Nie. Że potrafił po wysłuchaniu burzy mózgów w wykonaniu kilkunastu zaproszonych doradców zrobić podsumowanie i wyciągnąć logiczne wnioski. Nie byłem tam oczywiście, powtarzam wrażenia młodego księdza.
A ja uważam, że istnieje o wiele poważniejszy kryzys kobiecości - wśród przedstawicielek piękniejszej płci zaszły w ciągu kilkunastu lat bardzo niekorzystne zmiany w zakresie moralności, światopoglądu i wiary - drastycznie wzrosła akceptowalność rozwodów, powszechne jest głoszenie choćby w biurach poglądów nie tyle nawet peowskich, co wręcz palikociarskich. Dziś osoba o prawdziwie męskich cechach jest nieomal na celowniku całej popkultury i systemu prawnego z prawem rodzinnym na czele.
Rzchanym napisal(a): Dobra, teraz na poważnie i na temat. Gdy dowiedziałem się o sprawie, byłem zasmucony, zszokowany, ale też zniesmaczony. Słusznie zauważył jeden z kolegów:
JPSz napisal(a): Jeżeli to nie sprawy obyczajowe, to o tyle dobrze. Ale co to się dzieje, że tak dobrze zapowiadający się młody kapłan (jak tu wskazywano 2 lata temu: skromny, zaangażowany, tradycjonalista, syn najlepszego katolickiego narodu) podupada w WIERZE tak bardzo, że pali za sobą mosty powrotu do kapłaństwa ( musi być mocno przekonany, ze to nie jest jednak czasowy kryzys)?
Po pierwsze, kapłaństwo to jest SAKRAMENT. To nie jakaś tam robota, którą można rzucić, gdy okaże się, że nie pasuje. To jakby po 2 latach rzucić żonę. Analogia pełna - jedno i drugie to sakrament, jedno i drugie to kwestia męskości i odpowiedzialności. Jakie są podane przyczyny? Dwie: kryzys wiary i złośliwe plotki. Kryzys wiary? Już po dwóch latach? Nie za szybko? Coś mi tu nie gra. Skoro tak szybko rzuca, to czy to w ogóle było prawdziwe powołanie? No, a jeśli nie było, to dlaczego zdecydował się na wstąpienie do seminarium i zostanie księdzem? I dlaczego w tym seminarium się nie zorientował, że to nie dla niego? No, a jeśli dla niego, to dlaczego tak szybko się poddaje? Aż chce się przytoczyć słowa Ewangelii: "Czemuś zwątpił, człeku małej wiary??".
To ja może tylko Koledze napiszę, że moim zdaniem skala feudalizmu w Kościele polskim narosła niemożebnie i uważam, że za takie sytuacje ponoszą ogromną winę starsze pokolenia księży i biskupów. Oni sami wbrew pozorom - w samym środowisku kościelnym - nie byli poddawani za młodu takiej presji. Układy w wielu diecezjach, kuriach i na plebaniach to kompletna mentalna patola (nie mam na myśli obyczajowości, ale np. relacje)
MarianoX napisal(a): A ja uważam, że istnieje o wiele poważniejszy kryzys kobiecości - wśród przedstawicielek piękniejszej płci zaszły w ciągu kilkunastu lat bardzo niekorzystne zmiany w zakresie moralności, światopoglądu i wiary - drastycznie wzrosła akceptowalność rozwodów, powszechne jest głoszenie choćby w biurach poglądów nie tyle nawet peowskich, co wręcz palikociarskich. Dziś osoba o prawdziwie męskich cechach jest nieomal na celowniku całej popkultury i systemu prawnego z prawem rodzinnym na czele.
Jest coś na rzeczy, choć można dyskutować, czy kryzys kobiecości jest o wiele poważniejszy. Moim zdaniem o wiele poważniejszy jest nie sam kryzys, ile samo postrzeganie go przez kobiety - ich zdaniem to absolutnie nie kryzys, tylko zmiany wręcz pożądane. Bycie zdecydowaną, niezależną, "wyzwoloną", itp - co oznacza często brak zasad moralnych, kult kasy, kariery (rozumianej czasem jako związek z kimś bogatym i ustawionym), pogarda dla "przegrywów" i "inceli".
Mało tego - widzę po mojej córce która ma trudny charakter, wiecznie stawia na swoim i sprzeciwia się czasem po prostu dla zasady - że wzbudza to olbrzymie poparcie u dojrzałych kobiet, nie tylko moich równieśnic, ale starszych. Bo skoro ma "mocny charakter" to sobie nie pozwoli wejść na głowę. To że stara się wejść na głowę wszystkim innym, nikogo nie interesuje ani nie przeraża.
Mam wrażenie że mężczyźni z kryzysu męskości zdają sobie sprawę i próbują coś z tym robić. Dowodem popularność Petersona (90% słuchających go to młodzi mężczyźni), a także fakt że rozmaici katocelebryci w Polsce (Szustaki, itp) też zdaje się zaczynają nawoływać do powrotu męskości. I mają oglądalność i słuchalność.
Utracić? Może i nie. Ale kryzys - jak najbardziej. Pewien młody (świadomy i zaangażowany) świecki rozmawiał z dość młodym jeszcze księdzem i mówił o kryzysie jaki przeżywa. "Właściwie to chwilami po prostu nie wierzę" A ksiądz na to: "Odwagi. Znam to. Też tak miałem i to już będąc księdzem"
Kryzys wiary nie jest przyczyną zrzucania z siebie sutanny. Co by nie mówić to chyba poziom intelektualny akurat tego człowieka pozwala się domyślać że on wie i jest świadomy kryzysów wiary i jednocześnie też wie że drogą jego przezwyciężenia wcale nie jest odchodzenie z kapłaństwa.
marniok napisal(a): Kryzys wiary nie jest przyczyną zrzucania z siebie sutanny. Co by nie mówić to chyba poziom intelektualny akurat tego człowieka pozwala się domyślać że on wie i jest świadomy kryzysów wiary i jednocześnie też wie że drogą jego przezwyciężenia wcale nie jest odchodzenie z kapłaństwa.
Dobra dobra, jak strzeli samobója, to będzie Kolegom gupio.
TecumSeh napisal(a):Mało tego - widzę po mojej córce która ma trudny charakter, wiecznie stawia na swoim i sprzeciwia się czasem po prostu dla zasady - że wzbudza to olbrzymie poparcie u dojrzałych kobiet, nie tylko moich równieśnic, ale starszych. Bo skoro ma "mocny charakter" to sobie nie pozwoli wejść na głowę
W rodzinie z takich, zadziornych, z charakterem, wyzwolonych i niezależnych, zostały 40+ sfrustrowane stare panny będące egzemplifikacją pojęcia 'przegryw' (coś poniżej nieudacznika, ale jeszcze nie patologia). My mamy ten sam problem u 3 latki, więc cza czujnym być.
TecumSeh napisal(a):Mało tego - widzę po mojej córce która ma trudny charakter, wiecznie stawia na swoim i sprzeciwia się czasem po prostu dla zasady - że wzbudza to olbrzymie poparcie u dojrzałych kobiet, nie tylko moich równieśnic, ale starszych. Bo skoro ma "mocny charakter" to sobie nie pozwoli wejść na głowę
W rodzinie z takich, zadziornych, z charakterem, wyzwolonych i niezależnych, zostały 40+ sfrustrowane stare panny będące egzemplifikacją pojęcia 'przegryw' (coś poniżej nieudacznika, ale jeszcze nie patologia). My mamy ten sam problem u 3 latki, więc cza czujnym być.
Cała obecna popkulturwa i mejnstrim promuje u kobiet postawy nie tyle nawet asertywne lecz jawnie agresywne, ponadto egocentryzm, cynizm, skrajną interesowność itp.
TecumSeh napisal(a):Mało tego - widzę po mojej córce która ma trudny charakter, wiecznie stawia na swoim i sprzeciwia się czasem po prostu dla zasady - że wzbudza to olbrzymie poparcie u dojrzałych kobiet, nie tylko moich równieśnic, ale starszych. Bo skoro ma "mocny charakter" to sobie nie pozwoli wejść na głowę
W rodzinie z takich, zadziornych, z charakterem, wyzwolonych i niezależnych, zostały 40+ sfrustrowane stare panny będące egzemplifikacją pojęcia 'przegryw' (coś poniżej nieudacznika, ale jeszcze nie patologia). My mamy ten sam problem u 3 latki, więc cza czujnym być.
Oj, cza. A najlepiey jusz jej szukać męża, żeby zwalić kłopot na barki innego mużczyny. Potem tylko dopilnować, żeby nie zwiał... :-*
marniok napisal(a): Kryzys wiary nie jest przyczyną zrzucania z siebie sutanny. Co by nie mówić to chyba poziom intelektualny akurat tego człowieka pozwala się domyślać że on wie i jest świadomy kryzysów wiary i jednocześnie też wie że drogą jego przezwyciężenia wcale nie jest odchodzenie z kapłaństwa.
Dobra dobra, jak strzeli samobója, to będzie Kolegom gupio.
TecumSeh napisal(a):Mało tego - widzę po mojej córce która ma trudny charakter, wiecznie stawia na swoim i sprzeciwia się czasem po prostu dla zasady - że wzbudza to olbrzymie poparcie u dojrzałych kobiet, nie tylko moich równieśnic, ale starszych. Bo skoro ma "mocny charakter" to sobie nie pozwoli wejść na głowę
Cała obecna popkulturwa i mejnstrim promuje u kobiet postawy nie tyle nawet asertywne lecz jawnie agresywne (...)
Tylko werbalnie niestety. Moje najbardziej pyskate i (deklaratywnie) feminizujące koleżanki wykopały się w najbardziej patologiczne małżeństwa/innego typu związki, z przemocą i nałogami męża w tle.
Cała obecna popkulturwa i mejnstrim promuje u kobiet postawy nie tyle nawet asertywne lecz jawnie agresywne (...)
Tylko werbalnie niestety. Moje najbardziej pyskate i (deklaratywnie) feminizujące koleżanki wykopały się w najbardziej patologiczne małżeństwa/innego typu związki, z przemocą i nałogami męża w tle.
To nie wyjątek, to reguła. A co do promocji, to leniwi mężczyźni przyzwalają aby za nich podejmować decyzje, reszta to przypisy.
Wraz z postępem gender studies walka płci nasila się
Serio, jak zgadzam się, że z pokoleniem millenialsów jest szereg problemów, tak próba ich rozwiązania przez przerzucanie się czy to bardziej kryzys męskości czy kryzys kobiecości w ogóle nie jest wyjściem.
Mamy już za sobą walkę - pierwszą wojnę światową z męskością. Zasadniczo wrogowie męskości wgrali. To nie znaczy że nie ma i nie będzie męskich mężczyzn. Będą w mniejszości. Będą, już są, uważani za barbarzyńców, chamów i brutali. Będą za męskość karani i potępiani. Już często są. Jesteśmy w trakcie drugiej wojny światowej z kobiecością. Pierwszą wrogowie kobiecości wygrali za realnej komuny - "Kobieta na traktorze i orze". Kobiety uzyskały dostęp i obowiązek pełnienia ról męskich, ale nie zostały zwolnione z ról kobiecych. Mężczyźni uzyskali w związku z tym status trutni domowych co, jak się okazało potem, było przygotowaniem do wyżej wspomnianej pierwszej wojny światowej z męskością. Na Zachodzie paradoksalnie to nie poszło tak daleko wtedy. Druga wojna światowa z kobiecością to potępienie kobiecości i ról kobiecych - matki, żony, opiekunki. Kobieta ma być agresywna, bezczelna i roszczeniowa. Ma być zdecydowanym wrogiem i tępicielką męskości. Kobiece kobiety są na cenzurowanym i są uważane za głupie i bezwartościowe. Zastanawiam się na czym polegać będzie druga wojna światowa z męskością i czy już się zaczęła.
TecumSeh napisal(a):Mało tego - widzę po mojej córce która ma trudny charakter, wiecznie stawia na swoim i sprzeciwia się czasem po prostu dla zasady - że wzbudza to olbrzymie poparcie u dojrzałych kobiet, nie tylko moich równieśnic, ale starszych. Bo skoro ma "mocny charakter" to sobie nie pozwoli wejść na głowę
Cała obecna popkulturwa i mejnstrim promuje u kobiet postawy nie tyle nawet asertywne lecz jawnie agresywne (...)
Tylko werbalnie niestety. Moje najbardziej pyskate i (deklaratywnie) feminizujące koleżanki wykopały się w najbardziej patologiczne małżeństwa/innego typu związki, z przemocą i nałogami męża w tle.
No ale przecież to prosty skutek feminizmu.
Lat temu 16 byłem ja sobie w najbardziej wtedy sfeminizowanym kraju świata - Finlandii. Faceci tam naprawdę bali się kobiet w sposób widoczny. Dziwnie popularnym wśród tamtejszych kobiet było posiadanie chłopaka Turka albo z podobnych okolic.
Dlatego mnie fakt zamiłowania rozkrzyczanych chamowatych i feminizujących panien do "bad boyów" w ogóle nie dziwi. Sam mam epizod bycia złym chłopcem i pewne wnioski za sobą.
Pisałam już o tym wielokrotnie, mam wrażenie, że przynudzam. Siebie w każdym razie owszem. Zjawiska, które opisujecie to prosty efekt wynalezienia i powszechnego dostępu do tabletki antykoncepcyjnej. Nie będę rozwijać tematu, bo można go ciągnąć, a tezę uzasadniać niemal w nieskończoność.
@Maria, możliwe, natomiast ciekawe że ów "asertywny" charakter mojej córki tak bardzo imponuje matkom rodzin wielodzietnych i zaangażowanym katoliczkom, które przynajmniej według deklaracji pigułki nie stosują. Wszystkie kłamią?
TecumSeh napisal(a): @Maria, możliwe, natomiast ciekawe że ów "asertywny" charakter mojej córki tak bardzo imponuje matkom rodzin wielodzietnych i zaangażowanym katoliczkom, które przynajmniej według deklaracji pigułki nie stosują. Wszystkie kłamią?
TecumSeh napisal(a): @Maria, możliwe, natomiast ciekawe że ów "asertywny" charakter mojej córki tak bardzo imponuje matkom rodzin wielodzietnych i zaangażowanym katoliczkom, które przynajmniej według deklaracji pigułki nie stosują. Wszystkie kłamią?
TecumSeh napisal(a): @Maria, możliwe, natomiast ciekawe że ów "asertywny" charakter mojej córki tak bardzo imponuje matkom rodzin wielodzietnych i zaangażowanym katoliczkom
No to może po prostu widzą w twojej córce materiał na dzielną i mądrą kobietę.
TecumSeh napisal(a): @Maria, możliwe, natomiast ciekawe że ów "asertywny" charakter mojej córki tak bardzo imponuje matkom rodzin wielodzietnych i zaangażowanym katoliczkom
No to może po prostu widzą w twojej córce materiał na dzielną i mądrą kobietę.
Mądrość i wzmiankowany rodzaj 'asertywności' są pojęciami wykluczającymi się.
Pigwa napisal(a): No to może po prostu widzą w twojej córce materiał na dzielną i mądrą kobietę.
Uwagi są w stylu "co prawda w przedszkolu wszystkimi rządzi, o wszystkim decyduje i zawsze chce podejmować decyzje sama, ale to dobrze bo sobie nie da kiedyś wejść na głowę, super że jest asertywna" itp.
Moim zdaniem to nie jest aż tak super - bo owszem, raczej zdominować się nie pozwoli nikomu, ale z posłuszeństwem są same problemy a kiedyś uważane za pozytywne cechy typu skromność, pokora itp - nie istnieją.
Ja natomiast egzekwuję obowiązki bez śladu litości, i córka przynajmniej wie że z tatusiem sobie nie pogra. Natomiast pogrywa z każdym innym.
TecumSeh napisal(a): @Maria, możliwe, natomiast ciekawe że ów "asertywny" charakter mojej córki tak bardzo imponuje matkom rodzin wielodzietnych i zaangażowanym katoliczkom
No to może po prostu widzą w twojej córce materiał na dzielną i mądrą kobietę.
Mądrość i wzmiankowany rodzaj 'asertywności' są pojęciami wykluczającymi się.
Akurat mądrości mozna jeszcze nabyć z więkiem, szczególnie jeśli mówimy o sześciolatce
Komentarz
Nie byłem tam oczywiście, powtarzam wrażenia młodego księdza.
Moim zdaniem o wiele poważniejszy jest nie sam kryzys, ile samo postrzeganie go przez kobiety - ich zdaniem to absolutnie nie kryzys, tylko zmiany wręcz pożądane. Bycie zdecydowaną, niezależną, "wyzwoloną", itp - co oznacza często brak zasad moralnych, kult kasy, kariery (rozumianej czasem jako związek z kimś bogatym i ustawionym), pogarda dla "przegrywów" i "inceli".
Mało tego - widzę po mojej córce która ma trudny charakter, wiecznie stawia na swoim i sprzeciwia się czasem po prostu dla zasady - że wzbudza to olbrzymie poparcie u dojrzałych kobiet, nie tylko moich równieśnic, ale starszych. Bo skoro ma "mocny charakter" to sobie nie pozwoli wejść na głowę.
To że stara się wejść na głowę wszystkim innym, nikogo nie interesuje ani nie przeraża.
Mam wrażenie że mężczyźni z kryzysu męskości zdają sobie sprawę i próbują coś z tym robić. Dowodem popularność Petersona (90% słuchających go to młodzi mężczyźni), a także fakt że rozmaici katocelebryci w Polsce (Szustaki, itp) też zdaje się zaczynają nawoływać do powrotu męskości. I mają oglądalność i słuchalność.
Pewien młody (świadomy i zaangażowany) świecki rozmawiał z dość młodym jeszcze księdzem i mówił o kryzysie jaki przeżywa. "Właściwie to chwilami po prostu nie wierzę" A ksiądz na to: "Odwagi. Znam to. Też tak miałem i to już będąc księdzem"
Co by nie mówić to chyba poziom intelektualny akurat tego człowieka pozwala się domyślać że on wie i jest świadomy kryzysów wiary i jednocześnie też wie że drogą jego przezwyciężenia wcale nie jest odchodzenie z kapłaństwa.
platońskie pragnienie, żeby nami mędrcy rządzili
A potem tzw. singielstwo i "adoptowanie kotka".
A najlepiey jusz jej szukać męża, żeby zwalić kłopot na barki innego mużczyny. Potem tylko dopilnować, żeby nie zwiał...
:-*
Mysle, ze nie to bylo zamyslem kolegi powyzej, a problem z intensywnym promowaniem pewnych postaw u kobiet istnieje rzeczywiście.
Tylko werbalnie niestety. Moje najbardziej pyskate i (deklaratywnie) feminizujące koleżanki wykopały się w najbardziej patologiczne małżeństwa/innego typu związki, z przemocą i nałogami męża w tle.
Serio, jak zgadzam się, że z pokoleniem millenialsów jest szereg problemów, tak próba ich rozwiązania przez przerzucanie się czy to bardziej kryzys męskości czy kryzys kobiecości w ogóle nie jest wyjściem.
Jesteśmy w trakcie drugiej wojny światowej z kobiecością. Pierwszą wrogowie kobiecości wygrali za realnej komuny - "Kobieta na traktorze i orze". Kobiety uzyskały dostęp i obowiązek pełnienia ról męskich, ale nie zostały zwolnione z ról kobiecych. Mężczyźni uzyskali w związku z tym status trutni domowych co, jak się okazało potem, było przygotowaniem do wyżej wspomnianej pierwszej wojny światowej z męskością. Na Zachodzie paradoksalnie to nie poszło tak daleko wtedy. Druga wojna światowa z kobiecością to potępienie kobiecości i ról kobiecych - matki, żony, opiekunki. Kobieta ma być agresywna, bezczelna i roszczeniowa. Ma być zdecydowanym wrogiem i tępicielką męskości. Kobiece kobiety są na cenzurowanym i są uważane za głupie i bezwartościowe.
Zastanawiam się na czym polegać będzie druga wojna światowa z męskością i czy już się zaczęła.
Lat temu 16 byłem ja sobie w najbardziej wtedy sfeminizowanym kraju świata - Finlandii. Faceci tam naprawdę bali się kobiet w sposób widoczny. Dziwnie popularnym wśród tamtejszych kobiet było posiadanie chłopaka Turka albo z podobnych okolic.
Dlatego mnie fakt zamiłowania rozkrzyczanych chamowatych i feminizujących panien do "bad boyów" w ogóle nie dziwi. Sam mam epizod bycia złym chłopcem i pewne wnioski za sobą.
To nie paradoks - to skutek. W prostej linii.
Zjawiska, które opisujecie to prosty efekt wynalezienia i powszechnego dostępu do tabletki antykoncepcyjnej.
Nie będę rozwijać tematu, bo można go ciągnąć, a tezę uzasadniać niemal w nieskończoność.
Kobieta wyzwolona. Pfff...
Wszystkie kłamią?
Uwagi są w stylu "co prawda w przedszkolu wszystkimi rządzi, o wszystkim decyduje i zawsze chce podejmować decyzje sama, ale to dobrze bo sobie nie da kiedyś wejść na głowę, super że jest asertywna" itp.
Moim zdaniem to nie jest aż tak super - bo owszem, raczej zdominować się nie pozwoli nikomu, ale z posłuszeństwem są same problemy a kiedyś uważane za pozytywne cechy typu skromność, pokora itp - nie istnieją.
Ja natomiast egzekwuję obowiązki bez śladu litości, i córka przynajmniej wie że z tatusiem sobie nie pogra. Natomiast pogrywa z każdym innym.
Akurat mądrości mozna jeszcze nabyć z więkiem, szczególnie jeśli mówimy o sześciolatce