Skip to content

Fajny film dzisiaj widziaaaaa...

1434446484978

Komentarz

  • edytowano August 2022
    JORGE napisal(a):
    los napisal(a):
    To bardzo fajne uczucie być od tego daleko i oglądać stare filmy Cormana.
    Uwielbiam wszystko co perspektywiczne i nowe. Kiedy coś się pojawia, kiełkuje, rozwija. Lubię nowe trendy, zmiany kierunków, nowe spojrzenia. Lubię żywotność. Nie pasuje mi życie w przeszłości, choć doceniam i szanuję to co było. Ale bardziej jako inspirację, legendę niż wracanie.

    Paradoks dzisiejszych czasów polega na tym, że to wszystko co nowe tak naprawdę jest stare, odtwórcze, zupełnie pozbawione przełomowości i duszy.
    Jeśli nowość jest badziewiem, to nie ma sensu tego kupować. Podobnie jak z modą na ciuchy; jeśli coś jest paskudne i tandetne, to olewam taką modę. Czas jest w modzie względny, co i rusz wracają trendy z przeszłości. W ogóle coś takiego jak data produkcji, w sztuce/kulturze nie ma znaczenia; albo dostajemy arcydzieło (ew. dobre rzemiosło), albo badziew niezależnie od tego kiedy je stworzono. Szekspir jest ciągle świeży i żywotny.
  • JORGE napisal(a):
    trep napisal(a):
    Też mnie to zdziwiło, gdyż Star Trem było dla mnie zawsze synonimem obciachu. Coś z tej samej półki co Kosmos 1999. Serio o takich gniotach się dyskutuje na EC?
    A powiem ci, że jest jeszcze bardziej siermiężny w opakowaniu serial "Babilon 5". Musiałem przetrawić pierwsze parę odcinków, żeby się przyzwyczaić. Ale jest w nim unikalna głębia i parę historii, które pozostaną kultowe dla całej ekranizacji opowieść SF. Aż żałuję, że ten serial obejrzałem w trybie przyspieszonym.

    Star Trek to serial wybitny, przełomowy wręcz i wielowymiarowy, bo trafia zarówno do fanów kosmicznych oper jak i tych, którzy lubią cyklicznie oglądać historię ich ulubionych bohaterów. Patrzysz na tą produkcję pod kątem siermiężnej dla nas dziś scenografii i ogólnie kwadratowości różnych aspektów. Tak, to prawda, ale to ma małe znaczenie.
    A skąd, tam wszystko było obciachowe. Scenografia, gra aktorska, charakteryzacja, a najbardziej ich "przygody", czyli scenariusz.
  • trep napisal(a):

    A skąd, tam wszystko było obciachowe. Scenografia, gra aktorska, charakteryzacja, a najbardziej ich "przygody", czyli scenariusz.
    Nigdy nie rozumiałem słowa, a właściwie stanu, bycia w obciachu. Dla mnie coś takiego nie istnieje. Tak na marginesie.

    Natomiast Star Trek jest bardzo spójny. W SF nie lubię, kiedy wymyślane są bzdury i nielogiczności. Tutaj wszystko będzie kiedyś możliwe, kwestia rozwoju technologii. Ba, serial był inspiracją do pewnych kierunków naukowych, ale o tym już ktoś pisał.

    Kluczowe pytanie w tej dyskusji, ty ogólnie lubisz SF ? A jak tak to co ci się podobało ?

  • edytowano August 2022
    Mania napisal(a):

    Jeśli nowość jest badziewiem, to nie ma sensu tego kupować. Podobnie jak z modą na ciuchy; jeśli coś jest paskudne i tandetne, to olewam taką modę. Czas jest w modzie względny, co i rusz wracają trendy z przeszłości. W ogóle coś takiego jak data produkcji, w sztuce/kulturze nie ma znaczenia; albo dostajemy arcydzieło (ew. dobre rzemiosło), albo badziew niezależnie od tego kiedy je stworzono. Szekspir jest ciągle świeży i żywotny.
    Obłąkane podążanie za nowością jest tak samo nieakceptowalne (z mojego punktu widzenia) jak życie wyłącznie przeszłością. To są skrajne postawy, trochę jednak charakterystyczne dla dzisiejszych czasów. A wynikają z tego, że to co nowe jest po prostu słabe. I albo można się obrazić i uznać, że nie ma sensu, albo łykać wszystko, chwilowo się nakręcając i zmieniając nowości w tempie błyskawicznym.

    Postawa przeszłościowa jest logiczna, druga to akt desperacji. Obie kompletnie nie leżą w mojej mentalności, dlatego się frustruję. Jakby nie było dla mnie świata, starym żyć nie chcę, a nowy nic mi nie daje, gardzę nim chyba nawet ?

  • JORGE napisal(a):
    O ! Będzie reboot Babilon 5. Świetnie. A przy okazji co mowią o tym serialu twórcy po latach (94-98):
    "Straczynski wspomina, że Babylon 5 był serialem innowacyjnym i przełomowym. Wytyczał nowe ścieżki dla telewizji i pokazywał rozwiązania, które współcześnie są standardem. Jako pierwszy wykorzystywał efekty komputerowe do tworzenia statków i postaci. Jako pierwszy też pokazał z góry rozplanowaną historię na pięć lat, gdy widzowie byli przyzwyczajeni do seriali z zamkniętymi wątkami rozpisanymi na pojedyncze odcinki. Twórca zapowiada, że nowy Babylon 5 będzie kontynuować tradycję innowacyjności. Planuje skonstruować nowe sposoby opowiadania historii, które wprowadzą do telewizji coś kompletnie nowego."
    Straczyński 2022 w ramach innowacji wprowadzi do B5 homo, lesbo i transo, nie mam co do tego wątpliwości. Co gra w mózgu Artysty można sprawdzić oglądając jego serial Sense8 na Netflixie.
  • Czasami odnoszę wrażenie, że te pedalskie wstawki są robione po, np. napisaniu scenariusza. W myśl zasady, ok całkiem fajnie nam to wyszło, ale teraz zróbmy tak, żeby producenci to kupili.

    Ok, nie mam już z tym problemu. Po prostu nie będę oglądał ...
  • JORGE napisal(a):
    trep napisal(a):

    A skąd, tam wszystko było obciachowe. Scenografia, gra aktorska, charakteryzacja, a najbardziej ich "przygody", czyli scenariusz.
    Nigdy nie rozumiałem słowa, a właściwie stanu, bycia w obciachu. Dla mnie coś takiego nie istnieje. Tak na marginesie.

    Natomiast Star Trek jest bardzo spójny. W SF nie lubię, kiedy wymyślane są bzdury i nielogiczności. Tutaj wszystko będzie kiedyś możliwe, kwestia rozwoju technologii. Ba, serial był inspiracją do pewnych kierunków naukowych, ale o tym już ktoś pisał.

    Kluczowe pytanie w tej dyskusji, ty ogólnie lubisz SF ? A jak tak to co ci się podobało ?

    Możemy zastąpić "obciach" przez "naprawdę słabą słabiznę".

    Już miałem wymieniać SF, które mi się podobało, ale doszłem do wniosku, że gatunek nie ma tu wielkiego znaczenia. Gdy jest dobry scenariusz i reżyseria, to wszystko się da oglądać.

    Natomiast chyba tak faktycznie jest, że nie było naprawdę dobrych filmów SF, czyli takich, które poruszały jakieś naprawdę ważne tematy i zadawały naprawdę ważne pytania i jeszcze jakieś odpowiedzi podsuwały. Raczej jest tak, że kosmiczny sztafaż ma za zadanie przykrycie słabizn w ważnych obszarach kina.
  • Przejrzałem swoje oceny na fw i 10 nie dałem żadnemu filmowi SF. 9 dałem Niezniszczalnemu, a 8 Piątemu elementowi (poza rozrywką ten film nie ma jednak żadnej wartości). Potem jest 8 za dwanaście małp (też poza warstwą sensacyjną słabo).

    Generalnie wysokie oceny mają u mnie filmy ważne i dobre kino rozrywkowe (szeroko pojęte) i fakt - żadnego filmu SF nie uważam za ważny.
  • A powiem ci, że jest jeszcze bardziej siermiężny w opakowaniu serial "Babilon 5". Musiałem przetrawić pierwsze parę odcinków, żeby się przyzwyczaić. Ale jest w nim unikalna głębia i parę historii, które pozostaną kultowe dla całej ekranizacji opowieść SF.
    Tak. Reboot... zależy, co z tego zrobią. Nie ufam sobie współczesnym.
    Uwielbiam wszystko co perspektywiczne i nowe. Kiedy coś się pojawia, kiełkuje, rozwija. Lubię nowe trendy, zmiany kierunków, nowe spojrzenia. Lubię żywotność. Nie pasuje mi życie w przeszłości, choć doceniam i szanuję to co było. Ale bardziej jako inspirację, legendę niż wracanie.
    Właśnie tak. Oby kultura znów ożyła. Popularność motywu zombie w obecnej jawi się jakąś zbiorową auto-intuicją.

  • edytowano August 2022
    A skąd, tam wszystko było obciachowe. Scenografia, gra aktorska, charakteryzacja, a najbardziej ich "przygody", czyli scenariusz.
    Zauważmy, że Star Trek ciągle żyje (jakość obecnego życia to inna kwestia, to, co było istotne, podupadło). To już z pół wieku, więc nie można tego wytłumaczyć jedynie miałkością czasów obecnych. Chciałoby się rzec, że bezwartościowy obciach nie może się trzymać przez dekady, ale, khem,

    Gwiezdnewojnytainfantylnabajdazadajetukłam

    khem.

    Ale serio - mylisz się co do Star Treka. W sumie nawet nie to, co wymieniłeś się w nim liczy najbardziej, tu zresztą jakość zmienna, nikt nie każe katować się standardami z lat 60-tych (ja nie dałem rady, liczę "swojego" ST od TNG de facto). Zresztą sam piszesz:
    nie było naprawdę dobrych filmów SF, czyli takich, które poruszały jakieś naprawdę ważne tematy i zadawały naprawdę ważne pytania i jeszcze jakieś odpowiedzi podsuwały.
    A ST właśnie tym się zajmował i to go wyróżniało. Bodaj żaden odcinek nie był pustą akcyjką. Każdy kładł na warsztat jakieś mniej lub bardziej doniosłe ale ciekawe zagwozdki, często etyczne.
    Czasami odnoszę wrażenie, że te pedalskie wstawki są robione po, np. napisaniu scenariusza. W myśl zasady, ok całkiem fajnie nam to wyszło, ale teraz zróbmy tak, żeby producenci to kupili.
    Jeśli w fabule ni stąd, ni z owąd pojawia się para lesbijek, a jest to częste, to zapewne taką właśnie modą.
  • Wartościowe filmy SF:

    1. Metropolis (1927)
    2. Zakazana planeta (1953)
    3. Odyseja kosmiczna (1968)
    4. Planeta małp (1968)
    5. The Man Who Fell to Earth (1976)
    6. Alien (1979)
    7. The Thing (1982)
    8. Terminator (1984)
    9. RoboCop (1987)
    10. They Live (1988)
    11. Głębia (1989)
    12. Starship Troopers (1997)
    13. Matrix (1999)
    14. Eternal Sunshine Of The Spotless Mind (2004)
    15. Anihilacja (2018)

    Nie za wiele
  • Eee, mógłbym wymienić jeszcze przynajmniej kilka: „Ex Machina” (2015), Ona (2013), „Moon” (2009), „Gattaca” (1997), „Mechaniczna pomarańcza”, no nawet ten „Łowca androidów” (i nowy, i stary)...

    Nie, że nie wiadomo jakie arcydzieła, ale skoro na liście są takie twory jak „The Thing”, „Głębia” czy „RoboCop”, to tym bardziej mogą być i te wymienione przeze mnie. A skoro jest Verhoeven, to i coś Cronenberga mogłoby się pojawić. Są jeszcze inne, które lubię, ale raczej nie mieszczą się w ogólnie pojętej „wartościowości” – lubię je za styl, obrazki czy tzw. klimat.
  • JORGE napisal(a):
    Natomiast Star Trek jest bardzo spójny. W SF nie lubię, kiedy wymyślane są bzdury i nielogiczności. Tutaj wszystko będzie kiedyś możliwe, kwestia rozwoju technologii.
    Tak, zwłaszcza podróże w czasie, teleportacje, latanie po kosmosie w tempie jakby się jechało z dzielni do dzielni.

    To już prędzej buty siedmiomilowe z epoki innych bajek wynajdą. Jako dziecko też krótko wierzyłem w te buty i czarodziejów, ale wyrosłem.

    Tak na boku to wydaje mi się, że właśnie bałwochwalstwo techniki, mentalne i praktyczne w sensie otoczenia gadżetami, jest jednym z głównych powodów odejścia od religii. Jakby tak popatrzeć to może SF i ta cała technologiczna ideologia za tym się kryjąca jest groźniejsza niż te różne obyczajowe ekscesy. One mają się szansę znudzić i nawet da się wyobrazić wajchę w drugą stronę, bo ludzie jednak widzą, że to zmierza do absurdu. A technologia jest taką przyjemną cichą obietnicą dla każdego, głosem który mówi "wszystko będzie kiedyś możliwe", "będziecie jako bogowie".
  • los napisal(a):
    Nie za wiele
    A Blade Runner gdzie? A "Raport mniejszości"? A "Pamięć absolutna" (stara)? "Stalker" i "Solaris" (stare) to jeszcze SF czy już inna kategoria?

    Dodałbym też "Ludzkie dzieci" i "12 małp". A "Park Jurajski" był chyba jednak większym przełomem technicznym niż GW. Tam jeszcze jednak wszystko z tektury, a tu dinozaury jak żywe. Tak samo dałbym "Incepcję" za szaleństwo wizualne. No i śmiałem się na "Powrocie do przyszłości".
  • To bardzo fajne uczucie być od tego daleko i oglądać stare filmy Cormana.
    +1000
  • A technologia jest taką przyjemną cichą obietnicą dla każdego, głosem który mówi "wszystko będzie kiedyś możliwe", "będziecie jako bogowie".
    Przede wszystkim jest realizacją Bożego nakazu - czyńcie sobie Ziemię poddaną. Bożka można sobie ulepić ze wszystkiego, co stworzone. A wszystko, co stworzone, jest bardzo dobre. Człowiek nadto został stworzony jako istota wyposażona w ciekawość. O tym też jest ST (i SF).
  • loslos
    edytowano August 2022
    Tomek napisal(a):
    los napisal(a):
    Nie za wiele
    A Blade Runner gdzie? A "Raport mniejszości"? A "Pamięć absolutna" (stara)? "Stalker" i "Solaris" (stare) to jeszcze SF czy już inna kategoria?

    Dodałbym też "Ludzkie dzieci" i "12 małp". A "Park Jurajski" był chyba jednak większym przełomem technicznym niż GW. Tam jeszcze jednak wszystko z tektury, a tu dinozaury jak żywe. Tak samo dałbym "Incepcję" za szaleństwo wizualne. No i śmiałem się na "Powrocie do przyszłości".
    De gustibus... Były na granicy, myślałem o wpisaniu na listę ale mnie nie wzruszyły. Ale nawet jeśli, to i tak lista będzie krótka. Przemądrzałości Tarkowskiego nie trawię (poza Dzieckiem wojny ale wtedy się jeszcze nie mądrzył), gilliamowa błazenada sprawdza się w Baronie Münchhausenie a w 12 maupach jakoś nie, Park jurajski był pusty choć istotnie sprawnie zrobiony. Incepcja też pusta i przekombinowana. O co idzie w tych Ludzkich dzieciach i dlaczego nazywać to SF?

    A jednak coś się doda! Diabelski wynalazek (1958). Jak można zapomnieć o Zemanie.
  • los napisal(a):
    Park jurajski był pusty choć istotnie sprawnie zrobiony. Incepcja też pusta
    A Terminator albo Alien był pełny? Prosty pomysł i niezapomniane widowisko.

  • W Alienie była świetna atmosfera zagrożenia... I Obcy, który zawsze był inny, niż oczekiwano. Sama scena pojawienia się Obcego to arcydzieło. A w Teminatorze jest znakomita relacja trójki ludzi (z który jeden w ogóle się nie pojawia).

    A jak wspomniałem Zemana, to oczywiście Jutro wstanę rano i oparzę się herbatą (1977). Najlepsza komedia o podróży w czasie, Powrót to przyszłości w porównaniu jest nudny i nieśmieszny.
  • Przepraszam, ale muszem, bo inaczej się uduszem. W tym jednym wypadku jestem, jak ten infantylny forumkowicz od Batmana, o którym wspominał trep.

    „Alien” to ARCYDZIEŁO.

    No, ulżyło. Musiałem to napisać.
  • los napisal(a):
    A w Teminatorze jest znakomita relacja trójki ludzi (z który jeden w ogóle się nie pojawia).
    Kolega zawsze tak musi zagadkami?
    los napisal(a):
    A jak wspomniałem Zemana, to oczywiście Jutro wstanę rano i oparzę się herbatą (1977). Najlepsza komedia o podróży w czasie, Powrót to przyszłości w porównaniu jest nudny i nieśmieszny.
    Nie znam, spróbuję. Co poradzę, jak na Powrocie się śmiałem.

  • edytowano August 2022
    Jeśli zaliczamy nurt post-apo (jest to fantastyka, niekoniecznie SF), przypomniała mi się ciekawostka - "The Book of Eli". Zdziczali ocaleńcy z zagłady gotowi walczyć i zabijać się o egzemplarz Biblii, nadzieję na podźwignięcie się, przy czym sposoby, na jakie chcą Biblię do tego celu wykorzystać są diametralnie różne.
  • Tomek napisal(a):
    los napisal(a):
    A w Teminatorze jest znakomita relacja trójki ludzi (z który jeden w ogóle się nie pojawia).
    Kolega zawsze tak musi zagadkami?
    John Connor. Spiritus movens wszystkiego co działo się w tych filmach. Dlatego właśnie Dark Fate był taką wredną prowokacją.

  • Tomek napisal(a):
    los napisal(a):
    A w Teminatorze jest znakomita relacja trójki ludzi (z który jeden w ogóle się nie pojawia).
    Kolega zawsze tak musi zagadkami?
    los napisal(a):
    A jak wspomniałem Zemana, to oczywiście Jutro wstanę rano i oparzę się herbatą (1977). Najlepsza komedia o podróży w czasie, Powrót to przyszłości w porównaniu jest nudny i nieśmieszny.
    Nie znam, spróbuję. Co poradzę, jak na Powrocie się śmiałem.

    Bo jest śmieszny. Ale na tle "Jutro wstanę rano..." jest nudny i nieśmieszny. Ocena relatywna.

    A w Terminatorze występuje trójka ludzi (Kyle Reese, Sarah Connor i John Connor, który się nie pojawia) i jeden robot. Reszta to epizody. Co w tym zagadkowego?
  • peterman napisal(a):
    John Connor.
    W sensie nie widać paszczy i nie ma na liście płac to tak. Ale przecież na końcu siedzi w brzuchu (dla katolika oczywiste) i to jakby na pierwszym planie, bo scena jest ważna. :-)

  • JORGE napisal(a):
    Postawa przeszłościowa jest logiczna, druga to akt desperacji. Obie kompletnie nie leżą w mojej mentalności, dlatego się frustruję. Jakby nie było dla mnie świata, starym żyć nie chcę, a nowy nic mi nie daje, gardzę nim chyba nawet ?

    Filmy dokumentalne. Również są kreacją, może mniej artystyczną, ale jednak znać rękę człowieka, to nie suchy rejestr obrazu. Bardzo polecam Four Hours at the Capitol J. Robertsa. Temat świeży, jeszcze jako tako nam znany, czuję że na forumku pewnie byłby zmieszany z błotem. A jednak (wybrane) spojrzenia z wnętrza, filmy z telefonów, wypowiedzi policjantów czy szturmujących robią wrażenie.
  • Kuba_ napisal(a):
    JORGE napisal(a):
    Postawa przeszłościowa jest logiczna, druga to akt desperacji. Obie kompletnie nie leżą w mojej mentalności, dlatego się frustruję. Jakby nie było dla mnie świata, starym żyć nie chcę, a nowy nic mi nie daje, gardzę nim chyba nawet ?

    Filmy dokumentalne. Również są kreacją, może mniej artystyczną, ale jednak znać rękę człowieka, to nie suchy rejestr obrazu. Bardzo polecam Four Hours at the Capitol J. Robertsa. Temat świeży, jeszcze jako tako nam znany, czuję że na forumku pewnie byłby zmieszany z błotem. A jednak (wybrane) spojrzenia z wnętrza, filmy z telefonów, wypowiedzi policjantów czy szturmujących robią wrażenie.
    Ludki które do tej pory siedzą / siedziały bez procesu raczej w tym filmie nie wystąpiły...
  • JORGE napisal(a):
    trep napisal(a):

    A skąd, tam wszystko było obciachowe. Scenografia, gra aktorska, charakteryzacja, a najbardziej ich "przygody", czyli scenariusz.
    Nigdy nie rozumiałem słowa, a właściwie stanu, bycia w obciachu. Dla mnie coś takiego nie istnieje. Tak na marginesie.

    Natomiast Star Trek jest bardzo spójny. W SF nie lubię, kiedy wymyślane są bzdury i nielogiczności. Tutaj wszystko będzie kiedyś możliwe, kwestia rozwoju technologii. Ba, serial był inspiracją do pewnych kierunków naukowych, ale o tym już ktoś pisał.

    Kluczowe pytanie w tej dyskusji, ty ogólnie lubisz SF ? A jak tak to co ci się podobało ?

    Poza krzyżówkami z ufokami to jest wszystko spójne.
    Pisałem i nich tutaj:
    https://www.salon24.pl/u/smocze-opary/938557,star-trek-nieznany
    Star trek cechuje się komunizmem umożliwionym przez perpetuum mobile.
    Dalej: inna budowa statków (omlet i 2 rurki na widelcach)
    Dalej - brak konfliktów w załodze (większych, nie znaczy to że nie ma scysji)
    Spore ograniczenia tzw dramy są. Ograniczenia, z którymi walczyli scenarzyści.

    https://www.salon24.pl/u/smocze-opary/943057,gwiezdna-wedrowka-w-xx-wieku-star-trek
  • Scenarzyści walczyli z tymi ograniczeniami, ale Roddenberry trzymał pisarską gromadkę żelazną ręką. Gdy na chwilę spuszczał ich z oczu, robili coś takiego jak "A Piece of the Action".

    Gdy Roddenberry umarł, bardziej nowocześni lewacy zaczęli urządzać jego uniwersum.

    A potem przyszły obleśne korpoludki pokroju Abramsa i Kurtzmana.
  • Smok_Eustachy napisal(a):
    Poza krzyżówkami z ufokami to jest wszystko spójne.
    Pisałem i nich tutaj:
    Nie chcę Kolegi obrazić, ale to jest jakaś fandomowa erupcja skojarzeń dla ludzi, którzy się tymi bzdetami fascynują i co najgorsze zachowują te wszystkie bzdety w pamięci i potem sobie rozkminiają co tam było bardzo głupie, a co było głupie w normie. Ja naprawdę musiałem się mocno skupić, żeby sobie przypomnieć co to w ogóle za Rey, a potem jeszcze na wszelki wypadek poguglać. Także dla mnie ten tekst jest nieczytelny. Takie rozważania ile jest % bajki w bajce.

Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.