Nie wiem czy na temat czy nie, ale w cywilizacji łacińskiej mamy prymat etyki nad prawem. Jeżeli bank naraził na ryzyko swoich klientów, wykorzystując ich nieświadomość (czy manipulując, zmuszając, pozostawiając w sytuacji bez wyjścia, nieważne) to zachował się nieetycznie. Ban. Nie ma żadnego tłumaczenia.
Z prawem też zachował się niezgodnie. A czy klienci stracili czy przez przypadek zyskali ma znaczenie drugorzędne. Madoff zdefraudował 50 mld dołków w większości nie dla siebie tylko dla niektórych klientów, więc można by wyliczać, ilu na jego działalności zyskało a ilu straciło, i mogłoby wyjść, że w sumie jest dobroczyńcą. A jednak posadzili go na 150 lat.
JORGE napisal(a): Nie wiem czy na temat czy nie, ale w cywilizacji łacińskiej mamy prymat etyki nad prawem. Jeżeli bank naraził na ryzyko swoich klientów, wykorzystując ich nieświadomość (czy manipulując, zmuszając, pozostawiając w sytuacji bez wyjścia, nieważne) to zachował się nieetycznie. Ban. Nie ma żadnego tłumaczenia.
No ale właśnie mnie interesuje na ile rzeczywiście działania banków były na bakier z etyką. Bo "to manipulaowanie, zmuszanie czy pozostawianie w sytuacji bez wyjścia" jest - w świetle tego co wiem o rzeczywistych decyzjach konkretnych ludzi wątpliwe. No chyba, że za "postawienie w sytuacji bez wyjścia" uznamy to, że ktoś nie biorąc franciszkowego kredytu będzie musiał mieszkać na 70 a nie 90 metrach kwadratowych.
los napisal(a): Z prawem też zachował się niezgodnie.
Kolega często stosuje w tym wątku mocno emocjonalne porównania - a to do ofiar ewidentnego oszusta Madofa, a to do zuchwałego rabunku czy temu podobnych.
Ale w innym miejscu jest taka opinia (wytłuszczenie moje)
los napisal(a):
pawel.adamski napisal(a): pawel.adamski napisal(a): Jeżeli sprawa jest tak prosta, to dlaczego nikomu z zarządu banków nie postawiono zarzutów, ani nie wprowadzono zarządów komisarycznych?
To jest tzw. gud kłeszczyn. Franciszków można jeszcze jakoś bronić ale opcje był to przewał ewidentny i nie do wykręcenia. KNF i sądy też wolały patrzeć w inną stronę.
Jeżeli "można by bronić" to chyba jednak nie jest to tak ewidentne. Z jednej strony narzeka kolega na używanie emocji, a z drugiej używa bardzo emocjonalnych argumentów....
los napisal(a): Z prawem też zachował się niezgodnie. A czy klienci stracili czy przez przypadek zyskali ma znaczenie drugorzędne. Madoff zdefraudował 50 mld dołków w większości nie dla siebie tylko dla niektórych klientów, więc można by wyliczać, ilu na jego działalności zyskało a ilu straciło, i mogłoby wyjść, że w sumie jest dobroczyńcą. A jednak posadzili go na 150 lat.
Do mnie ta argumentacja dociera. Nie wiem o czym jest ten wątek (kolejny w tej materii).
JORGE napisal(a): Nie wiem czy na temat czy nie, ale w cywilizacji łacińskiej mamy prymat etyki nad prawem. Jeżeli bank naraził na ryzyko swoich klientów, wykorzystując ich nieświadomość (czy manipulując, zmuszając, pozostawiając w sytuacji bez wyjścia, nieważne) to zachował się nieetycznie. Ban. Nie ma żadnego tłumaczenia.
No ale właśnie mnie interesuje na ile rzeczywiście działania banków były na bakier z etyką. Bo "to manipulaowanie, zmuszanie czy pozostawianie w sytuacji bez wyjścia" jest - w świetle tego co wiem o rzeczywistych decyzjach konkretnych ludzi wątpliwe. No chyba, że za "postawienie w sytuacji bez wyjścia" uznamy to, że ktoś nie biorąc franciszkowego kredytu będzie musiał mieszkać na 70 a nie 90 metrach kwadratowych.
los napisal(a): Z prawem też zachował się niezgodnie.
Kolega często stosuje w tym wątku mocno emocjonalne porównania - a to do ofiar ewidentnego oszusta Madofa, a to do zuchwałego rabunku czy temu podobnych.
Ale w innym miejscu jest taka opinia (wytłuszczenie moje)
los napisal(a):
pawel.adamski napisal(a): pawel.adamski napisal(a): Jeżeli sprawa jest tak prosta, to dlaczego nikomu z zarządu banków nie postawiono zarzutów, ani nie wprowadzono zarządów komisarycznych?
To jest tzw. gud kłeszczyn. Franciszków można jeszcze jakoś bronić ale opcje był to przewał ewidentny i nie do wykręcenia. KNF i sądy też wolały patrzeć w inną stronę.
Jeżeli "można by bronić" to chyba jednak nie jest to tak ewidentne. Z jednej strony narzeka kolega na używanie emocji, a z drugiej używa bardzo emocjonalnych argumentów....
EDIT: Ja naprawdę chciałbym wiedzieć, czy "kredyty frankowe" to był ewidentny szwindel czy działania o niejasnym statusie prawnym. To czy były etyczne trudno mi ocenić nie tylko dlatego, że nie zmam się na ekonomii ale też widzę jak oskarżający banki mijają się z prawdę twierdząc, że o ryzyku kursowym nikt ich nie informował. Nie mam też pewności czego oczekiwali od "certyfikowanych ekspertów" by teraz mówić, że zostali oszukani.
pawel.adamski napisal(a): Kolega często stosuje w tym wątku mocno emocjonalne porównania - a to do ofiar ewidentnego oszusta Madofa, a to do zuchwałego rabunku czy temu podobnych.
Nazywa się to wizualizacja. Nikt nie nadrobi w 10 minut moich 22 lat doświadczenia w finansach, więc stosuję upraszczające analogie. Ale są one uczciwe.
pawel.adamski napisal(a): Franciszków można jeszcze jakoś bronić ale opcje był to przewał ewidentny i nie do wykręcenia. KNF i sądy też wolały patrzeć w inną stronę.
Jeżeli "można by bronić" to chyba jednak nie jest to tak ewidentne. Z jednej strony narzeka kolega na używanie emocji, a z drugiej używa bardzo emocjonalnych argumentów.... Teoria względności też nie jest ewidentna a jest prawdziwa. Wiele jest też przypadków przestępstw, kiedy wina sprawcy nie była ewidentna.
O Franciszkach istotnie musiałem się trochę poduczyć a opcje widziałem od razu ale to może kwestia specjalizacji, może dla np. Modzelewskiego mogło być odwrotnie. Temat nie wydaje mi się wart ciągnięcia.
los napisal(a): Nazywa się to wizualizacja. Nikt nie nadrobi w 10 minut moich 22 lat doświadczenia w finansach, więc stosuję upraszczające analogie. Ale są one uczciwe.
Jeżeli stosowane przez kolegę analogie są uczciwe, to stwierdzenie, ze "franciszków można jeszcze bronić" jest nieprawdziwe. Bo jako "analogie" podaje kolega sytuacje, w których sprawców bronić ewidentnie nie można.
los napisal(a): Wiele jest też przypadków przestępstw, kiedy wina sprawcy nie była ewidentna.
I dlatego np kierowcę, który jadąc w terenie zabudowanym 60 km/h śmiertelnie potrącił pieszego wbiegającego na pasy traktujemy inaczej niż bandziora zabijającego przechodnia w celach rabunkowych. Poza tym, trzeba pamiętać, że czasami ludzie swoimi działaniami zwiększają prawdopodobieństwo, stania się ofiarami przestępstw. Jeżeli wychodząc do pracy zostawię drzwi od mieszkania otwarte na oścież i ktoś wyniesie moje ruchomości to będę ofiarą nie tylko przestępcy (którego nic nie usprawiedliwia) ale i własnej niefrasobliwości.
pawel.adamski napisal(a): Jeżeli stosowane przez kolegę analogie są uczciwe, to stwierdzenie, ze "franciszków można jeszcze bronić" jest nieprawdziwe. Bo jako "analogie" podaje kolega sytuacje, w których sprawców bronić ewidentnie nie można.
pawel.adamski napisal(a): Jeżeli stosowane przez kolegę analogie są uczciwe, to stwierdzenie, ze "franciszków można jeszcze bronić" jest nieprawdziwe. Bo jako "analogie" podaje kolega sytuacje, w których sprawców bronić ewidentnie nie można.
Rafał napisal(a): Nie jestem głąb tylko powątpiewam w tezę o większej zdolności kredytowej we frankach, a tak była wyżej podana. Frankowicze o tym wiedzieli i byli przez banki informowani. To oni byli głąby i ryzykanci. Zachowali się jak kierowca, którego poniosło. Dali gazu do 200-tu na godzinę nie martwiąc się, ze za chwile może być ostry zakręt i wypadną z niego. Widać przyjemność ostrej jazdy i pokazania środkowego palca frajerom jadącym zgodnie z kodeksem i przepisami była dla nich tego warta.
Uważasz w związku z tym, że grabież zuchwała dokonana na obywatelu niemyjącym zębów, używającym wulgarnego słownictwa i nadużywającym alkoholu, powinna zostać usunięta z kodeksu karnego?
Losowi wydawało się, że przeciętnie inteligentna osoba zrozumie tę analogię - przymioty ofiary mają trzeciorzędne znaczenie przy ocenie czynu i jego sprawcy. Że ani kredyt frankowy nie został uznany za kradzież zuchwałą ani franciszkanom nie zarzucano lekceważenia higieny osobistej.
los napisal(a): Bardzo nie lubię tzw. rżnięcia głupa.
Również byłbym wdzieczny za uczciwą dyskusję. W omawianym przypadku kol Rafała, napisał tekst w którym powątpiewającego czy frankowi kredytobiorcy rzeczywiście byli nieświadomymi ofiarami oszustwa, czy osobami, które podjęły ryzykowną grę na której zyskały mniej niż zakładały:
Rafał napisal(a): Nie. Nie uważam tego za grabież zuchwałą. To, mniej więcej, to samo co sprzedaż wódki albo papierosów. Też są szkodliwe i można od nich umrzeć i bywają powodem ogromnych nieszczęść. To powszechnie wiadomo i nawet są odpowiednie napisy na etykietach oraz regulacje zwalczające te negatywne skutki. Wiem, że w USA koncerny tytoniowe płacą na mocy wyroków sądowych ogromne odszkodowania rodzinom zmarłych nałogowych palaczy. To, moim zdaniem, głupota i demoralizacja bo uczy nieodpowiedzialności, niefrasobliwości i napędza kabzę prawniczym wydrwigroszom. Na razie jednak nie udało się im wyłudzić odszkodowań od producentów alkoholu za nieszczęścia alkoholików. Umiarkowane i rozsądne używanie alkoholu i tytoniu to odpowiedzialność konsumenta, a nie producenta czy państwa.Jasne, że trzeba konsumenta poinformować, a może i ostrzec, ale wielkość literek w ostrzeżeniu czy czas antenowy ostrzeżenia nie przesądza o jego odpowiedzialności.
Kredyty frankowe też były i są dla rozsądnych kredytobiorców. Znam np kilka osób które pracują w centralach holdingów w Szwajcarii i otrzymują wynagrodzenia we frankach. Oni jak najbardziej mogą sobie kupować nieruchomości w Polsce za kredyt frankowy.Kolega, zdaje się, zarabia w EURO więc też mógłby rozważyć taki kredyt. Do oceny oczywiście, ale ryzyko na parze EURO/CHF jest chyba mniejsze niż na parze EURO/PLN. Podobnie jakby kto chciał sobie kupić nieruchomość na wynajem w Hiszpanii tez mógłby to rozważyć. Nie są to oczywiście problemy Kowalskiego z Mławy i rząd chyba ma ważniejsze problemy na głowie.
Kolega deklarujący poważanie dla zaleceń św Ignacego dotyczących próby zrozumienia intencji interlokutora, był uprzejmy odpisać, co odpisał..... Nie chcę być posadzony o stalking, ale gdzieś w mózgowiu kołaczą mi się kolegi ataki na stosowanie analogii, która w tym wątku uznaje kolega za metodę właściwą...
pawel.adamski napisal(a): EDIT: Ja naprawdę chciałbym wiedzieć, czy "kredyty frankowe" to był ewidentny szwindel czy działania o niejasnym statusie prawnym.
Operacje dokonywane przez banki były legalne i stosowane w świecie, nazywanie tego kredytem było ewidentnym szwindlem. Analogia co zrobisz gdy okażę się, że za pieniądze z Twojej polisy na życie ubezpieczyciel grał w kasynie?
pawel.adamski napisal(a): EDIT: Ja naprawdę chciałbym wiedzieć, czy "kredyty frankowe" to był ewidentny szwindel czy działania o niejasnym statusie prawnym.
Operacje dokonywane przez banki były legalne i stosowane w świecie, nazywanie tego kredytem było ewidentnym szwindlem. Analogia co zrobisz gdy okażę się, że za pieniądze z Twojej polisy na życie ubezpieczyciel grał w kasynie?
Kiepska analogia. Bo frankowicze swoje mieszkania dostali. Spłacają też, zgodnie z harmonogramem - tyle że zmienił im się mnożnik, czyli kurs franka. Ale to że kurs może się zmienić powinno być jasne dla każdej osoby zdolnej przeczytać gazetę. Lepszą analogią jest człowiek, który kupił używany samochód, którym "starsza pani tylko do kościoła jeździła", ale już nie dał auta do przejrzenia mechanikowi. Potem okazało się, że starsza pani jeździła na pół-sprzęgle, nie wymieniała płynów, i regularnie obcierała się o bramę wyjazdową. Sprzedawca oszust, ale i nabywca nie wykazał się roztropnością. Ciekawe, że dokładne sprawdzanie wszellkich szczegółów jest uznawane za normę przy inwestycjach takich jak zakup samochodu, a przy sprawach wielokroć poczwarniejszych, "dośpiewuje się" rózne znaczenia do stwierdzeń w rodzaju "frank to stabilna waluta"..
los napisal(a): Bardzo nie lubię tzw. rżnięcia głupa.
Również byłbym wdzieczny za uczciwą dyskusję.
Jeśli kolega uważa, że nie rozmawiam uczciwie, naszą polemikę w tym temacie należy uznać za zakończoną.
Chyba rzeczywiście nie ma sensu ciągnąć tej polemiki - jeżeli ktoś nie ma zamiaru stosowania się do zasad, których wymaga od innych to wymiana uszczypliwości do niczego sensownego nie doprowadzi.
Pigwa napisal(a): A co Koledzy sądzą o sprzedaży cudownych garnków?
To co o sprzedarzy cudownych odkurzaczy, pościeli i innych tego typu rzeczy: Może i zgodne z prawem, na pewno nieuczciwe ale ofiary tych naciągaczy też zawiniły brakiem roztropności.
los napisal(a): Zakonotowaliśmy sobie, że człowiek jest jedyną istotą żyjącą w w czasie, prawda? Być może też anioły ale jeśli już to na zdecydowanie innych zasadach.
Z tego wszystko wynika - po prostu wartość Franciszka w czasie jest mniejsza niż złocisza.
Moim zdaniem to jest slabe wytlumaczenie bo wymaga od czytelnika duzo i nieduzo jednoczesnie. Nie wiedzac ze wartosc w czasie ma konkretna definicje mozna miec problem ze zrozumieniem, bo zakopujac w ziemi zlocisze w czasie strace a w przypadku Franciszkow w zasadzie nie strace, czyli Franciszki na chopski rozum powinny byc w czasie wiecej warte.
Adekwatna, bo ktoś wikłał klientów w coś innego niż wynikało to z nazwy. W tle jest jeszcze sprawa tz Spreadów i klauzul zabronionych, więc to od początku do końca był szwindel.
Adekwatna, bo ktoś wikłał klientów w coś innego niż wynikało to z nazwy. .
Nazwa ma znaczenie n-to rzędne. Każdy "frankowicz" dostawał harmonogram spłaty i informacje, że kwoty należy mnożyć przez kurs franka. Zatem znał i akceptował generalną zasadę rozliczania się z bankiem. A jeżeli twierdzi inaczej to albo mija się z prawdą, albo ma mocno ograniczone zdolności poznawcze. Kwestia to czy zgodnie z teorią ekonomiczną był to "kredyt" czy "instrument pochodny" ma z punktu widzenia relacji bank/frankowicz znaczenie trzeciorzędne. I odnoszę wrażenie, że jej wyolbrzymianie jest podobne do pretensji, że na kubeczku z kawą nie napisano "Gorące".
Ewidentnym szfindlem były spreedy - co zresztą kilkukrotnie napisałem w tym wątku.
ms.wygnaniec napisal(a): Jeżeli nazwa nie ma znaczenia, to znaczna część naszej cywilizacji nie istnieje, nie stereotypizacji ani algorytmizacji.
No to pozwolę sobie na jeszcze jedną analogię:
Idzie człowiek do sklepu i widzi coś takiego z podpisem "rower odpychowy"
Kupuje, a po tygodniu wraca z awanturą, że przy dłuższej trasie się męczy bo nie ma siodełka. A tak w ogóle to towar, który kupił to nie żaden "rower" tylko hulajnoga. Ma rację? Ma. Bo to rzeczywiście nie jest rower i nie ma siodełka. Ale z drugiej strony widział co kupuje. "Frankowicze" zachowują się bardzo podobnie - kiedy frank poszedł w górę, nagle odkryli, że ich rata zależy od kursu. I czują się oszukani. Ale przecież uzależnienie wysokości raty od kursu franka było wpisane w przyjęte przez nich zobowiązanie - dlatego udawanie, że się o tym nie wiedziało jest IMO mało poważne.
EDIT. Z nazwami jest tak, że to jak są ważne zależy od kontekstu. Czasami są to sprawy kluczowe, czasami n-to rzędne.
Gdyby produkt nie nazywał się kredyt tylko instrument pochodny indeksowany kursem obcej waluty to bym się słowem nie odezwał, natomiast jeżeli mamy nazwę zakłamującą spekulacyjny charakter produktu to się awanturuję. Nie zgadzam się na fałszowanie przestrzeni informacyjnej.
ms.wygnaniec napisal(a): Gdyby produkt nie nazywał się kredyt tylko instrument pochodny indeksowany kursem obcej waluty to bym się słowem nie odezwał, natomiast jeżeli mamy nazwę zakłamującą spekulacyjny charakter produktu to się awanturuję. Nie zgadzam się na fałszowanie przestrzeni informacyjnej.
Dokładnie to samo mógłby powiedzieć nabywca hulajnogi nazywanej "rowerem odpychowym". Co nie zmienia faktu, że wiedział co kupuje.
Czyli w sumie banki wymyśliły kredyty walutowe, żeby ludziom zrobić dobrze! Jeśli, bo tak stanowią przepisy i regulacje, nie możesz wziąć kredytu w złotych, bo cię nie stać, to my ci damy kredyt walutowy, bo na ten ciebie - kliencie - stać! Dobre banki, dobre....
Kupiłem dzisiaj szynkę Ciotki na za jedyne 14,99 za kilo. Smakuje jak kupa słonego łajna. Chyba zostałem oszukany więc domagam się interwencji co najmniej prezydenta. A dlaczego? Moja ciotka robiła lepszą szynkę.
Ale ale to chyba problem nie z tym co mi sprzedano ale z tym co zachwalano. Sam nie wiem......
P. S. To oczywistość kapitalizmu - wciskanie ludziom swoich towarów i usług, ale obrona banków, firm, które mają na sumieniu to, co mają a konsekwencji nie ponoszą żadnych to lekka przesada.
dentysta napisal(a): P. S. To oczywistość kapitalizmu - wciskanie ludziom swoich towarów i usług, ale obrona banków, firm, które mają na sumieniu to, co mają a konsekwencji nie ponoszą żadnych to lekka przesada.
Ale ale jest prawo, znaczy się przepis, czy jak to tam to zwał, który mówi o wciskaniu kitu ludziom w reklamie. Ma go Polska i ma EU. Przejechało się już wiele firm.... Taki Actimel na ten przykład.
pawel.adamski napisal(a): Dokładnie to samo mógłby powiedzieć nabywca hulajnogi nazywanej "rowerem odpychowym". Co nie zmienia faktu, że wiedział co kupuje.
Czy rynek rowerów ma specjalnego regulatora aby ograniczyć nieetyczne praktyki wynikające z nierównowagi podmiotów zawierających umowę? Czy banki świadomie zafałszowały pole informacyjne?
Komentarz
Kolega często stosuje w tym wątku mocno emocjonalne porównania - a to do ofiar ewidentnego oszusta Madofa, a to do zuchwałego rabunku czy temu podobnych.
Ale w innym miejscu jest taka opinia (wytłuszczenie moje) Jeżeli "można by bronić" to chyba jednak nie jest to tak ewidentne. Z jednej strony narzeka kolega na używanie emocji, a z drugiej używa bardzo emocjonalnych argumentów....
EDIT:
Ja naprawdę chciałbym wiedzieć, czy "kredyty frankowe" to był ewidentny szwindel czy działania o niejasnym statusie prawnym. To czy były etyczne trudno mi ocenić nie tylko dlatego, że nie zmam się na ekonomii ale też widzę jak oskarżający banki mijają się z prawdę twierdząc, że o ryzyku kursowym nikt ich nie informował. Nie mam też pewności czego oczekiwali od "certyfikowanych ekspertów" by teraz mówić, że zostali oszukani.
Teoria względności też nie jest ewidentna a jest prawdziwa. Wiele jest też przypadków przestępstw, kiedy wina sprawcy nie była ewidentna.
O Franciszkach istotnie musiałem się trochę poduczyć a opcje widziałem od razu ale to może kwestia specjalizacji, może dla np. Modzelewskiego mogło być odwrotnie. Temat nie wydaje mi się wart ciągnięcia.
Poza tym, trzeba pamiętać, że czasami ludzie swoimi działaniami zwiększają prawdopodobieństwo, stania się ofiarami przestępstw. Jeżeli wychodząc do pracy zostawię drzwi od mieszkania otwarte na oścież i ktoś wyniesie moje ruchomości to będę ofiarą nie tylko przestępcy (którego nic nie usprawiedliwia) ale i własnej niefrasobliwości.
Nie bardzo zresztą wiem, jak rozmawiać z kimś, kto jej nie stosuje.
Bardzo nie lubię tzw. rżnięcia głupa.
W omawianym przypadku kol Rafała, napisał tekst w którym powątpiewającego czy frankowi kredytobiorcy rzeczywiście byli nieświadomymi ofiarami oszustwa, czy osobami, które podjęły ryzykowną grę na której zyskały mniej niż zakładały: Kolega deklarujący poważanie dla zaleceń św Ignacego dotyczących próby zrozumienia intencji interlokutora, był uprzejmy odpisać, co odpisał.....
Nie chcę być posadzony o stalking, ale gdzieś w mózgowiu kołaczą mi się kolegi ataki na stosowanie analogii, która w tym wątku uznaje kolega za metodę właściwą...
Lepszą analogią jest człowiek, który kupił używany samochód, którym "starsza pani tylko do kościoła jeździła", ale już nie dał auta do przejrzenia mechanikowi. Potem okazało się, że starsza pani jeździła na pół-sprzęgle, nie wymieniała płynów, i regularnie obcierała się o bramę wyjazdową. Sprzedawca oszust, ale i nabywca nie wykazał się roztropnością. Ciekawe, że dokładne sprawdzanie wszellkich szczegółów jest uznawane za normę przy inwestycjach takich jak zakup samochodu, a przy sprawach wielokroć poczwarniejszych, "dośpiewuje się" rózne znaczenia do stwierdzeń w rodzaju "frank to stabilna waluta"..
Chyba rzeczywiście nie ma sensu ciągnąć tej polemiki - jeżeli ktoś nie ma zamiaru stosowania się do zasad, których wymaga od innych to wymiana uszczypliwości do niczego sensownego nie doprowadzi.
Może i zgodne z prawem, na pewno nieuczciwe ale ofiary tych naciągaczy też zawiniły brakiem roztropności.
Ewidentnym szfindlem były spreedy - co zresztą kilkukrotnie napisałem w tym wątku.
Idzie człowiek do sklepu i widzi coś takiego z podpisem "rower odpychowy"
Kupuje, a po tygodniu wraca z awanturą, że przy dłuższej trasie się męczy bo nie ma siodełka. A tak w ogóle to towar, który kupił to nie żaden "rower" tylko hulajnoga. Ma rację? Ma. Bo to rzeczywiście nie jest rower i nie ma siodełka. Ale z drugiej strony widział co kupuje.
"Frankowicze" zachowują się bardzo podobnie - kiedy frank poszedł w górę, nagle odkryli, że ich rata zależy od kursu. I czują się oszukani. Ale przecież uzależnienie wysokości raty od kursu franka było wpisane w przyjęte przez nich zobowiązanie - dlatego udawanie, że się o tym nie wiedziało jest IMO mało poważne.
EDIT.
Z nazwami jest tak, że to jak są ważne zależy od kontekstu. Czasami są to sprawy kluczowe, czasami n-to rzędne.
Jeśli, bo tak stanowią przepisy i regulacje, nie możesz wziąć kredytu w złotych, bo cię nie stać, to my ci damy kredyt walutowy, bo na ten ciebie - kliencie - stać!
Dobre banki, dobre....
Ale ale to chyba problem nie z tym co mi sprzedano ale z tym co zachwalano. Sam nie wiem......
To oczywistość kapitalizmu - wciskanie ludziom swoich towarów i usług, ale obrona banków, firm, które mają na sumieniu to, co mają a konsekwencji nie ponoszą żadnych to lekka przesada.
Czy banki świadomie zafałszowały pole informacyjne?