raste napisal(a): Tak w nawiązaniu do tytułu wątku.
Rozmawiałem ostatnio szczerze z paroma księżmi. Nie jest dobrze z kościołem. Jest wiele świństw (przynajmniej w kościele gdańskim) z których Smarzowski mógłby jeszcze ze dwa filmy nakręcić. Dominuję postawa uciekania od problemów, przez co kiedy wybucha skandal to uderza w Kościół.
Sekularyzacja postępuje bardzo szybko co księża widzą po frekwencji w kościołach, wrogich zachowaniach przypadkowych ludzi, a przede wszystkim po dzieciach w szkole. Powtarzamy scenariusz hiszpański.
Obawiam się, że za dwadzieścia lat po "ukradzionym narodzie" może nie zostać śladu.
Zfeminizowane środowisko nauczycielskie o silnie komunistyczno-lewackich inklinacjach plus rodziny, w których od kilkudziesięciu już lat systemowo, za pomocą machiny cywilnoprawno-urzędniczo-socjalnej marginalizowani są ojcowie.
Do tego kryzys moralny i doktrynalny w Kościele...
Kolega już któryś raz powtarza mantrę związaną z kobietami - dla mnie brzmi to jak zaklęcia Mikkego, tyle że nie o rynku. Może czegoś nie rozumiem, ale wiemy kto jest głównym sprawcą naszych grzechów i nie jest to płeć przedziwna. Dokładamy naszą męską wolę do podstępów przeciwnika, to nie jest wina lewackich nauczycielek.
Spotkałem się już z poglądami, ze np. za Czarne Marsze winę ponoszą meżczyżni, ale to jest typowe zdejmowanie z całej grupy odpowiedzialności i sugerowanie jej niezdolności do podejmowania samodzielnych decyzji i rozeznania rzeczywistości.
Co do braku winy u lewackich nauczycielek z powodu "dokładania męskiej woli" to tak, jakby usprawiedliwiać grupę mężczyzn pornofanów odwiedzających dodatkowo lupanary jakimiś niedostatkami kobiet.
Tak, a najgorzej że to niestety też efekt oddolny, że tak powiem.
Pamiętam opowieść pewnej mojej koleżanki - akurat tak się zdarzyło że miała kilku znajomych księży - równolatków, taki rocznik się zdarzył że paru jej kolegów z dzieciństwa wybrało tę drogę życiową. Dziewczyna się z nimi przyjaźniła, tj. utrzymywali kontakty, takie kumpelskie właśnie, podczas ich pobytu w seminariach i później.
W tzw. międzyczasie dość mocno ją sponiewierano w konfesjonale - bez szczegółów, no ksiądz bez podstawowej psychologicznej wiedzy i niestety poskakał butami po różnych zranieniach, dla tej tu opowieści nieistotne co i jak, w każdym razie podczas następnego spotkania dziewczyna chciała pogadać z księżmi-przyjaciółmi, przy czym sama od razu zadeklarowała że nie po to, żeby się skarżyć czy żalić, tylko żeby im, konkretnie, jako ludziom, mężczyznom i kapłanom zarazem trochę zwrócić uwagę, zasugerować żeby może przyjrzeli się własnej posłudze w konfesjonałach, trochę ich uwrażliwić na pewne sprawy / zachowania.
Znam ją i wierzę, że jej opowieść jest prawdziwa, tj. że starała się po ludzku pogadać z chłopakami, jak to wygląda od strony penitenta.
Wszyscy ci księża natychmiast, w sekundę przyjęli postawę obronną i zamiast po prostu z nią porozmawiać, skwitowali to wypowiadanymi jeden przez drugiego uwagami jak to ona "się zmieniła" pod wpływem "antykościelnej propagandy", że "przesiąkła wielkim miastem" itd.
Słowem, jest sobie grupa nie podlegająca żadnej krytyce, przynajmniej we własnych oczach, a jeśli ktoś próbuje jakiejkolwiek merytorycznej rozmowy to naturalnie wróg Kościoła i antyklerykał.
Niestety, wiele grup zawodowych (na potrzeby tej tu dyskusji oczywiście upraszczam) w pewnym momencie dopada ta choroba i nawet pewnie byłoby dziwne, gdyby księża byli tu wyjątkiem. Znaczy powinni być, ba.
A niby czemu jest w tej chwili, jak jest? Omerta i tyle. I robienie żałośliwych min "ojej, atakujo nas!" przy sprawach ewidentnych i nie do wygrania. Nie należy iść tą drogą ale jakoś ta prosta prawda się nie przebija.
Nuale tak jest. Przez wieki mężczyzna mógł być gospodarzem, żołnierzem lub księdzem, więc jak kto nie mógł być gospodarzem a nie chciał być żołnierzem, starał się zostać księdzem. Kult świętego Spokoja wpisany jest w tę profesję, przelanie krwi przez duchownego nawet w obronie własnej wiąże się ze sporymi problemami. Kiedy Zbyszko z Oleśnicy w obronie króla ukatrupił Diepolda von Köckritz, przez lata się z tego tłumaczył.
W znanych mi przypadkach duchowny przed konfliktem uciekał ZAWSZE i bez jednego wyjątku w swoją świętość - wy tu się maluczcy na Ziemi między sobą napierdalacie a ja wznoszę się do Nieba i mam was... mniejsza z tym gdzie. Problemy z komunistyczną (czyli diabelską, nie bójmy się tego słowa) agenturą, pedofilią, aferami finansowymi i innymi próbują załatwić w ten sposób, bo po pierwsze taka jest ich natura a po drugie - było to dotąd skuteczne.
Wielkość bł. kard. Wyszyńskiego polegała też na tym, że nie uciekał przed sporami, umiał stanąć po jednej ze stron konfliktu. Bez agresji ale jednoznacznie.
MarianoX napisal(a): Spotkałem się już z poglądami, ze np. za Czarne Marsze winę ponoszą meżczyżni, ale to jest typowe zdejmowanie z całej grupy odpowiedzialności i sugerowanie niezdolności do podejmowania samodzielnych decyzji.
Abdykacja ojców przyniosła opłakane skutki, a jedynacy wychowani przez nadopiekuńcze mamusie to skrajna patologia, która teraz ma swoje własne dzieci.
MarianoX napisal(a): Z relacji jednej osoby, która z przyczyn oczywistych nie mogła podać wszystkich szczegółów, wyciągać kategoryzujące wnioski wobec całej, dużej grupy?
Nieee no, bez przesady. Każdy fakt jest albo anegdotką albo ilustracją pewnej prawidłowości. Jak go zakwalifikujemy, zależy głównie od naszych przesądów.
MarianoX napisal(a): Z relacji jednej osoby, która z przyczyn oczywistych nie mogła podać wszystkich szczegółów, wyciągać kategoryzujące wnioski wobec całej, dużej grupy?
Szturmowiec.Rzplitej Nieee no, bez przesady. Każdy fakt jest albo anegdotką albo ilustracją pewnej prawidłowości. Jak go zakwalifikujemy, zależy głównie od naszych przesądów.
Akurat o opisanej sytuacji wiem bo dziewczyna (już naprawdę X lat temu, to nie jest historia z - bo ja wiem? - ostatniego roku czy dwóch...) nie skupiała się nawet na kwestiach, nazwijmy to, emocjonalnych tylko dziwowała się, że jej kumple, z rozmaitym bagażem doświadczeń i rozrzuceni po różnych miejscach zareagowali tak samo - taki trochę odruch Pawłowa, za przeproszeniem.
MarianoX napisal(a): Spotkałem się już z poglądami, ze np. za Czarne Marsze winę ponoszą meżczyżni, ale to jest typowe zdejmowanie z całej grupy odpowiedzialności i sugerowanie niezdolności do podejmowania samodzielnych decyzji.
Abdykacja ojców przyniosła opłakane skutki, a jedynacy wychowani przez nadopiekuńcze mamusie to skrajna patologia, która teraz ma swoje własne dzieci.
Jako jedynak wychowany przez nadopiekuńczą mamusię potwierdzam w 100%! Łeb zryty po całości. Jedyny plus taki, że nie mam swoich dzieci, więc nie będę uczestniczyć w pokoleniowej sztafecie odmóżdżenia.
Z powyższym - pełna zgoda. Sytuacja jest jednak obecnie taka, ze mezczyzna nie posiada mozliwosci przeforsowania swojego zdania, nawet gdy obiektywnie ma rację. Zawsze mozna go zignorować, a gdy będzie nalegał - oskarżyć o tzw. "przemoc psychiczną", choćby spełniające jej znamiona...uporczywe milczenie (sic!) i ma sie za soba cała machinę prawno-urzędniczą z MOPR- rami na czele.
Nie podoba mu się? To się może rozwieść (katolik na to nie pójdzie), a i tak dzieci zostaną przyznane matce, choćby nie wiem czego się podczas trwania związku dopuszczała.
Zawsze mozna go zignorować, a gdy będzie nalegał - oskarżyć o tzw. "przemoc psychiczną", choćby spełniające jej znamiona...uporczywe milczenie (sic!) i ma sie za soba cała machinę prawno-urzędniczą z MOPR- rami na czele.
Nie podoba mu się? To się może rozwieść (katolik na to nie pójdzie), a i tak dzieci zostaną przyznane matce, choćby nie wiem czego się podczas trwania związku dopuszczała.
raste napisal(a): Tak w nawiązaniu do tytułu wątku.
Rozmawiałem ostatnio szczerze z paroma księżmi. Nie jest dobrze z kościołem. Jest wiele świństw (przynajmniej w kościele gdańskim) z których Smarzowski mógłby jeszcze ze dwa filmy nakręcić. Dominuję postawa uciekania od problemów, przez co kiedy wybucha skandal to uderza w Kościół.
Sekularyzacja postępuje bardzo szybko co księża widzą po frekwencji w kościołach, wrogich zachowaniach przypadkowych ludzi, a przede wszystkim po dzieciach w szkole. Powtarzamy scenariusz hiszpański.
Obawiam się, że za dwadzieścia lat po "ukradzionym narodzie" może nie zostać śladu.
Swego czasu forum się podzieliło w kontekście tematu - czy Polska podzieli los zachodnich krajów katolickich ? Większość uważała, że nie. Jak widać ta większość racji nie miała.
Bym był ostrożny w krytykowaniu instytucji w kryzysie, to jest naturalny proces, są różne etapy. A do tego Kościół zawszę podążał za społeczeństwem, dostosowywał się, co przekłada się równoległe kryzysy, Biały człowiek chce umrzeć i nienawidzi siebie, wszystkiego co stworzył. Dopiero by było dziwne gdyby w takiej sytuacji Kościół miał się dobrze.
A więc Kościół schodzi ze sceny ? Wygląda na to, że w Europie tak, może i szerzej. Ale to kwestia czasu kiedy powróci. Szkoda tylko, że nam przyszło żyć w czasach kiedy strzałka wskazuje regres, a nie rozwój. Bo życie w takich czasach jest smutne, jałowe, zwijające ...
raste napisal(a): Tak w nawiązaniu do tytułu wątku.
Rozmawiałem ostatnio szczerze z paroma księżmi. Nie jest dobrze z kościołem. Jest wiele świństw (przynajmniej w kościele gdańskim) z których Smarzowski mógłby jeszcze ze dwa filmy nakręcić. Dominuję postawa uciekania od problemów, przez co kiedy wybucha skandal to uderza w Kościół.
Sekularyzacja postępuje bardzo szybko co księża widzą po frekwencji w kościołach, wrogich zachowaniach przypadkowych ludzi, a przede wszystkim po dzieciach w szkole. Powtarzamy scenariusz hiszpański.
Obawiam się, że za dwadzieścia lat po "ukradzionym narodzie" może nie zostać śladu.
Swego czasu forum się podzieliło w kontekście tematu - czy Polska podzieli los zachodnich krajów katolickich ? Większość uważała, że nie. Jak widać ta większość racji nie miała.
Bym był ostrożny w krytykowaniu instytucji w kryzysie, to jest naturalny proces, są różne etapy. A do tego Kościół zawszę podążał za społeczeństwem, dostosowywał się, co przekłada się równoległe kryzysy, Biały człowiek chce umrzeć i nienawidzi siebie, wszystkiego co stworzył. Dopiero by było dziwne gdyby w takiej sytuacji Kościół miał się dobrze.
A więc Kościół schodzi ze sceny ? Wygląda na to, że w Europie tak, może i szerzej. Ale to kwestia czasu kiedy powróci. Szkoda tylko, że nam przyszło żyć w czasach kiedy strzałka wskazuje regres, a nie rozwój. Bo życie w takich czasach jest smutne, jałowe, zwijające ...
Wiele na to wskazuje. Tylko mam przeczucie że nie wszystko stracone. Jeszcze. Gdyby był ktoś pokroju KSW albo JPW, ale jakoś nie widać. Zostaje więc modlitwa. Ja jeszcze dociągnę "po staremu" ale dzieckom współczuję.
IMHO gdyby teraz pojawił się ktoś pokroju JPW lub KSW to ogrom manifestowanej doń nienawiści przekroczyłby kilkukrotnie skalę tej żywionej do J. Kaczyńskiego, A. Macierewicza, o. T. Rydzyka i im podobnych razem wziętych.
Zresztą - niewykluczone, że osoby podobnego pokroju moralnego obecnie w Polsce istnieją, tylko nie bardzo potrafimy (chcemy?) ich dostrzec i co ważniejsze - promować i bronić...
Na dzień dzisiejszy nic co wyjdzie z Kościoła nie ma szans na autorytet. Czyli nawet wybitna, unikalna na skalę historyczną postać może zostać niezauważona (uwaga dla nas). Zapomnijmy więc o spektakularnym zwrocie historii, o postaci za którą wszyscy pójdą.
Kościół się przedefiniuje wewnątrz. Możliwe, że przeorganizuje i my nie będziemy dostrzegać tych zmian początkowo. Dopiero kiedy będą przynosiły skutki, a to może potrwać. W pewnym momencie może i nastąpi nowe otwarcie, ale będzie ono efektem procesu, jego zwieńczeniem, wszystko co ważne wydarzy się wcześniej. A może i już się dzieje.
Napiszę coś kontrowersyjnego, ale wg mnie na pewno będzie zaostrzenie na wielu frontach, usztywnienie, będzie się więcej wymagało zarówno od duchownych, jak i wiernych. Kosztem powszechności. Dziś widzimy co innego, ale to jest jeszcze pokłosie poprzedniego etapu. Obserwujmy młodych księży, proporcje między tymi fajnymi a radykalnymi.
To jest czas dla najtwardszych. Soli tej ziemi. I nie chodzi o sprawy życia/śmierci, prześladowań, spektakularnych bitew, wielkich tragedii. Ci najtwardsi muszą się taplać. Radzić sobie w okresie gnicia, rozpadu, beznadziei, zniechęcenia. Rodzenie się w wielkich bólach i trudach jest przyjemnością w stosunku do ostatniej fazy umierania, w której trzeba jeszcze jakoś żyć. I jeszcze na nowo wszystko odwrócić, odrodzić, wlać optymizm.
Jorge: Na dzień dzisiejszy nic co wyjdzie z Kościoła nie ma szans na autorytet. Czyli nawet wybitna, unikalna na skalę historyczną postać może zostać niezauważona (uwaga dla nas). Zapomnijmy więc o spektakularnym zwrocie historii, o postaci za którą wszyscy pójdą." ------------------------------------------------------------------- Dokładnie tak - żadnych złudzeń Panie i Panowie.
Ojciec A. Pelanowski mówił już kiedyś, że w przyszłości chcąc przetrwać:
"...Kościół musi zejść ze sceny światowej i powrócić z wyniosłej Jerozolimy do prowincjonalnej Galilei jeszcze raz (niekoniecznie w sensie III-go świata). Być dla świata marginesem i znowu wyłapywać sieroty i wyalienowanych, wdowy, zagubione owce i stygmatyzowanych."
To się już poniekąd dzieje, bo jest on z tej sceny intensywnie wypychany, choćby w naszym kraju. w którym nastąpił w ostatnich latach znaczny wzrost zamożności połączony ze spadkiem religijności. Z grugiej strony pojawiło się wielu bardzo obiecujących kapłanów w sam raz na nowe, niepewne czasy.
JORGE napisal(a): Napiszę coś kontrowersyjnego, ale wg mnie na pewno będzie zaostrzenie na wielu frontach, usztywnienie, będzie się więcej wymagało zarówno od duchownych, jak i wiernych. Kosztem powszechności. Dziś widzimy co innego, ale to jest jeszcze pokłosie poprzedniego etapu. Obserwujmy młodych księży, proporcje między tymi fajnymi a radykalnymi.
Inaczej ujmując bądź zimny lub gorący. Dzisiejsza letniość i bylejakość liberałów odejdzie w niepamięć.
Jeżeli dajesz się zastraszyć, to zaczynasz gnić, jak bronisz swoich poglądów, to świat staje się lepszy. A co do dzieci, to w USA powoli otwierają się części rodziców oczy:
Wszyscy bardzo zranieni, Gdyby jednak się pojawił Wielki Święty człowiek to może łaskawie by poszli w jego ślady.
Tyle lat człowiek żyje, że ciężko aby nie został zraniony. Mocno, mocniej i jeszcze mocniej. Mi się raz zdarzyło, że zostałem opieprzony przy spowiedzi, zanim cokolwiek powiedziałem. I odmówiono mi wiary. Żebym ja miał wtedy coś poważnego na sumieniu chociaż. Czy dlatego, że trafił się jeden wariat to ja mam skreślić tą całą masę kapłanów którzy dali mi tyle dobrego przez lata? Szeregowi księża też są poranieni i jest im ciężko. Mają obecnie nad sobą upasionych śmierdzieli z TVN24 zamiast mózgu. Są atakowani, i będą atakowani jeszcze mocniej. Konfesjonał to nie jest miejsce do którego idziemy jak zawalimy masę spraw aby ksiądz poklepał nas po plecach i powiedział - to nie Twoja wina.
Kto by chciał takich braci dla których Jezus Chrystus to chwilowa moda? Pójście za katolickim celebrytą.
Sekularyzacja będzie postępowała bo wielu rodziców nie ma specjalnie jak pokazać wiary swojemu dziecku, Nie mają jej. Połowa zawieranych małżeństw się rozpada i to bardzo szybko. Rozwalone rodziny, rozwaleni ludzie, wywalone w kosmos oczekiwania, wielkie ego. Przekonanie o swojej genialności. Oni teraz mieli by pochylić łeb i przyznać, że zawalili? Przecież księża też mają sporo na sumieniu.
Wszystko wskazuje, że katolicy będą mniejszością. Mniejszość też może rządzić. Bądźmy silną mniejszością, ciężko pracować, nie poddawać się, rozwijać i podnosić po upadku. Mamy wielkie dziedzictwo do obrony, naszą wiarę, naszych braci i bliskich.
Nie zamierzam tego przegrać. Bardzo wiele robię na swoim małym poletku od dawna./ Nie wygrywa się ckliwymi bajeczkami o nadstawianiu dupy, bo chrześcijanin to zawsze frajer którego się dyma. Tylko siłą, podstępem, bezwzględnością, parciem do przodu, działaniem.
Strasznie nie lubię załamywania rąk, że jest katastrofa. Jest katastrofa - więc pora się obudzić, bo zaraz będzie jeszcze większa.
Komentarz
Do tego kryzys moralny i doktrynalny w Kościele...
Co do braku winy u lewackich nauczycielek z powodu "dokładania męskiej woli" to tak, jakby usprawiedliwiać grupę mężczyzn pornofanów odwiedzających dodatkowo lupanary jakimiś niedostatkami kobiet.
Pamiętam opowieść pewnej mojej koleżanki - akurat tak się zdarzyło że miała kilku znajomych księży - równolatków, taki rocznik się zdarzył że paru jej kolegów z dzieciństwa wybrało tę drogę życiową.
Dziewczyna się z nimi przyjaźniła, tj. utrzymywali kontakty, takie kumpelskie właśnie, podczas ich pobytu w seminariach i później.
W tzw. międzyczasie dość mocno ją sponiewierano w konfesjonale - bez szczegółów, no ksiądz bez podstawowej psychologicznej wiedzy i niestety poskakał butami po różnych zranieniach, dla tej tu opowieści nieistotne co i jak, w każdym razie podczas następnego spotkania dziewczyna chciała pogadać z księżmi-przyjaciółmi, przy czym sama od razu zadeklarowała że nie po to, żeby się skarżyć czy żalić, tylko żeby im, konkretnie, jako ludziom, mężczyznom i kapłanom zarazem trochę zwrócić uwagę, zasugerować żeby może przyjrzeli się własnej posłudze w konfesjonałach, trochę ich uwrażliwić na pewne sprawy / zachowania.
Znam ją i wierzę, że jej opowieść jest prawdziwa, tj. że starała się po ludzku pogadać z chłopakami, jak to wygląda od strony penitenta.
Wszyscy ci księża natychmiast, w sekundę przyjęli postawę obronną i zamiast po prostu z nią porozmawiać, skwitowali to wypowiadanymi jeden przez drugiego uwagami jak to ona "się zmieniła" pod wpływem "antykościelnej propagandy", że "przesiąkła wielkim miastem" itd.
Słowem, jest sobie grupa nie podlegająca żadnej krytyce, przynajmniej we własnych oczach, a jeśli ktoś próbuje jakiejkolwiek merytorycznej rozmowy to naturalnie wróg Kościoła i antyklerykał.
No tak to się daleko nie ujedzie, niestety.
Niestety, wiele grup zawodowych (na potrzeby tej tu dyskusji oczywiście upraszczam) w pewnym momencie dopada ta choroba i nawet pewnie byłoby dziwne, gdyby księża byli tu wyjątkiem. Znaczy powinni być, ba.
A niby czemu jest w tej chwili, jak jest? Omerta i tyle. I robienie żałośliwych min "ojej, atakujo nas!" przy sprawach ewidentnych i nie do wygrania. Nie należy iść tą drogą ale jakoś ta prosta prawda się nie przebija.
W znanych mi przypadkach duchowny przed konfliktem uciekał ZAWSZE i bez jednego wyjątku w swoją świętość - wy tu się maluczcy na Ziemi między sobą napierdalacie a ja wznoszę się do Nieba i mam was... mniejsza z tym gdzie. Problemy z komunistyczną (czyli diabelską, nie bójmy się tego słowa) agenturą, pedofilią, aferami finansowymi i innymi próbują załatwić w ten sposób, bo po pierwsze taka jest ich natura a po drugie - było to dotąd skuteczne.
Wielkość bł. kard. Wyszyńskiego polegała też na tym, że nie uciekał przed sporami, umiał stanąć po jednej ze stron konfliktu. Bez agresji ale jednoznacznie.
Nie podoba mu się? To się może rozwieść (katolik na to nie pójdzie), a i tak dzieci zostaną przyznane matce, choćby nie wiem czego się podczas trwania związku dopuszczała.
Bym był ostrożny w krytykowaniu instytucji w kryzysie, to jest naturalny proces, są różne etapy. A do tego Kościół zawszę podążał za społeczeństwem, dostosowywał się, co przekłada się równoległe kryzysy, Biały człowiek chce umrzeć i nienawidzi siebie, wszystkiego co stworzył. Dopiero by było dziwne gdyby w takiej sytuacji Kościół miał się dobrze.
A więc Kościół schodzi ze sceny ? Wygląda na to, że w Europie tak, może i szerzej. Ale to kwestia czasu kiedy powróci. Szkoda tylko, że nam przyszło żyć w czasach kiedy strzałka wskazuje regres, a nie rozwój. Bo życie w takich czasach jest smutne, jałowe, zwijające ...
Zresztą - niewykluczone, że osoby podobnego pokroju moralnego obecnie w Polsce istnieją, tylko nie bardzo potrafimy (chcemy?) ich dostrzec i co ważniejsze - promować i bronić...
Kościół się przedefiniuje wewnątrz. Możliwe, że przeorganizuje i my nie będziemy dostrzegać tych zmian początkowo. Dopiero kiedy będą przynosiły skutki, a to może potrwać. W pewnym momencie może i nastąpi nowe otwarcie, ale będzie ono efektem procesu, jego zwieńczeniem, wszystko co ważne wydarzy się wcześniej. A może i już się dzieje.
Napiszę coś kontrowersyjnego, ale wg mnie na pewno będzie zaostrzenie na wielu frontach, usztywnienie, będzie się więcej wymagało zarówno od duchownych, jak i wiernych. Kosztem powszechności. Dziś widzimy co innego, ale to jest jeszcze pokłosie poprzedniego etapu. Obserwujmy młodych księży, proporcje między tymi fajnymi a radykalnymi.
Do zrobienia.
-------------------------------------------------------------------
Dokładnie tak - żadnych złudzeń Panie i Panowie.
Ojciec A. Pelanowski mówił już kiedyś, że w przyszłości chcąc przetrwać:
"...Kościół musi zejść ze sceny światowej i powrócić z wyniosłej Jerozolimy do prowincjonalnej Galilei jeszcze raz (niekoniecznie w sensie III-go świata). Być dla świata marginesem i znowu wyłapywać sieroty i wyalienowanych, wdowy, zagubione owce i stygmatyzowanych."
To się już poniekąd dzieje, bo jest on z tej sceny intensywnie wypychany, choćby w naszym kraju. w którym nastąpił w ostatnich latach znaczny wzrost zamożności połączony ze spadkiem religijności. Z grugiej strony pojawiło się wielu bardzo obiecujących kapłanów w sam raz na nowe, niepewne czasy.
#meetoo
A co do dzieci, to w USA powoli otwierają się części rodziców oczy:
Gdyby jednak się pojawił Wielki Święty człowiek to może łaskawie by poszli w jego ślady.
Tyle lat człowiek żyje, że ciężko aby nie został zraniony. Mocno, mocniej i jeszcze mocniej.
Mi się raz zdarzyło, że zostałem opieprzony przy spowiedzi, zanim cokolwiek powiedziałem. I odmówiono mi wiary. Żebym ja miał wtedy coś poważnego na sumieniu chociaż.
Czy dlatego, że trafił się jeden wariat to ja mam skreślić tą całą masę kapłanów którzy dali mi tyle dobrego przez lata? Szeregowi księża też są poranieni i jest im ciężko. Mają obecnie nad sobą upasionych śmierdzieli z TVN24 zamiast mózgu. Są atakowani, i będą atakowani jeszcze mocniej.
Konfesjonał to nie jest miejsce do którego idziemy jak zawalimy masę spraw aby ksiądz poklepał nas po plecach i powiedział - to nie Twoja wina.
Kto by chciał takich braci dla których Jezus Chrystus to chwilowa moda? Pójście za katolickim celebrytą.
Sekularyzacja będzie postępowała bo wielu rodziców nie ma specjalnie jak pokazać wiary swojemu dziecku, Nie mają jej.
Połowa zawieranych małżeństw się rozpada i to bardzo szybko. Rozwalone rodziny, rozwaleni ludzie, wywalone w kosmos oczekiwania, wielkie ego. Przekonanie o swojej genialności. Oni teraz mieli by pochylić łeb i przyznać, że zawalili? Przecież księża też mają sporo na sumieniu.
Wszystko wskazuje, że katolicy będą mniejszością. Mniejszość też może rządzić.
Bądźmy silną mniejszością, ciężko pracować, nie poddawać się, rozwijać i podnosić po upadku.
Mamy wielkie dziedzictwo do obrony, naszą wiarę, naszych braci i bliskich.
Nie zamierzam tego przegrać. Bardzo wiele robię na swoim małym poletku od dawna./
Nie wygrywa się ckliwymi bajeczkami o nadstawianiu dupy, bo chrześcijanin to zawsze frajer którego się dyma.
Tylko siłą, podstępem, bezwzględnością, parciem do przodu, działaniem.
Strasznie nie lubię załamywania rąk, że jest katastrofa. Jest katastrofa - więc pora się obudzić, bo zaraz będzie jeszcze większa.