Nie rozumiem i chyba już tak zostanie. Gagi i gra aktorska, nie dudeizm? Pozostaję podejrzliwy, ale niech będzie.
Jakkolwiek jestem w stanie sobie wyobrazić, że istnieją na świecie ludzie wyznający dudeizm (The Dude Abides), to postawiłbym czapkę śliwek przeciwko gruszkom, a nawet dałbym sobie obciąć mały paznokieć prawej ręki, że nikogo takiego nie znajdziemy na dwójforumku. Ci cenią filmozę za dowcip i kunszt reżyserski. Bracia Kon umią w kino.
Mam takiego kolegę. Morze wódy z nim wychlałem swego czasu. W poglądach czerwony. Dziś nie jestem w stanie się z nim spotkać, ale przed 2k10 to tak nie przeszkadzało. No i choć praca, żona, dzieci, to miał takie hippiesowskie sentymenty. Kiedyś zeszło na Lebowskiego. My mu, że jesteśmy idolami filmu (łącznie z Gnojem, a to było dawno) a on zdziwiony, pyta (trochę zaczepnie), czy się nie obawiamy przekazania Gnojowi takich wzorców. My na to, że przecież film te wzorce wyśmiewa - nie gloryfikuje.
Tym niemniej jest w tej filmozie jedna scena na poważnie. A to mianowicie, jak Sobczak rozrzuca prochy Buscemiego i coś tam pieprzy o Wietnamie, na co Lebowski opieprza go od góry do dołu, że ten jeden moment mógłby uszanować.
Wcześniej przybijając do podłogi listwę chroniącą go przed wtargnięciem Woo i jego kolegi również w zdenerwowaniu podnosi głoś w rozmowie telefonicznej z Walterem:
- Then unspoken message is "F... you! and leave me the f... alone!!!", yeah, I'll be on practice.
Ogląda ktoś serial Expanse ? Jak to się rozwija ? Ja po paru sezonach, które mnie wciągnęły i wstrzymaniu kontynuacji przez Netflix (sprzedał prawa) przerzuciłem się na książkę i właśnie skończyłem.
Początkowo kryminał osadzony w świecie sf, przeistoczył się w wielowątkową spejs operęi trzeba powiedzieć, że te 9 tomów to był dobrze spędzony czas. Współtwórcy Gry o Tron (bez Martina) wpletli w powieść bardzo rożne historie, od małych dykteryjek po apokaliptyczne wydarzenia. I co ważne, dali radę z zakończeniem. Nie jest może zaskakujące, dające do myślenia, ale jest spójne i logiczne, ma swego rodzaju rozmach.
Polecam zarówno serial, jak i książkę, ale raczej dla miłośników gatunku.
The Expanse było kontynuowane przez Amazon Prime. Zdecydował się domknąć fabułę wcześniej, niż w powieści (nie czytałem). Powstało 6 sezonów. Serial trzyma właściwy sobie wysoki poziom (w pewnych aspektach bardzo wysoki) do samego końca, jedynie w ostatnim sezonie, wieńczącym i krótszym, da się odczuć cokolwiek przyspieszone domykanie fabuły, niemniej udało się to przyzwoicie sfinalizować i, co ciekawe, chyba zostawiono furtkę kontynuacji na zaś.
Rydygier napisal(a): The Expanse było kontynuowane przez Amazon Prime. Zdecydował się domknąć fabułę wcześniej, niż w powieści (nie czytałem). Powstało 6 sezonów. Serial trzyma właściwy sobie wysoki poziom (w pewnych aspektach bardzo wysoki) do samego końca, jedynie w ostatnim sezonie, wieńczącym i krótszym, da się odczuć cokolwiek przyspieszone domykanie fabuły, niemniej udało się to przyzwoicie sfinalizować i, co ciekawe, chyba zostawiono furtkę kontynuacji na zaś.
Motes napisal(a): Bo gość kręcił filmy, gdzie dużo się otwiera paszczę, ale to jest takie otwieranie paszczy dla otwierania paszczy,
Się absolutnie nie zgadzam. Tarantino odkryłem ze dwa -trzy lata temu - poważnie. A to dlatego że w wieku dwudziestoletnim pierwszy film tegoż pana jaki obejrzałem, to był.. kill bill. To znaczy obejrzałem pierwsze dziesięć minut tego filmu, i stwierdziłem że na resztę szkoda czasu. A wszystkie inne jego filmy (tak mnie się wydawało) - lecą w ten deseń - krew, przekleństwa, i sklecona do tego nadpręce fabuła.
No i na początku poszło Pulp Fiction - każdy to zna, ale ja nie znałem. Oglądając za dorosłego, już podstarzałego wręcz, sądzę że potrafię docenić owo "otwieranie paszczy" - pozornie błahe dialogi, które nic nie znaczą, nagle potem w historii znaczą bardzo wiele. Nadto - wchodzą bardzo naturalnie w ucho, nie męczą, nie powodują dłużyzny - jakaż to miła odmiana po polskim kinie, gdzie imho najsłabszą stroną, wyjąwszy wyjątki, są właśnie dialogi. Sztuczne, na siłę, ze słabą dykcją i kiepskim dźwiękiem, co powoduje że nawet w kinie są czasem problemy by usłyszeć co delikwent powiedział - to jest niestety standard u nas. Z wyjątkami, ale standard.
Dla mnie arcydziełem w pełnym tego słowa znaczeniu jest początek bękartów wojny - dialog Landy z francuskim chłopem. Film ma swoje słabe strony, a kilka momentów, również później, jest wybitnych. Podobnie Django - film z pewnymi słabościami, ale kilka scen i dialogów, to cud miód i orzeszki - nie do zapomnienia.
Jeszcze widziałem przyzwoitą Nienawistną Ósemkę, ale dwa poprzednie lepsze. I widziałem pewnego razu w Hollywood - taki tam, można obejrzeć.
Z tymi dialogami to jest dość ciekawa sprawa, bo taki Christopher Nolan znany jest z celowego tworzenia....niewyraźnych, zagłuszonych dialogów (np. Incepcja, Tenet) dla efektu artystycznego.
Z kolei parokrotnie spotkałem się z zarzutem krytyków, ze liczni polscy aktorzy mówią ze.....zbyt wyraźną, "teatralną" dykcją niepasującą do współczesnego kina.
Bo na tym polega ten zawód - mówić niewyraźnie i naturalnie ale tak, by wszyscy zrozumieli. Tego trzeba się uczyć. Kto nie wierzy, niech sobie poogląga jakąś tzw. telenowelę dokumentalną. Nic nie brzmi bardziej sztucznie i nieszczerze niż improwizowane i podobno szczere teksty wygłaszane przez tzw. naturszczyków czyli ludzi, którzy nie uczyli się zawodu aktora.
trep napisal(a): Porównywanie jakiegokolwiek kina, zwłaszcza amerykańskiego, do polskiego, jako argument w dyskusji, jest nie fair.
czemu?
MarianoX napisal(a): Z kolei parokrotnie spotkałem się z zarzutem krytyków, ze liczni polscy aktorzy mówią ze.....zbyt wyraźną, "teatralną" dykcją niepasującą do współczesnego kina.
Bo i tak bywa. Ogólnie w wielu filmach problem jest w obie strony, do tego problem z dźwiękiem, a jeszcze żeby podlecieć klasykiem - "dialogi niedobre... bardzo niedobre dialogi są". Dlatego Tarantino imho jest świetny - ma to, co wielu naszych reżyserów powinno zdecydowanie poprawić. Albo umieją, a im się nie chce - porównajcie sobie choćby wczesnego Pasikowskiego do późnego.
Rydygier napisal(a): The Expanse było kontynuowane przez Amazon Prime. Zdecydował się domknąć fabułę wcześniej, niż w powieści (nie czytałem). Powstało 6 sezonów. Serial trzyma właściwy sobie wysoki poziom (w pewnych aspektach bardzo wysoki) do samego końca, jedynie w ostatnim sezonie, wieńczącym i krótszym, da się odczuć cokolwiek przyspieszone domykanie fabuły, niemniej udało się to przyzwoicie sfinalizować i, co ciekawe, chyba zostawiono furtkę kontynuacji na zaś.
Za jakiś czas obejrzę cały serial. Klimat i książki, i serialu mi bardzo do gustu przypadł. Ciekawe czy coś jeszcze napiszą. Bo w zamknięcie książkowe Gry o Tron wierzę cały czas !
trep napisal(a): Porównywanie jakiegokolwiek kina, zwłaszcza amerykańskiego, do polskiego, jako argument w dyskusji, jest nie fair.
czemu?
Bo amerykańskie jest przyzwoite a polskie beznadziejne. Polacy nawet bójki nie potrafią pokazać.
Peem ta - oglądając np Faraona i Spartakusa mam dziwne wrażenie, że wtedy, to hamerykańce mogli się od nas uczyć. Czy coś równie monumentalnego jak Ziemia Obiecana powstało wtedy w ogóle w usiech?
Nie, to nie to że nie umiemy - tylko z czasem górę u nas wzięła bylejakość, a u nich dokładnie odwrotnie - zrobiła się moda na perfekcjonizm. No, po amerykańsku, ale jednak.
Jak Hoffman kręcił Potop, to chciało mu się nawet zamówić repliki naczyń z epoki, z których jadł i pił pan Andrzej i Oleńka. Jak kręcił "Starą Baśń" nie chciało mu się zawieźć Ewy Wiśniewskiej do lasu, więc wyglądała zza ogrodowej paprotki (co nawiasem mówiąc pokazano w tv w programie o kręceniu filmu).
Mało tego - niektórzy u nas też umieją. Wspomniane ślepnąc od świateł, pomijając fakt, że główny bohater nie jest aktorem, i to czasem widać - jest nakręcone z pełnym rozmachem, bez kompromisów, i daje radę. Ja też lubię "jak zostałem gangsterem" - film dopieszczony, też nie widać, by ktoś tam oszczędzał, czegoś zaniedbał, itp. I ogląda się naprawdę przyjemnie - a skalę rozmachu widać nawet w muzyce, w ilości wykorzystanych motywów muzycznych i gigantycznej kasie jaka na to poszła.
I tak imho należy robić filmy - porządnie po prostu. Wiadomo, jedne wyjdą lepiej, drugie gorzej, ale trzeba je robić porządnie. Bo mam wrażenie że zbyt dużo filmów ważnych, wartościowych itp rozbiło się albo o bylejakość, albo o brak budżetu, albo o coś jeszcze, co było do uniknięcia.
Polskie kino, które oglądam bez obrzydzenia (może odrobinę przesadzam, jeszcze ze dwa oceniłem na 6-7, jak widzę, lecz drugi raz bym ich nie obejrzał), to:
Pamiętnik Miś Potop Znachor Krzyżacy Nóż w wodzie Vabank Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię (wszystkie z czasu komuny) a później to tylko: Sztuczki
W Ślepnąc Od Świateł główny bohater zagrany jest genialnie. Zachowuje kamienna twarz, gra ascetycznie wręcz co ostro kontrastuje z przesterowaną akademicko grą reszty, taki Więckiewicz gra wręcz barokowo wibruje jak fasada kościoła Bonifratrów w Krakowie. Nożynski jest zimny, stoicki, powściągliwy niejako w opozycji do świata ćpunów, którego chaos jeszcze podbijaja rozedrgane ujęcia. Jak tak szukam sobie w głowie to chyba Alain Delon miał taki styl gry. Grał doskonale panowanie nad emocjami.
Pani_Łyżeczka napisal(a): W Ślepnąc Od Świateł główny bohater zagrany jest genialnie. Zachowuje kamienna twarz, gra ascetycznie wręcz co ostro kontrastuje z przesterowaną akademicko grą reszty, taki Więckiewicz gra wręcz barokowo wibruje jak fasada kościoła Bonifratrów w Krakowie. Nożynski jest zimny, stoicki, powściągliwy niejako w opozycji do świata ćpunów, którego chaos jeszcze podbijaja rozedrgane ujęcia. Jak tak szukam sobie w głowie to chyba Alain Delon miał taki styl gry. Grał doskonale panowanie nad emocjami.
Obawiam się główny aktor wcale nie gra, on inaczej nie potrafi. A serial rzeczywiście świetny. Wyreżyserowany przez młodego człowieka, co pokazuje że nie jest prawdą że Polacy nie umieją robić filmów.
Nie to, żebym się takimi ocenami przejmował, ale koleś (pierwszy raz o nim słyszę) w serialu, w którym gra główną rolę, zajmuje 13. miejsce w ocenach gry.
TecumSeh napisal(a): Peem ta - oglądając np Faraona i Spartakusa mam dziwne wrażenie, że wtedy, to hamerykańce mogli się od nas uczyć. Czy coś równie monumentalnego jak Ziemia Obiecana powstało wtedy w ogóle w usiech?
Obsesyjnie dbam o precyzję wypowiedzi i dlatego użyłem czasu teraźniejszego a nie przeszłego.
Przemko napisal(a): Obawiam się główny aktor wcale nie gra, on inaczej nie potrafi. A serial rzeczywiście świetny. Wyreżyserowany przez młodego człowieka, co pokazuje że nie jest prawdą że Polacy nie umieją robić filmów.
Daj pan spokój. Jeśli 40-milionowy naród potrafi zrobić jeden dobry film przez 30 lat, to on nie jest marny w robieniu filmów. On jest katastrofalnie rozpaczliwy. Już więcej dobrych estońskich filmów widziałem.
trep napisal(a): Porównywanie jakiegokolwiek kina, zwłaszcza amerykańskiego, do polskiego, jako argument w dyskusji, jest nie fair.
czemu?
Bo amerykańskie jest przyzwoite a polskie beznadziejne. Polacy nawet bójki nie potrafią pokazać.
Peem ta - oglądając np Faraona i Spartakusa mam dziwne wrażenie, że wtedy, to hamerykańce mogli się od nas uczyć. Czy coś równie monumentalnego jak Ziemia Obiecana powstało wtedy w ogóle w usiech?
Nie, to nie to że nie umiemy - tylko z czasem górę u nas wzięła bylejakość, a u nich dokładnie odwrotnie - zrobiła się moda na perfekcjonizm. No, po amerykańsku, ale jednak.
Jak Hoffman kręcił Potop, to chciało mu się nawet zamówić repliki naczyń z epoki, z których jadł i pił pan Andrzej i Oleńka. Jak kręcił "Starą Baśń" nie chciało mu się zawieźć Ewy Wiśniewskiej do lasu, więc wyglądała zza ogrodowej paprotki (co nawiasem mówiąc pokazano w tv w programie o kręceniu filmu).
Mało tego - niektórzy u nas też umieją. Wspomniane ślepnąc od świateł, pomijając fakt, że główny bohater nie jest aktorem, i to czasem widać - jest nakręcone z pełnym rozmachem, bez kompromisów, i daje radę. Ja też lubię "jak zostałem gangsterem" - film dopieszczony, też nie widać, by ktoś tam oszczędzał, czegoś zaniedbał, itp. I ogląda się naprawdę przyjemnie - a skalę rozmachu widać nawet w muzyce, w ilości wykorzystanych motywów muzycznych i gigantycznej kasie jaka na to poszła.
I tak imho należy robić filmy - porządnie po prostu. Wiadomo, jedne wyjdą lepiej, drugie gorzej, ale trzeba je robić porządnie. Bo mam wrażenie że zbyt dużo filmów ważnych, wartościowych itp rozbiło się albo o bylejakość, albo o brak budżetu, albo o coś jeszcze, co było do uniknięcia.
A widzieliście Potop Redivivus, czyli odnowioną taśmę? Arcydzieło w każdym calu. To się chłonie po prostu. Płonące Wołmontowicze, umierający Hancza- Janusz Radziwiłł... Sceny wbijające w fotel. Albo komedie. Ostatnio z dzieckami oglądaliśmy Bruneta wieczorową porą. Nie wszystkie smaczki oczywiście rozumieli, troszku trza było tłumaczyć, ale przecież obejrzeli z przyjemnością. Co się stało że w 3 RP tylko powstały U Pana Boga za piecem, Ranczo i parę obrazków Kolskiego, a poza tym pustynia?
Komentarz
Mam takiego kolegę. Morze wódy z nim wychlałem swego czasu. W poglądach czerwony. Dziś nie jestem w stanie się z nim spotkać, ale przed 2k10 to tak nie przeszkadzało. No i choć praca, żona, dzieci, to miał takie hippiesowskie sentymenty. Kiedyś zeszło na Lebowskiego. My mu, że jesteśmy idolami filmu (łącznie z Gnojem, a to było dawno) a on zdziwiony, pyta (trochę zaczepnie), czy się nie obawiamy przekazania Gnojowi takich wzorców. My na to, że przecież film te wzorce wyśmiewa - nie gloryfikuje.
Ale to jest chyba jedyny moment, w którym der Dude się ożywia i cokolwiek ma dla niego znaczenie.
Wcześniej przybijając do podłogi listwę chroniącą go przed wtargnięciem Woo i jego kolegi również w zdenerwowaniu podnosi głoś w rozmowie telefonicznej z Walterem:
- Then unspoken message is "F... you! and leave me the f... alone!!!", yeah, I'll be on practice.
Początkowo kryminał osadzony w świecie sf, przeistoczył się w wielowątkową spejs operęi trzeba powiedzieć, że te 9 tomów to był dobrze spędzony czas. Współtwórcy Gry o Tron (bez Martina) wpletli w powieść bardzo rożne historie, od małych dykteryjek po apokaliptyczne wydarzenia. I co ważne, dali radę z zakończeniem. Nie jest może zaskakujące, dające do myślenia, ale jest spójne i logiczne, ma swego rodzaju rozmach.
Polecam zarówno serial, jak i książkę, ale raczej dla miłośników gatunku.
Tarantino odkryłem ze dwa -trzy lata temu - poważnie. A to dlatego że w wieku dwudziestoletnim pierwszy film tegoż pana jaki obejrzałem, to był.. kill bill. To znaczy obejrzałem pierwsze dziesięć minut tego filmu, i stwierdziłem że na resztę szkoda czasu. A wszystkie inne jego filmy (tak mnie się wydawało) - lecą w ten deseń - krew, przekleństwa, i sklecona do tego nadpręce fabuła.
No i na początku poszło Pulp Fiction - każdy to zna, ale ja nie znałem. Oglądając za dorosłego, już podstarzałego wręcz, sądzę że potrafię docenić owo "otwieranie paszczy" - pozornie błahe dialogi, które nic nie znaczą, nagle potem w historii znaczą bardzo wiele. Nadto - wchodzą bardzo naturalnie w ucho, nie męczą, nie powodują dłużyzny - jakaż to miła odmiana po polskim kinie, gdzie imho najsłabszą stroną, wyjąwszy wyjątki, są właśnie dialogi. Sztuczne, na siłę, ze słabą dykcją i kiepskim dźwiękiem, co powoduje że nawet w kinie są czasem problemy by usłyszeć co delikwent powiedział - to jest niestety standard u nas. Z wyjątkami, ale standard.
Dla mnie arcydziełem w pełnym tego słowa znaczeniu jest początek bękartów wojny - dialog Landy z francuskim chłopem. Film ma swoje słabe strony, a kilka momentów, również później, jest wybitnych. Podobnie Django - film z pewnymi słabościami, ale kilka scen i dialogów, to cud miód i orzeszki - nie do zapomnienia.
Jeszcze widziałem przyzwoitą Nienawistną Ósemkę, ale dwa poprzednie lepsze. I widziałem pewnego razu w Hollywood - taki tam, można obejrzeć.
Z kolei parokrotnie spotkałem się z zarzutem krytyków, ze liczni polscy aktorzy mówią ze.....zbyt wyraźną, "teatralną" dykcją niepasującą do współczesnego kina.
Peem ta - oglądając np Faraona i Spartakusa mam dziwne wrażenie, że wtedy, to hamerykańce mogli się od nas uczyć. Czy coś równie monumentalnego jak Ziemia Obiecana powstało wtedy w ogóle w usiech?
Nie, to nie to że nie umiemy - tylko z czasem górę u nas wzięła bylejakość, a u nich dokładnie odwrotnie - zrobiła się moda na perfekcjonizm. No, po amerykańsku, ale jednak.
Jak Hoffman kręcił Potop, to chciało mu się nawet zamówić repliki naczyń z epoki, z których jadł i pił pan Andrzej i Oleńka. Jak kręcił "Starą Baśń" nie chciało mu się zawieźć Ewy Wiśniewskiej do lasu, więc wyglądała zza ogrodowej paprotki (co nawiasem mówiąc pokazano w tv w programie o kręceniu filmu).
Mało tego - niektórzy u nas też umieją. Wspomniane ślepnąc od świateł, pomijając fakt, że główny bohater nie jest aktorem, i to czasem widać - jest nakręcone z pełnym rozmachem, bez kompromisów, i daje radę. Ja też lubię "jak zostałem gangsterem" - film dopieszczony, też nie widać, by ktoś tam oszczędzał, czegoś zaniedbał, itp. I ogląda się naprawdę przyjemnie - a skalę rozmachu widać nawet w muzyce, w ilości wykorzystanych motywów muzycznych i gigantycznej kasie jaka na to poszła.
I tak imho należy robić filmy - porządnie po prostu. Wiadomo, jedne wyjdą lepiej, drugie gorzej, ale trzeba je robić porządnie. Bo mam wrażenie że zbyt dużo filmów ważnych, wartościowych itp rozbiło się albo o bylejakość, albo o brak budżetu, albo o coś jeszcze, co było do uniknięcia.
Polskie kino, które oglądam bez obrzydzenia (może odrobinę przesadzam, jeszcze ze dwa oceniłem na 6-7, jak widzę, lecz drugi raz bym ich nie obejrzał), to:
Pamiętnik
Miś
Potop
Znachor
Krzyżacy
Nóż w wodzie
Vabank
Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię
(wszystkie z czasu komuny) a później to tylko:
Sztuczki
Jak tak szukam sobie w głowie to chyba Alain Delon miał taki styl gry. Grał doskonale panowanie nad emocjami.
Edit:
Ja na przykład doceniam Wieckiewicza ale poza krótkimi formami jak "Legendy Polskie" taki przester aktorski mnie wykańcza
Nie, to nie to że nie umiemy - tylko z czasem górę u nas wzięła bylejakość, a u nich dokładnie odwrotnie - zrobiła się moda na perfekcjonizm. No, po amerykańsku, ale jednak.
Jak Hoffman kręcił Potop, to chciało mu się nawet zamówić repliki naczyń z epoki, z których jadł i pił pan Andrzej i Oleńka. Jak kręcił "Starą Baśń" nie chciało mu się zawieźć Ewy Wiśniewskiej do lasu, więc wyglądała zza ogrodowej paprotki (co nawiasem mówiąc pokazano w tv w programie o kręceniu filmu).
Mało tego - niektórzy u nas też umieją. Wspomniane ślepnąc od świateł, pomijając fakt, że główny bohater nie jest aktorem, i to czasem widać - jest nakręcone z pełnym rozmachem, bez kompromisów, i daje radę. Ja też lubię "jak zostałem gangsterem" - film dopieszczony, też nie widać, by ktoś tam oszczędzał, czegoś zaniedbał, itp. I ogląda się naprawdę przyjemnie - a skalę rozmachu widać nawet w muzyce, w ilości wykorzystanych motywów muzycznych i gigantycznej kasie jaka na to poszła.
I tak imho należy robić filmy - porządnie po prostu. Wiadomo, jedne wyjdą lepiej, drugie gorzej, ale trzeba je robić porządnie. Bo mam wrażenie że zbyt dużo filmów ważnych, wartościowych itp rozbiło się albo o bylejakość, albo o brak budżetu, albo o coś jeszcze, co było do uniknięcia.
A widzieliście Potop Redivivus, czyli odnowioną taśmę? Arcydzieło w każdym calu. To się chłonie po prostu. Płonące Wołmontowicze, umierający Hancza- Janusz Radziwiłł... Sceny wbijające w fotel.
Albo komedie. Ostatnio z dzieckami oglądaliśmy Bruneta wieczorową porą. Nie wszystkie smaczki oczywiście rozumieli, troszku trza było tłumaczyć, ale przecież obejrzeli z przyjemnością. Co się stało że w 3 RP tylko powstały U Pana Boga za piecem, Ranczo i parę obrazków Kolskiego, a poza tym pustynia?