Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Ja zaś dowiedziałem się dzisiaj z Wikipedii, że Mannerheim urodził się 1867, jak BsB. Przy czym zmarł w 1951. Arcymciekaw, co się by stało gdyby BsB wziął zeń przykład.
Ale on już chyba na wiele lat przed śmiercią zaczął ostro dziadzieć. Ten "dziadek" to chyba nie tak całkiem od czapy. Może tam na północy jest zdrowszy klimat?
W czasie zamachu majowego ma 59 lat, w czasie wyborów brzeskich 62, w czasie uchwalenia konstytucji kwietniowej 68 i miesiąc potem umarł. Na "wiele lat przed śmiercią" (czyli ile? dajmy 20... i mamy 1915 r. i 48 lat) to był organizatorem jakichś w skali wojny mało ważnych oddziałów militarnych, zresztą po przegranej stronie, wcale nie jedynych polskich oddziałów i wcale nie największych. Karierę w rozumieniu "bycia czołowym polskim politykiem" zrobił kilka lat później.
Koledze Szturmowcowi chodziło o wiek, więc ja też pisząc zdziadzienie miałem na myśli zdrowie fizyczne i prezencję. Na tych zdjęciach które znam, to faktycznie już w czasie I wojny wyglądał jakby był pod sześćdziesiąt albo i po. Dziadek jak nic. Zawsze sporo więcej jak na swój wiek. Na Wiki jest zdjęcie Mannerheima z lat 40. BsB trzydzieści lat wcześniej wyglądał starzej.
Ciekawe1, w czasach mojego dzieciństwa i młodości królował błąd odwrotny. Kapral w SPR uczył, że w kroku defiladowym należy uderzać o ziemię "całom stopom".
Brzost napisal(a): Ciekawe1, w czasach mojego dzieciństwa i młodości królował błąd odwrotny. Kapral w SPR uczył, że w kroku defiladowym należy uderzać o ziemię "całom stopom".
I prawdopodobnie właśnie w reakcji "wahadłowej" na tamten błąd, mamy do czynienia z obecnym - czyli wsadzaniem wszędzie "ą", jak np "ludzią" - bo ludki z jakiegoś powodu sobie wbiły do łbów, że "om" to zawsze błąd.
Mordechlaj_Mashke napisal(a): Proponuję cuś po środku, np.: "Małym i średnio firmo, fryzjero, piekarzo, restauratoro, stolarzo, ogrodniko i tak dalej".
So tacy co już tak mówio. %-(
a to nie jest ta trzecia / sześćdziesiąta trzecia płeć?
Np. pisze się: Jaś Kowalski znikną pod stołem. Bo najpierw pamiętają, że tam jest ą a nie o. A potem to ł jakieś takie wsiowe się zdaje, to się je pomija.
Mordechlaj_Mashke napisal(a): Proponuję cuś po środku, np.: "Małym i średnio firmo, fryzjero, piekarzo, restauratoro, stolarzo, ogrodniko i tak dalej".
Kodeks Bello [czyli chilijski] miał ogromny wpływ na kodyfikację cywilną w Ameryce Łacińskiej. Została ona skopiowana, prawie w całości, przez Ekwador, Salwador, Nikaraguę (gdzie oryginalny tekst nadal obowiązuje z dostosowaniami)6 , Honduras, Kolumbię i Panamę7.
Jak dobre, to po co zmieniać? Prawo magdeburskie z 1035r. było stosowane jeszcze w roku 1650 którymś przy zakładaniu miasta Dolina niedaleko Stanisławowa
Myślicie, że to że jeszcze nikt za Smoleńsk nie usiadł to jakieś zaniedbanie Temidy? Można na to tak patrzeć. Tym niemniej z szerszej perspektywy okazuje się, że pewne procesy wymagają czasu, zanim w ogóle zaczną się.
Za NZZ:
Początek procesu karnego w sprawie katastrofy lotu Rio-Paryż: 1 czerwca 2009 r. w katastrofie samolotu Air France podczas lotu z Rio de Janeiro do Paryża zginęło wszystkich 216 pasażerów i 12 członków załogi. Linie lotnicze Air France i koncern lotniczy Airbus zostały oskarżone w paryskim sądzie karnym o " nieumyślne spowodowanie śmierci".
Ciekawa rzecz: tyle się bałaka o tem, że jak Słońce solidniej burknie, to cała elektronika się spali, jak to już prawie prawie się zdarzyło w XIX w.
Czytam sobie spokojnie umowę ubezpieczeniową, gdy wtem:
Ubezpieczenie nie obejmuje: (...) szkód bezpośrednio lub pośrednio powstałych wskutek zmian pola magnetycznego lub elektromagnetycznego, w tym także powstałych wskutek oddziaływania burz słonecznych lub zjawisk zachodzących na Słońcu,
W dwóch przełomowych eksperymentach w 2016 i 2017 roku badacze wykazali, że pszczoły są zdolne do społecznego uczenia się i transmisji kulturowej (to pierwszy w zachodniej nauce przypadek bezkręgowców):
Siódmy prototyp był przełomowy. Statystycznie znacząca liczba pszczół podążała za tańcem RoboBee, a następnie leciała w konkretne miejsce, które Landgraf zakodował w swoich robotach. Stworzył on w istocie bio-cyfrowy odpowiednik Google Translate dla pszczół.
NIE ZACHWY? Jūnger nie zachwyca? Bluźnierstwo. A do tego idiotyzm. Kogo obchodzi opinia licealisty o Antygonie? Można zrobić jakieś omówienie, ale recenzja to nieporozumienie.
...
Ech no ten tekst to fajny początek, ale rozprawce zabrakło rozwinięcia i zakończenia. Nie zachwyca, bo co, Jůnger debil? Faszol? Wiecznie przedwczorajszy? Szkoda, że ałtorka nie podzieliła się zwarciochami, jakie w jej zwojach powstały, no ściśle mówiąc, zabrakło refleksji tej pani.
Rozmowy z pszczołami osiągnęły w ostatnich dniach niewyobrażalne dla mnie szczyty! Pszczoły bojowe już w akcji, a nie tylko w broszurkach dla sensatów.
A wisz pan, że jak czytałem artykuł to przyszła mnie do głupiego łba myśl, żeby tak te pszczoły użyć w obecnej wojnie i za pomocą robota szczuć na kacapa siedzącego w okopie, wykurzać swołocz i gonić bolszewika. Dalej czytam i widzę, że już Amerykańce kombinują użycie gadziny w armii, bezpieczeństwie wewnętrznem kraju innych operacjach. Noo, nie jest to tak jak ja wymyśliłem ale zawsze cuś!
Ale mnie tam i tak najbardziej urzekło jak Murzyny weszły w konszachty z kukułką, żeby nachapać się miodu. Dla tych co nie czytali objaśniam: W Afryce żyje taki wróbel, co jako jedyny ptak na świecie uwielbia pszczeli wosk. Niestety, choć łatwo może wyniuchać gniazdo dzikich pszczół, nie jest w stanie dobrać się do żarcia bo owady by go zagryzły. Murzyn za to wie jak dostać się do miodku ale nie wie, gdzie są gniazda. Dogadali się więc i jak w wiosce kończy się miód, lokalny watażka wysyła cynk przez ptasie radio: "Brrr-hmmm" co znaczy "Halo, halo idziem na szaber". Kukuł przylatuje i odpowiada. Murzyni wtedy łapią wiadra a ptica prowadzi ich do gniazda dzikich pszczół. Jak już są blisko ptaszek specjalnym ćwierkaniem im to oznajmnia. Bambusy wtedy napierdzielają po drzewie i dymem otumaniają insekta, poczem przeprowadzają skok na mniód. W nagrodę zostawiają ptaszkom wosk na pożarcie. Wot symbioza!
A wiecie, że trzmiele lubią się bawić zabawkami? Co prawda nie pszczoły ale i tak zdziwko, że insekty wykazują podobne zdolności jak ssaki i ptaki. Tutej wideło jak bączki w kulki lecą:
Kiedy byłem mały, starszy brat posadził mnie na rozpalonej blasze. To dało mi przedwczesny impuls do rozważań o zagadnieniu „człowiek a natura”. Wpływ temperatury na nasze zachowanie, choć to on właśnie stał się bodźcem, bynajmniej nie wyczerpał zakresu pytań, na które postanowiłem znaleźć odpowiedź. Jakie jest miejsce człowieka w wielkim kole przyrody? Jaka rola? Porcję kalorii, którą otrzymałem wtedy, tam, na blasze, oddałem z kolei atmosferze po przekształceniu energii cieplnej w fonetykę, czyli, jak sądzę, w energię kinetyczną, zważywszy, że głos polega na drganiach, czyli ruchu. W ten sposób już w zaraniu życia uderzył mnie fakt, że jestem ogniwem w obiegu natury. Kiedy człowiek włącza się w grężywiołów, żeby stać się jej cząstką, a kiedy zachowuje odrębność? Słowem — pogranicze, powiązanie i przenikanie między człowiekiem a naturą miało staćsię dla mnie, dzięki bratu, namiętnością już od wczesnego dzieciństwa. Jej zaspokojenie wymagało wysiłków czysto praktycznych, opanowania wiedzy. Nie szukając daleko, jako kryptonim natury przyjąłem jej formę najbardziej rzucającą się w oczy — botanikę, a przede wszystkim zoologię. Nieustanne dążenia, doświadczenia i usiłowania, których motorem była moja tajemna pasja, mnie tylko wiadoma, przysporzyły mi wobec świata dość znacznej sławy uczonego. Ja jednak, daleki od zaspokojenia, nie ustawałem. Żadne z moich dotychczasowych rozwiązań nie wydawało mi sięwystarczające. Temu nienasyceniu, wiecznemu brakowi zadowalających odpowiedzi należy przypisać, że w pięćdziesiątym roku życia znalazłem się na kolejnej placówce naukowej, w głębi dziewiczego obszaru, w towarzystwie jednego tylko człowieka. Klimat tam był piekielny. Fauna i flora zadziwiająco bujne. Za siedzibę posłużył nam domek na palach, wzniesiony opodal bagniska, w środku puszczy. W towarzystwie jedynego asystenta, porucznika C., trwałem od wielu miesięcy, walcząc z tysiącem plag tej okolicy i nieustępliwie prowadząc badania nad zagadnieniem, które mnie pasjonowało najbardziej — tajemnicą współżycia i współzależności rozmaitych gatunków. Porucznik C. był młodym, dzielnym człowiekiem. Znosił trudy, umiał spojrzeć w twarz niebezpieczeństwu, a przy tym okazał się bystrym obserwatorem. Prowadziliśmy straszną egzystencję. Upał, opary unoszące się nad pobliskim bagnem, niespodziewane ulewy, mnogość jadowitych stworzeń i roślin, choroby, brak jakiejkolwiek łączności ze światem cywilizowanym, różnorakie drapieżce — w takich okolicznościach musieliśmy nie tylko żyć, ale i przeprowadzać wyczerpujące badania. Wkrótce, chcąc nie chcąc, musieliśmy przystosować się do otaczającej nas rzeczywistości, upodobnić się, zbliżyć — zewnętrznie i wewnętrznie — do natury. Twarze zarosły nam długim włosem. Nie obcinane paznokcie czyniły wrażenie szponów. Mowa stała się chropawa, gwałtowna, nieartykułowana. Co do stanu umysłów, zapomnieliśmy o subtelnościach intelektu, zachowując jedynie stałą wiedzę fachową. Chcąc wydrzećprzyrodzie jej tajemnice, musieliśmy częściowo zatrzeć różnice między nami a nią. Wtedy jeszcze nie lękałem się chwilowego z nią kompromisu. Wydawało mi się, że zawsze będzie czas na odwrót, że po wypełnieniu zadania będziemy umieli powrócić do cywilizacji. Największych udręk doznawaliśmy między godziną jedenastą rano a trzecią po południu, kiedy na skutek nieznośnego upału trzeba było przerywać pracę. Każdy spędzał ten czas odmiennie. Ja, zupełnie wycieńczony, kładłem się na pryczy, a mój młody przyjaciel oddalał się w gąszcz, gdzie, jak twierdził, było nieco chłodniej. Jak już wspomniałem, prowadziliśmy badania nad współżyciem wśród zwierząt. Podstawą naszej obserwacji stał się rodzaj nosorożca, gdzie indziej doszczętnie jużwytępiony. Jeden jedyny okaz zamieszkiwał wśród bagien w pobliżu naszej placówki. Był to samotny, olbrzymi osobnik, jak wiedzieliśmy z dawnych opisów i własnych doświadczeń — bardzo dziki i niebezpieczny. Toteż prowadzić obserwacje mogliśmy tylko na odległość, przy pomocy lunet i z zachowaniem wszelkich środków ostrożności. Dość rychło zauważyliśmy, że koło nosorożca kręci się pewien lisek, mały i niepozorny, który dość często przemykał się w kierunku bagniska. Potem widzieliśmy ich razem, jak szli w puszczę. Rozwiązanie tej zagadki zabrało nam dobre parę tygodni. Otóżlisek, biegnąc przodem, wskazywał olbrzymowi miejsca, gdzie rosły w ziemi korzenie dzikiego chrzanu, ulubiony przysmak kolosa. Nosorożec jednym tupnięciem przebijał powierzchnię gleby, otwierając jednocześnie dojście do podziemnych nor borsuczych. Wtedy lisek natychmiast wskakiwał do nory i odbywał szybką kopulację z samicą, korzystając z nieobecności samca, który w tym czasie znajdował się w głębi lasu. W ten sposób nosorożec znajdował ulubiony chrzan, zaś lisek unikał odpowiedzialności związanej z założeniem własnej rodziny. Byłem wstrząśnięty. Jako zoolog znałem bezwzględność i bezwstyd natury, ale tu, w pierwotnych warunkach, nabierały one intensywności trudnej do zniesienia. Nakreśliłem dalszy plan działania. — Należałoby sprawdzić, skąd lisek wie, o której godzinie borsuki wychodzą z domu. Bez tego nie posuniemy się ani kroku dalej. Najpierw przypuszczaliśmy, że to myszy leśne w jakiś sposób informują liska, rozumiejąc, że w ich interesie leży, aby życie erotyczne pochłaniało mu jak najwięcej czasu i odwracało jego uwagę od kwestii racjonalnego odżywiania się. Jak wiadomo, liski żywiąsię również i myszami. Przypuszczenie było mylne. Natura okazała się bardziej wyrafinowana. Liskowi dostarczały informacji samice pawianów. Przebiegłe te stworzenia donosiły mu o wszystkich nadarzających się okazjach, gdyż znając wysoko rozwinięty instynkt naśladowczy swoich mężów, dawały im okazję do wiernego kopiowania zachowania się liska. — To straszne! — mówiłem wieczorem do mojego towarzysza. — Dwa uczucia dominują we mnie. Pierwsze — to wstręt i groza, drugie — to mimowolny podziw dla doskonałej organizacji natury. — Mnie imponuje przede wszystkim organizacja — odrzekł młodzieniec w zamyśleniu. — Kiedyś — kontynuowałem — w ten łańcuch zależności w przyrodzie wkroczy człowiek. Wniesie on w bezmyślny żywioł instynktów pierwiastek wartości moralnych. Nie naruszając obiegu natury, przeciwnie: stając się jego świadomym ogniwem, nada mu nowąszlachetniejszą treść. Następne pytanie nie dawało nam spokoju. Po co borsuki wychodzą tak często do lasu, jeżeli mogą przypuszczać, że ich nieobecność daje fatalne rezultaty z punktu widzenia rozwoju biologicznego ich gatunku? Pytanie tym trudniejsze, że często musiałem pracowaćsam. Porucznik zaczął się skarżyć na bóle i zawroty głowy, często bełkotał jak w febrze albo zapadał w ciężki, kamienny sen, pochrapując. Nie mogłem dłużej zaprzątać sobie tym głowy, bo dokonaliśmy następnego, wstrząsającego odkrycia. Oto z nieuwagi pawianów, prowokowanej haniebnym postępowaniem liska — korzystał pyton, który zakradał się i porywał małe pawianiątka. — To potworne! — zauważyłem wieczorem. Porucznik leżał na pryczy. Tego dnia szczególnie źle się czuł i nawet godziny, które zwykle poświęcał na wędrówkę w głąb puszczy — od jedenastej do trzeciej — po raz pierwszy spędził w bungalowie. — To ciemność! — mówiłem. — Ach, gdybym wiedział, gdzie w tym świecie nagiej żądzy i głodu jest miejsce człowieka! Co pan o tym sądzi? — A bo ja wiem... — odparł sennie porucznik. Nagle potężny wstrząs zakołysał naszą chatką. Porwałem sztucer i wyjrzałem: w blasku księżyca olbrzymi nosorożec nacierał na pale, dźwigające całą konstrukcję. Nie było chwili do stracenia. Złożyłem się... — Nie strzelać! — krzyknął dziko porucznik i podbił lufę sztucera do góry. — Czy pan słyszał o małym ptaszku, zwanym u g u p u ?! — Pan oszalał! — Mały ptaszek u g u p u zginie, jeżeli pan zastrzeli nosorożca! — Nonsens! — Pyton pożera małego ptaszka u g u p u , chyba że jest zajęty małymi pawianiątkami! — No to co z tego?! — Jeżeli nosorożec przestanie chodzić z liskiem na dziki chrzan, pawiany będą miały więcej czasu dla dzieci i pyton pożre małego ptaszka u g u p u ! Miałem tego dosyć. — Posłuchaj pan! — krzyknąłem. — Co mnie obchodzi ptaszek u g u p u ? Za chwilęnosorożec rozwali naszą chatkę! — Ptaszek u g u p u to nie jest zwykły ptaszek. On odżywia się specjalnymi liśćmi i po przetrawieniu... Głos mu się załamał. — ...daje alkohol — dokończył szeptem. — Jedno deko suszonego nawozu ptaszkau g u p u na pół litra wody. Zaczęło mi świtać w głowie. — A coś robił za to nosorożcowi? — zawołałem, przystawiając mu sztucer do piersi. — Mów, mów natychmiast! — Masowałem go codziennie od jedenastej do trzeciej. On po masażu zawsze ma apetyt na dziki chrzan. Zrozumiałem. Tego dnia porucznik zbyt długo bawił u ptaszka u g u p u i zaniedbał nosorożca. Pozbawiony masażu nosorożec przyszedł się upomnieć. W pół godziny potem, wymasowany na moich oczach przez porucznika, odszedł zadowolony. Porucznik odmówił powrotu do cywilizacji. Wchłonęła go natura. Natomiast znacznie później dowiedziałem się, dlaczego borsuki tak często wychodziły z nor do lasu: dla świętego spokoju.
Komentarz
Koledze Szturmowcowi chodziło o wiek, więc ja też pisząc zdziadzienie miałem na myśli zdrowie fizyczne i prezencję. Na tych zdjęciach które znam, to faktycznie już w czasie I wojny wyglądał jakby był pod sześćdziesiąt albo i po. Dziadek jak nic. Zawsze sporo więcej jak na swój wiek. Na Wiki jest zdjęcie Mannerheima z lat 40. BsB trzydzieści lat wcześniej wyglądał starzej.
Ja tam jakimś strasznym językowcem nie jestem ale ta liczba mnoga mną wstrzonsła...
"Małym i średnio firmo, fryzjero, piekarzo, restauratoro, stolarzo, ogrodniko i tak dalej".
So tacy co już tak mówio. %-(
👣
🐾
🐾
Np. pisze się: Jaś Kowalski znikną pod stołem. Bo najpierw pamiętają, że tam jest ą a nie o. A potem to ł jakieś takie wsiowe się zdaje, to się je pomija.
Ale tej jezuita, Kramer, poleciał w drugą stronę:
https://www.tapatalk.com/groups/pismejker/viewtopic.php?p=228776#p228776
Kodeks Bello [czyli chilijski] miał ogromny wpływ na kodyfikację cywilną w Ameryce Łacińskiej. Została ona skopiowana, prawie w całości, przez Ekwador, Salwador, Nikaraguę (gdzie oryginalny tekst nadal obowiązuje z dostosowaniami)6 , Honduras, Kolumbię i Panamę7.
Za NZZ:
Czytam sobie spokojnie umowę ubezpieczeniową, gdy wtem:
https://www.noemamag.com/how-to-speak-honeybee/
W dwóch przełomowych eksperymentach w 2016 i 2017 roku badacze wykazali, że pszczoły są zdolne do społecznego uczenia się i transmisji kulturowej (to pierwszy w zachodniej nauce przypadek bezkręgowców):
wieszcze Ernest, do któregom grobum pielgrzymowałm popełnił był
https://matkaprzelozona.wordpress.com/2018/04/18/ernst-junger-szklane-pszczoly-doceniam-ale-nie-zachwyca-recenzja/
A do tego idiotyzm. Kogo obchodzi opinia licealisty o Antygonie? Można zrobić jakieś omówienie, ale recenzja to nieporozumienie.
...
Ech no ten tekst to fajny początek, ale rozprawce zabrakło rozwinięcia i zakończenia. Nie zachwyca, bo co, Jůnger debil? Faszol? Wiecznie przedwczorajszy? Szkoda, że ałtorka nie podzieliła się zwarciochami, jakie w jej zwojach powstały, no ściśle mówiąc, zabrakło refleksji tej pani.
Rozmowy z pszczołami osiągnęły w ostatnich dniach niewyobrażalne dla mnie szczyty! Pszczoły bojowe już w akcji, a nie tylko w broszurkach dla sensatów.
Ale mnie tam i tak najbardziej urzekło jak Murzyny weszły w konszachty z kukułką, żeby nachapać się miodu. Dla tych co nie czytali objaśniam:
W Afryce żyje taki wróbel, co jako jedyny ptak na świecie uwielbia pszczeli wosk. Niestety, choć łatwo może wyniuchać gniazdo dzikich pszczół, nie jest w stanie dobrać się do żarcia bo owady by go zagryzły. Murzyn za to wie jak dostać się do miodku ale nie wie, gdzie są gniazda. Dogadali się więc i jak w wiosce kończy się miód, lokalny watażka wysyła cynk przez ptasie radio: "Brrr-hmmm" co znaczy "Halo, halo idziem na szaber". Kukuł przylatuje i odpowiada. Murzyni wtedy łapią wiadra a ptica prowadzi ich do gniazda dzikich pszczół. Jak już są blisko ptaszek specjalnym ćwierkaniem im to oznajmnia.
Bambusy wtedy napierdzielają po drzewie i dymem otumaniają insekta, poczem przeprowadzają skok na mniód. W nagrodę zostawiają ptaszkom wosk na pożarcie. Wot symbioza!
A wiecie, że trzmiele lubią się bawić zabawkami? Co prawda nie pszczoły ale i tak zdziwko, że insekty wykazują podobne zdolności jak ssaki i ptaki. Tutej wideło jak bączki w kulki lecą:
👣
🐾
🐾
Dość rychło zauważyliśmy, że koło nosorożca kręci się pewien lisek, mały i niepozorny, który dość często przemykał się w kierunku bagniska. Potem widzieliśmy ich razem, jak szli w puszczę. Rozwiązanie tej zagadki zabrało nam dobre parę tygodni. Otóżlisek, biegnąc przodem, wskazywał olbrzymowi miejsca, gdzie rosły w ziemi korzenie dzikiego chrzanu, ulubiony przysmak kolosa. Nosorożec jednym tupnięciem przebijał powierzchnię gleby, otwierając jednocześnie dojście do podziemnych nor borsuczych. Wtedy lisek natychmiast wskakiwał do nory i odbywał szybką kopulację z samicą, korzystając z nieobecności samca, który w tym czasie znajdował się w głębi lasu. W ten sposób nosorożec znajdował ulubiony chrzan, zaś lisek unikał odpowiedzialności związanej z założeniem własnej rodziny. Byłem wstrząśnięty. Jako zoolog znałem bezwzględność i bezwstyd natury, ale tu, w pierwotnych warunkach, nabierały one intensywności trudnej do zniesienia. Nakreśliłem dalszy plan działania. — Należałoby sprawdzić, skąd lisek wie, o której godzinie borsuki wychodzą z domu. Bez tego nie posuniemy się ani kroku dalej. Najpierw przypuszczaliśmy, że to myszy leśne w jakiś sposób informują liska, rozumiejąc, że w ich interesie leży, aby życie erotyczne pochłaniało mu jak najwięcej czasu i odwracało jego uwagę od kwestii racjonalnego odżywiania się. Jak wiadomo, liski żywiąsię również i myszami. Przypuszczenie było mylne. Natura okazała się bardziej wyrafinowana. Liskowi dostarczały informacji samice pawianów. Przebiegłe te stworzenia donosiły mu o wszystkich nadarzających się okazjach, gdyż znając wysoko rozwinięty instynkt naśladowczy swoich mężów, dawały im okazję do wiernego kopiowania zachowania się liska. — To straszne! — mówiłem wieczorem do mojego towarzysza. — Dwa uczucia dominują we mnie. Pierwsze — to wstręt i groza, drugie — to mimowolny podziw dla doskonałej organizacji natury. — Mnie imponuje przede wszystkim organizacja — odrzekł młodzieniec w zamyśleniu. — Kiedyś — kontynuowałem — w ten łańcuch zależności w przyrodzie wkroczy człowiek. Wniesie on w bezmyślny żywioł instynktów pierwiastek wartości moralnych. Nie naruszając obiegu natury, przeciwnie: stając się jego świadomym ogniwem, nada mu nowąszlachetniejszą treść. Następne pytanie nie dawało nam spokoju. Po co borsuki wychodzą tak często do lasu, jeżeli mogą przypuszczać, że ich nieobecność daje fatalne rezultaty z punktu widzenia rozwoju biologicznego ich gatunku? Pytanie tym trudniejsze, że często musiałem pracowaćsam. Porucznik zaczął się skarżyć na bóle i zawroty głowy, często bełkotał jak w febrze albo zapadał w ciężki, kamienny sen, pochrapując. Nie mogłem dłużej zaprzątać sobie tym głowy, bo dokonaliśmy następnego, wstrząsającego odkrycia. Oto z nieuwagi pawianów, prowokowanej haniebnym postępowaniem liska — korzystał pyton, który zakradał się i porywał małe pawianiątka. — To potworne! — zauważyłem wieczorem. Porucznik leżał na pryczy. Tego dnia szczególnie źle się czuł i nawet godziny, które zwykle poświęcał na wędrówkę w głąb puszczy — od jedenastej do trzeciej — po raz pierwszy spędził w bungalowie. — To ciemność! — mówiłem. — Ach, gdybym wiedział, gdzie w tym świecie nagiej żądzy i głodu jest miejsce człowieka! Co pan o tym sądzi? — A bo ja wiem... — odparł sennie porucznik. Nagle potężny wstrząs zakołysał naszą chatką. Porwałem sztucer i wyjrzałem: w blasku księżyca olbrzymi nosorożec nacierał na pale, dźwigające całą konstrukcję. Nie było chwili do stracenia. Złożyłem się... — Nie strzelać! — krzyknął dziko porucznik i podbił lufę sztucera do góry. — Czy pan słyszał o małym ptaszku, zwanym u g u p u ?!
— Pan oszalał! — Mały ptaszek u g u p u zginie, jeżeli pan zastrzeli nosorożca! — Nonsens! — Pyton pożera małego ptaszka u g u p u , chyba że jest zajęty małymi pawianiątkami! — No to co z tego?! — Jeżeli nosorożec przestanie chodzić z liskiem na dziki chrzan, pawiany będą miały więcej czasu dla dzieci i pyton pożre małego ptaszka u g u p u ! Miałem tego dosyć. — Posłuchaj pan! — krzyknąłem. — Co mnie obchodzi ptaszek u g u p u ? Za chwilęnosorożec rozwali naszą chatkę! — Ptaszek u g u p u to nie jest zwykły ptaszek. On odżywia się specjalnymi liśćmi i po przetrawieniu... Głos mu się załamał. — ...daje alkohol — dokończył szeptem. — Jedno deko suszonego nawozu ptaszkau g u p u na pół litra wody. Zaczęło mi świtać w głowie. — A coś robił za to nosorożcowi? — zawołałem, przystawiając mu sztucer do piersi. — Mów, mów natychmiast! — Masowałem go codziennie od jedenastej do trzeciej. On po masażu zawsze ma apetyt na dziki chrzan. Zrozumiałem. Tego dnia porucznik zbyt długo bawił u ptaszka u g u p u i zaniedbał nosorożca. Pozbawiony masażu nosorożec przyszedł się upomnieć. W pół godziny potem, wymasowany na moich oczach przez porucznika, odszedł zadowolony. Porucznik odmówił powrotu do cywilizacji. Wchłonęła go natura. Natomiast znacznie później dowiedziałem się, dlaczego borsuki tak często wychodziły z nor do lasu: dla świętego spokoju.