MarianoX napisal(a): Kraj ten ma też, już od przedwojnia tradycję hmm...aktywnego kształtowania struktury społecznej poprzez działania około-medyczne...
Też mi się nasunęło to skojarzenie. Chociaż w tym wypadku to raczej pasywne kształtowanie, czyli wstrzymanie się od działań. Bardzo wygodne.
Makabrycznie skojarzyło mi się z pewną piosenką o mściwym ratowniku plażowym "....na zawsze się pogrążył, bo ratownik nie zdążył"
jeden z koronawirusowych tematów: What actually happens to your face when your facial injections wear off? ) Co właśnie dzieje się z moją twarzą, kiedy przestałam wstrzykiwać sobie botoks?
mała żonka się martwi, jak wygląda z taką fryzurą!
kulawy_greg napisal(a): Może i racja, ale początkowy artykuł był o PKB a nie PPP Czy w PPP też idziemy do przodu? A może tracimy bo u nas inflacja?
Zgodnie z prawem Balassy-Samuelsona inflacja będzie wyższa w krajach doganiających, co jest związane ze wzrostem produktywności pracy. W krajach rozwiniętych zawsze będą wyższe nominalnie ceny, co zostało dowiedzione empirycznie. Pytanie brzmi na ile inflacja w Polsce była (przed koronawirusem) spowodowana wzrostem produktywności, a na ile impulsem popytowym ze strony rządu. Tak czy siak lamenty i załamywanie rąk na temat 4% inflacji przy nieporównywalnym wcześniej wzroście płac i spadku bezrobocia śmieszą.
A z ekonomicznego punktu widzenia tylko to się liczy, kursy walut są niestabilne.
Skąd wynika tak wysoka (lepsza od Polski oprócz Łotwy) pozycja postsowieckich w końcu krajów bałtyckich?
Najkrótsza odpowiedź brzmi - po prostu rozwijały się szybciej. Był okres, że nawet Łotwa była przed Polską.
Zauważcie, że wszystkie 4 kraje w latach 90. startowały mniej więcej z tego samego pułapu. W czasach kryzysu 2007-2009 kraje bałtyckie były związane kursem walutowym z euro (uczestniczyły w systemie ERMII), tzn. nie mogły zdewaluować swojej waluty, więc żeby odzyskać konkurencyjność musiały dokonać dewaluacji wewnętrznej - czyli generalnie spadek płac. Było to na pewno niezbyt przyjemne, ale skuteczne i szybko się te kraje odkuły.
Polska w czasach kryzysu zdewaluowała sobie walutę, więc rozwijała się w miarę spokojnie, tyle że generalnie wolniej. Tylko jakoś dziwnie przyspieszyła w 2015.
Dochód wedle parytetu siły nabywczej jest oczywiście lepsza miarą do porównań, per capita porównań dobrobytu, ale tez jest miarą z wadami. Generalnie sprowadzamy do porównywalności miarą pieniężna dobrobytu w krajach o różnej strukturze gospodarki, w tym sektorowej i strukturze konsumpcji oraz różnych kulturach. Może Litwa, którą jedyną z tzw krajów bałtyckich nieco znam, ma wyższy dochód na głowę wedle parytetu siły nabywczej ale ja w żadnym razie bym tego dobrobytu nie chciał kosztować podobnie jak kuwejckiego czy luksemburskiego.
Swoją drogą odwiedziłem wczoraj po 2 miesiącach swojego dziadka rocznik 1930). Dziadek jak to dziadek zaczął wspominać. Kiedy w 44 zbliżał się do Warszawy front że wschodu, Niemcy wypędzali ludność podwarszawskich miejscowości. I tak w rodzinnym Grodzisku (dziś Białołęka) zaroiło się od mieszkańców Strugi, Marek, Pustelnika, Nadmy. W każdym domu stało po kilka rodzin. Pewnego dnia ogłosili, że ewakuacja i tu nastała. Nie było wiele czasu, mój pradziadek (wertera 1920) załadował co się dało na wóz, 4 dzieci i stara matka pod pachę, koń i 2 krowy i dawaj z całym tłumem na zachód. W Płudach Niemcy jedną krowę zabrali. Dziadek niewiele myśląc dogadał się z jednym z miejscowych gospodarzy i ubił drugą krowę. Mięso zakopał w dołku. Po jakimś czasie Niemcy zagnali ludność do Jabłonny. Tam pradziadka wzięli do sypania umocnień, a babcia z wujkiem czteroletnim na rękach (dla własnej raczej niż jego ochrony) do tych Płud kilka razy pieszo chodziła, odkopywała to mięso z dołka i w ukryciu do Jabłonny niosła, tam strwę dla dziatek gotując. Potem i z Jabłonny ich wypędzili i mostem w Rajszewie zagnali do Łomianek, potem do obozu w Pruszkowie. Z Pruszkowa pociągiem wywieźli do Mordarski pod Limanową. W Limanowej o tyle dobrze że RGO było i wygnańcom zawsze te ćwiartkę chleba dali... Dziadek skwitował: "a teraz płaczą w tym telewizorze że siłownie nieczynne..."
Komentarz
A z ekonomicznego punktu widzenia tylko to się liczy, kursy walut są niestabilne.
Ale to GDP nominalne a nie wg PPP pomaga odpowiedzieć na pytanie, ile ajfonów i audic możemy kupić - a dla wielu właśnie to jest miarą sukcesu
Miłe zaskoczenie. Pan od 4F. Od dzisiaj abibas i mike idą do szafy.
4F
lubczasopismo Telegraph co.uk
jeden z koronawirusowych tematów:
What actually happens to your face when your facial injections wear off?
)
Co właśnie dzieje się z moją twarzą, kiedy przestałam wstrzykiwać sobie botoks?
mała żonka się martwi, jak wygląda z taką fryzurą!
O dziwo nie było kolejki...
Zauważcie, że wszystkie 4 kraje w latach 90. startowały mniej więcej z tego samego pułapu. W czasach kryzysu 2007-2009 kraje bałtyckie były związane kursem walutowym z euro (uczestniczyły w systemie ERMII), tzn. nie mogły zdewaluować swojej waluty, więc żeby odzyskać konkurencyjność musiały dokonać dewaluacji wewnętrznej - czyli generalnie spadek płac. Było to na pewno niezbyt przyjemne, ale skuteczne i szybko się te kraje odkuły.
Polska w czasach kryzysu zdewaluowała sobie walutę, więc rozwijała się w miarę spokojnie, tyle że generalnie wolniej. Tylko jakoś dziwnie przyspieszyła w 2015.
Dziadek skwitował: "a teraz płaczą w tym telewizorze że siłownie nieczynne..."
Trochę rekompensują to relatywnie niewysokie ceny bardzo przyzwoitego piwa.