Skip to content

Aktualności, newsy, krótkie wiadomości tekstowe

1266267269271272673

Komentarz

  • uhrr napisal(a):
    posix napisal(a):
    A tak po prawdzie to wcale nie widzę jakiegoś szczególnego piractwa. Zdarza się ale na to są surowe kary ( w moim odczuciu surowe ), oczywiście zakładając, że ktoś zostanie ukarany.
    Tez nie widzę tego czesto.

    Co mnie denerwuje to, dajmy na to, znak ograniczenia predkosci do 40 postawiony na czas prowadzenia jakis robót i nie zdejmowany miesiacami po zakonczeniu tychze robot, kiedy wszelki slad po pracownikach drogowych dawno zniknal. Dewaluacja znakowa.

    Łoo, pani, o tym to pisał już kol. Fedeorczyk w swojej książce:
    image
    Jedziemy sobie 110 i widzimy znak "roboty drogowe" i ograniczenie do 30. Zwalniamy do 90 i rozglądamy się czujnie i faktycznie, na poboczu leży łopata.

    Minęły 44 lata od daty wydania.

    Ja się przyznam, i mam nadzieję, że nikogo nie zgorszę, że wypracowałem sobie własny system jazdy samochodem. Uważam, że znaki są dla człowieka a nie człowiek dla znaków, dlatego traktuję każde oznakowanie jako znaki informacyjne. Czerwone światło oznacza: uważaj, wszyscy pozostali uczestnicy ruchu mają pierwszeństwo. Podobnie jest z kierunkiem jazdy zaznaczonym na pasach, wymalowanych liniach na drogach (łuki w miarę możliwości, tj. jeśli nie jedzie nic z naprzeciwka, ścinam zakręty dla większego komfortu jazdy) itd itp. Uważam tylko na trzy rzeczy:
    1. Żeby jechać bezpiecznie dla siebie i innych użytkowników ruchu drogowego, w tym pieszych i rowerzystów, w miarę możliwości nie spowalniać innych samochodów.
    2. Żeby nie płacić mandatów. Przed "nietypowym" manewrem trzeba spojrzeć w lusterko wsteczne. Istnieje pewna pula marek, modeli, roczników i typów nadwozia, z której mając auto za sobą, należy się powstrzymać.

    Jak nagle na drodze widzę radiowóz, prawie nigdy nie wiem, jaka jest w danym miejscu dozwolona prędkość i trochę dziwnie się czuję.

    Podobnie robiłem, zresztą, jeszcze jako pieszy. Np. czerwone światło na przejściu dla pieszych niewiele dla mnie znaczyło. Patrzyłem tylko, czy nic nie jedzie i czy nie ma psów. Z drugiej strony mając zielone i widząc nadjeżdżający samochód czekałem aż kierowca zauważy swoje czerwone.

    Jestem też miły dla innych użytkowników drogi.

    A znaki? Cóż. Gdy żyła jeszcze moja śp. Teściowa, gdy po weekendzie wracaliśmy ze wsi, często zdarzało jej się krytykować mój styl jazdy.
    - Dobra - powiedziałem któregoś dnia - dzisiaj będę całą drogę jechał zgodnie z wszystkimi przepisami.
    Trąbili na mnie, pukali się w głowę wyprzedzając, migali światłami. Po kilkunastu minutach Teściowa dała za wygraną.
    - Dobra, jedź już normalnie.
  • edytowano December 2019
    trep napisal(a):

    Łoo, pani, o tym to pisał już kol. Fedeorczyk w swojej książce:
    Dobrze wiedziec ze jest jakis punkt staly w zmiennym swiecie, plynnej nowoczesnosci. To daje poczucie bezpieczenstwa i oparcia. ;)

  • edytowano December 2019
    .
  • Osobiście niemożebnie mnie wpieniają te wszystkie idiotyczne ograniczenia prędkości. Zwłaszcza to do pięćdziesięciu, a już zwłaszcza zejście z sześćdziesięciu na pięćdziesiąt.

    Serio? Ktoś jechał 57 km/h i kogoś zabił? To się nie zdarza. Spektakularne wypadki są przy 120, 140 km/h. Czy ograniczenie było do 50, czy do 60 - nie ma w takim przypadku jakiegokolwiek znaczenia.

    Każda ulica, każda droga, ma swoją bezpieczną prędkość - I TO SIĘ CZUJE. Jadąc uliczką osiedlową 40 km/h mam wrażenie przeginki, a jadąć szeroką trzypasmową arterią 70 km/h - wrażenie, że coś tu nie gra, bo racjonalna prędkość to by było z 90-100.
  • edytowano December 2019
    trep napisal(a):

    Łoo, pani, o tym to pisał już kol. Fedeorczyk w swojej książce: .
    Miałem tę książeczkę zaczytaną. I nawet zaczerpnąłem z niej neologizm, którego używam po dziś dzień; ODMOWIEDŹ.
    Ech, młodość, czasy gdy Fedorowicz był dowcipny :-)
  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    jadąć szeroką trzypasmową arterią 70 km/h - wrażenie, że coś tu nie gra, bo racjonalna prędkość to by było z 90-100.
    Wlasnie na obwodnicy wroclawskiej pomyslowy decydent zrobil taki myk, i z ograniczenia do 80 zrobil do 70km/h.
    Tylko kusi by zastosowac metode Kerownika, uprzednio
    sprawdzajac we wstecznym czy nie ma wozu z przyciemnionymi szybami, wlokącego sie "przepisowo" za tobą.

  • edytowano December 2019
    To ja się wstydliwie przyznam, trudno.
    Lat temu ze dwadzieścia zwiedzałam z córką Wiedeń. Wiele cudów obejrzałyśmy, zapamiętałyśmy, gdyby nie obecne szaleństwo Zachodu chętnie bym się jeszcze raz wybrała.
    Ale prawdziwy szok kulturowy przeżyłam, pochodząc do przejścia dla pieszych.
    Podchodząc.
    Nadjeżdżający samochód grzecznie się zatrzymał, poczekał aż doszłam, przeszłam do końca ulicy i dopiero wtedy ruszył.
    ....
    Najpierw myślałam, że jakiś absolutnie wyjątkowy wyjątek. Zjawisko okazało się jednak powtarzalne. Taki zwyczaj. Miły zwyczaj. Być może obowiązek.

    Gdy spróbowałam naśladownictwa w Polsce, niewiele brakowało bym zaliczyła na plecach jadącego za mną "kolegę". Wiąchę puścił z pewnością.

    Powolutku uczymy się jednak obserwować, co dzieje się przed pasami i zwalniamy, a przynajmniej zdejmujemy nogę z gazu. I tak być powinno.
    I na litość, nie krzańcie o kumoszkach. Statystyki są nieubłagane - liczby rozjeżdżanych i potrącanych ludzi na przejściach dla pieszych w Polsce są zatrważające.
    Ejmen.
  • edytowano December 2019
    Maria napisal(a):
    Ale prawdziwy szok kulturowy przeżyłam, pochodząc do przejścia dla pieszych.
    Podchodząc.
    Nadjeżdżający samochód grzecznie się zatrzymał, poczekał aż doszłam, przeszłam do końca ulicy i dopiero wtedy ruszył..
    Nie chwalac sie zawsze tak robię. Nawyku tego nabralam obserwujac kierowcow w miasteczku kolo ktorego pomieszkuję. Ten pokaz kultury dal mi do myslenia.
    Natomiast wieeelgie miasto to co innego. Niedawno o wlos a bylabym swiadkiem w sprawie drogowego morderstwa. Zatrzymalam sie (na dwupasmowej, na prawym pasie), przed przejsciem przepuszczajac pieszego, natomiast lewym przejechal idiota o malo nie robiac z przechodzacego krwawej miazgi.

    Polscy kierowcy przepis "przed" maja na wlasne życzenie. To, ze widze problem z przepisem, nie znaczy ze nie rozumiem powodow jego wprowadzenia.
  • Brzost napisal(a):
    Ech, młodość, czasy gdy Fedorowicz był dowcipny
    No wiesz, Kaczyński kiedyś... Choć nie, ręki do ludzi nigdy nie miał.

  • edytowano December 2019
    @ Brzost - zgaduję, że dwójkę też?

    @ Maria - na to też wypracowałem sobie sposób, bardzo skuteczny. Gdy już jestem przy przejściu dla pieszych bez sygnalizacji świetlnej i nie chce mi się czekać, aż wszystkie auta przejadą, a widzę, że nadjeżdżające auto nie zaczęło hamować w tym miejscu, w którym normalnie powinno zacząć, żeby mnie przepuścić, podnoszę nogę, prostą w kolanie, w taki sposób, w jaki bym to zrobił, jakbym był żołnierzem kompanii reprezentacyjnej wermachtu i chciał zacząć maszerować. Po czym opuszczam ją w tym miejscu, gdzie stoję - to jest nie wtargam na pasy.
    [prawie] Wszyscy zwalniają i się zatrzymują, dzięki czemu mogę bezpiecznie przejść.
  • christoph lubi to , trepie
  • trep napisal(a):
    @ Brzost - zgaduję, że dwójkę też?
    "W zasadzie ciąg dalszy" - też pamiętam ale nie aż tak szczegółowo.

  • edytowano December 2019
    Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    wojtek napisal(a):
    Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    No ale zaraz, pierwszeństwo dla pieszego to nie jest "od zawsze"?
    Na przejściu. Nie "przed".
    Okej, no po prawdzie nie rozumię doniosłości tej różnicy, jakieś to talmudyczne dla mie.
    Wystarczy popatrzeć na nazwy. Chodnik jest przede wszystkim dla pieszych. Samochód jest na nim czymś wyjątkowym. Jesli sie na nim znajdzie to tak by nie utrudniac ruchu pieszych. Jezdnia jest dla pojazdów. Pieszy jesli sie na niej znajdzie powinnien ustępować i nie utrudniać ruchu pojazdów. Wyjątkiem jest przejście ktore znajduje sie na jezdni. Na chodniku nie ma sensu przejście dla pieszych. Logiczne?
  • edytowano December 2019
    Prowadzić samochód ? A dajcie spokój. Gdzie się da pociągiem, samolotem. Do Warszawy jeżdżę pociągiem, uwielbiam, załatwiam podczas 4 godzinnej podróży (w dwie strony) więcej spraw niż w dwa dni na miejscu (spokój, mogę się skoncentrować). Później po Warszawie Uberem. A na wakacje smolotem, szkoda, że zimą tylko parę kierunków tanimi liniami, wbić się do Austrii od nas samochodem to mordęga (Włochy mają sporo połączeń).

    Jazda samochodem po mieście to niestety konieczność. Trasy skończyły się dla mnie na starej S8, gdzie mijały się 4 samochody na dwupasmowej drodze. Dało się ? Dało. Trup słał się gęsto, ale wyzwanie było. Dziś walczę ze snem ma tych autostradach, jeżdżenie zaś 200 km/h uważam za bezsensowne. Dlatego jak najmniej i jak najrzadziej autem.
  • Ignac, nie wiem, czy pracowałeś kiedyś przy wypadkach, ale wypadek z ciężkim uszczerbkiem może być i przy 20 km / h. 60 km / h to już duża prędkość, podobno to jest prędkość przy której pieszy już raczej nie przeżywa, a 50 km / h raczej przeżywa. Jakie faktycznie są statystyki - nie wiem, jak ktoś zna to chętnie się dowiem.
    Problem z maksymalną prędkością jest zresztą nieco inny, takie mam wrażenie. Jest 50 km/h, to ludzie jadą 60 km/h, co zresztą wg taryfikatora i tak skończyłoby się tylko upomnieniem (przekroczenie do 10 km/h). Więc podwyższenie limitu w terenie zab. do 60 km/h oznaczałoby podwyższenie faktycznej prędkości większości pojazdów do 70 km/h, a to już prędkość przy bezpośrednim zderzeniu z pieszym zabójcza.

    Jeżeli tezy Losa o tym, że Polacy nie nauczyli się żyć w miastach są faktycznie prawdziwe (globalnie to nie wiem), to nie ma dla nich lepszego przykładu niż niechęć Polaków do umiarkowanego, koniecznego użycia aut. To jest jakaś mentalna bariera, ludzie uważają, że to oszczędność czasu (często wcale nie), pieniędzy (często wcale nie), a przede wszystkim znaczna część ludzi uważa, że busiki, pociągi i w ogóle komunikacja zbiorowa jest dla biedoty. A oni, z racji mniemanego statusu, będą jeździć autem.

    Co do samych przepisów, to zwracam uwagę, że przygotowano je do wejścia w życie już od co najmniej początku 2016 r., jeszcze za poprzedniej ekipy. Rząd PiS i tak odkładał to bardzo długo.

    W pełni zgadzam się z tym, co napisał Jorge. Oprócz tych lotów w zimie, bo jedyne miejsce, gdzie jest dla mnie sens spędzać urlop zimą, czyli Wyspy Kanaryjskie, to owszem, są obsługiwane przez tanie linie.
  • rozum.von.keikobad napisal(a):
    Jeżeli tezy Losa o tym, że Polacy nie nauczyli się żyć w miastach są faktycznie prawdziwe (globalnie to nie wiem), to nie ma dla nich lepszego przykładu niż niechęć Polaków do umiarkowanego, koniecznego użycia aut. To jest jakaś mentalna bariera, ludzie uważają, że to oszczędność czasu (często wcale nie), pieniędzy (często wcale nie), a przede wszystkim znaczna część ludzi uważa, że busiki, pociągi i w ogóle komunikacja zbiorowa jest dla biedoty. A oni, z racji mniemanego statusu, będą jeździć autem.
    W tzw. punkt, niestety.

  • @Rozum - w większości samochodów licznik zawyża aktualną prędkość o jakieś 8-10 km/h, o czym można się przekonać włączając tempomat i jakiś gps.
    [Podobnie jest ze wskazaniami średniego spalania (o czy pisał już Christoph). Gdy porównamy iloczyn przejechanego dystansu i średniego spalania do zatankowanego litrażu (przy założeniu, że pojemność podawana przez producenta jest właściwa, to wychodzi, że spalaliśmy sporo więcej.]
    A zatem, w danym przykładzie, gdy podniesiemy dozwoloną prędkość do 60 a ludzie będą jeździć 70 (wg wskazów), to de facto będą jeździć 60.

    Z tym, że ja się nie zgadzam, że tak będzie. Ludzie jeżdżą mniej więcej tyle, na ile pozwalają warunki.

    Co do korzystania ze zbiorkomu, to ja sobie tego w ogóle nie wyobrażam. Próbowałem parę razy, ale to jest bezużyteczne. Są miasta, gdzie się da. Parę miast w Europie zachodniej, sporo w Azji wschodniej, ale w Łodzi to jest tragedia. Wolno, drogo, niepunktualnie i niewygodnie.
  • Jeżdżę sporo i jeżdżę dużym samochodem osobowym, bardzo częsta z rodzina, w szóstkę. Siłą rzeczy nie mam możliwości za bardzo popiracić. Uważam że ograniczenia są ok, nawet bardzo. Strach jest jeździć po prostu. U nas każdy musi być szybszy od tego przed sobą. Nieważne że za 200, 500 czy 1000 m i tak się spotkają na światłach.
    Inna sprawa że cóż z tego że będę jechał jak należy jak inny kierowca wpakuje się we mnie albo zmusi do manewru wymijania lub gwałtownego hamowania i w ten sposób zafunduje mi dzwona albo wypadek.
    Mam nadzieję że przepis o odbieraniu prawa jazdy za przekroczenie dozwolonej prędkości o 50 km/h będzie egzekwowany jak należy. Za rok, dwa inni, bogatsi o takie doświadczenie znajomych zmienią nawyki.
  • Mam ustawione ostrzeżenie dźwiękowe na 100 km/h. To ma mnie chronić mnie przed utratą prawka.
  • Ja mam inną obserwację z małego miasta. Olbrzymia większość jeździ zgodnie z przepisami i ostrożnie. Jedynymi piratami są niektórzy właściciele aut na literę B i kierowcy z dużych miast. Ci z warszawskimi i poznańskimi rejestracjami jeżdżą często jak wariaci.
  • SigmundvonBurak napisal(a):
    Ja mam inną obserwację z małego miasta. Olbrzymia większość jeździ zgodnie z przepisami i ostrożnie. Jedynymi piratami są niektórzy właściciele aut na literę B i kierowcy z dużych miast. Ci z warszawskimi i poznańskimi rejestracjami jeżdżą często jak wariaci.
    No wreszcie zaczęło się różnicowanie!!!
    Na początek, ja jestem tym wariatem z wpisu Sigmunda, jeżdżę szybko, na eskach potrafię podjechać na 3-5 m jak ktoś zwiedza lewy pas, często zmieniam pasy ruchu ale z tendencją do wracania na prawy, z drugiej strony staram się ustępować, wyprzedzany nie przyspieszam, nie jadę przy środku jezdni, nie rozmawiam przez telefon w samochodzie (ba, nawet radia nie słucham), przejście dla pieszych powoduje mój wzrost czujności, rocznie pokonuję około 25-30 tyś km..
    Aby pokazać skalę trudności takiej dyskusji to mamy 50 km/h na Wirażowej w Warszawie, co jest absurdem i 90 km/h na drodze do Minogi, gdzie na suchej jezdni 60 km/h to walka o pozostanie na drodze, z jednej strony mamy nowego Nissana 370 Z na nowych oponach, a z drugiej 19 letniego Passata na 'slikach', z jednej strony mamy 30 letnią dziewczynę po kursach doszkalających, a z drugiej 75 letniego dziadka z licznymi ubytkami w zdrowiu i prawem jazdy i nawykami z lat siedemdziesiątych, z jednej strony mamy słoneczny dzień, a z drugiej ulewę, śnieżycę lub mgły na śliskiej drodze (wystarczy, że ktoś naniesie ziemi, a poranna mgła zrobi swoje). Opisałem skrajności z mojego doświadczenia. Przepisy mają obowiązywać wszystkich, więc ....
    Druga sprawa, co już zostało podniesione, to próba zastąpienia przepisami ruchu drogowego zwykłej kultury za kierownicą, ale tego nie da się zrobić, bo paradygmat kochaj bliźniego jak siebie samego został zastąpiony przez uproszczoną wersję kochaj siebie samego.
    Proponuje offa przenieść.

  • Piękny Essay adwentowy Kolega machnął
    Dzięki z rana
  • A o skróconej wersji przykazania miłości krotko
    Do exCathedra watch czyli zbioru cytatów
  • @trep, nie ręczę za praktyczność poruszania się komunikacją publiczną w każdym mieście. Wiem tyle, z życia w Krakowie i w GOP, sporo ludzi nie korzysta z komunikacji publicznej mimo że by mogła, często na zasadzie "ich stać". Płacą więcej, tracą czas i nerwy. Zdaję sobie sprawę, że w wielu miastach na wielu trasach samochód wyjdzie 3 razy szybciej (w GOP z różnych względów to niestety norma).

    Co do zawyżania to wiem, że liczniki zawyżają, ale nie o aż tyle (to jest ok. 10%, czyli przy 50 km / h --> 55 km / h itd.). Warto też pamiętać, że średnia prędkość na dłuższym dystansie prawie zawsze wyjdzie mniej niż "mediana chwilowych prędkości", bo się zatrzymujemy na światłach, rondach, zwalniamy jak skręcamy albo za kimś, kto skręca, przepuszczamy pieszych itd.
    Czy ludzie jeżdżą zazwyczaj na tyle, na ile pozwalają warunki? No nie. Większość kierowców przekracza prędkość, a niektórzy wyraźnie.
  • Druga sprawa, co już zostało podniesione, to próba zastąpienia przepisami ruchu drogowego zwykłej kultury za kierownicą, ale tego nie da się zrobić, bo paradygmat kochaj bliźniego jak siebie samego został zastąpiony przez uproszczoną wersję kochaj siebie samego.
    _____________________

    Muszą być przepisy, które to regulują.
    Serio napisalibyśmy zdanie o karach za kradzież, że to "próba zastąpienia przepisami kodeksu karnego zwykłej uczciwości, ale tego nie da się zrobić"?
  • edytowano December 2019
    A w ogóle jak pieszy ma mieć zawsze pierszeństwo jeszcze przed wejściem na pasy na przejściu bez swiateł, to rozumiem oznacza, że w razie wypadku wina jest zawsze po stronie kierowcy. Bardzo niesprawiedliwe. Myślałem, że wszyscy mamy zachować szczególną ostrożność. Po to że, jak ktoś się czasem zapomni/pomyli. To druga strona, może to w porę zauważy.

    Jak mam w nocy widzieć człowieka ubranego na czarno na ledwo co oświetlnej ulicy. To postawmy najlepiej stop przed każdym przejściem dla pieszych. ;-)

    PiS mógłby wrócić do zielonej strzałki na tabliczce. To by był punkt

    Kol @Rozum - czasami można na komunikacji zaoszczędzić czas ale jak ktoś chce zrobić większe zakupy, albo coś cięższego przetransportować. To bez samochodu robi się problem. Jeżeli zaś mówimy o sytuacji jedno auto na jednego członka rodziny to *zazwyczaj* jest to przegięcie w drugą stronę zgadzam się.
  • rozum.von.keikobad napisal(a):
    Druga sprawa, co już zostało podniesione, to próba zastąpienia przepisami ruchu drogowego zwykłej kultury za kierownicą, ale tego nie da się zrobić, bo paradygmat kochaj bliźniego jak siebie samego został zastąpiony przez uproszczoną wersję kochaj siebie samego.
    _____________________

    Muszą być przepisy, które to regulują.
    Serio napisalibyśmy zdanie o karach za kradzież, że to "próba zastąpienia przepisami kodeksu karnego zwykłej uczciwości, ale tego nie da się zrobić"?
    Rozum, mam prośbę abyś odnosił się do moich wpisów albo bez interpretacji rozszerzającej albo gdy nauczysz się czytać ze zrozumieniem. Druga prośba to czytanie z odrobiną wyrozumiałej życzliwości dla starszego pana, jakim jestem, gdy zdarzy mu się brak precyzji,
    bo zaczynam domniemywać, że powoli wypełniasz desygnat znaczeniowy wyrażenia 'zadufany w sobie, namolny głupek, który troluje dyskusje', a w tej sprawie chciałbym się mylić.
    Co do meritum, to brak przepisów oznacza barbarię, a zastępowanie norm kultury przepisami prawa oznacza wtórna barbarię.

  • edytowano December 2019
    Ja sie przychylam do zdania kol. Rozuma.

    IMHO jesli pracuje sie n.p. w Trójmieście (dostep do autobusów, trolejbusów, tramwajów, SKM) poza dzielnicami na obrzeżach miast, to samochód - jako środek dojazdowy do pracy stacjonarnej - nie zapenia praktycznie żadnych oszczednosci czasowych, o finansowych nawet nie wspominając. Moja znajoma mieszka w Gdyni i nie odczuwa braku auta.
    Pomimo, że sytuację finansową ma dość średnią, to jej ojciec suszy jej głowę, by nabyla w drodze kupna samochód bo to..."prestysz".

    Inna sytuacja ma oczywiście miejsce gdy często wyjeżdża sie za miasto lub ma się małe dzieci.
  • Jak jesteśmy przy prowadzeniu samochodu, to na to się nakłada kwestia skali i intensywności ruchu.
    Przykład: jeżeli w małym mieście zachowasz się nieoptymalnie, to zablokujesz kilka samochodów na kilkadziesiąt sekund, a takich zablokowań będzie jednorazowo niewielka ilość, jeżeli takie samo zachowanie, w takiej samej skali występuje w dużym mieście, to generuje znaczące utrudnienia ruchu. Takie samo zachowanie, a diametralnie inne skutki.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.