robert.gorgon napisal(a): Zapytam nieśmiało - jaki konkretny problem rozwiąże bon edukacyjny. O ile pamiętam - subwencja oświatowa zależy od liczby uczniów w szkole. Szkoły, do których nie ma chętnych, nie otwierają oddziałów (klas), w konsekwencji - mają dramatycznie niższe zapotrzebowanie na nauczycieli.
Subwencja oświetleniowa to tylko alternatywna nazwa dla bonu edukacyjnego.
robert.gorgon napisal(a): Zapytam nieśmiało - jaki konkretny problem rozwiąże bon edukacyjny. O ile pamiętam - subwencja oświatowa zależy od liczby uczniów w szkole. Szkoły, do których nie ma chętnych, nie otwierają oddziałów (klas), w konsekwencji - mają dramatycznie niższe zapotrzebowanie na nauczycieli.
Subwencja oświetleniowa to tylko alternatywna nazwa dla bonu edukacyjnego.
Kuba_ napisal(a): Tyle że poza szkołą "cykl edukacyjny" też może wyglądać słabo, przy poprzeczce zawieszonej na poziomie kostek nawet chęci dzieci i zaangażowani rodzice nie pomogą: Wymaganie - macie tu listę 50 tematów, na egzaminie wylosujemy 3 i z nich odpowiecie (Benedykt) Przepychanie - macie tu 3 tematy, zapytamy o nie na egzaminie i odpowiecie (chmura)
Te 50 tematów w Benedykcie to z wielu przedmiotów zdecydowanie odrealnione, nieosiągalne dla dzieci ze szkół "zwykłych"- sądzę, że nawet nauczyciel nie ma tego materiału opanowanego. Przygotowanie "pełne", celem zdawania na 5 i 6, dziecko może być wykończone psychicznie. Nasze było- a u Was?
Dzięki chmurze udało się wygospodarować więcej czasu - na czytanie książek, muzea, dodatkowy sport i muzykę.
W Benedykcie też dzieci są przepychane dalej, żeby było jasne, a takie wymagania były tylko z poważniejszych przedmiotów. O języku dodatkowym już pisałem - egzamin ustny przez telefon, bez możliwości weryfikacji kto w ogóle zdaje.
Co z czasem - książki są pożerane od lat (w naszym przypadku w liceum soc-media zaczynają być ich rywalem), a przy dobrym rozłożeniu nauki możliwości było więcej niż w zwykłej szkole, w okresie około-pandemicznym robiliśmy więcej wycieczek i kajaków niż muzeów/teatrów, ale też były. ALE! Najwięcej zależy od dziecka, w przypadku tego bardziej zdyscyplinowanego system samodzielnej nauki ewidentnie się sprawdził (ale egzaminy były stresujące, 8 klasa, oceny się liczą itd). Druga córka ma naturę wyluzowaną i trzeba było jej pilnować. Przy obu trzeba było też nieraz samemu przypomnieć sobie jakiś temat.
Z obserwacji, uczestnictwa i rozmów wniosek mam jeden - obecnie nie ma możliwości, by tak wyglądała edukacja masowa. Dla sumiennych i zdolnych - tak, to jest lepsze, zwłaszcza jeśli będą mieli dostęp do kogoś z większą wiedzą i umiejętnościami. Dla dzieci rodziców którzy mogą poświęcić czas na "edukowanie", przy trójce było to naprawdę wymagające (i wartościowe!).
Tak, szkoła obecnie jest przechowalnią, z negatywnym doborem większości kadry, ale jednak coś z wiedzy i umiejętności młodym ludziom zostaje. Obie starsze są już w liceum, widzę rozwój w przedmiotach ścisłych i przyrodniczych, zaczynają dostrzegać powiązania między polskim a historią. Masowość pewnie powoduje, że równa się w dół. Nie wiem co byłoby alternatywą dla wszystkich.
Kuba_ napisal(a): Masowość pewnie powoduje, że równa się w dół. Nie wiem co byłoby alternatywą dla wszystkich.
Bardzo prosto. Negatywny dobór kadry można zniwelować poprzez dorzucanie portretów króla Jana. Natomiast problem masowości może i powinien być rozwiązywany w oparciu o krzywą pana Gałsa.
Obie te zawiłe kwestie można rozwiązać tysiącem słów:
Kuba_ napisal(a): Obie starsze są już w liceum, widzę rozwój w przedmiotach ścisłych i przyrodniczych, zaczynają dostrzegać powiązania między polskim a historią.
Te powiązania trudno dostrzec bo programy się nie zazębiają czasowo, pamiętam że przed jakiś czas w liceum programy tych dwóch przedmiotów szły równolegle i to było świetny czas, z przyjemnością chodziło się do szkoły.
robert.gorgon napisal(a): Zapytam nieśmiało - jaki konkretny problem rozwiąże bon edukacyjny. O ile pamiętam - subwencja oświatowa zależy od liczby uczniów w szkole. Szkoły, do których nie ma chętnych, nie otwierają oddziałów (klas), w konsekwencji - mają dramatycznie niższe zapotrzebowanie na nauczycieli.
Subwencja oświetleniowa to tylko alternatywna nazwa dla bonu edukacyjnego.
Nie, gdyż subwencja nie przysługuje z rozdzielnika placówkom prywatnym. A niby dlaczego nie?
Postawę podziwiam, bo wiem ile samozaparcia i wysiłku to wymaga. A co do ewangelizowania nieprzekonanych już kilkukrotnie .... Gutta cavat ale tez czasem pył z sandałów się strząsa, bo szkoda pary. Więc jest w tym odrobinę ambiwalencji.
Jeden klient robi stoły. Takie na trzy metry nawet. Ze spieków po 15-20 tysięcy złoty za sztukę. Czasem gadam z jego pracownikami i pokazują mi zdjęcia domów gdzie to wstawiają. Często to są młode małżeństwa ( pewnie "małżeństwa" ), zawsze bez dzieci. Natomiast po domu, jak już to kręci się jakaś np. młodsza babeczka ( rzyg ). Dominuje cała chałupa ze spieków i mosiadzu. Wiecie spieki i mosiądz bardzo ładnie wyglądają, ale jak zrobi się ściany, podłogę. No wszystko co się da pokryje spiekami. Każde drzwi z mosiadzu. To to wygląda okropnie. Ma być drogo i nic ponadto. Głupia baba będzie z latarka szukała maleńkich rysek na płycie ale jakby spojrzała na chwilę za siebie to by zobaczyłą karykaturę mieszkania.
Ci ludzie myślą, że tworzą sobie pałac a budują kurhan ze "złota".
Tymczasem w Korei Płd. wskaźnik dzietności oscyluje w okolicach 0,7-0,8 dziecka i jest najniższy na świecie. W Japonii, Singapurze, Tajwanie, Makao czyli w innych krajach żółtej Azji nie lepiej.
Co poszło nie tak, ktoś z Koleżeństwa ma może jakąś koncepcję?
posix napisal(a):Często to są młode małżeństwa ( pewnie "małżeństwa" ), zawsze bez dzieci. Natomiast po domu, jak już to kręci się jakaś np. młodsza babeczka ( rzyg ).
Ale ossochodzi?
MarianoX napisal(a):Co poszło nie tak, ktoś z Koleżeństwa ma może jakąś koncepcję?
Podstawą istnienia jest praca. Rodzina rozprasza i dekoncentruje.
adamstan napisal(a): Po co szukać tak daleko? O ile dobrze kojarzę, Japonia ma wskaźnik dzietności podobny do naszego, lub na odwrót
Oni w Korei maja głęboko zakorzeniony zwyczaj motywacji dzieci przez ciągłe wypominanie im, że w ogóle się urodziły, jaka są męką dla rodziców, jak ci rodzice się poświęcają dla niego rezygnując z życia, zwłaszcza matka jest bardzo pokrzywdzona. Teraz musisz się uczyć, odnieść sukces żeby choć trochę wynagrodzić rodzicom ich poświęcenie.
dyzio napisal(a): Oni w Korei maja głęboko zakorzeniony zwyczaj motywacji dzieci przez ciągłe wypominanie im, że w ogóle się urodziły, jaka są męką dla rodziców, jak ci rodzice się poświęcają dla niego rezygnując z życia, zwłaszcza matka jest bardzo pokrzywdzona. Teraz musisz się uczyć, odnieść sukces żeby choć trochę wynagrodzić rodzicom ich poświęcenie.
To jest straszne, bo to ponoć kraj w znacznej części chrześcijański, a przecież już w Starym Testamencie dzieci były błogosławieństwem i oznaką przychylności Stwórcy.
Ale serio tak mają? Nie wiedziałem. Co do chrześcijaństwa, to niestety każda nacja filtruje je przez własny kod kulturowy. Było przy okazji futbolu omawiane czym się różni katolicyzm argentyński od europejskiego:)
W zestawieniu brakuje Enerdówka, które myślę, że ścigałoby się z Koreą w konkurencji odwróć tabelę. NRD może poza Łużycami, gdzie jest lepiej, ponieważ jak to ujął jeden ze Slawische mieszkańców my "bardzo się kochamy". A co do przyczyn spadku dzietności to w rywalizacji szmal vs dziecko czasem wygrywa ten pierwszy. W Niemczech były nawet badania ile dzieci mniej się urodziło po wojnie, przez karierę kobiet. Skądinąd ciekawe jakby to w Polsce wyglądało po II Wojnie jakbyśmy nie mieli komuchów.
MarianoX napisal(a): Tymczasem w Korei Płd. wskaźnik dzietności oscyluje w okolicach 0,7-0,8 dziecka i jest najniższy na świecie. W Japonii, Singapurze, Tajwanie, Makao czyli w innych krajach żółtej Azji nie lepiej.
Co poszło nie tak, ktoś z Koleżeństwa ma może jakąś koncepcję?
Co poszło nie tak? No, z grubsza wszystko. Uwarunkowania kulturowe, zdobycze "technologii", określony model rozwoju państwa i jego gospodarki, ale i pewien wzorzec rozwoju człowieka. Nie każdy z aspektów z osobna, ale właśnie mieszanka każdego z tych specyficznych elementów.
To jest sprawa grubsza niż stereotypy nt. zgniłego zachodu, gdzie przemysł farmaceutyczny i wulkanizacyjny zapewniły nieskrępowaną ruję i porubstwo. Tam zaś problemem jest to, że zdechła, bądź zdycha, potrzeba relacji międzyludzkich, w tym przede wszystkim tych pciowych. Wielkie wyzwanie przed nimi. Rozwiązania za bardzo nie widać.
Brat mi opowiadał, że tam mają taki obyczaj, że np. żeby z ojcem porozmawiać, to kolo musi odbyć jakiś półgodzinny bessensowny rytuał. "No to z ojcem nie rozmawiam, nie chce mi się, tak?"
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Brat mi opowiadał, że tam mają taki obyczaj, że np. żeby z ojcem porozmawiać, to kolo musi odbyć jakiś półgodzinny bessensowny rytuał. "No to z ojcem nie rozmawiam, nie chce mi się, tak?"
No i preferowany tryb życia to praca po 16-12-przynajmniej 10 godzin na dobę, to nie bardzo jest kiedy z tym ojcem pogadać.
Ale za to jakie telefony robią, jakie telewizory, jakie armatohaubice (prawie tak dobre jak nasze!) jakie samoloty (prawie tak dobre jak hamerykańskie... no dobra, mocno prawie, ale i tak nieźle).
A tak ogólnie to ich szkoda trochę. Ogarnęliby się.
TecumSeh napisal(a): Ale za to jakie telefony robią, jakie telewizory, jakie armatohaubice (prawie tak dobre jak nasze!) jakie samoloty (prawie tak dobre jak hamerykańskie... no dobra, mocno prawie, ale i tak nieźle).
A tak ogólnie to ich szkoda trochę. Ogarnęliby się.
Samochody jeszcze, ale to dzięki temu że podkupili niemieckich inżynierów, gdyż auta sprzed tego okresu (starsze niż 20 lat) są... specyficzne.
Tylko miał taką głupią właściwość że przy zderzeniu przy bodaj 50km/h kolumna kierownicy przebijała klatkę kierowcy, przez co w wielu krajach europy nie miał homologacji. Ale poza tym owszem, mocna konkurencja dla cinquecento.
TecumSeh napisal(a): Tylko miał taką głupią właściwość że przy zderzeniu przy bodaj 50km/h kolumna kierownicy przebijała klatkę kierowcy, przez co w wielu krajach europy nie miał homologacji. Ale poza tym owszem, mocna konkurencja dla cinquecento.
Walnąłem sporego psa i skosiło mi pół przodu i zruszyło słupek przedni. Nie wiem co z psem ale jeszcze potem biegł i zniknął w ciemności... Może przeżył?
Komentarz
Co z czasem - książki są pożerane od lat (w naszym przypadku w liceum soc-media zaczynają być ich rywalem), a przy dobrym rozłożeniu nauki możliwości było więcej niż w zwykłej szkole, w okresie około-pandemicznym robiliśmy więcej wycieczek i kajaków niż muzeów/teatrów, ale też były.
ALE!
Najwięcej zależy od dziecka, w przypadku tego bardziej zdyscyplinowanego system samodzielnej nauki ewidentnie się sprawdził (ale egzaminy były stresujące, 8 klasa, oceny się liczą itd). Druga córka ma naturę wyluzowaną i trzeba było jej pilnować. Przy obu trzeba było też nieraz samemu przypomnieć sobie jakiś temat.
Z obserwacji, uczestnictwa i rozmów wniosek mam jeden - obecnie nie ma możliwości, by tak wyglądała edukacja masowa. Dla sumiennych i zdolnych - tak, to jest lepsze, zwłaszcza jeśli będą mieli dostęp do kogoś z większą wiedzą i umiejętnościami. Dla dzieci rodziców którzy mogą poświęcić czas na "edukowanie", przy trójce było to naprawdę wymagające (i wartościowe!).
Tak, szkoła obecnie jest przechowalnią, z negatywnym doborem większości kadry, ale jednak coś z wiedzy i umiejętności młodym ludziom zostaje. Obie starsze są już w liceum, widzę rozwój w przedmiotach ścisłych i przyrodniczych, zaczynają dostrzegać powiązania między polskim a historią. Masowość pewnie powoduje, że równa się w dół. Nie wiem co byłoby alternatywą dla wszystkich.
Obie te zawiłe kwestie można rozwiązać tysiącem słów:
Więc jest w tym odrobinę ambiwalencji.
Czasem gadam z jego pracownikami i pokazują mi zdjęcia domów gdzie to wstawiają.
Często to są młode małżeństwa ( pewnie "małżeństwa" ), zawsze bez dzieci. Natomiast po domu, jak już to kręci się jakaś np. młodsza babeczka ( rzyg ). Dominuje cała chałupa ze spieków i mosiadzu.
Wiecie spieki i mosiądz bardzo ładnie wyglądają, ale jak zrobi się ściany, podłogę. No wszystko co się da pokryje spiekami.
Każde drzwi z mosiadzu. To to wygląda okropnie. Ma być drogo i nic ponadto. Głupia baba będzie z latarka szukała maleńkich rysek na płycie ale jakby spojrzała na chwilę za siebie to by zobaczyłą karykaturę mieszkania.
Ci ludzie myślą, że tworzą sobie pałac a budują kurhan ze "złota".
Co poszło nie tak, ktoś z Koleżeństwa ma może jakąś koncepcję?
Teraz musisz się uczyć, odnieść sukces żeby choć trochę wynagrodzić rodzicom ich poświęcenie.
Co do chrześcijaństwa, to niestety każda nacja filtruje je przez własny kod kulturowy. Było przy okazji futbolu omawiane czym się różni katolicyzm argentyński od europejskiego:)
Uwarunkowania kulturowe, zdobycze "technologii", określony model rozwoju państwa i jego gospodarki, ale i pewien wzorzec rozwoju człowieka. Nie każdy z aspektów z osobna, ale właśnie mieszanka każdego z tych specyficznych elementów.
To jest sprawa grubsza niż stereotypy nt. zgniłego zachodu, gdzie przemysł farmaceutyczny i wulkanizacyjny zapewniły nieskrępowaną ruję i porubstwo. Tam zaś problemem jest to, że zdechła, bądź zdycha, potrzeba relacji międzyludzkich, w tym przede wszystkim tych pciowych. Wielkie wyzwanie przed nimi. Rozwiązania za bardzo nie widać.
A tak ogólnie to ich szkoda trochę. Ogarnęliby się.
Można ich kupić, czy tam porwać, niech w każdym razie robią dla innych.