polmisiek napisal(a): Nie pamiętam jak się to nazywało, ale mają w USA osobne zasady dla firm, które pośredniczą w wymianie informacji ale nie odpowiadają za ich treść. Na przykład - AT&T nie odpowiada za bomby aktywowane SMSami, bo się klasyfikuje jako taka firma, i tak dalej. Ale takie zwolnienie z odpowiedzialności wiąże się z pewnymi obowiązkami. Dla mnie to ma sens - albo w pełni odpowiadasz za informacje przechowywane przez twoją firmę, albo nie odpowiadasz, ale wtedy w pewnym sensie jesteś przedłużeniem państwa. No bo co jeśli jakiś użytkownik jakiegoś portalu zuploaduje pedoporno na serwer - przechowywanie takich treści jest nielegalne, czyli co, oberwać powinna firma, bo jest właścicielem dysku twardego?
Paragraf 230 ustawy Communications Decency Act. To jest kluczowe uregulowanie. Zniesienie go w całości sprawi, że z dnia na dzień znikną małe amerykańskie serwisy społecznościowe, które nie będą w stanie ponieść monstrualnych kosztów moderacji wszystkich zewnętrznych treści zamieszczonych na ich stronach.
A nasze fforum, excathedra.pl leży (fizycznie, dane na dyskach) w USA.
W sumie: czy coś stoi na przeszkodzie, żeby firmy telekomunikacyjne zdecydowały się nie przedłużać umów np. z posłami PiS? Niech korzystają z gońców, patałachy. ____________________
Tak, prawo telekomunikacyjne. Tzn. co do zasady jakaś telefonia może nie przedłużać, ale prawo (unijne i za nim polskie) nakazuje wyznaczyć podmiot, który ma zawrzeć z każdym. W Polsce takim podmiotem jest aktualnie TP SA. To jest właśnie usługa powszechna i to ta w najwęższym rozumieniu. Dostęp do jakiejś platformy wpisów o długości sms-a nie jest i to nawet w najszerszym rozumieniu.
Dostęp do jakiejś platformy wpisów o długości sms-a nie jest i to nawet w najszerszym rozumieniu.
No i o tym jest dyskusja. Polityk bez dostępu do sieci społecznościowych jak najbardziej może dziś funkcjonować, ale na takiej zasadzie jak człowiek posługujący się gołębiami pocztowymi, gdy jego konkurencja ma już telefon.
Telefon a gołąb pocztowy to przepaść techniczna. Twitter a własna strona internetowa to żadna przepaść techniczna.
Nawiasem mówiąc, Jarosław Kaczyński nie ma konta na twitterze ani pewnie gdzie indziej. W czasach powszechnej dostępności internetu radzi sobie w polityce dużo lepiej niż w czasach przed taką dostępnością, czyli w Polsce powiedzmy w latach 90.
I jeszcze co do zasięgu - nie jest raczej tak, że to dzięki twitterowi Trump miał zasięg. Ludzie czytali jego konto, bo było Trumpa. Gościa, który był znany na całym świecie zanim jeszcze ze 3 razy zmienił partię i zanim powstały wszystkie te serwisy społecznościowe. To już bardziej twitter miał odsłony dzięki Trumpowi. le cóż, na własne życzenie (Trumpa, nie twittera). Jak ktoś z nas założy konto na twitterze, to nie będzie miał tylu odsłon. Stronę internetową Trumpa też by czytali. Też by miał odsłony, żaden problem, no tylko trzeba wcześniej nie przyzwyczajać do prywatnego konta na twitterze jako głównego kanału komunikacji.
Platforma oprócz konta daje też jakaś ochronę. Jeżeli nawet ktoś w tej chwili powiesi na swoim serwerze stronę Trumpa to natychmiast zostanie ona zaatakowana co może wywalić mu cały biznes.
Jarosław Kaczyński nie ma konta w serwisach społecznościowych, ale mają inni politycy z jego otoczenia. Ja wiem, że można długo wywodzić, jak bardzo społecznościówki są nieistotne i jak nie trzeba z nich korzystać, ale póki co miliony ludzi korzystają. Skasowanie tak dużego kanału komunikacji to dla polityka coś w rodzaju skazania na banicję (nie tylko dla polityka, dla wielu przedsiębiorców też).
Przemko napisal(a): Platforma oprócz konta daje też jakaś ochronę. Jeżeli nawet ktoś w tej chwili powiesi na swoim serwerze stronę Trumpa to natychmiast zostanie ona zaatakowana co może wywalić mu cały biznes.
Dobrze, czy ktoś zmusza do korzystania z tzw. mediów społecznościowych? Nie. W ogóle do prowadzenia biznesu czy czegokolwiek jest to mocno niepraktyczne, o wiele wygodniejsze, zwłaszcza dla klienta, jest posiadanie własnej strony internetowej, gdzie można łatwo znaleźć potrzebne informacje, a nie przebijać się przez archiwalne posty. Ale jeśli ktoś swój główny kanał informacyjny robi sobie prywatną platformę innej firmy, to musi się liczyć z tym, że to inna prywatna firma może go wyłączyć. O ilu firmach, z których usług faktycznie korzystacie, wiecie z ich konta na twitterze / facebooku?
Wróćmy do Polski. Ilu ludzi czyta jakieś konta twitterowe? Morawiecki - 350 tys. Budka - 170 tys. Hołownia - 150 tys. A jakoś znacznie więcej ludzi wie, że tacy istnieją i co chcą przekazać.
Natomiast istotnie problem leży tu, że miliony ludzi uzależniło się od mediów społecznościowych, w różnych wymiarach, zarówno technicznym, organizacyjnym, jak i takim klasycznie rozumianym, psychicznym. Tego jakiś nadzór nie rozwiąże, zwłaszcza że powiedzmy sobie szczerze, jak się nie spodoba prawo stanu Kalifornia, to można odpalić taki sam serwis gdzieś indziej, gdzie już prawo się spodoba. Jeśli miliony ludzi będzie z niego korzystać, problem będzie ten sam.
Argument, że nikt nie zmusza do czegokolwiek, trudno uznać za rzeczowy. Podobnie jak argumentację anegdotyczną: o ilu firmach, z których usług faktycznie korzystacie, wiecie z ich konta na twitterze / facebooku? Indywidualna odpowiedź nie przyniesie żadnego wyobrażenia o rzeczywistości.
A ilu ludzi czyta jakieś konta twitterowe? Morawiecki - 350 tys.
Skąd to wiadomo? To nie przypadkiem tylko liczba tzw. obserwujących? Zapewne da się oszacować realny zasięg dotarcia poszczególnych kont, ale raczej nie w ten sposób.
Wielu ludzi uzależniło się w różnych wymiarach (zarówno technicznym, organizacyjnym, jak i psychicznym) także od telefonii, telewizji, radia, prasy papierowej. Wszystkie te kanały są w prawodawstwie potraktowane zgoła inaczej niż, dajmy na to, przywoływany wcześniej tapicer.
Ale OK, przyjęłam do wiadomości, że wg kolegi media, zwłaszcza społecznościowe, to coś w rodzaju hobby i jako takie mają pomijalny wpływ na rzeczywistość. Nie muszę dodawać, że radykalnie się z tym nie zgadzam.
Wszystkie te kanały są w prawodawstwie potraktowane zgoła inaczej niż, dajmy na to, przywoływany wcześniej tapicer. ______________________
Tak, ale nie w ten sposób, że wymagają od radia / telewizji / prasy papierowej zapewnienia równego dostępu dla każdego polityka czy przedsiębiorcy. Nie ma przepisu, który zmusza RM do zapraszania posłów KO ani Radia Nowy Świat do udostępnienia czasu antenowego PiSowi. To ostatnie chyba i tak działa w necie, czyli poza regulacjami.
I jeszcze raz: ja nie twierdzę, że media społecznościowe mają pomijalny wpływ na rzeczywistość. Tylko że: ten wpływ zależy tylko i wyłącznie od bezmyślnego ich używania przez liczne grono. I Donald Trump notorycznie używając twittera jako głównego źródła komunikacji ten wpływ zwiększył, a nie zmniejszył.
Sposób funkcjonowania platform społecznościowych bardziej przypomina dawne gazety z ogłoszeniami (które oczywiście też moderowały zamieszczane treści itp.). Gdyby wszystkie duże podmioty tego typu postanowiłyby, że nie zamieszczają ogłoszeń pana X z firmy XYZ -- tak jak wszystkie duże serwisy społecznościowe skasowały konta Trumpa -- to spokojnie można by mówić o wykluczeniu.
Mimo istnienia innych kanałów komunikacji, np. ulotek.
Stwierdzenie, że wpływ mediów na ludzi wynika z bezmyślności tychże (z czym się zresztą zgadzam) niewiele wnosi, bo polityka funkcjonuje w rzeczywistości zastanej.
Rozumie - firmy oferujące towary z dość wąskiej dziedziny, nazwijmy to, hobbystycznej.
Ale tak prawdę mówiąc, jak się nad tym wszystkim zastanawiam... to niezupełnie jest tak, że zasięg np. takiego twittera możemy mierzyć tylko liczbą obserwujących dane konto. To już w tej chwili tak nie działa.
Kiedyś ubolewaliśmy nad upadkiem dziennikarstwa (jako rzemiosła, a może nawet jako sztuki? ) i muszę powiedzieć że znając trochę to środowisko zauważam od jakiegoś czasu iż ich research opiera się głównie o media społecznościowe (zgroza, zgroza!). Poza, oczywiście, telefonami do zaprzyjaźnionych wiewiórek, ale to raczej w następnej kolejności - jak ktoś jest bardzo pracowity, to potwierdza w ten sposób to, co na twitterze wyczytał.
Tak, i dochodzi do takich patologii, że serwisy informacyjne podają czyjeś wpisy jako news. Ale to na marginesie.
W sumie to rozważania, czy jest sens prowadzić politykę / biznes / co tam jeszcze na platformach społecznościowych są bezcelowe. Trump ocenił, że warto, i podobno częściowo dlatego wygrał poprzednie wybory.
No, można uznać, że krzywda mu się nie stała, a bana dostał na odchodne
Sposób funkcjonowania platform społecznościowych bardziej przypomina dawne gazety z ogłoszeniami (które oczywiście też moderowały zamieszczane treści itp.). Gdyby wszystkie duże podmioty tego typu postanowiłyby, że nie zamieszczają ogłoszeń pana X z firmy XYZ ___________________
Nie. I tu jest chyba największy między nami punkt sporny. Nie "przypomina" tylko "wielu ludzi uważa, że przypomina". Albo chciałoby. Takie myślenie życzeniowe.
Tymczasem platformy pokazały czym są i zawsze były. Takimi wielkimi, bardzo wielkimi forami, na które po prostu właściciel (gospodarz) może kogoś nie wpuścić, może wyrzucić itd.
Nb. analogia z gazetą jest kulawa jeszcze z jednego punktu widzenia. Za ogłoszenia się płaciło. A za media społecznościowe? No właśnie, jak mówi stare anglosaskie porzekadło, if you don't pay you aren't a client. If you aren't a client, who are you?
@Berek, no właśnie czyli zapewne nic istotnego rynkowo.
Może są jakieś dziedziny, w których główny marketing odbywa się przez takie sieci. Pewnie większość dużych firm też ma tam profile, np. Biedronka czy Lid. Ale to margines - właściwy marketing odbywa się albo przez lokalizację sklepu albo kupione reklamy. Oczywiście trochę inna kwestia będzie z google i zasięgami ich wyszukiwarki.
Aha, Trump poprzednie wybory wygrał używając mediów społecznościowych w sposób zupełnie niestandardowy. Tzn. akurat jako "client", kupując dane osobowe użytkowników i tworząc dla nich ultraspersonalizowane reklamy. Dzięki temu dotarł prawdopodobnie ze skutecznym przekazem do ok. kilku tysięcy osób w kilku kluczowych stanach zamiast marnować ogromne środki na mało skuteczne reklamy w telewizji kierowane do zestandaryzowanego wyborcy jak robiła konkurencja. Do tego trzeba kupić te dane, odpowiednio je przepuścić przez system i wysłać reklamy. Nawet nie trzeba w sumie konta. To że drugi raz mu tych danych nie opchną było oczywiste w zasadzie już od momentu ujawnienia całej sprawy.
Ależ mnie zupełnie nie obchodzi, czy to jest istotne rynkowo, czy nie - zapytałeś, odpowiadam. Jeszcze sprawdzam różnych ludzi z kynologicznego światka, głównie hodowców i sportowców - jak ktoś już ma konto i je prowadzi w miarę regularnie, to jednak trochę widać, czy zupełny idiota, czy nadziejny. Po co marnować czas na nawiązywanie kontaktu z półgłówkiem albo kanciarzem, jednak można zrobić pierwszy odsiew w ten sposób. Teraz to się utrudniło bo facebook znacznie ograniczył możliwość przeglądania go bez zalogowania. Cóż.
Tymczasem platformy pokazały czym są i zawsze były. Takimi wielkimi, bardzo wielkimi forami, na które po prostu właściciel (gospodarz) może kogoś nie wpuścić, może wyrzucić itd. <
No więc ja uważam, że nie da się czegoś powiększyć, tak żeby nadal działało tak samo.
Jeśli się powiększyły do gigantycznych rozmiarów, to już nie działają jak niszowe fora.
Analogia z gazetą jest kulawa, jak każda analogia, ale w tym wypadku kwestia opłat to cecha bez znaczenia. Także w czasach świetności gazet były różne modele: w Anonsach nie płaciło się za opublikowanie ogłoszenia, płacili kupujący gazetę. Obecnie na stronach z ogłoszeniami także są różne modele, jedne są płatne, inne nie, wszystkie zarabiają. Serwisy społecznościowe -- wiadomo -- płaci się danymi i oglądaniem reklam. Nie porównuję modeli biznesowych, tylko funkcję w życiu społeczności.
Pigwa: Tak, i dochodzi do takich patologii, że serwisy informacyjne podają czyjeś wpisy jako news.
Jeśli jakiemu komu (np. politykowi) przyjdzie przy porannej kawie światła myśl i zaraz pobiegnie do komórki, by ją wrzucić do twittera, zanim jaki inny dziennikarz wpadnie na to, by akurat temu komu zadać, i to takie a nie inne, pytanie, to możemy mieć njus. Czy do politico czy pudelka, inna rzecz.
I dobrze.
Ale i źle, jeśli ta myśl tego kogo nie przyszła sama z siebie przy porannej kawie, ale po przeczytaniu.... jakiego innego tweeta. Robi się przedszkolny "głuchy telefon" i całe dziennikarstwo to dzieciniada w parafrazowanie i cytowanie trzykrotnie kserowanych tweetów.
Pigwa: No więc ja uważam, że nie da się czegoś powiększyć, tak żeby nadal działało tak samo.
Podoba mięsię porównanie!
Bo taki samochód osobowy weźmy, np. fiat punto. Niby dla pięciu osób, ale i ciasno i co z resztą rodziny? Chciałoby się zabrać jeszcze babcię i dziadka, ciocię z wujkiem i ich dziatwą, koleżanką i kilkoro tzw. przyjaciół rodziny, i jeszcze stryj z szóstką dzieci się wciska.
Za cholerę&kowida nie zarejestruję autobusu jako osobówki, choćbym nie wiem jak mózg wytężał, by udowodnić, że to osobówka (rodzinna).
rozum.von.keikobad napisal(a): 1. Aha, Trump poprzednie wybory wygrał używając mediów społecznościowych w sposób zupełnie niestandardowy. Tzn. akurat jako "client", kupując dane osobowe użytkowników i tworząc dla nich ultraspersonalizowane reklamy. Dzięki temu dotarł prawdopodobnie ze skutecznym przekazem do ok. kilku tysięcy osób w kilku kluczowych stanach zamiast marnować ogromne środki na mało skuteczne reklamy w telewizji kierowane do zestandaryzowanego wyborcy jak robiła konkurencja.
2. Do tego trzeba kupić te dane, odpowiednio je przepuścić przez system i wysłać reklamy. Nawet nie trzeba w sumie konta. To że drugi raz mu tych danych nie opchną było oczywiste w zasadzie już od momentu ujawnienia całej sprawy.
1. No właśnie, gadaliśmy sporo o tym cztery lata temu, z podwątkiem polskim (informatyk naukowiec). Trump nie korzystał z TT i FB jako (zwykły) juzer, lecz wykorzystał nowe media jako reklamodawca (nietypowo).
2. Ale tu poszło dalej i głębiej - wogóle Trumpa, i to dosłownie, wyrzucono!
Komentarz
____________________
Tak, prawo telekomunikacyjne. Tzn. co do zasady jakaś telefonia może nie przedłużać, ale prawo (unijne i za nim polskie) nakazuje wyznaczyć podmiot, który ma zawrzeć z każdym. W Polsce takim podmiotem jest aktualnie TP SA. To jest właśnie usługa powszechna i to ta w najwęższym rozumieniu. Dostęp do jakiejś platformy wpisów o długości sms-a nie jest i to nawet w najszerszym rozumieniu.
?
Twitter a własna strona internetowa to żadna przepaść techniczna.
Nawiasem mówiąc, Jarosław Kaczyński nie ma konta na twitterze ani pewnie gdzie indziej. W czasach powszechnej dostępności internetu radzi sobie w polityce dużo lepiej niż w czasach przed taką dostępnością, czyli w Polsce powiedzmy w latach 90.
I jeszcze co do zasięgu - nie jest raczej tak, że to dzięki twitterowi Trump miał zasięg. Ludzie czytali jego konto, bo było Trumpa. Gościa, który był znany na całym świecie zanim jeszcze ze 3 razy zmienił partię i zanim powstały wszystkie te serwisy społecznościowe. To już bardziej twitter miał odsłony dzięki Trumpowi. le cóż, na własne życzenie (Trumpa, nie twittera).
Jak ktoś z nas założy konto na twitterze, to nie będzie miał tylu odsłon.
Stronę internetową Trumpa też by czytali. Też by miał odsłony, żaden problem, no tylko trzeba wcześniej nie przyzwyczajać do prywatnego konta na twitterze jako głównego kanału komunikacji.
Dobrze, czy ktoś zmusza do korzystania z tzw. mediów społecznościowych? Nie. W ogóle do prowadzenia biznesu czy czegokolwiek jest to mocno niepraktyczne, o wiele wygodniejsze, zwłaszcza dla klienta, jest posiadanie własnej strony internetowej, gdzie można łatwo znaleźć potrzebne informacje, a nie przebijać się przez archiwalne posty.
Ale jeśli ktoś swój główny kanał informacyjny robi sobie prywatną platformę innej firmy, to musi się liczyć z tym, że to inna prywatna firma może go wyłączyć.
O ilu firmach, z których usług faktycznie korzystacie, wiecie z ich konta na twitterze / facebooku?
Wróćmy do Polski. Ilu ludzi czyta jakieś konta twitterowe?
Morawiecki - 350 tys.
Budka - 170 tys.
Hołownia - 150 tys.
A jakoś znacznie więcej ludzi wie, że tacy istnieją i co chcą przekazać.
Natomiast istotnie problem leży tu, że miliony ludzi uzależniło się od mediów społecznościowych, w różnych wymiarach, zarówno technicznym, organizacyjnym, jak i takim klasycznie rozumianym, psychicznym. Tego jakiś nadzór nie rozwiąże, zwłaszcza że powiedzmy sobie szczerze, jak się nie spodoba prawo stanu Kalifornia, to można odpalić taki sam serwis gdzieś indziej, gdzie już prawo się spodoba. Jeśli miliony ludzi będzie z niego korzystać, problem będzie ten sam.
Bo ja chyba o żadnej. Mając konto na facebooku.
Można prosić o kilka przykładów?
Jeszcze uściślając jakie jest kryterium: (1) korzystasz z usług / towarów danej firmy, (2) dowiedziałeś się o jej istnieniu z facebooka / twittera.
A ilu ludzi czyta jakieś konta twitterowe?
Morawiecki - 350 tys.
Skąd to wiadomo? To nie przypadkiem tylko liczba tzw. obserwujących? Zapewne da się oszacować realny zasięg dotarcia poszczególnych kont, ale raczej nie w ten sposób.
Wielu ludzi uzależniło się w różnych wymiarach (zarówno technicznym, organizacyjnym, jak i psychicznym) także od telefonii, telewizji, radia, prasy papierowej. Wszystkie te kanały są w prawodawstwie potraktowane zgoła inaczej niż, dajmy na to, przywoływany wcześniej tapicer.
Ale OK, przyjęłam do wiadomości, że wg kolegi media, zwłaszcza społecznościowe, to coś w rodzaju hobby i jako takie mają pomijalny wpływ na rzeczywistość. Nie muszę dodawać, że radykalnie się z tym nie zgadzam.
______________________
Tak, ale nie w ten sposób, że wymagają od radia / telewizji / prasy papierowej zapewnienia równego dostępu dla każdego polityka czy przedsiębiorcy.
Nie ma przepisu, który zmusza RM do zapraszania posłów KO ani Radia Nowy Świat do udostępnienia czasu antenowego PiSowi. To ostatnie chyba i tak działa w necie, czyli poza regulacjami.
I jeszcze raz: ja nie twierdzę, że media społecznościowe mają pomijalny wpływ na rzeczywistość. Tylko że: ten wpływ zależy tylko i wyłącznie od bezmyślnego ich używania przez liczne grono. I Donald Trump notorycznie używając twittera jako głównego źródła komunikacji ten wpływ zwiększył, a nie zmniejszył.
Mimo istnienia innych kanałów komunikacji, np. ulotek.
Stwierdzenie, że wpływ mediów na ludzi wynika z bezmyślności tychże (z czym się zresztą zgadzam) niewiele wnosi, bo polityka funkcjonuje w rzeczywistości zastanej.
Ale tak prawdę mówiąc, jak się nad tym wszystkim zastanawiam... to niezupełnie jest tak, że zasięg np. takiego twittera możemy mierzyć tylko liczbą obserwujących dane konto. To już w tej chwili tak nie działa.
Kiedyś ubolewaliśmy nad upadkiem dziennikarstwa (jako rzemiosła, a może nawet jako sztuki? ) i muszę powiedzieć że znając trochę to środowisko zauważam od jakiegoś czasu iż ich research opiera się głównie o media społecznościowe (zgroza, zgroza!). Poza, oczywiście, telefonami do zaprzyjaźnionych wiewiórek, ale to raczej w następnej kolejności - jak ktoś jest bardzo pracowity, to potwierdza w ten sposób to, co na twitterze wyczytał.
W sumie to rozważania, czy jest sens prowadzić politykę / biznes / co tam jeszcze na platformach społecznościowych są bezcelowe. Trump ocenił, że warto, i podobno częściowo dlatego wygrał poprzednie wybory.
No, można uznać, że krzywda mu się nie stała, a bana dostał na odchodne
___________________
Nie. I tu jest chyba największy między nami punkt sporny.
Nie "przypomina" tylko "wielu ludzi uważa, że przypomina". Albo chciałoby. Takie myślenie życzeniowe.
Tymczasem platformy pokazały czym są i zawsze były. Takimi wielkimi, bardzo wielkimi forami, na które po prostu właściciel (gospodarz) może kogoś nie wpuścić, może wyrzucić itd.
Nb. analogia z gazetą jest kulawa jeszcze z jednego punktu widzenia. Za ogłoszenia się płaciło. A za media społecznościowe? No właśnie, jak mówi stare anglosaskie porzekadło, if you don't pay you aren't a client. If you aren't a client, who are you?
no właśnie czyli zapewne nic istotnego rynkowo.
Może są jakieś dziedziny, w których główny marketing odbywa się przez takie sieci. Pewnie większość dużych firm też ma tam profile, np. Biedronka czy Lid. Ale to margines - właściwy marketing odbywa się albo przez lokalizację sklepu albo kupione reklamy.
Oczywiście trochę inna kwestia będzie z google i zasięgami ich wyszukiwarki.
Do tego trzeba kupić te dane, odpowiednio je przepuścić przez system i wysłać reklamy. Nawet nie trzeba w sumie konta. To że drugi raz mu tych danych nie opchną było oczywiste w zasadzie już od momentu ujawnienia całej sprawy.
Jeśli się powiększyły do gigantycznych rozmiarów, to już nie działają jak niszowe fora.
Analogia z gazetą jest kulawa, jak każda analogia, ale w tym wypadku kwestia opłat to cecha bez znaczenia. Także w czasach świetności gazet były różne modele: w Anonsach nie płaciło się za opublikowanie ogłoszenia, płacili kupujący gazetę. Obecnie na stronach z ogłoszeniami także są różne modele, jedne są płatne, inne nie, wszystkie zarabiają. Serwisy społecznościowe -- wiadomo -- płaci się danymi i oglądaniem reklam. Nie porównuję modeli biznesowych, tylko funkcję w życiu społeczności.
I dobrze.
Ale i źle, jeśli ta myśl tego kogo nie przyszła sama z siebie przy porannej kawie, ale po przeczytaniu.... jakiego innego tweeta. Robi się przedszkolny "głuchy telefon" i całe dziennikarstwo to dzieciniada w parafrazowanie i cytowanie trzykrotnie kserowanych tweetów.
I klops!
Bo taki samochód osobowy weźmy, np. fiat punto. Niby dla pięciu osób, ale i ciasno i co z resztą rodziny? Chciałoby się zabrać jeszcze babcię i dziadka, ciocię z wujkiem i ich dziatwą, koleżanką i kilkoro tzw. przyjaciół rodziny, i jeszcze stryj z szóstką dzieci się wciska.
Za cholerę&kowida nie zarejestruję autobusu jako osobówki, choćbym nie wiem jak mózg wytężał, by udowodnić, że to osobówka (rodzinna).
Podobnie było z telewizją do kina. Niby obydwa media pokazują ruchome obrazki. ... (taka analogia analogii)
No właśnie, gadaliśmy sporo o tym cztery lata temu, z podwątkiem polskim (informatyk naukowiec). Trump nie korzystał z TT i FB jako (zwykły) juzer, lecz wykorzystał nowe media jako reklamodawca (nietypowo).
2.
Ale tu poszło dalej i głębiej - wogóle Trumpa, i to dosłownie, wyrzucono!