„Przyjaźń pana Antoniego z panem Jarosławem zaczęła się w czasie, kiedy w sensie politycznym byli jeszcze nieurodzeni. Ale po Smoleńsku pan Jarosław zaczął gloryfikować pana Antoniego, zaś pan Antoni, ewentualnie, wielbić się pozwalał, acz bez wylewnego odwzajemnienia, - przyzwalając łaskawie, by pan Jarosław go politycznie rozbudowywał i zasilał. A, że obydwaj się potrzebowali, więc stwarzali pozory, że łączy ich jednomyślność.
I choć natura pana Jarosława nie pozwalała mu podejść do pana Antoniego inaczej, jak z nieufnością, to po tragedii smoleńskiej pan Jarosław musiał ten stosunek maskować, gdyż się zorientował, że w międzyczasie pan Antoni wyrósł niespodzianie na idola gotowego za nim wskoczyć w ogień twardogłowego elektoratu partii pana Jarosława, który na miesięcznicach coraz częściej imię Antoniego skandował. I tak ich wzajemny stosunek był poprawny, acz bynajmniej nie euforyczny, w myśl zasady, że polityk w żadnym razie nie powinien być funkcją czyjejś emocjonalnej temperatury.
A więc? Pobratymcy, czy rywale?
Na moje oko, choć ich gatunki są spokrewnione swego rodzaju eskapistyczną ucieczką w świat iluzji i zamiłowaniem do gry w ciuciubabkę to jednak na oko widać, że nie ma między nimi chemii i telepatycznego połączenia. I wiem, co mówię, bo mam swoje lata i widzę, jak patrzą na siebie.
Według mnie, narwany Antoni to ktoś znający siebie i wiedzący, czego chce jegomość o wybitnej inteligencji znamiennej dla charakterów nieokiełznanych. Zaś frasobliwy Jarosław to człowiek wciąż siebie poszukujący. Wszystko tedy zdaje się wskazywać, że dla osiągnięcia wyznaczonego celu, stworzony do panowania Antoni chce choćby zagłady, zaś Jarosław urodzony do kierowania stara się, mimo wszystko, w sposób racjonalny dążyć do urzeczywistnienia swojej filozofii państwa.
Pan Jarosław urodził się na cierpiętnika, a jego odizolowanie od wszelkich skupisk otaczającym go ciasno kordonem mentalnie spetryfikowanych dworzan czyni go coraz bardziej oderwanym od postrzegania rzeczywistej rzeczywistości, zaś pan Antoni to ktoś urodzony na pana, kto wcześniej, czy później zażąda, by władza była dla niego - a nie on dla władzy, - co moim zdaniem właśnie się dzieje.
Pan Jarosław podświadomie ucieka w swoiste „umartwienie”, szczególnie po tragedii smoleńskiej, co jest całkowicie zrozumiałe. Zaś, jak życie pokazuje pan Antoni z każdym dniem chce być ponad i powyżej, - za wszelką cenę.
I być może pan Antoni uznał, że właśnie nadszedł moment, kiedy może tego dokonać grając na cienkiej strunie dialektyki bólu i rozkoszy, bo wie, że po prawie siedmioletnim biczowaniu znacząca część narodu poczuła, że to biczowanie przestało być narzędziem tortury i stało się narzędziem swoiście masochistycznej ekstazy kojarzącej się ludziom bardziej z imieniem Antoniego, niźli Jarosława.
Pan Jarosław zdaje się być człowiekiem opanowanym, zaś jego starszy kolega z opozycji jawi się ostatnio kimś zgoła szalonym i niepoprawnie bezkarnym. A może to właśnie w tym szaleństwie jest metoda? Bo ostatnie poczynania pana Antoniego zdają się wskazywać, że albo niedomaga, albo właśnie rozpoczyna autogenny bieg ku władzy.
Za mało wiem o jakichkolwiek, animozjach wobec siebie obu Panów, jeśli rzeczywiście istnieją. Wiem natomiast, że obaj panowie są wybitnymi politykami, urodzonymi do roli przywódczej i tu chyba jest pies pogrzebany.
Więc na miejscu pana Jarosława, zdawać by się mogło bezdyskusyjnie niezagrożonego naczelnika państwa wzmógłbym czujność, bo jak uczy historia, w ostatecznej rozgrywce, która chyba się już zbliża, paradoksalnie, - ludzie zawsze szli za szaleńcami…”, koniec cytatu.
Jak opublikowałem tę notkę, „ortodoksyjni pisowcy” nie zostawili na mnie suchej nitki, wylali mi na głowę kubeł pomyj, a niektórzy uznali, że wymagam badań psychiatrycznych.
Ale, jak widzę roztropny pan Jarosław przeczytał tę baśń i wyciągnął z niej stosowne wnioski, bo życie właśnie dopisało jej dalszy ciąg, gdyż pan Jarosław przed chwilą ogłosił, że zawiesza pupila pana Antoniego w prawach członka Prawa i Sprawiedliwości i powołuje partyjną spec-komisję, zaś pan Antoni złowróżbnie milczy.
Wszakże, jeśli ktoś myśli, że to koniec baśni zaryzykuję tezę, iż to dopiero początek fascynującej klechdy, przy której „Saga rodu Forsyte’ów” wymięka.
Oby to był tylko ekscentryzm Macierewicza. Obawiam się jednak, że zostanie zupełnie sam bo nie postawił na jakiegos skurwiela z branzy tylko na Misiewicza
No i jakim ministrem był ten młody zdolny liberał gdy dorósł ? Warto też zaznaczyć że to było 20 lat temu czyli gdzieś w 1997. Wtedy III RP była jeszcze młoda i awansowało się szybciej. BM ma 27 lat więc stanowiska Siemioniaka dochrapał się 4 lata młodszy. Czego dowodzi ta historia, czy też porównanie tych historii, nie za bardzo wiem. Wiem natomiast że panicze i pannice z młodzieżówek partyjnych zawsze budzili moją odruchową obawę i niechęć. Tak było już za dawnych czasów, zaraz po 89-tym, gdy mieliśmy pierwszy masowy wysyp młodych karier wprost z NZS i z "dobrych" opozycyjnych rodzin. Zawsze byli bezczelni i aroganccy, a większość bezideowa, bezwzględna i brutalna. Tak chyba zostało do dziś. Nie rozumiem natomiast fascynacji nimi ich sponsorów i mentorów.
"To za pośrednictwem pana Misiewicza upokarzano żołnierzy. Jeżeli dowódca kompanii, który ma ich prowadzić do boju trzyma parasol nad człowiekiem, który nawet studiów nie skończył, to o czym to świadczy? Jeżeli z ust ministra Macierewicza słyszymy, że Misiewicz intelektualnie przewyższa oficerów, a od innych prominentnych polityków PiS, że to tak silna osobowość, która przewyższa generałów, no to przepraszam bardzo. Pytanie w jakim poważaniu mamy trud żołnierzy i ich oddanie na polu walki?
Przede wszystkim to nie Misiewicz wyznaczył sobie stanowiska, tylko raczej jego przełożeni. Myślę, że jeżeli kogoś należałoby rozliczyć to tych, którzy te synekury tworzyli i którzy człowieka bez wykształcenia i odpowiedniego przygotowania wyznaczali na takie wysokie stanowiska. Rządy ludzi niekompetentnych są największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa. Ja akurat w takich kategoriach to rozpatruję. Tacy osobnicy nie powinni zajmować żadnych stanowisk kierowniczych bez względu na to, jakie zasługi mają dla Rzeczypospolitej. Bo to pokazuje brak zdolności, czy umiejętności odpowiedniego doboru kadr na stanowiska, być może też jakąś słabość dla zręcznych manipulantów i wazeliniarzy."
A dla mnie nie. Jeśli rzeczywiście tak wkurwiali z Misiewiczem ludzi jak mówi Polko , że eurokorpusu nie mozna obsadzić bo pozwalniali oficerów to baj baj, bez żalu. Moze było jak z tym szeregowym Saszą z książki Suworowa ("Żołnierze wolności") zmiennikiem zastępcy kierowcy dowódcy pułku, a nieoficjalnie kierowcy żony marszalka Malinowskiego, przed którym drżeli pólkownicy.
Spodobało mi się, jak Kolega Los napisał gdzieś kiedyś, że Misiewicz to ofiara wojny - poległ i nie ma co go opłakiwać, trzeba go pomścić. Ale postępowanie Jarosława Kaczyńskiego budzi moje wątpliwości, albowiem mam wrażenie, że jest reakcją na koronkową akcję tych skur***ieli, to znaczy gówniane gazety napisały, a pan Jarosław Kaczyński uznał za stosowne zareagować. A gazety, jak snajper, upatrzyły sobie Misiewicza (już wiele miesięcy temu) i rozpoczęły ostrzał. Tak, słabość została okazana na początku sprawy, kiedy po pierwszym wystrzale „przesunięto” Misiewicza, przyznając tym samym, że został „trafiony”. Tak, Kaczyński chce wreszcie zakończyć sprawę, ale to znak, że ostrzał był udany. A skoro udany to będą i następne.
Ale od początku… Czy wobec Misiewicza stawiane były i są jakieś konkretne zarzuty? KONKRETNE? Bo to, że mu oficerowie salutują nie jest, jak sądzę, jego wybrykiem tylko kwestią formy: wojsko w demokracjach podporządkowane jest cywilnej kontroli i każdy, najwyższy nawet rangą generał podległy jest cywilnemu urzędnikowi ministerstwa. Generałowie nie salutowali Misiewiczowi, tylko urzędowi, który ten reprezentował. Historie o rajdach służbowym samochodem po pizze okazały się fejkiem, picie piwa w knajpie to żaden zarzut, a wysokość pensji w PGZ została od razu zdementowana.
W biografii Misiewicza na wiki przeczytałem, że ten od 10 lat działa na rzecz PiSu, mając 17 lat zgłosił się do biura poselskiego Antoniego Macierewicza, od 7 lat jest jest w Pisie. Zatem… lojalność?
W rozmowie z Gościem Niedzielnym Jarosław Kaczyński powiedział „… w czasie pierwszych rządów PiS (2005-07), wprowadzono bardzo zobiektywizowanie konkursy w których decydowało kategorie merytoryczne. Skończyło się to fatalnie. Wprowadziliśmy do spółek całą rzeszę ludzi, którzy mieli co najmniej doktorat z ekonomii lub prawa związanego z gospodarką, i natychmiast byli oni pochłaniani przez patologiczny system funkcjonujący w tych spółkach. Teraz odwołaliśmy się do innego mechanizmu, bo tamten zawiódł. Mianujemy ludzi z bliskich nam środowisk, którzy realizują nasz program. System ten też ma mankamenty i PiS stara się go naprawiać, stosując także kryteria kompetencji.
???
To jest, mam wrażenie, druga sprawa, w której PiS ustępuje wobec insynuacji i manipulacji gównianych i niemieckich gazet. Pierwsza to nowelizacja ustawy o wycince drzew. Dobry pomysł dający wreszcie obywatelowi więcej wolności i praw został znów „przycięty”, bo gazety coś napisały. 99 procent zainteresowanych ludzi popierało pierwotny zamysł. Po tekstach w gównie i fuckcie, z których większość była manipulacją (wiewiórka czy też wycinka w Łebie) znowelizowano ustawę, wprowadzając znów nadrzędność urzędniczej woli.
Nosz k****! Jak Pis ma zmieść III RP kiedy ustępuje wobec wrogich szmatławców? Mam nadzieję, że się błędnie mylę. Poprawcie mnie (i pocieszcie)
Mania napisal(a): i po cholerę jeszcze ta komisja???
Dla zachowania pozorów lub "w imię zasad" jeśli ktoś woli wersję a'la Pasikowski.
Komisja owa to sztafaż i pic na drążku - niezależnie czy jako skutek pomruków Kaczyńskiego hałasem wywabionego z gawry przez media, czy od pochłaniającego coraz więcej łąki kretowiska Morawieckiego juniora.
Próba obrony tezy, wedle której człowiek mający problem z uzyskaniem tytułu magistra miałby dostęp do informacji niejawnych, o znaczeniu strategicznym dla obronności kraju, jest karkołomna, by nie powiedzieć naiwna.
Jak dla mnie historia tej osoba w MON czy PGZ jest równoznaczna z wizerunkowa porażką PiS i jeszcze bardziej świadczy o problemach kadrowych z doborem odpowiednich osób.
Jeśli jest tak jak sugeruje Matka Kurka - że Misio miał bardzo lepkie rączki i jego koledzy też - to od Maria oczekuję teraz 100 platfusianych złodziei w kajdanach. I żeby to było w telewizji.
Kornel_Pas napisal(a):Jak dla mnie historia tej osoba w MON czy PGZ jest równoznaczna z wizerunkowa porażką PiS i jeszcze bardziej świadczy o problemach kadrowych z doborem odpowiednich osób.
Są problemy kadrowe, co nie jest niezrozumiałe - cała Polska ma problemy kadrowe, gównolit jest głównym budulcem masy ludzkiej, co pokazuje niewysilona empiria.
W związku z brakami kadrowymi - jeszcze bardziej zaciskamy kryteria: polityk PiS ma być piękny, elokwentny, mieć dwie habilitacje i być w drodze na ołtarze. Nie widzę pozytywnego związku z logiką.
Polityk PiS może być faktycznie taki, jak piszesz. Dopóki siedzi w swoim grajdole...
Członek rady nadzorczej Grup Zbrojeniowej lub pracownik ministerswa obrony ma być kompetentny w tym co robi, lub stwarzać takie nadzieje. No chyba, że jest powszechna akceptacja dla kucharzy za sterami samolotów pasażerskich.... i jest się z tym ok.
Kornel_Pas napisal(a): Polityk PiS może być faktycznie taki, jak piszesz. Dopóki siedzi w swoim grajdole...
Członek rady nadzorczej Grup Zbrojeniowej lub pracownik ministerswa obrony ma być kompetentny w tym co robi, lub stwarzać takie nadzieje. No chyba, że jest powszechna akceptacji dla kucharzy za sterami samolotów pasażerskich.... i jest się z tym ok.
Jest może z dwudziestu ludzi w Polsce, które spełniają podane przeze mnie kryteria. A jeśli dodać do tego zgodę na położenie głowy pod topór, którego trzonek trzyma Jarosław Kaczyński - wątpię by kogoś znaleźli. Sławku Nowaku wracaj, lepiej pasujesz do Polski.
Wydawało mi się, że PC/PiS walczy z pokomunistycznym establiszmentem, nawet tytuł książki pana Jarosława Kaczyńskiego to sugerował: Porozumienie przeciw monowładzy.
MM jest samym jądrem monowładzy, można go wypchać wiechciem słomy i wystawić w Sevres jako wzorzec.
Komentarz
I choć natura pana Jarosława nie pozwalała mu podejść do pana Antoniego inaczej, jak z nieufnością, to po tragedii smoleńskiej pan Jarosław musiał ten stosunek maskować, gdyż się zorientował, że w międzyczasie pan Antoni wyrósł niespodzianie na idola gotowego za nim wskoczyć w ogień twardogłowego elektoratu partii pana Jarosława, który na miesięcznicach coraz częściej imię Antoniego skandował. I tak ich wzajemny stosunek był poprawny, acz bynajmniej nie euforyczny, w myśl zasady, że polityk w żadnym razie nie powinien być funkcją czyjejś emocjonalnej temperatury.
A więc? Pobratymcy, czy rywale?
Na moje oko, choć ich gatunki są spokrewnione swego rodzaju eskapistyczną ucieczką w świat iluzji i zamiłowaniem do gry w ciuciubabkę to jednak na oko widać, że nie ma między nimi chemii i telepatycznego połączenia. I wiem, co mówię, bo mam swoje lata i widzę, jak patrzą na siebie.
Według mnie, narwany Antoni to ktoś znający siebie i wiedzący, czego chce jegomość o wybitnej inteligencji znamiennej dla charakterów nieokiełznanych. Zaś frasobliwy Jarosław to człowiek wciąż siebie poszukujący. Wszystko tedy zdaje się wskazywać, że dla osiągnięcia wyznaczonego celu, stworzony do panowania Antoni chce choćby zagłady, zaś Jarosław urodzony do kierowania stara się, mimo wszystko, w sposób racjonalny dążyć do urzeczywistnienia swojej filozofii państwa.
Pan Jarosław urodził się na cierpiętnika, a jego odizolowanie od wszelkich skupisk otaczającym go ciasno kordonem mentalnie spetryfikowanych dworzan czyni go coraz bardziej oderwanym od postrzegania rzeczywistej rzeczywistości, zaś pan Antoni to ktoś urodzony na pana, kto wcześniej, czy później zażąda, by władza była dla niego - a nie on dla władzy, - co moim zdaniem właśnie się dzieje.
Pan Jarosław podświadomie ucieka w swoiste „umartwienie”, szczególnie po tragedii smoleńskiej, co jest całkowicie zrozumiałe. Zaś, jak życie pokazuje pan Antoni z każdym dniem chce być ponad i powyżej, - za wszelką cenę.
I być może pan Antoni uznał, że właśnie nadszedł moment, kiedy może tego dokonać grając na cienkiej strunie dialektyki bólu i rozkoszy, bo wie, że po prawie siedmioletnim biczowaniu znacząca część narodu poczuła, że to biczowanie przestało być narzędziem tortury i stało się narzędziem swoiście masochistycznej ekstazy kojarzącej się ludziom bardziej z imieniem Antoniego, niźli Jarosława.
Pan Jarosław zdaje się być człowiekiem opanowanym, zaś jego starszy kolega z opozycji jawi się ostatnio kimś zgoła szalonym i niepoprawnie bezkarnym. A może to właśnie w tym szaleństwie jest metoda? Bo ostatnie poczynania pana Antoniego zdają się wskazywać, że albo niedomaga, albo właśnie rozpoczyna autogenny bieg ku władzy.
Za mało wiem o jakichkolwiek, animozjach wobec siebie obu Panów, jeśli rzeczywiście istnieją. Wiem natomiast, że obaj panowie są wybitnymi politykami, urodzonymi do roli przywódczej i tu chyba jest pies pogrzebany.
Więc na miejscu pana Jarosława, zdawać by się mogło bezdyskusyjnie niezagrożonego naczelnika państwa wzmógłbym czujność, bo jak uczy historia, w ostatecznej rozgrywce, która chyba się już zbliża, paradoksalnie, - ludzie zawsze szli za szaleńcami…”, koniec cytatu.
Jak opublikowałem tę notkę, „ortodoksyjni pisowcy” nie zostawili na mnie suchej nitki, wylali mi na głowę kubeł pomyj, a niektórzy uznali, że wymagam badań psychiatrycznych.
Ale, jak widzę roztropny pan Jarosław przeczytał tę baśń i wyciągnął z niej stosowne wnioski, bo życie właśnie dopisało jej dalszy ciąg, gdyż pan Jarosław przed chwilą ogłosił, że zawiesza pupila pana Antoniego w prawach członka Prawa i Sprawiedliwości i powołuje partyjną spec-komisję, zaś pan Antoni złowróżbnie milczy.
Wszakże, jeśli ktoś myśli, że to koniec baśni zaryzykuję tezę, iż to dopiero początek fascynującej klechdy, przy której „Saga rodu Forsyte’ów” wymięka.
całosć:
http://salonowcy.salon24.pl/770924,i-pomyslec-ze-pisowcy-omal-mnie-nie-zlinczowali-z-te-bajke
Czego dowodzi ta historia, czy też porównanie tych historii, nie za bardzo wiem. Wiem natomiast że panicze i pannice z młodzieżówek partyjnych zawsze budzili moją odruchową obawę i niechęć. Tak było już za dawnych czasów, zaraz po 89-tym, gdy mieliśmy pierwszy masowy wysyp młodych karier wprost z NZS i z "dobrych" opozycyjnych rodzin. Zawsze byli bezczelni i aroganccy, a większość bezideowa, bezwzględna i brutalna. Tak chyba zostało do dziś. Nie rozumiem natomiast fascynacji nimi ich sponsorów i mentorów.
"To za pośrednictwem pana Misiewicza upokarzano żołnierzy. Jeżeli dowódca kompanii, który ma ich prowadzić do boju trzyma parasol nad człowiekiem, który nawet studiów nie skończył, to o czym to świadczy? Jeżeli z ust ministra Macierewicza słyszymy, że Misiewicz intelektualnie przewyższa oficerów, a od innych prominentnych polityków PiS, że to tak silna osobowość, która przewyższa generałów, no to przepraszam bardzo. Pytanie w jakim poważaniu mamy trud żołnierzy i ich oddanie na polu walki?
Przede wszystkim to nie Misiewicz wyznaczył sobie stanowiska, tylko raczej jego przełożeni. Myślę, że jeżeli kogoś należałoby rozliczyć to tych, którzy te synekury tworzyli i którzy człowieka bez wykształcenia i odpowiedniego przygotowania wyznaczali na takie wysokie stanowiska. Rządy ludzi niekompetentnych są największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa. Ja akurat w takich kategoriach to rozpatruję. Tacy osobnicy nie powinni zajmować żadnych stanowisk kierowniczych bez względu na to, jakie zasługi mają dla Rzeczypospolitej. Bo to pokazuje brak zdolności, czy umiejętności odpowiedniego doboru kadr na stanowiska, być może też jakąś słabość dla zręcznych manipulantów i wazeliniarzy."
http://wpolityce.pl/polityka/335435-gen-polko-ostro-o-sprawie-misiewicza-jezeli-zbudujemy-armie-z-potulnych-potakiwaczy-to-nie-bedzie-zdolna-do-prowadzenia-dzialan-bojowych-nasz-wywiad
Nie wystarczy dobrze chcieć
http://fakty.interia.pl/polska/news-kwasniewski-sprawa-misiewicza-to-dowod-na-spor-miedzy-kaczyn,nId,2381514
No ale sprawa Misiewicza była odpowiednio nagłośniana i opowiadana, nawet w Uchu prezesa dwa odcinki temu poświęcili ...
Ale postępowanie Jarosława Kaczyńskiego budzi moje wątpliwości, albowiem mam wrażenie, że jest reakcją na koronkową akcję tych skur***ieli, to znaczy gówniane gazety napisały, a pan Jarosław Kaczyński uznał za stosowne zareagować.
A gazety, jak snajper, upatrzyły sobie Misiewicza (już wiele miesięcy temu) i rozpoczęły ostrzał. Tak, słabość została okazana na początku sprawy, kiedy po pierwszym wystrzale „przesunięto” Misiewicza, przyznając tym samym, że został „trafiony”. Tak, Kaczyński chce wreszcie zakończyć sprawę, ale to znak, że ostrzał był udany. A skoro udany to będą i następne.
Ale od początku…
Czy wobec Misiewicza stawiane były i są jakieś konkretne zarzuty? KONKRETNE?
Bo to, że mu oficerowie salutują nie jest, jak sądzę, jego wybrykiem tylko kwestią formy: wojsko w demokracjach podporządkowane jest cywilnej kontroli i każdy, najwyższy nawet rangą generał podległy jest cywilnemu urzędnikowi ministerstwa. Generałowie nie salutowali Misiewiczowi, tylko urzędowi, który ten reprezentował.
Historie o rajdach służbowym samochodem po pizze okazały się fejkiem, picie piwa w knajpie to żaden zarzut, a wysokość pensji w PGZ została od razu zdementowana.
W biografii Misiewicza na wiki przeczytałem, że ten od 10 lat działa na rzecz PiSu, mając 17 lat zgłosił się do biura poselskiego Antoniego Macierewicza, od 7 lat jest jest w Pisie.
Zatem… lojalność?
W rozmowie z Gościem Niedzielnym Jarosław Kaczyński powiedział „… w czasie pierwszych rządów PiS (2005-07), wprowadzono bardzo zobiektywizowanie konkursy w których decydowało kategorie merytoryczne. Skończyło się to fatalnie. Wprowadziliśmy do spółek całą rzeszę ludzi, którzy mieli co najmniej doktorat z ekonomii lub prawa związanego z gospodarką, i natychmiast byli oni pochłaniani przez patologiczny system funkcjonujący w tych spółkach. Teraz odwołaliśmy się do innego mechanizmu, bo tamten zawiódł. Mianujemy ludzi z bliskich nam środowisk, którzy realizują nasz program. System ten też ma mankamenty i PiS stara się go naprawiać, stosując także kryteria kompetencji.
???
To jest, mam wrażenie, druga sprawa, w której PiS ustępuje wobec insynuacji i manipulacji gównianych i niemieckich gazet.
Pierwsza to nowelizacja ustawy o wycince drzew. Dobry pomysł dający wreszcie obywatelowi więcej wolności i praw został znów „przycięty”, bo gazety coś napisały.
99 procent zainteresowanych ludzi popierało pierwotny zamysł. Po tekstach w gównie i fuckcie, z których większość była manipulacją (wiewiórka czy też wycinka w Łebie) znowelizowano ustawę, wprowadzając znów nadrzędność urzędniczej woli.
Nosz k****! Jak Pis ma zmieść III RP kiedy ustępuje wobec wrogich szmatławców?
Mam nadzieję, że się błędnie mylę. Poprawcie mnie (i pocieszcie)
Komisja owa to sztafaż i pic na drążku - niezależnie czy jako skutek pomruków Kaczyńskiego hałasem wywabionego z gawry przez media, czy od pochłaniającego coraz więcej łąki kretowiska Morawieckiego juniora.
Jak dla mnie historia tej osoba w MON czy PGZ jest równoznaczna z wizerunkowa porażką PiS i jeszcze bardziej świadczy o problemach kadrowych z doborem odpowiednich osób.
Po prostu - pan Jarosław Kaczyński psychicznie nie wytrzymał. Nie dziwię mu się, nikt by nie wytrzymał.
W związku z brakami kadrowymi - jeszcze bardziej zaciskamy kryteria: polityk PiS ma być piękny, elokwentny, mieć dwie habilitacje i być w drodze na ołtarze. Nie widzę pozytywnego związku z logiką.
Członek rady nadzorczej Grup Zbrojeniowej lub pracownik ministerswa obrony ma być kompetentny w tym co robi, lub stwarzać takie nadzieje. No chyba, że jest powszechna akceptacja dla kucharzy za sterami samolotów pasażerskich.... i jest się z tym ok.
A oni wkurzali go na maxa.
Proszę przeprosić.
MM jest samym jądrem monowładzy, można go wypchać wiechciem słomy i wystawić w Sevres jako wzorzec.