Rafał napisal(a): Mnie tam milczenie totalnej, w szczególności PO, cieszy. A JarKacz? Nie musi się wcale wypowiadać. Nikomu to nie jest potrzebne. Potrzebny jest raport, a nie opinia Jarkacza.
tak jest! potrzebny jest Raport, a nie brat brata; PJK jest wątkiem pobocznym historii
Ciekawym czy Premier Morawiecki i Jarkacz na dobre zamknęli "front smoleński". Wygląda że tak. Pytanie komu z ważnych tego świata on tak przeszkadzał; USA, UE czy Izraelowi? A jeśli przeszkadzał to dlaczego? A nawet jeśli to komuś z nich i wiemy dlaczego to czemu mamy się z tym liczyć?
Już pisałem: Jarosław Kaczyński nie jest decydentem w sprawie Smoleńska. Prywatnie może sobie przemilczać śmierć brata i bratowej. Polacy nie chcą przemilczeć śmierci Prezydenta i elity swojego Państwa. Nic JarKaczowi do tego. Wara manipulacjom i krętactwu w tej sprawie! Mam wciąż nadzieję że to tylko oczekiwanie na dobrze udokumentowany i pełen raport.
Składająca się z reprezentantów 46 państw komisja prawna Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy uchwalił rezolucję, która wzywa Rosję „do niezwłocznego zwrotu wraku i innych materiałów należących do państwa polskiego”.
(...)
„Projekt rezolucji wzywa zatem Rosję do niezwłocznego zwrotu wraku i innych materiałów należących do państwa polskiego. Powstrzymywanie się od zwrotu tych przedmiotów do Polski bez uzasadnienia prawnego jest równoznaczne z nadużywaniem praw, które może być postrzegane jako prowokacja"
(...)
Dodatkowo w raporcie odnotowuje się również wyniki badań komisji ds. ponownego zbadania katastrofy Tu-154M w Smoleńsku pod kierownictwem Antoniego Macierewicza.
(...)
(...)prawo bardzo jasno wskazuje, że Rosja winna zwrócić wrak oraz wszelkie materiały dotyczące śledztwa do Polski. Następnym krokiem w tej sprawie może być wniosek Rady Europy do ONZ o wszczęcie śledztwa.
Miejmy nadzieję, że jednak Smoczy Język ze swoimi gowinami i glińskimi nie zdecyduje się na szubienicę, ani nawet na kulę dla zdrajców słusznej sprawy, takich jak Macierewicz czy Binienda.
qiz napisal(a): Miejmy nadzieję, że jednak Smoczy Język ze swoimi gowinami i glińskimi nie zdecyduje się na szubienicę, ani nawet na kulę dla zdrajców słusznej sprawy, takich jak Macierewicz czy Binienda.
Dziesiątki holenderskich funkcjonariuszy, ekspertów i dyplomatów badających zestrzelenie malezyjskiego boeinga nad terytorium Ukrainy było systematycznie inwigilowanych przez rosyjskie służby specjalne – wynika z najnowszych ustaleń Holendrów. Nie pomogły im ani specjalne szkolenia, ani osłona kontrwywiadowcza. Jak łatwo musieli sobie Rosjanie poradzić z Polakami badającymi katastrofę smoleńską, pozbawionymi takiej osłony?
Za Smoleńsk rudemu i spółce należy się kara śmierci.
Holenderska telewizja RTL Nieuws ujawniła przed kilkoma dniami, że aktywność kilkudziesięciu holenderskich funkcjonariuszy, ekspertów i dyplomatów badających zestrzelenie boeinga odbywała się pod ścisłą kontrolą wywiadowczą rosyjskich, a przy okazji także ukraińskich służb specjalnych. Do bulwersujących doniesień dziennikarzy odniósł się m.in. premier Holandii Mark Rutte. W jaki sposób szpiegowano ekspertów? Do smartfonów i tabletów agenci wprowadzili sobie tylko znanymi metodami szpiegowskie oprogramowanie, które bez wiedzy użytkowników włączało mikrofony i kamery, przekazując dźwięk i obraz do szpiegujących. Transfer danych odbywał się za pomocą sieci Wi-Fi, które nagle się aktywowały i z którymi łączyły się urządzenia inwigilowanych osób. Holenderscy eksperci byli również podsłuchiwani bardziej tradycyjnymi metodami: w pokojach hotelu, w którym przebywali na Ukrainie, znaleziono „pluskwy”.
Po powrocie do Holandii uczestnicy delegacji – zaniepokojeni dziwnym zachowaniem się swoich telefonów, tabletów i laptopów – oddali je do badania holenderskiemu kontrwywiadowi. W wielu z nich znaleziono trudne do wykrycia oprogramowanie szpiegowskie. Część sprzętu była zainfekowana tak złośliwie, że podjęto decyzję o jego komisyjnym zniszczeniu. Według źródeł RTL Nieuws – dochodzenie dotyczące inwigilacji jednoznacznie wskazało na rosyjskie i ukraińskie służby specjalne.
W reportażu RTL Nieuws wypowiadający się anonimowo eksperci przyznawali, że nie są w stanie określić, ile i jak cennych informacji pozyskali w ten sposób Rosjanie. Nie ulega jednak wątpliwości, że straty informacyjne byłyby znacznie większe, gdyby Holendrzy przed wyjazdem nie podjęli wielu działań zapobiegawczych. Wszystkich uczestników ekipy dochodzeniowej przeszkolono w zakresie ochrony informacji: zabroniono im łączyć się z internetem poprzez Wi-Fi, nakazano przesyłać jedynie zaszyfrowane wiadomości, zorganizowano specjalne poufne konferencje z oficerami wywiadu. Jedna z instrukcji nakazywała chociażby odbywanie ważniejszych rozmów na temat katastrofy wyłącznie w budynku holenderskiej ambasady – i to tylko w określonych, zabezpieczonych pomieszczeniach. Ponadto – jak ujawnił RTL Nieuws – dla najważniejszych ekspertów z Holandii wynajęto w ukraińskim hotelu celowo całe piętro, które sprawdzono pod kątem możliwej inwigilacji. Zminimalizowało to poniesione straty, choć im nie zapobiegło.
Jak już wspomnieliśmy – na szokujące fakty ujawnione przez dziennikarzy RTL Nieuws zareagował sam premier Holandii. „Nie jesteśmy naiwni” – stwierdził, wyraźnie sugerując, że te agresywne działania nie są dla niego niespodzianką. Niestety, kiedy podobne informacje wyszły na jaw w związku z katastrofą smoleńską, zapadła cisza, a politycy odpowiedzialni za blamaż polskiego „śledztwa” zapadli się pod ziemię.
Co warte podkreślenia – polscy prokuratorzy i eksperci udający się do Rosji po tragedii smoleńskiej byli całkowicie pozbawieni osłony kontrwywiadowczej. Rosjanie mieli więc nieporównanie łatwiejsze zadanie niż w przypadku holenderskiej ekipy badającej zestrzelenie malezyjskiego boeinga.
Kilka miesięcy temu „GP” ujawniła jeden z przykładów takiej – najdelikatniej rzecz ujmując – niefrasobliwości. Otóż 16 kwietnia 2010 roku zbierający w Smoleńsku dowody polscy żandarmi wojskowi mieli wracać do kraju, ale okazało się, że wystąpił niespodziewany problem z samolotem. Z tego zadziwiającego „przypadku” skorzystali Rosjanie – a dokładniej funkcjonariusze FSB (Federalnej Służby Bezpieczeństwa) – oferując przedstawicielom Żandarmerii Wojskowej gościnę w zaproponowanym hotelu, wraz z sauną i kolacją. Żołnierze – albo z dziecinnej naiwności, albo pod presją swoich przełożonych (tego nie wiemy) – skorzystali z tej propozycji. W tym czasie FSB zadbała o dowody zebrane przez żołnierzy. Żandarmi zostawili je bowiem... na lotnisku w Briańsku, całkowicie bez nadzoru, w specjalnej „komórce”, której użyczyli im Rosjanie. Nie było więc nawet potrzeby wyrafinowanej inwigilacji telefonów, na jaką zdecydowano się wobec Holendrów.
Gdy w dniach 21–24 kwietnia 2010 r. doszło do drugiego pobytu wysłanników Żandarmerii Wojskowej w Rosji, znów – zamiast zbierać informacje i je chronić – swoją aktywność skupili oni na brataniu się z Rosjanami (tym razem nie tylko z FSB, lecz także z przedstawicielami Komitetu Śledczego przy Prokuraturze Generalnej Federacji Rosyjskiej). Żołnierze wymienili się nawet danymi teleadresowymi (!), a także wzięli udział w zorganizowanej przez stronę rosyjską imprezie „integracyjnej”. Gdzie w tym czasie były polskie służby specjalne?
Symptomatyczny jest tu dokument jednej z nich sporządzony 19 kwietnia 2010 r. w centrali w Warszawie, parafowany przez jej szefa i rozesłany do wszystkich struktur tej instytucji. Informuje się w nim m.in., że do polskich służb zgłosił się rosyjski pilot wojskowy, twierdzący, że katastrofa to wina Rosjan (świadka potraktowano jako prowokatora, chcącego zaszkodzić rosyjsko-polskiemu pojednaniu). Następnie pada wymowne zdanie: „Zakazuje się przekazywania [do Polski – przyp. „GP”] jakichkolwiek informacji na temat przyczyn katastrofy”.
do polskich służb zgłosił się rosyjski pilot wojskowy, twierdzący, że katastrofa to wina Rosjan (świadka potraktowano jako prowokatora, chcącego zaszkodzić rosyjsko-polskiemu pojednaniu).
najprawdopodobniej ten uczciwy Rosjanin stracił w ten sposób życie
Nie interesuje mnie prywatne hobby posła Macierewicza, informację o katastrofie smoleńskiej przyjmuję jedynie od premiera rządu. Zaraz, czy on w ogóle wie, że coś niedobrego się w Smoleńsku stało? Nie pamiętam, by się wypowiadał.
do polskich służb zgłosił się rosyjski pilot wojskowy, twierdzący, że katastrofa to wina Rosjan (świadka potraktowano jako prowokatora, chcącego zaszkodzić rosyjsko-polskiemu pojednaniu).
najprawdopodobniej ten uczciwy Rosjanin stracił w ten sposób życie
Za wydanie go Ruskim powinno być wieloletnie ciężkie więzienie lub zwyczajnie czapa.
Komentarz
potrzebny jest Raport, a nie brat brata; PJK jest wątkiem pobocznym historii
http://wnet.fm/kurier/fakty-kontra-fotelowi-eksperci-artymowicz-lasek-czachor-braun-g-p-jorgensen-kurier-wnet-28-201/
(...)
„Projekt rezolucji wzywa zatem Rosję do niezwłocznego zwrotu wraku i innych materiałów należących do państwa polskiego. Powstrzymywanie się od zwrotu tych przedmiotów do Polski bez uzasadnienia prawnego jest równoznaczne z nadużywaniem praw, które może być postrzegane jako prowokacja"
(...)
Dodatkowo w raporcie odnotowuje się również wyniki badań komisji ds. ponownego zbadania katastrofy Tu-154M w Smoleńsku pod kierownictwem Antoniego Macierewicza.
(...)
(...)prawo bardzo jasno wskazuje, że Rosja winna zwrócić wrak oraz wszelkie materiały dotyczące śledztwa do Polski. Następnym krokiem w tej sprawie może być wniosek Rady Europy do ONZ o wszczęcie śledztwa.
Za: https://www.tvp.info/37797495/nasz-news-komisja-prawna-rady-europy-wzywa-rosje-do-zwrotu-wraku-tu154m
Mozna sie miłe rozczarować
http://niezalezna.pl/230672-sledczy-od-katastrof-z-rosyjskimi-pluskwami-boeing-tupolew-i-fsb
to się - niestety - czyta jak dobry thriller political fiction!