędnikom państwowym hajs nie jest potrzebny, a jeśli komuś potrzebny jest, to niech go szuka w biznesie. To i ludzie szukają, a zaszczytnym propozycjom zostania wiceministrem z zakłopotaniem odpowiadają, że niestety ich na tak kosztowne hobby nie stać.
Ja marzyłabym o pracy z panem Antonio w dziale szpiegowskim, np. w wywiadzie wojskowym,, bo mam własne sposoby testowania prod kątem przydatności do służby. do współpracy z zespołem, cech charakteru, inteligencji, empatii, lojalności wobec szefa i kolegów., stosunku do pieniędzy itp. Gdybym dostała pół etatu, byłabym szczęśliwa. Serio. To jest to, co bym lubiła. Gdybym miała dobre referencje - bez zastanowienia. Może nawet poproszę jedną z forumkowych przyjaciółek o podparcie? >:/ By the way - gdzie mieści się MON?
Acha, to może przy okazji poinformuję, że jest praca dla kerowniczki sekretariatu w znajomym wydawnictwie, na cały etat.Można się wszystkiego przyuczyć, bo tam nie ma przesadnego ruchu, ale szef by wolał kogoś, kto już pracował w jakimś wydawnictwie i zna cykl produkcyjny ksiażki. Miejsce jest super, róg Nowego światu i Wareckiej. Biuro malutkie, przyjemne, wszędzie blisko. a szef i żona niekonfliktowi zupełnie., kulturalni, bo on sam jest pisarzem. A, że mieszkają poza W-wą - nie siedzą na głowie całymi dniami.
Mania napisal(a): Acha, to może przy okazji poinformuję, że jest praca dla kerowniczki sekretariatu w znajomym wydawnictwie, na cały etat.Można się wszystkiego przyuczyć, bo tam nie ma przesadnego ruchu, ale szef by wolał kogoś, kto już pracował w jakimś wydawnictwie i zna cykl produkcyjny ksiażki.
O, to moja żona byłaby zainteresowana. Dziś niedziela, więc może jutro napisałaby na priv?
Mogę wziąść drugie pół i dojezdżać spod Świnoujścia ; ). Mam opracowaną koncepcję organizacji Obrony Terytorialnej/Gwardii Narodowej, rozpisaną na 20 lat.
Mogę wziąść drugie pół i dojezdżać spod Świnoujścia ; ). Mam opracowaną koncepcję organizacji Obrony Terytorialnej/Gwardii Narodowej, rozpisaną na 20 lat.
Nasi posłowie chcą chyba dojechać do świąt (które w hipermarketach i na ulicach miast w zasadzie już trwają), licząc na naturalne wyciszenie tematów politycznych. Sprawy ruszą dopiero w styczniu.
A co sądzicie o sprawie niejakiego SZOŁUCHY: związany z Mateuszem PISKORSKIM (sic!) i publikujący na przywoływanym tu welokrotnie geoportalu, wchodzi do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Komentarz
Gdyby jednak ZUS był ustawiony powiedzmy 5 % od dochodu zapłaciłby 2,5 tys ZUS
+ dopłaca 10 tys. dochodowego od pracowników i 2,5 tyś od siebie. Razem 15 tys.
Praktycznie to samo jak przy wersji na czarno. do ZUS wędruje 1 tys. wiecej
Jest róznica?
Już nie mówię , ze to sprzyjałoby zatrudnieniu i uszczelniało system.
Problemem jest to,że wg zapowiedzi, którą słyszałem ZUS miął być liczony od przychodu a nie dochodu. Rozumiem, że takie rozwiązanie miałoby być batem na cwaników, którzy przy stosowaniu różnego rodzaju machlojek potrafią wykazywać niemal zerowy zysk lub wręcz straty ze świetnie funkcjonujących przedsiębiorstw. Tyle, że to domena raczej dużych firm z kapitałem międzynarodowym a nie samozatrudnionych. A to, że istnieją branże, w których niewielki zysk wypracowuje się ogromnym przychodem jest przecież faktem..
Skąd tendencje do omiania zatrudnienia na etacie, ZUS, etc.? Ano po pierwsze stąd, że firma Kowalskiego generuje większe koszty niż Nowaka, który od dawna zatrudnia wszystkich na umowy o dzieło. Po drugie, horda pracowników na etacie w przypadku chwilowego nawet zmniejszenia ilości zleceń, to balast nie do uniesienia, bo trzeba zapłacić PIT, ZUS i VAT od wynagrodzeń. Tak naprawdę, państwo samo sobie ściągnie pieniądze z konta po upływie dwóch tygodni od terminu wymagalności.
Pokusa zatrudniania ludzi poza Kodeksem Pracy, bierze się więc z instynktu samozachowawczego. Winnym jest w pierwszej kolejności państwo - organizator niehumanitarnej ekosfery gospodarczej i jej aktywny współuczestnik. W drugiej kolejności winny jest pracodawca, który uległ pokusie.
To o czym koleżeństwo pisze, może być rozwiązaniem dobrym jak i całkowicie nietrafionym. Trudno cokolwiek sensownego powiedzieć bez wiedzy o detalach. Znając dotychczasową praktykę, jestem pesymistą, a to dlatego, że osoby zajmujące się podobnymi problemami w przeszłości można podzielić bez reszty na dwie kategorie: (a) niekompetentnych teoretyków i (b) kompetentnych cyników a'la Modzelewski, banksterzy, etc.
A Biereckiego do NBP.
X_X
:!!
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
A na niepewne i niesamodzielne stanowisko w Warszawie za 5 tys. mogą przyjść tylko 3 typy ludzi: ideowcy, złodzieje albo tacy, co sobie nie radzą.
Rozumiem, że dwóch ostatnich grup nie chcą brać, ale z tego wynika, że brakuje pierwszej. "Żniwo wielkie tylko robotników mało" to był już problem w czasach "pierwszych" rządów.
Stanowiska rządowe i wysokie stanowiska urzędnicze to powinny być prestiżowe posady, o które ludzie by się starali, a nie takie gdzie trzeba robić łapankę, bo dobry specjalista w swojej branży zarabia więcej i po co mu się z całą tą rządową awanturą szarpać.
Jak to mówił jeden mój znajomy kapitan, szukając załogi nie można za bardzo oszczędzać, bo you pay peanuts, you get monkeys.
Nadto, Manitou osobiście uwarza rze wysokim urzędnikom państwowym hajs nie jest potrzebny, a jeśli komuś potrzebny jest, to niech go szuka w biznesie.
To i ludzie szukają, a zaszczytnym propozycjom zostania wiceministrem z zakłopotaniem odpowiadają, że niestety ich na tak kosztowne hobby nie stać.
Acha, to może przy okazji poinformuję, że jest praca dla kerowniczki sekretariatu w znajomym wydawnictwie, na cały etat.Można się wszystkiego przyuczyć, bo tam nie ma przesadnego ruchu, ale szef by wolał kogoś, kto już pracował w jakimś wydawnictwie i zna cykl produkcyjny ksiażki. Miejsce jest super, róg Nowego światu i Wareckiej. Biuro malutkie, przyjemne, wszędzie blisko. a szef i żona niekonfliktowi zupełnie., kulturalni, bo on sam jest pisarzem. A, że mieszkają poza W-wą - nie siedzą na głowie całymi dniami.
A w meritum: no to może po prostu złóż wniosek o przyjęcie?
@Pantalej - może faktycznie trzeba złożyć wniosek?