Patointeligencja jako co? błagam, to równie odkrywcze jak, to że na dyskotece mamy nadreprezentację kobiet nieortodoksyjnie cnotliwych oraz niepraktykujących abstynentów. Mnie intryguje, czy tatuś kupił ten cały 'event' czy było w tym coś autentycznego? Jedyne co jest smutne, to końcówka tego utworu.
Jeśli piszę o wariatach za kierownicą to mam na myśli wariatów . Takich co wyprzedzają gwałtownie kilka pojazdów i po chwili hamują gwałtownie bo muszą skręcić. Albo wyprzedzających przy ruszaniu ze skrzyżowania ,na tymże skrzyżowaniu , przy czym budynki stoją i metr od jezdni i kompletnie nie widać czy ktoś na zielonej strzałce nie wyjedzie z boku. To ,że komuś się spieszy i jedzie szybko,ale w miarę z głową to jeszcze pół biedy.
Skręcając w drogę podporzadkowaną i mając za sobą Tira lub inne auto ,zawsze muszę uważać bo idioci wyprzedzają zwalniającego tira ,a mnie nie widzą. I co z tego ,że łuk i podwójna ciągła co roku jest kilka wypadków gdy auto skręcające w boczną drogę jest taranowane przez pana "ja dobrze i szybko jeżdżę". Takie mamy drogi nie inne w wielu wypadkach konieczna jest przebudowa ,ale póki co trzeba przestrzegać przepisów.
rozum.von.keikobad napisal(a): Druga sprawa, co już zostało podniesione, to próba zastąpienia przepisami ruchu drogowego zwykłej kultury za kierownicą, ale tego nie da się zrobić, bo paradygmat kochaj bliźniego jak siebie samego został zastąpiony przez uproszczoną wersję kochaj siebie samego. _____________________
Muszą być przepisy, które to regulują. Serio napisalibyśmy zdanie o karach za kradzież, że to "próba zastąpienia przepisami kodeksu karnego zwykłej uczciwości, ale tego nie da się zrobić"?
Rozum, mam prośbę abyś odnosił się do moich wpisów albo bez interpretacji rozszerzającej albo gdy nauczysz się czytać ze zrozumieniem. Druga prośba to czytanie z odrobiną wyrozumiałej życzliwości dla starszego pana, jakim jestem, gdy zdarzy mu się brak precyzji, bo zaczynam domniemywać, że powoli wypełniasz desygnat znaczeniowy wyrażenia 'zadufany w sobie, namolny głupek, który troluje dyskusje', a w tej sprawie chciałbym się mylić. Co do meritum, to brak przepisów oznacza barbarię, a zastępowanie norm kultury przepisami prawa oznacza wtórna barbarię.
Więc zgodnie z (wykursowaną) prośbą nie potraktuję tego wpisu jako chamskiej zaczepki i oprócz pogrubionej części przemilczę.
Więc jeszcze raz - normy kultury regulują wiele rzeczy. Np. ciszę nocną, załatwianie potrzeb fizjologicznych, ubiór, słownictwo. Większość ludzi, a przynajmniej sporo ludzi, norm kultury przestrzega. Nie potrzebują do tego przepisów. Natomiast w mojej ocenie musi być jakaś sankcja dla ludzi, którzy norm kultury nie przestrzegają, utrudniając życie innym. Np. hałasują w nocy, załatwiają się na trawniku albo chodzą topless po ulicach miasta. Nie wiem, czy na serio Kolega uważa, że napisanie takich przepisów, które tego zabraniają to "wtórna barbaria". Dla mnie to zapewnienie elementarnego porządku. Od tego jest państwo. Także na drodze. Jeśli Kolega tak uważa, to jesteśmy na antypodach naszych oczekiwań co do tego, czym powinno się zajmować państwo. Jeśli Kolega tak natomiast nie uważa, to przykro stwierdzić, ale ma znaczny problem z tworzeniem zrozumiałych zdań w języku polskim.
Kol @Rozum - czasami można na komunikacji zaoszczędzić czas ale jak ktoś chce zrobić większe zakupy, albo coś cięższego przetransportować. To bez samochodu robi się problem. Jeżeli zaś mówimy o sytuacji jedno auto na jednego członka rodziny to *zazwyczaj* jest to przegięcie w drugą stronę zgadzam się. ___________________
ALeż w pełni się zgadzam! Jest wiele sytuacji, w której użycie samochodu jest racjonalne (sytuacje opisane przez Kolegę), a czasem i konieczne (dość wspomnieć miejscowości, gdzie w ogóle żadnej komunikacji zbiorowej nie ma albo jest raz na dobę). Ja pisałem o miastach, w domyśle - wielkich ośrodkach.
Wcale nie był szybciej, bo czas przejazdu tramwajem był teoretycznie dłuższy, ale nie stałby w korkach (wydzielony tor) i przede wszystkim nie szukał miejsca parkingowego. Koszt pomijam - bilet miesięczny na jedną linię kosztował ok. 45 zł, koszt paliwa to już można samemu wyliczyć, od spalania 8 litrów / 100, co nawet przy małolitrażowym aucie na tym dystansie jest niestety realne, był do tyłu. A wtedy paliwo było po 6-7 zł / litr.
Też żeby nie było, problem nie jest tylko po stronie kierowców. Nowe, deweloperskie osiedla są często tak budowane , że po pierwsze nie ma się z nich jak wydostać inaczej niż samochodem, po drugie, brak jest tam usług, które powinny być załatwiane na miejscu. Mam na myśli przede wszystkim przedszkola i szkoły dla małych dzieci, konieczność odwiezienia małego dziecka rano czyni niestety racjonalnym użycie pojazdu także w drodze do pracy. Za tzw. naszych czasów (czyli w latach 90. i tym bardziej wcześniej) w wielkich miastach do szkoły się po prostu szło, małe dzieci ktoś odprowadził max. kilkaset metrów, bo taki to był dystans. Problem, że "Polacy nie umieją żyć w miastach" jest już na poziomie planowania, urbanistyki, a nie tylko użytkowników.
No, ja od stycznia będę jeżdził autem do pracy, z musu, gdyż w ramach oszczędności zlikwidowano nam transport pracowniczy do podmiejskiego ośrodka a pociąg tu nie dojeżdża.
Rozum, jeszcze raz. Sankcja za potrącenie pieszego na pasach już jest, bezwzględne pierwszeństwo to co innego. Moja ocena tego przepisu jest negatywna, bo próbuje normować coś, co powinno wynikać z kultury, a tu będzie studium przypadku z Krakowa i Armii Krajowej, gdy samochody mijają przejścia dla pieszych. No i samochody to też prawa fizyki, ich się w miejscu nie zatrzyma. Kolejna sprawa to doświetlenie wejść na przejście dla pieszych. Tego tu jest dużo.
ms.wygnaniec napisal(a): Rozum, jeszcze raz. Sankcja za potrącenie pieszego na pasach już jest, bezwzględne pierwszeństwo to co innego. Moja ocena tego przepisu jest negatywna, bo próbuje normować coś, co powinno wynikać z kultury, a tu będzie studium przypadku z Krakowa i Armii Krajowej, gdy samochody mijają przejścia dla pieszych. No i samochody to też prawa fizyki, ich się w miejscu nie zatrzyma. Kolejna sprawa to doświetlenie wejść na przejście dla pieszych. Tego tu jest dużo.
Cieszę się, że przeszliśmy do konkretów, bo wtedy jest mniej nieporozumień. Nie widziałem konkretnej wersji przepisu, który chcą wprowadzić, ale pytanie co rozumiemy przez "bezwzględne pierwszeństwo". 1) niezależnie od okoliczności faktycznych domniemywamy winę kierowcy bez możliwości obrony, jeśli dojdzie do kontaktu blachy z pieszym 2) obowiązek przepuszczenia pieszego dotyczy nie tylko sytuacji, w której on już jest na przejściu (jak teraz), ale też w której dopiero stoi przy przejściu.
Zwracam uwagę, że jak dojeżdżamy z podporządkowanej do skrzyżowania to mamy ustąpić niezależnie czy auta na głównej są już w naszym torze jazdy czy znajdą się za chwilę, a zatrzymanie / zwolnienie pojazdu to już nasz problem. Też pytanie ile mamy na liczniku i wracamy do ograniczeń prędkości.
(1) to oczywiście głupota, ale (2) mimo że nie jestem entuzjastą ciągle mieści się w racjonalnym planowaniu ruchu
ms.wygnaniec napisal(a): Rozum, jeszcze raz. Sankcja za potrącenie pieszego na pasach już jest, bezwzględne pierwszeństwo to co innego. Moja ocena tego przepisu jest negatywna, bo próbuje normować coś, co powinno wynikać z kultury, a tu będzie studium przypadku z Krakowa i Armii Krajowej, gdy samochody mijają przejścia dla pieszych. No i samochody to też prawa fizyki, ich się w miejscu nie zatrzyma. Kolejna sprawa to doświetlenie wejść na przejście dla pieszych. Tego tu jest dużo.
Ciekawe zjawisko: wczoraj miałam problem, żeby przejść przez ulicę na pasach i i przy zielonym świetle, tylu kierowców musiało koniecznie akurat wtedy przejechać. Jak już wszystkich chcąc nie chcąc przepuscilam, to moje zielone światło już migalo. Dodam, że było po ósmej wieczorem, żadne tam godziny szczytu.
rozum.von.keikobad napisal(a): Więc jeszcze raz - normy kultury regulują wiele rzeczy. (..). Nie wiem, czy na serio Kolega uważa, że napisanie takich przepisów, które tego zabraniają to "wtórna barbaria". Dla mnie to zapewnienie elementarnego porządku.
Jeżeli imperatyw wynikający z norm kultury musimy wzmocnić w opisywanym przypadku sankcją prawną, to oznacza, że kultura przestała, w tym zakresie, obowiązywać. Dla mnie wskazuje to na korupcję obyczaju, czyli wtórną barbaryzację.
rozum.von.keikobad napisal(a): Więc jeszcze raz - normy kultury regulują wiele rzeczy. (..). Nie wiem, czy na serio Kolega uważa, że napisanie takich przepisów, które tego zabraniają to "wtórna barbaria". Dla mnie to zapewnienie elementarnego porządku.
Jeżeli imperatyw wynikający z norm kultury musimy wzmocnić w opisywanym przypadku sankcją prawną, to oznacza, że kultura przestała, w tym zakresie, obowiązywać. Dla mnie wskazuje to na korupcję obyczaju, czyli wtórną barbaryzację.
A toś Hamerykę odkrył, no, no, no... Celem wzmocnienia przekazu sugeruję wyjście z samochodu i pospacerowanie ulicami stolicy. Oczywiście nie tylko po ścisłym centrum. Zapoznasz się ze stosowaniem norm kultury w życiu a nie wyobrażeniami na ich temat.
Ten nowy przepis wydaje się w praktyce przerzucać odpowiedzialność za 'wtargnięcie na jezdnię' z pieszego na kierowcę. I dzieje się to w momencie, gdy zauważalnie wzrasta jakaś dziwna beztroska w zachowaniach pieszych. Nagminne wchodzenie na pasy bez rozglądania się, jednoczesne korzystanie z elektroniki, itp. Zakaz korzystania z tych ostatnich przy przejściu dla pieszych mógłby iść w pakiecie tych najnowszych zmian.
natenczas napisal(a): Ten nowy przepis wydaje się w praktyce przerzucać odpowiedzialność za 'wtargnięcie na jezdnię' z pieszego na kierowcę. I dzieje się to w momencie, gdy zauważalnie wzrasta jakaś dziwna beztroska w zachowaniach pieszych. Nagminne wchodzenie na pasy bez rozglądania się, jednoczesne korzystanie z elektroniki, itp. Zakaz korzystania z tych ostatnich przy przejściu dla pieszych mógłby iść w pakiecie tych najnowszych zmian.
Większość komentatorów (ja jako nie prawnik nie wiem czy słusznie) twierdzi, że skutkiem zmiany przepisów dotyczących pierwszeństwa na pasach będzie to, że w przypadku potrącenia na nich zawsze winą zostanie obciążony kierowca. Przy czym część z tego się cieszy, a cześć uważa za bezsensowne.
Ja za to przemieszczam się sporo po Warszawie, jako pieszy i nie mam z kierowcami nieprzyjemnuch incydentów. Najniebezpieczniejsi na obecną chwilę to są w moim odczuciu rowerzyści. Słownie raz się zdarzyło, że rowerzysta zwolnił i pozwolił mi przekroczyć ścieżkę rowerową. Często nawet na szerokich skrzyżowaniach obserwuję przejeżdżanie na czerwonym za dnia.
Jedyny incydent miałem w Ustanowie ( Zalesie Górne ) jak szedłem drogą i facet z przeciwnego pasa chciał wjechać do wjazdu sklepowego. bez migacza nagle skosił drogę jadąc relatywnie szybko jak na taki manewr i zmusił mnie do panicznej ucieczki. I jeszcze pukał się gościu w głowe. Kompletny baran.
natenczas napisal(a): Ten nowy przepis wydaje się w praktyce przerzucać odpowiedzialność za 'wtargnięcie na jezdnię' z pieszego na kierowcę. I dzieje się to w momencie, gdy zauważalnie wzrasta jakaś dziwna beztroska w zachowaniach pieszych. Nagminne wchodzenie na pasy bez rozglądania się, jednoczesne korzystanie z elektroniki, itp. Zakaz korzystania z tych ostatnich przy przejściu dla pieszych mógłby iść w pakiecie tych najnowszych zmian.
Większość komentatorów (ja jako nie prawnik nie wiem czy słusznie) twierdzi, że skutkiem zmiany przepisów dotyczących pierwszeństwa na pasach będzie to, że w przypadku potrącenia na nich zawsze winą zostanie obciążony kierowca. Przy czym część z tego się cieszy, a cześć uważa za bezsensowne.
Jest na to utopijny sposób: wysłanie pieszych na reedukacyjny kurs prawa jazdy. Odczucie tego co kierowca może i tego co widzi powinno wpłynąć na wyobraźnię i zachowania na styku chodnik-jezdnia.
rozum.von.keikobad napisal(a): Więc jeszcze raz - normy kultury regulują wiele rzeczy. (..). Nie wiem, czy na serio Kolega uważa, że napisanie takich przepisów, które tego zabraniają to "wtórna barbaria". Dla mnie to zapewnienie elementarnego porządku.
Jeżeli imperatyw wynikający z norm kultury musimy wzmocnić w opisywanym przypadku sankcją prawną, to oznacza, że kultura przestała, w tym zakresie, obowiązywać. Dla mnie wskazuje to na korupcję obyczaju, czyli wtórną barbaryzację.
Tak sformułowane zdanie jest jednak inne niż poprzednio. Bo albo "wtórną barbarią" - jak w poście tym - jest stan, w którym musimy reagować. Albo "wtórną barbarią" jest reagowanie na ten stan (określone wyżej jako "próba zastępowania ..."). Problem to na dość wysokim poziomie abstrakcji, a ignorujący mam wrażenie bardzo konkretną istotę.
Otóż już bez górnolotnych sformułowań o kulturze, barbarii, imperatywach i desygnatach problem jest taki: na drodze nawet jak 99 użytkowników przestrzega tych zasad "od siebie", a 1 nie przestrzega, to i tak stwarza realne zagrożenie dla osób, które znajdą się w jego zasięgu oddziaływania. Więc pytanie jest takie: jako państwo mamy na to reagować (jeśli tak, to jak), czy mamy nie reagować?
Jest na to utopijny sposób: wysłanie pieszych na reedukacyjny kurs prawa jazdy. Odczucie tego co kierowca może i tego co widzi powinno wpłynąć na wyobraźnię i zachowania na styku chodnik-jezdnia.
Mam wrazenie, ze kazdemu uczesnikowi ruchu drogowo chodnikowego taka zamiana miejsc siedzenia i widzenia by sie przydala od czasu do czasu.
natenczas napisal(a): Ten nowy przepis wydaje się w praktyce przerzucać odpowiedzialność za 'wtargnięcie na jezdnię' z pieszego na kierowcę. I dzieje się to w momencie, gdy zauważalnie wzrasta jakaś dziwna beztroska w zachowaniach pieszych. Nagminne wchodzenie na pasy bez rozglądania się, jednoczesne korzystanie z elektroniki, itp. Zakaz korzystania z tych ostatnich przy przejściu dla pieszych mógłby iść w pakiecie tych najnowszych zmian.
Większość komentatorów (ja jako nie prawnik nie wiem czy słusznie) twierdzi, że skutkiem zmiany przepisów dotyczących pierwszeństwa na pasach będzie to, że w przypadku potrącenia na nich zawsze winą zostanie obciążony kierowca. Przy czym część z tego się cieszy, a cześć uważa za bezsensowne.
Jest na to utopijny sposób: wysłanie pieszych na reedukacyjny kurs prawa jazdy. Odczucie tego co kierowca może i tego co widzi powinno wpłynąć na wyobraźnię i zachowania na styku chodnik-jezdnia.
rozum.von.keikobad napisal(a): Więc pytanie jest takie: jako państwo mamy na to reagować (jeśli tak, to jak), czy mamy nie reagować?
1. Ja byłem w latach siedemdziesiątych w RFN i wzmiankowana kultura kierowców zrobiła na pacholęciu z Polski niesamowite wrażenie. Taka perspektywa powoduje moje gorzkie uwagi. 2.Pytanie bardzo zasadne ale jestem zbyt głupi aby na nie odpowiedzieć, bo nie mam statystyk, a swoje intuicje traktuje jako kierunek poszukiwań, a nie dowód tezy. (To nie wykręt, a uznanie swojej niekompetencji odnośnie stanowienia prawa)
Komentarz
przebój interneta i niektórych gazet
poczatek dyskusji czy ciekawostka i upuszczenie pary antysystemowej
a może to zabawy stowarzyszenia im. Borysa Dżonsona?
Mnie intryguje, czy tatuś kupił ten cały 'event' czy było w tym coś autentycznego?
Jedyne co jest smutne, to końcówka tego utworu.
100% oryginalności.
Skręcając w drogę podporzadkowaną i mając za sobą Tira lub inne auto ,zawsze muszę uważać bo idioci wyprzedzają zwalniającego tira ,a mnie nie widzą. I co z tego ,że łuk i podwójna ciągła co roku jest kilka wypadków gdy auto skręcające w boczną drogę jest taranowane przez pana "ja dobrze i szybko jeżdżę". Takie mamy drogi nie inne w wielu wypadkach konieczna jest przebudowa ,ale póki co trzeba przestrzegać przepisów.
Więc jeszcze raz - normy kultury regulują wiele rzeczy. Np. ciszę nocną, załatwianie potrzeb fizjologicznych, ubiór, słownictwo. Większość ludzi, a przynajmniej sporo ludzi, norm kultury przestrzega. Nie potrzebują do tego przepisów. Natomiast w mojej ocenie musi być jakaś sankcja dla ludzi, którzy norm kultury nie przestrzegają, utrudniając życie innym. Np. hałasują w nocy, załatwiają się na trawniku albo chodzą topless po ulicach miasta. Nie wiem, czy na serio Kolega uważa, że napisanie takich przepisów, które tego zabraniają to "wtórna barbaria". Dla mnie to zapewnienie elementarnego porządku. Od tego jest państwo. Także na drodze. Jeśli Kolega tak uważa, to jesteśmy na antypodach naszych oczekiwań co do tego, czym powinno się zajmować państwo.
Jeśli Kolega tak natomiast nie uważa, to przykro stwierdzić, ale ma znaczny problem z tworzeniem zrozumiałych zdań w języku polskim.
Kol @Rozum - czasami można na komunikacji zaoszczędzić czas ale jak ktoś chce zrobić większe zakupy, albo coś cięższego przetransportować. To bez samochodu robi się problem. Jeżeli zaś mówimy o sytuacji jedno auto na jednego członka rodziny to *zazwyczaj* jest to przegięcie w drugą stronę zgadzam się.
___________________
ALeż w pełni się zgadzam! Jest wiele sytuacji, w której użycie samochodu jest racjonalne (sytuacje opisane przez Kolegę), a czasem i konieczne (dość wspomnieć miejscowości, gdzie w ogóle żadnej komunikacji zbiorowej nie ma albo jest raz na dobę). Ja pisałem o miastach, w domyśle - wielkich ośrodkach.
Żeby rozwiać dam przykład mojego kolegi, który kilka lat temu regularnie jeździł autem do pracy. Na odcinku ul. Śliczna - ul. Przy Rondzie w Krakowie.
https://www.google.pl/maps/dir/Śliczna,+Kraków/Przy+Rondzie,+Kraków/@50.0682252,19.9593949,15z/data=!3m1!4b1!4m14!4m13!1m5!1m1!1s0x47165ad83280b88d:0xb3fab346c692a127!2m2!1d19.9775043!2d50.072611!1m5!1m1!1s0x47165b231652a897:0x11a67e23df5ed56!2m2!1d19.9614511!2d50.06384!3e
Wcale nie był szybciej, bo czas przejazdu tramwajem był teoretycznie dłuższy, ale nie stałby w korkach (wydzielony tor) i przede wszystkim nie szukał miejsca parkingowego. Koszt pomijam - bilet miesięczny na jedną linię kosztował ok. 45 zł, koszt paliwa to już można samemu wyliczyć, od spalania 8 litrów / 100, co nawet przy małolitrażowym aucie na tym dystansie jest niestety realne, był do tyłu. A wtedy paliwo było po 6-7 zł / litr.
Też żeby nie było, problem nie jest tylko po stronie kierowców. Nowe, deweloperskie osiedla są często tak budowane , że po pierwsze nie ma się z nich jak wydostać inaczej niż samochodem, po drugie, brak jest tam usług, które powinny być załatwiane na miejscu. Mam na myśli przede wszystkim przedszkola i szkoły dla małych dzieci, konieczność odwiezienia małego dziecka rano czyni niestety racjonalnym użycie pojazdu także w drodze do pracy. Za tzw. naszych czasów (czyli w latach 90. i tym bardziej wcześniej) w wielkich miastach do szkoły się po prostu szło, małe dzieci ktoś odprowadził max. kilkaset metrów, bo taki to był dystans. Problem, że "Polacy nie umieją żyć w miastach" jest już na poziomie planowania, urbanistyki, a nie tylko użytkowników.
Nie widziałem konkretnej wersji przepisu, który chcą wprowadzić, ale pytanie co rozumiemy przez "bezwzględne pierwszeństwo".
1) niezależnie od okoliczności faktycznych domniemywamy winę kierowcy bez możliwości obrony, jeśli dojdzie do kontaktu blachy z pieszym
2) obowiązek przepuszczenia pieszego dotyczy nie tylko sytuacji, w której on już jest na przejściu (jak teraz), ale też w której dopiero stoi przy przejściu.
Zwracam uwagę, że jak dojeżdżamy z podporządkowanej do skrzyżowania to mamy ustąpić niezależnie czy auta na głównej są już w naszym torze jazdy czy znajdą się za chwilę, a zatrzymanie / zwolnienie pojazdu to już nasz problem. Też pytanie ile mamy na liczniku i wracamy do ograniczeń prędkości.
(1) to oczywiście głupota, ale (2) mimo że nie jestem entuzjastą ciągle mieści się w racjonalnym planowaniu ruchu
Celem wzmocnienia przekazu sugeruję wyjście z samochodu i pospacerowanie ulicami stolicy. Oczywiście nie tylko po ścisłym centrum.
Zapoznasz się ze stosowaniem norm kultury w życiu a nie wyobrażeniami na ich temat.
I dzieje się to w momencie, gdy zauważalnie wzrasta jakaś dziwna beztroska w zachowaniach pieszych. Nagminne wchodzenie na pasy bez rozglądania się, jednoczesne korzystanie z elektroniki, itp. Zakaz korzystania z tych ostatnich przy przejściu dla pieszych mógłby iść w pakiecie tych najnowszych zmian.
Jedyny incydent miałem w Ustanowie ( Zalesie Górne ) jak szedłem drogą i facet z przeciwnego pasa chciał wjechać do wjazdu sklepowego. bez migacza nagle skosił drogę jadąc relatywnie szybko jak na taki manewr i zmusił mnie do panicznej ucieczki. I jeszcze pukał się gościu w głowe. Kompletny baran.
Bo albo "wtórną barbarią" - jak w poście tym - jest stan, w którym musimy reagować. Albo "wtórną barbarią" jest reagowanie na ten stan (określone wyżej jako "próba zastępowania ...").
Problem to na dość wysokim poziomie abstrakcji, a ignorujący mam wrażenie bardzo konkretną istotę.
Otóż już bez górnolotnych sformułowań o kulturze, barbarii, imperatywach i desygnatach problem jest taki: na drodze nawet jak 99 użytkowników przestrzega tych zasad "od siebie", a 1 nie przestrzega, to i tak stwarza realne zagrożenie dla osób, które znajdą się w jego zasięgu oddziaływania.
Więc pytanie jest takie: jako państwo mamy na to reagować (jeśli tak, to jak), czy mamy nie reagować?
wielu pieszych, może większość, ma prawo jazdy
2.Pytanie bardzo zasadne ale jestem zbyt głupi aby na nie odpowiedzieć, bo nie mam statystyk, a swoje intuicje traktuje jako kierunek poszukiwań, a nie dowód tezy. (To nie wykręt, a uznanie swojej niekompetencji odnośnie stanowienia prawa)
warto wysluchac, a zwlaszca od 10tej min
Panstwo pedalskie wydaje sie potęzniejsze od panstwa USA.