Mordechlaj_Mashke napisal(a): Jak kiedyś przyjadę to na bank tam pójdę na mszę.
Polecam 10:00, a ta parafia wypączkowała z Opaczności Bożej w latach osiemdziesiątych. Na zachętę, to modlimy się o Pokój na Ukrainie bandycko przez Rosję napadniętą.
ms.wygnaniec napisal(a): 1. Parafia Zwiastowania Pańskiego ma logiczne granice, więc mam łatwo. 2. Anachronizm parafii to pochodna lenistwa proboszczów.
Jest to problem ponadnarodowy (choćby wymieniany tu Quebec), mamy zatem dziesiątki tysiący leniwych proboszczów?
szkoła ma byc blisko i za darmo zwłaszcza to drugie
i poza tem jeszcze jeden argument przeciw zmianie szkoły na dalszą, (ale coraz słabszy), łączący argumenty parafialne i szkolne, a co z komunią? znaczy, żeby dziecko poszło w swej parafii z kolegami do I Komunii św
Gnój chodził do szkoły za darmo, państwowej podstawówki, ale nie w rejonie. Posłaliśmy go tam, bo była mowa, że szkoła robi fajną klasę. Fakt, że z tej klasy chyba z 10 osób odbierało indeks uniwersytetu od rektora (pewnie jeszcze na innych uczelniach). PKŚ miał z klasą, w parafii obejmującej szkołę. Z okolicy nie miał kolegów. Wszyscy koledzy i koleżanki byli z klasy - niezależnie od miejsca zamieszkania.
Inż napisal(a): Ciekaw jestem jaka jest ta zaplanowana przez KEQ "wspólnota wspólnot" w strzegółach, gdyż tam może tkwić diabeł. Będę wdzięczny za jakiegoś linka, bo kwestia odnowy parafii i ew. ślepych zaułków tych działań bardzo mnie interesuje.
Noji, więc, szukałem i nie znalazłem. Wiem, żem to gdzieś kiedyś czytał. Z mojej kwerendy najwartościowszy bodaj kawałek to refluksie zielonogórskiego księdza psoferora:
Noji, więc, szukałem i nie znalazłem. Wiem, żem to gdzieś kiedyś czytał. Z mojej kwerendy najwartościowszy bodaj kawałek to refluksie zielonogórskiego księdza psoferora:
To, co się rzuca w oczy w tym tekście, to klasyka: skupienie się na liczbie wiernych. Ma ich być dużo, kto by tam się poświęcał jakimś "siwym głowom", coraz ich mniej! Gdyby w tle była najbardziej podstawowa troska - o ZBAWIENIE wszystkich ludzi (no ale należałoby tu przypomnieć okrutne i niepolitpoprawne "poza Kościołem nie ma zbawienia") - to byłoby zrozumiałe, ale mnie tu wieje taką statystyką dla statystyki.
Jak się udało w Polsce zorganizować wielotysięczną mszę przy okazji jakiegoś eventu - jupiii, no proszę, jaka Polska katolicka, nie ma co się przejmować jakimiś tam prorokowanymi zmianami, o, patrzajcie, ile tysięcy luda przyszło, jest super! Tak się radował episkopat. Tak, jakby realne zwycięstwo polegało na biciu jakichś rekordów Guinessa.
Coś tam było co prawda w Ewangelii "nie martw się, mała trzódko", ale to takie niemodne.
Moja druga refleksja: niestety ale wszystko się rozpada kiedy za bardzo się zaczynają szarogęsić świeccy. Oczywiście tak się dzieje najczęściej z powodu braku, że tak powiem... wykutych odpowiednich kadr, które to kadry pochodzą wszak z owego (świeckiego) społeczeństwa. Taka pętelka...
Inż napisal(a): Ciekaw jestem jaka jest ta zaplanowana przez KEQ "wspólnota wspólnot" w strzegółach, gdyż tam może tkwić diabeł. Będę wdzięczny za jakiegoś linka, bo kwestia odnowy parafii i ew. ślepych zaułków tych działań bardzo mnie interesuje.
Noji, więc, szukałem i nie znalazłem. Wiem, żem to gdzieś kiedyś czytał. Z mojej kwerendy najwartościowszy bodaj kawałek to refluksie zielonogórskiego księdza psoferora:
trep napisal(a): Byli w pierwszej trójce najlepszych wyników matur branych pod uwagę przy rekrutacji na dany kierunek.
A ile osób było w drugiej trójce?
Nie czytałem statystyk. Po prostu poszedłem z Gnojem na uroczystoś wręczenia indeksów przez rektora i poznałem sporo jego kolegów i koleżanek z podstawówki.
Fajnie było. Był np. abp Ziółek, który bardzo wylewnie przywitał się z posłanką Śledzińską Katarasińską. Usiedli obok siebie i omawiali swoje tematy.
Przemko napisal(a): 10 osób w pierwszej trójce! Istotnie niecodzienne! Dzięki.
Z jednej klasy z podstawówki. Państwowej. I to tylko na jednej uczelni. Klasa to był autorski pomysł dyrektor szkoły. Trzeba było napisać podanie, żeby przyjęli dziecko.
Przeczytałem. Jak zwykle nieco czasu u mnie to trwało.
Podsumowując podrzucony przez Szturmowca artykuł, widzę przypadek Quebecu jako podobny do przypadku Irlandii i, niestety, w pewnej części też Polski. Kościół w tych regionach był silny nie wiarą wiernych, lecz przynależnością kulturową. Przyszły lata 60-te z kontestacją wszelkich konwencji, swoje do pieca dołożyła pospieszna i nieprzemyślana "odnowa soborowa" przy bierności hierarchii. W latach 80-tych zorientowano się że konieczne są zmiany i po pewnych perturbacjach wprowadzono duszpasterstwo skierowane na łączenie parafii i małe grupy w ramach tych megaparafii. W efekcie odłączono od Kościoła całą rzeszę letnich katolików. Powstałe przy parafiach małe grupy nie koncentrowały się na ewangelizacji lecz na pogłębianiu swojej wiary (takie było założenie epidiaskopu). Powstanie megaparafii spowodowało dodatkowo to, że parafianie nie identyfikują się z takim olbrzymem. Skutkiem jest umieranie życia parafialnego i Kościoła w Qbku.
Miałem tego już nie pisać, ale dzisiaj natknąłem się na taki nowy nius:
Podejście "po co coś robić, skoro jeszcze mamy wiernych" (cytat z naszego słusznie minionego proboszcza) ma swoje konsekwencje.
Ożesz, co za liiczby!
"W murach naszego seminarium jest zaledwie 28 kleryków naszej diecezji, 14 z diecezji gliwickiej i 1 kleryk z Togo, w Afryce. Biorąc pod uwagę fakt, że do święceń dochodzi połowa kleryków, można przyjąć, że nasze prezbiterium do roku 2027 wzbogaci się o 14 kapłanów. Tymczasem ze względu na ukończenie 75. roku życia do 2030 roku odejdzie na emeryturę 72 kapłanów. Trzeba się ponadto liczyć z tym, że niektórzy kapłani mogą wcześniej umrzeć, bądź stan zdrowia nie pozwoli im na dalsze posługiwanie. Nie można też wykluczyć, że ktoś odejdzie z szeregów kapłańskich" - napisał ordynariusz.
Inż napisal(a): Powstanie megaparafii spowodowało dodatkowo to, że parafianie nie identyfikują się z takim olbrzymem.
A ktoś (w mieście, nie na wsi) identyfikuje się ze swoją parafią? Jeśli choć księża to już jest sukces.
Uwaga, proszę czytać tekst dokładnie. Z parafią znaczy z parafią a nie z kościołem parafialnym. Człowiek czasem identyfikuje się z kościołem do którego chodzi. Czy mieszkaniec parafii Dobrego Pasterza w Warszawie ma niejasne poczucie wspólnoty z mieszkańcami ulicy Górczewskiej ale tylko z tymi po stronie nieparzystej? Na wsi jest prościej - parafia to często po prostu wiocha.
Ja mieszkam na wsi, więc nie jestem w grupie badanej, natomiast moi Rodzice w mieście średniej wielkości jak najbardziej identyfikują się z parafią. Nieraz opowiadają o kimś - "oni są z naszej parafii".
Myślę że stopień identyfikacji z parafią zależy od stopnia zasiedzenia. Nasza rodzina należy do owej parafii już ponad 100 lat, czyli odkąd powstała.
@Inż: Wicie, kmotrze, Kolegi jednostkowy przypadek, niestety, nie stanowi. To trochę jak Pisarz Śląski, który doznaje rozkoszy najwyższej na myśl o tym, że jego rodzina pińcet lat w jednym powiecie mieszka.
Inż napisal(a): Ja mieszkam na wsi, więc nie jestem w grupie badanej, natomiast moi Rodzice w mieście średniej wielkości jak najbardziej identyfikują się z parafią. Nieraz opowiadają o kimś - "oni są z naszej parafii".
Mówią tak o osobach mieszkających po ich stronie ulicy dzielącej parafie ale o tych z drugiej strony już nie? Nie mam powodów, by poddawać to w wątpliwość, więc tylko napiszę: twoi rodzice są niezłymi ekscentrykami.
W mieście nie ma żadnych ale to absolutnie żadnych podstaw do identyfikacji z parafią. Zaznaczam po raz kolejny - parafią a nie kościołem parafialnym. Podejrzewam nawet, że mieszkańcy strony parzystej ulicy Górczewskiej też odwiedzają raczej kościół Dobrego Pasterza - bo do św. Józefa mają dalej. Całkiem wielu pewnie się dowiaduje, że to nie ich parafia, z okazji wizytacji duszpasterskiej.
Komentarz
Mają narzędzia, możliwości, a im się nie chce.
szkoła ma byc blisko i za darmo
zwłaszcza to drugie
i poza tem jeszcze jeden argument przeciw zmianie szkoły na dalszą, (ale coraz słabszy), łączący argumenty parafialne i szkolne,
a co z komunią?
znaczy, żeby dziecko poszło w swej parafii z kolegami do I Komunii św
PKŚ miał z klasą, w parafii obejmującej szkołę. Z okolicy nie miał kolegów. Wszyscy koledzy i koleżanki byli z klasy - niezależnie od miejsca zamieszkania.
https://wiez.pl/2020/10/28/quebec-od-katolicyzmu-masowego-do-masowego-zeswiecczenia/
Można też zagłębić się do głębi, alem nie uczynił tego:
https://www.nomos.pl/ksiazki/474-spokojna-rewolucja-tozsamosc-narodowa-religia-i-sekularyzm-w-quebecu.html
Przemiany były tak gwałtowne i dalekie, że w pewnym momencie Quebec miał więcej biskupów niż seminarzystów.
Gdyby w tle była najbardziej podstawowa troska - o ZBAWIENIE wszystkich ludzi (no ale należałoby tu przypomnieć okrutne i niepolitpoprawne "poza Kościołem nie ma zbawienia") - to byłoby zrozumiałe, ale mnie tu wieje taką statystyką dla statystyki.
Jak się udało w Polsce zorganizować wielotysięczną mszę przy okazji jakiegoś eventu - jupiii, no proszę, jaka Polska katolicka, nie ma co się przejmować jakimiś tam prorokowanymi zmianami, o, patrzajcie, ile tysięcy luda przyszło, jest super! Tak się radował episkopat.
Tak, jakby realne zwycięstwo polegało na biciu jakichś rekordów Guinessa.
Coś tam było co prawda w Ewangelii "nie martw się, mała trzódko", ale to takie niemodne.
Moja druga refleksja: niestety ale wszystko się rozpada kiedy za bardzo się zaczynają szarogęsić świeccy.
Oczywiście tak się dzieje najczęściej z powodu braku, że tak powiem... wykutych odpowiednich kadr, które to kadry pochodzą wszak z owego (świeckiego) społeczeństwa. Taka pętelka...
Fajnie było. Był np. abp Ziółek, który bardzo wylewnie przywitał się z posłanką Śledzińską Katarasińską. Usiedli obok siebie i omawiali swoje tematy.
Podsumowując podrzucony przez Szturmowca artykuł, widzę przypadek Quebecu jako podobny do przypadku Irlandii i, niestety, w pewnej części też Polski.
Kościół w tych regionach był silny nie wiarą wiernych, lecz przynależnością kulturową.
Przyszły lata 60-te z kontestacją wszelkich konwencji, swoje do pieca dołożyła pospieszna i nieprzemyślana "odnowa soborowa" przy bierności hierarchii.
W latach 80-tych zorientowano się że konieczne są zmiany i po pewnych perturbacjach wprowadzono duszpasterstwo skierowane na łączenie parafii i małe grupy w ramach tych megaparafii.
W efekcie odłączono od Kościoła całą rzeszę letnich katolików. Powstałe przy parafiach małe grupy nie koncentrowały się na ewangelizacji lecz na pogłębianiu swojej wiary (takie było założenie epidiaskopu).
Powstanie megaparafii spowodowało dodatkowo to, że parafianie nie identyfikują się z takim olbrzymem.
Skutkiem jest umieranie życia parafialnego i Kościoła w Qbku.
Miałem tego już nie pisać, ale dzisiaj natknąłem się na taki nowy nius:
https://opole.gosc.pl/doc/7586997.Odezwa-w-zwiazku-ze-swieceniami-kaplanskimi
Podejście "po co coś robić, skoro jeszcze mamy wiernych" (cytat z naszego słusznie minionego proboszcza) ma swoje konsekwencje.
Uwaga, proszę czytać tekst dokładnie. Z parafią znaczy z parafią a nie z kościołem parafialnym. Człowiek czasem identyfikuje się z kościołem do którego chodzi. Czy mieszkaniec parafii Dobrego Pasterza w Warszawie ma niejasne poczucie wspólnoty z mieszkańcami ulicy Górczewskiej ale tylko z tymi po stronie nieparzystej? Na wsi jest prościej - parafia to często po prostu wiocha.
Nieraz opowiadają o kimś - "oni są z naszej parafii".
Myślę że stopień identyfikacji z parafią zależy od stopnia zasiedzenia. Nasza rodzina należy do owej parafii już ponad 100 lat, czyli odkąd powstała.
W mieście nie ma żadnych ale to absolutnie żadnych podstaw do identyfikacji z parafią. Zaznaczam po raz kolejny - parafią a nie kościołem parafialnym. Podejrzewam nawet, że mieszkańcy strony parzystej ulicy Górczewskiej też odwiedzają raczej kościół Dobrego Pasterza - bo do św. Józefa mają dalej. Całkiem wielu pewnie się dowiaduje, że to nie ich parafia, z okazji wizytacji duszpasterskiej.