Skip to content

Wyznania b. korwinisty

123578

Komentarz

  • romeck napisal(a):
    JORGE napisal(a):
    Mi pokazano, jak wydobyć z ludzi prawdziwe powody.
    Rewelacja!
    Zazdraszczam.

    Ale czego ? Ja nie mam zamiaru tego robić, chodzi o to, że wystarczy dotrzeć do ludzi, otworzyć ich, a czasami nawet zmotywować ich do zastanowienia o co naprawdę chodzi. Generalnie w życiu bardzo ważne jest żeby zrozumieć samego siebie, osiągnąć pewien poziom świadomości, wielu swoich zachowań sami nie rozumiemy.

    A dlaczego nie mam zamiaru tego robić ? Bo nie chce mi się. Mnie problemy ludzi tego typu gówno obchodzą, a powinny. Każdego kto chce zarządzać ludzi powinny, dlatego nie chcę.

  • ms.wygnaniec napisal(a):
    Na marginesie OFF pomiędzy Jorge, a pozostałymi to kolejne kryzysy podczas rozwoju przedsiębiorstwa są dobrze opisane, na razie doszliście do pierwszego lub drugiego, bo zakładam, że te 20 osób to się już, choć trochę, pospecjalizowało.
    Pomagam:
    - faza firma rodzinna, czyli wszyscy robią wszystko kończy się kryzysem specjalizacji;
    - faza druga, czyli zbyt dużo aby mikrozarządzanie było efektywne kończy się kryzysem delegacji uprawnień i odpowiedzialności, czyli firma się strukturalizuje i zatrudnia kadrę kierowniczą, a nie karbowych (właściciele tego nie lubią i to bardzo);
    - faza trzecia, czyli musimy się nauczyć komunikacji i współpracy z klientami, kryzys kończy wprowadzenie kultury znanej pod jej informatycznym wsparciem CRM;
    - faza czwarta, czyli toniemy w wewnętrznym chaosie informacyjnym, to się kończy na usprawnieniu i formalizacji obiegu informacji wytworzonych w kryzysie drugim, taki CRM na potrzeby wewnętrzne. .
    Tak tak, różnie się te fazy nazywa, ale generalnie to nic nie jest nowego. Zarządzanie to wiedza.

  • edytowano June 2021
    los napisal(a):
    Ale firmy państwowe nic się nie różnią od prywatnych! W obu jest bardziej czy mniej profesjonalny menedżment po embiejach w Ameryce. Mam na myśli te państwowe firmy, które trochę znam - banki, PZU, Orlen, KGHM, być może w kopalniach i elektrowniach jest inaczej.
    Ależ ja się nasłuchałem co się dzieje w państwowych spółkach energetycznych przez weekend ... I to od strony zwykłego pracownika działu zamówień, ale też i od v-ce prezesa. Nie, nie ma takiej możliwości, to się może dziać tylko w firmach państwowych. Generalnie to o czym mówił Kaczyński - impossybilizm. Jeżeli wchodzisz do takiej spółki, żeby ją oczyścić, zmienić, w końcu ciebie wyrzucą po spiskach tych, którzy chcą żeby było jak dawniej.

    A tak na marginesie, poznałem też (ale to o kogoś innego) historię byłej szychy z Orlenu, która poszła na prezesa dość dużej fabryki. Pomimo świetnego CV, dobrego MBA, szkoleń i co tylko chcesz, robienia wokół szumu, blichtru, okazało się że król jest nagi. Wypieprzyli po niecałych dwóch latach. Ponoć takich historii jest dużo, bardzo dużo ...
  • Nagich królów w firmach prywatnych i zagranicznych też było sporo. Generalnie nudyzm jest w modzie w tych kręgach.

    Moja ulubiona historyjka pochodzi od człowieka, któren był wiceprezesem u Krauzego. Generalnie sztuka przeżycia w Prokomie polegała na tym, by po pierwsze się zaprzyjaźnić z ochroniarzem. Ten dawał cynk, kiedy pan prezes będzie wychodzić z gabinetu, i należało się wtedy w tej okolicy kręcić. Pan prezes zwykł łapać pod łokieć przypadkową osobę i wtedy była szansa na to, by jakąś ze swoich spraw wyłożyć. Możemy złe rzeczy mówić o państwowych firmach ale takie rzeczy tam nie odchodziły.
  • los napisal(a):
    Możemy złe rzeczy mówić o państwowych firmach ale takie rzeczy tam nie odchodziły.
    Chodzą dużo gorsze, generalnie to nie jest ta skala patologii. Ale nawet nie o to, kiedy mamy właściciela, nawet rozproszonego, ostatecznie jest podmiot któremu zależy. W firmach państwowych takiego podmiotu nie ma. To ma radykalny wpływ na sprawność działania firmy.

    I zdania nie zmienię. W optymalnej rzeczywistości należy zminimalizować ilość instytucji państwowych.

  • JORGE napisal(a):
    Ale nawet nie o to, kiedy mamy właściciela, nawet rozproszonego, ostatecznie jest podmiot któremu zależy. W firmach państwowych takiego podmiotu nie ma.
    W prywatnych powyżej pewnego poziomu też nie, w jednej i drugiej organizacji (moim zdaniem oczywiście) rządzą partykularne i krótkoterminowe interesy średniego i wyższego szczebla zarządzającego (benefit za zrealizowanie celów, cele są z .. excela i realizacja tam również).
    Jest inny sztafaż, reszta nader podobna. Mogę opisywać patologie dla:
    - niewielki oddział średniej międzynarodowej korporacji,
    - duża firma krajowa, z kilkoma właścicielami, a w jednym elemencie z udziałem kapitału zachodniego,
    - średni oddział dużej międzynarodowej korporacji,
    - duża krajowa firma z jednym właścicielem,
    przegląd patologii z punktu widzenia IT.
  • ms.wygnaniec napisal(a):
    W prywatnych powyżej pewnego poziomu też nie, w jednej i drugiej organizacji (moim zdaniem oczywiście) rządzą partykularne i krótkoterminowe interesy średniego i wyższego szczebla zarządzającego (benefit za zrealizowanie celów, cele są z .. excela i realizacja tam również).
    Jest inny sztafaż, reszta nader podobna. Mogę opisywać patologie dla:
    - niewielki oddział średniej międzynarodowej korporacji,
    - duża firma krajowa, z kilkoma właścicielami, a w jednym elemencie z udziałem kapitału zachodniego,
    - średni oddział dużej międzynarodowej korporacji,
    - duża krajowa firma z jednym właścicielem,
    przegląd patologii z punktu widzenia IT.
    Ale koniec końców jest wynik finansowy. I jeżeli jest zły będzie reakcja, wcześniej czy później. W firmach państwowych jest to pomijalne. Chujnia się może ciągnąć dziesiątkami lat i się ciągnie. I nie ma narzędzi na jej zmianę. W każdego rodzaju spółce kapitałowej - są. To są naprawdę kolosalne różnice. Bo oczywiście, można zatrudnić podobnych ludzi, może to wszystko toczyć się wg wewnętrznych rozgrywek, których nikt nie kontroluje. Ale fakt możliwości wpływu właścicielskiego, dokonania zmian, skutecznej restrukturyzacji powoduje, że są to światy nieporównywalne.

  • Nie Jorge, różnica była taka, że koniec był inny i szybciej.
    Przykłady:
    - grupa lokalnych managerów rozwinęła biznes, po czym go zrujnowali, przejęli resztówkę i ponownie rozwinęli aby zyskownie sprzedać konkurencji,
    - grupa managerów rozwaliła biznes tak dokładnie, że właściciel musiał go sprzedać za orzeszki,
    - właściciel w dość zaawansowanym wieku uznał, że skoro jego zstępni nie chcą przejąć biznesu, to se zrobi simsy i przystąpił do faktycznego demolowania firmy (średnia, w swoim segmencie duża, kilkadziesiąt milionów obrotu w wysokomarżowych usługach,
    - mogę tak jeszcze trochę.
  • ms.wygnaniec napisal(a):
    Nie Jorge, różnica była taka, że koniec był inny i szybciej.
    Przykłady:
    - grupa lokalnych managerów rozwinęła biznes, po czym go zrujnowali, przejęli resztówkę i ponownie rozwinęli aby zyskownie sprzedać konkurencji,
    - grupa managerów rozwaliła biznes tak dokładnie, że właściciel musiał go sprzedać za orzeszki,
    - właściciel w dość zaawansowanym wieku uznał, że skoro jego zstępni nie chcą przejąć biznesu, to se zrobi simsy i przystąpił do faktycznego demolowania firmy (średnia, w swoim segmencie duża, kilkadziesiąt milionów obrotu w wysokomarżowych usługach,
    - mogę tak jeszcze trochę.
    Ale cały czas nie o to chodzi. Jeżeli właściciel jest słaby, albo ma wywalone, albo nie stworzył sobie mechanizmów - to jest jego problem. Bo ma możliwości, ale nie korzysta z nich. W firmach państwowych takich możliwości nie ma.
  • edytowano June 2021
    A ja mam takie oczekiwania, układam wg priorytetu:
    -Dobra atmosfera w sensie, że są ludzie z którymi można porozmawiać. Uogólniając bo miałbym masę przykładów - brak toksycznych zachowań. Wtedy nawet nudna kijowa robota jest przyjemna. Dawniej bym tego tak wysoko nie wymienił,
    -Samodzielność, Niech sobie kontrolują jasne, nawet dobrze - ale jak ma być ciągłe wpieprzanie się w pracę to olać taką robotę.
    -Pieniądze


  • Problem mają zwykli ludzie, pracownicy, a właściciel wedle opisów wyżej to raczej zechciał posiadać zachciankę - mieć wywalone, zrobić simsy. Pewnie tu będzie spór, ale własność jest jednak stopniowalna, z czym korwinis się nie zgodzi (tak samo jak dzieci nie są własnością rodziców).
  • Co znaczy "zrobić simsy"?
  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    Co znaczy "zrobić simsy"?
    Zrozumiałem to jako zabawę ludzikami, jak w grze-symulacji "The Sims". Można wszystko przestawiać, budować, ustawiać im życie no i dokonać najwyższej formy czynu własnościowego - zniszczyć.
  • Kuba_ napisal(a):
    własność jest jednak stopniowalna, z czym korwinis się nie zgodzi (tak samo jak dzieci nie są własnością rodziców).
    Nobo korwinis to błazenada kilku koleżków, którzy w życiu poznali tylko komunę. A za komuny własność wyglądała tak: jak nie trzymasz chwytem ośmiornicy przy orderach, to ci zabiorą. Formy własności państw cywilizacyjnie rozwiniętych takie jak ordynacja, fundusz powierniczy czy ślepy portfel są poza intelektualnym zasięgiem korwinistów.

    Chociaż jedno Mikkemu przyznać trzeba - nadal jest traktowany poważnie.
  • Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
    Co znaczy "zrobić simsy"?
    Tak jak Kuba_ napisał, co sprowadzało się do tego, że firma miała jednego realnego klienta, Pana Prezesa.

    Jorge, a co do możliwości firm prywatnych, to tylko zależy od kluczowości świadczonych usług. Znane są mi przypadki, że do firmy prywatnej kasa była cały czas dosypywana, bo była zbyt kluczowa. Coś w rodzaju Prokom'u tylko na inną skalę.

  • posix napisal(a):
    A ja mam takie oczekiwania, układam wg priorytetu:
    -Dobra atmosfera w sensie, że są ludzie z którymi można porozmawiać. Uogólniając bo miałbym masę przykładów - brak toksycznych zachowań. Wtedy nawet nudna kijowa robota jest przyjemna. Dawniej bym tego tak wysoko nie wymienił,
    -Samodzielność, Niech sobie kontrolują jasne, nawet dobrze - ale jak ma być ciągłe wpieprzanie się w pracę to olać taką robotę.
    -Pieniądze


    No właśnie. Pytanie zasadnicze, ile warte są dla ciebie pierwsze dwie sprawy w kontekście niższego wynagrodzenia. Wbrew pozorom wielu świadomych pracowników jest w stanie zejść z oczekiwań finansowych jeżeli mają zapewnione te dla nich ważne sprawy.

    A co do samych oczekiwań. Atmosferę w pracy buduje szef, zaczynając od góry, ale bardzo ważna jest tu postawa kierowników zespołów. Plotkarska atmosfera w pracy zaczyna się od decydentów, którzy dopuszczają do tego typu sytuacji w swojej obecności. Podobnie z toksycznością, ale tu jest ważne żeby takie osoby po prostu z firmy usuwać. Tak, dobra atmosfera w pracy jest chyba najważniejsza, ale to często wynika z dobre organizacji i nie polega na miau miau. Co do wpieprzania się w robotę, kolejna sprawa, której oczekuje większość pracowników i tu znowu szef zespołu jest najważniejszy. Generalnie dobra firma wyłapuje ludzi samodzielnych i daje im przestrzeń. Oczywiście wszystko to musi być w ramach procesów i standardów, oraz kontroli. Ale bez przegięć i kształt procesów powinien być tworzony przez pracowników. Oni wiedzą najlepiej.
  • Aha, nie o kasę chodzi...

    To powiedz może, ilu zatrudniasz ludzi, którym nie płacisz w ogóle? Ilu w ogóle znasz, którzy pracują za darmo?

    Że pytania są absurdalne? No jeśli pogląd, że o kasę nie chodzi jest na poważnie, to też są na poważnie. A jeśli te pytania są absurdalne, to i pogląd, że nie chodzi o kasę.
  • Sorki Rozum, ale pytania są absurdalne.
  • Ponieważ pojawił się w wątku Rozum, to Jorge poczytaj, co Rozum pisał o Sądach, gdzie przełożony nie ma żadnego wpływu na podwładnego, a pensje nie zależą od ilości i jakości wykonywanej pracy. Firmy państwowe, w porównaniu z czymś takim, są oazami normalności.
  • edytowano June 2021
    rozum.von.keikobad napisal(a):
    Aha, nie o kasę chodzi...

    To powiedz może, ilu zatrudniasz ludzi, którym nie płacisz w ogóle? Ilu w ogóle znasz, którzy pracują za darmo?

    Że pytania są absurdalne? No jeśli pogląd, że o kasę nie chodzi jest na poważnie, to też są na poważnie. A jeśli te pytania są absurdalne, to i pogląd, że nie chodzi o kasę.
    → Przecież już napisał!
    JORGE:


    Nie mam jakoś weny, żeby opisywać pewne sprawy, ale sam byłem zaskoczony absolutną prawdziwością twierdzenia, że kiedy pracownik przychodzi o podwyżkę, to nie chodzi o podwyżkę. ZAWSZE się sprawdza, zawsze jest drugie dno, nie chodzi wcale o kaskę. Chodzi o to, że mu nie pasują inne różne rzeczy. I to tak działa, że jak już muszę się męczyć to za większe pieniądze.
    Przecież piszemy tu: w kontekście do poprzednich postów, skrótami myślowymi, między wierszami (bo pewne rzeczy są oczywiste, np. że nikt nie idzie do pracy "za darmo").

    Nic a nic nie wyczytałem w postach Jorge'a, że ktoś ma i chce pracować za darmo i że nie chodzi o kasę.
  • Ale ja pisałem, że chodzi o kasę i Jorge polemizuje.
    I generalnie ja się zgadzam, że pytania są absurdalne. Oczywiście jest (bo jest!) jakiś absolutny margines ludzi, którzy pracują za darmo, przy czym najczęściej pracują za obietnicę kasy kiedyś (aplikanci, doktoranci, stażyści, praktykanci itd.).
    Bo ludzie przychodzą do pracy po kasę. Nie byłoby kasy - (prawie) nikt by nie przychodził. To nie znaczy, że inne rzeczy nie są ważne, bo też są, ale kasa w pracy jest zawsze. Inne rzeczy są nie zawsze, bo są mniej ważne. Ludzie pracują dla kasy, nie dla idei.

    I dlatego - jeśli pospólstwo może zarobić więcej w firmie państwowej niż w prywatnej, to nic dziwnego, że jest choćby po stronie zatrudnienia zapotrzebowanie na takie podmioty.
  • ms.wygnaniec napisal(a):
    Ponieważ pojawił się w wątku Rozum, to Jorge poczytaj, co Rozum pisał o Sądach, gdzie przełożony nie ma żadnego wpływu na podwładnego, a pensje nie zależą od ilości i jakości wykonywanej pracy. Firmy państwowe, w porównaniu z czymś takim, są oazami normalności.
    Nie ma wpływu na sędziów i częściowo na referendarzy, na pracowników to już ma.
  • Skrajność A: ludzie pracują dla kasy. Większość ludzi nie ma możliwości zarabiać więcej niż kurwy. Dlaczego więc nie chcą być kurwami, skoro pracują dla kasy ?

    Skrajność B: ludzie pracują dla idei. Dlaczego więc ludzie uwielbiający swoją prace nie chcą pracować za darmo ?

    Rozmawiamy o tym co pośrodku. Jeżeli dla mnie kluczowa jest atmosfera i mam do wyboru pracować w firmie ze świetną atmosferą za 4 tys. i bardzo słabą za 8 tys. to co wybiorę ? Wg Rozuma tą drugą pracę. Wg mnie wcale nie. Naprawdę dla wielu osób wysokość poborów spada na 3,4 pozycję, szczególnie mowa o tych doświadczonych.
  • edytowano June 2021
    Od pewnej wartości granicznej zapewniającej nazwijmy to satysfakcjonujący dochód pieniądze przestaja odgrywać kluczową rolę. Czego ja jestem wcielonym przykładem.
    Niezarobione pieniadze to koszt mojego wolnego czasu i zdrowia psychicznego - drogo wychodzi ale zdrowie jest bezcenne to raz a dwa, że po roku dwóch zostałyby ze mnie zgliszcza bezużyteczne dla pracodawcy.
  • Nie wiem w sumie, ile zarabiają prostytutki, zwłaszcza w skali całego życia zawodowego. Ale weźmy jakiś lepszy przykład, zwłaszcza dla faceta, tj. pracę na platformie wiertniczej. Wbrew pozorom chyba nie trzeba jakiegoś super przygotowania wcześniej, a zarobić można naprawdę sporo. Z drugiej strony jest to praca "niefajna", pracuje się dużo, ciężko, są ograniczone warunki lokalowe, jesteś daleko od rodziny, psa, przyjaciół, żabki z piwem itd. W konsekwencji nie każdy się na to decyduje.

    Więc oczywiście kasa to nie wszystko i tu się zgadzam. Ale tu jednak jest pytanie raczej o to "ile", "jak ciężko" chcemy pracować, a nie czy chcemy mieć "dobrą atmosferę". Np. na platformie pracujesz ciężko i dużo, to masz dużo kasy. A w biurze średnio (jak chodzi o czas) i lekko, więc masz małą kasę.

    "Wg mnie wcale nie. Naprawdę dla wielu osób wysokość poborów spada na 3,4 pozycję, szczególnie mowa o tych doświadczonych."

    No i może to jest clue + to, co napisała Pani Łyżeczka. Otóż osoby "te doświadczone" osiągnęły już taki poziom, że generalnie nawet przy niższej pensji mają satysfakcjonujący poziom spełnienia swoich oczekiwań finansowych. Stać ich na wszystko, co chcą, w jakimś rozsądnym zakresie. Najwyżej mniej odłożą na koncie. Więc przeskakują na poziom "ulepszenia pracy", bo po co się w niej męczyć.
    Teraz wróć do tego, co napisałem wcześniej. 90% które miałem na myśli, to właśnie nie jest top zarabiających. Tylko zwykli ludzie, którzy zarabiają medianę, a często mają jeszcze kogoś na utrzymaniu. I dla nich proporcje są inne.
  • I jeszcze jedno, nie wiem czemu atmosfera w prywatnych firmach miałaby być lepsza niż w państwowych? Anegdotycznym przykładem każdy może sypnąć w tą czy w tamtą, ale skąd wiemy o realnych proporcjach?

    Ja też mogę sypnąć anegdotycznym przykładem, na nieco większej próbie. Otóż w Krakowie kilka lat temu w miejscu, gdzie stale przechodziłem jeden budynek (biurowiec) podzielony był na dwie równe części. W jednej była prywatna spółka, w drugiej KRUS. W KRUSie światła gasły o równej godzinie i potem nikogo tam nie było. W prywatnej spółce po pierwsze większość gasła później (ale też później zaczynali, tj. o 9, wiadomo), ale nie wszystkie. Praktycznie codziennie coś się tam świeciło w poszczególnych pokojach i po 17.

    Więc z punktu widzenia pracownika zadaj sobie pytanie, co jest bardziej jak to piszesz "normalne" - kończyć o równej godzinie i mieć spokój czy okresowo zostawać po godzinach i zapewne być i pod telefonem przez cały czas.
  • Jorge, dla kogoś zarabiającego 20 tyś na rękę, propozycja zmiany fajnej pracy na gorszą ale z wynagrodzeniem wyższym o 3 tysiące, raczej nie jest atrakcyjna, dla osoby zarabiającej 3 tysiące na rękę, propozycja zmiany pracy na gorszą ale z poborami wyższymi o 3 tysiące brzmi bardzo atrakcyjnie.
    Pani_Łyżeczka i Rozumu to opisali, kwestia skali i punktu odniesienia.
  • Widziałem kiedyś badania, gdzie były wyliczone powody, dla których ludzie zmieniają pracę. Nie wiem, na wiele one były wiarygodne, ale kasia była na siódmym miejscu powodów zmiany pracy (przy decyzji o zatrudnieniu była znacznie wyżej). Kasia się liczy, lecz dla wielu osób nie najbardziej.

    Każden pracownik ma, jak to się na szkoleniach mówi, "kotwicę". Kotwice są różne. Dla jednych jest to wspomniana atmosfera, ale dla innych możliwość wykonywania złożonych zadań. Obowiązkiem każdego przełożonego jest poznać (znać) te kotwice. Wtedy wszystko jest łatwiejsze.
  • edytowano June 2021
    Wydaje mi się, że Jorge zbyt ochoczo ekstrapoluje. Pewnie dokonał trafnych obserwacji na wycinku rzeczywistości, z którym się zetknął, ale to nie jest jeszcze cały świat. Z tymi ludźmi, co to wolą 4 zamiast 8 ze względu na atmosferę, to może być tak, że ci, którzy przede wszystkim chcieli więcej zarabiać są już od lat na Zachodzie. Chociażby mój tata, i cała rzesza Polaków, z którymi się tam zetknął. Masy ludzi cierpią nie widząc swoich rodzin latami dokładnie z powodu takiego, żeby zarabiać 8 zamiast 4.
  • To nie znaczy, że nie ma takich, jak pisze Jorge, gdyż ludzie są (UWAGA! ODKRYCIE) różni.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.