Trzeba zrobić badania porównawcze z Niemcami, które wyludniały się od 2002 (nawet o ponad 100 tysięcy rocznie) Potem dostały w 2015-116 zastrzyk inżynierów i lekarzy 1,7 miliona lecz kolejne lata to jak obuch w głowę:
2017 minus 87 tysięcy 2018 minus 98 tysięcy 2019 minus 104 tysięcy
"Utrzymująca się od 1970 roku średnia dzietność na poziomie 1,4 dała Republice Federalnej palmę niechlubnego lidera w tym wymiarze na świecie. Rodowite Niemki mają jednak dzietność jeszcze o blisko pół dziecka mniejszą niż cudzoziemki, co powoduje, że rzeczywista dzietność rdzennych Niemców wynosi zaledwie 1,3. Demograf Francesco Billari wyliczył, że przy utrzymującej się dzietności na tym poziomie, w przeciągu tylko 44,3 lat liczba ludności zmniejsza się o połowę. Jednoczesny napływ imigrantów powoduje, że ich pełna integracja staje się coraz trudniejsza, jeśli nie niemożliwa. Zatem za zachodnią granicą Polski następuje powolna podmiana ludności. Rodowici Niemcy stopniowo będą stawać się mniejszością we własnym kraju.
Niemcy walczące
Niemcy jednak nie chcą przyjąć tego scenariusza do wiadomości. Nie mówi się za Odrą o pobudzaniu dzietności, tylko o wydłużaniu wieku emerytalnego, zwiększaniu zatrudnienia kobiet, wzroście produktywności i ściąganiu do kraju imigrantów o odpowiednich kwalifikacjach. Wybór drogi imigracji na taką skalę oznacza, że Niemcy nie ratują już Niemców jako narodu, starają się jedynie ratować niemieckie państwo."
To tez odpowiedź na wściekłośc niemieckiej agentury w Polsce
i dalej:
"Pięć minut Polski
Niemiecka lekcja demograficzna pokazuje, że przed Polską leży kij i marchewka. „Kijek” dlatego, że przy braku głębokich zmian Polska podąży scenariuszem Niemiec, wyludniając się lub będąc zasiedloną przez ludy pozaeuropejskie. „Marchewka” natomiast wynika z prawdopodobnej porażki niemieckiej próby zastąpienia braku dzieci imigrantami. Stworzy to na północ od Alp nową sytuację geopolityczną, dając Polsce szansę na wyraźną poprawę swojej pozycji.
Sytuacja demograficzna Polski nie jest dobra, ale jest odwracalna. Demograficznie Polska ma 20 lat przewagi nad Niemcami i właśnie wkracza w okres, w którym najliczniejsze roczniki są u szczytu produktywności. Demografia zapewnia zatem Polsce środki na finansowanie reform jeszcze przez najbliższe kilkanaście lat, ale kluczowe dla sukcesu będą lata najbliższe. Zatem jest to obecnie te pięć minut Polski, w czasie których należy dokonać zmian."
celnik.mateusz napisal(a): Rodzina wielodzietna musiałaby być postrzegana przez ludzi jako szczęśliwy model życia, a jest raczej postrzegana jako źródło patologii.
Serio tak jest?
Kiedyś ksiądz na kazaniu prawił, że jak się prawnikowi urodziło dziecko, wszyscy się radowali. Jak drugie - to gratulowali że ma konkret. Przy trzecim się dziwowali, a po czwartym poszedł hyr, że bije żonę.
Przeszedłem wszystkie te cztery fazy i za każdym razem mi gratulowali. '
Tak więc, tego. Albo ja żyję wśród patologii albo ta opowieść o poszczeganiu rodzin wielodzietnych jako patologii jest jakaś, hm, naciągana lub nieaktualna. Zapewne datur jakieś tertium albo i quatrum, ale w moim doświadczeniu jest jak piszę.
Prawdę mówiąc nie wiem. Znam przypadki i takie, i takie też. Mam jednak przypuszczenie, które wcale nie musi być fałszywe, że gdyby ludożerka w swej masie postrzegała rodzinę wielodzietną jako coś dobrego (a wielodzietność liczy się od 3, to wcale nie jest dużo), to ten współczynnik dzietności byłby wyższy.
Ba, raz w tajemniczym królestwie Marokko byłem i tam powiedziałem na pustyni, że mam dwójkę i trzecie w drodze, to zakrzyknęli z podziwem: "Prawdziwie berberyjska rodzina!"
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Nie wiem, pewnie tak. Wszelako, jak się już zdradzę w jakimś towarzystwie, to wszyscy zazdraszczają, podziwiają i wogle.
a mię traktują jak jakiegoś dziwoląga. Dziwują się, lecz więcej w tym zdziwienia niż poważania.
No coraz mniej się dziwią, coraz mniej wydziwiają i coraz częściej i gratulują. Młodzi znaczy bo starsi też to ale i zazdroszczą i czasem brzydko obgadują. Sądzę że dlatego że wiedzą że już nie zdążą dojść powyżej 2+2, a czasem 2+1. Jeszcze gorzej z tymi co się "samorealizują" w modelu 2+0 lub 1+0, a zupełnie źle z tymi co już blisko emerytury czyli zrealizowanymi emerytowanymi hippisami. Ci nadal plują jadem że to z ich krwawicy i szarych komórek patologia żyje.
Dyzio_znowu napisal(a): >Na koniec 2020 po niespełna 4 latach programu 500+ będzie około 250 tys. dzieci "do przodu"
Update: 250.001
celnik.mateusz napisal(a):
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a):
celnik.mateusz napisal(a): Rodzina wielodzietna musiałaby być postrzegana przez ludzi jako szczęśliwy model życia, a jest raczej postrzegana jako źródło patologii.
Serio tak jest?
Kiedyś ksiądz na kazaniu prawił, że jak się prawnikowi urodziło dziecko, wszyscy się radowali. Jak drugie - to gratulowali że ma konkret. Przy trzecim się dziwowali, a po czwartym poszedł hyr, że bije żonę.
Przeszedłem wszystkie te cztery fazy i za każdym razem mi gratulowali. '
Tak więc, tego. Albo ja żyję wśród patologii albo ta opowieść o poszczeganiu rodzin wielodzietnych jako patologii jest jakaś, hm, naciągana lub nieaktualna. Zapewne datur jakieś tertium albo i quatrum, ale w moim doświadczeniu jest jak piszę.
Prawdę mówiąc nie wiem. Znam przypadki i takie, i takie też. Mam jednak przypuszczenie, które wcale nie musi być fałszywe, że gdyby ludożerka w swej masie postrzegała rodzinę wielodzietną jako coś dobrego (a wielodzietność liczy się od 3, to wcale nie jest dużo), to ten współczynnik dzietności byłby wyższy.
Kwestia postrzegania jakoś tam istnieje, ale chyba jest przeceniana. To jest w ogólności szerszy temat, m.in. o tym jaką wizję człowienia i rodziny wtłacza do głów tutejszy popkalczer, w tym - groza - media publiczne.
Ważniejsze czynniki (te odróżniające od poprzednich pokoleń) to chociażby wiek zakładających rodziny, późny moment pierwszego zaciążenia, epidemia niepłodności, plaga cesarek. Te czysto materialne (chacjenda, praca), mam wrażenie, mniej przyprawiają o ból głowy. Nie że nagle wszyscy zostali bogaczami, ale chyba wzrosło poczucie stabilności i bezpieczeństwa (tzn. że niezależnie od możliwych zmian temat da się ogarnąć).
"Poczucie bezpieczeństwa i stabilności". Własnie! Ludzie młodzi dali sobie wmówić że dziecko, a szczególnie więcej dzieci to zagrożenie i że zburzy stabilność ich życia. A przecież jest dokładnie odwrotnie.
Rafał napisal(a): "Poczucie bezpieczeństwa i stabilności". Własnie! Ludzie młodzi dali sobie wmówić że dziecko, a szczególnie więcej dzieci to zagrożenie i że zburzy stabilność ich życia. A przecież jest dokładnie odwrotnie.
A jeśli tak jest, to należy wmawiać że nie na ZUSie opieraj się a na dzieciach swoich. I mamy problem Huston bo taka narracja nieciekawą będzie. Tak mi się wydaje.....
Rafał napisal(a): "Poczucie bezpieczeństwa i stabilności". Własnie! Ludzie młodzi dali sobie wmówić że dziecko, a szczególnie więcej dzieci to zagrożenie i że zburzy stabilność ich życia. A przecież jest dokładnie odwrotnie.
Miałem na myśli bardziej dzieć jako zagrożenie, ale pośrednie. Godzenie ze sobą tematów, które się rozjeżdżają, tzn. chociażby jak matka pogodzi pracę z macierzyństwem. Czy szefunio koledzy nie będą patrzeć krzywo na zwolnienie lekarskie pod koniec ciąży? Co powiedzą na roczny urlop macierzyński? I na późniejsze zwolnienia lekarskie gdy dzieć uda się do wylęgarni zarazków zwanej przedszkolem? Powszechny system etatowy jest mocno antyrodzinny, ale znośny robi się przy lepszej koniunkturze. Swoje robi też upowszechnienie i wzrost wskaźnika dzieciaryzacji. Może to jednostkowe doświadczenie z wycinka jądra stołecznego ciemnogrodu, ale rodzicielstwo i związane z nim nieprzewidziane sytuacje coraz mniej są traktowane jako niezrozumiała fanaberia.
Za granicą będąc z moją rodziną wszędzie wzbudzaliśmy pozytywne emocje i dobre komentarze, szczególnie od starszych obywateli np. Włoch. W Turcji byłem obiektem zazdrości na wieść o trzech synach.
U nas jest raczej pozytywnie odbierana nasza rodzina. W pracy na wieść o 3 dziecku gratulowali (2015) ale dyskretnie pukali się w czoło. Ogólnie miałem opinie dziecioroba ale ponieważ zapierniczalem równo w 3 pracach (ok 2 etaty) dodawanli żem pracowity dzieciorób. Po narodzinach 4 dziecka zostałem utrzymankiem dzieci a moja żona emerytką....
Najbardziej charakterystyczną jest postawa koleżanek żony, zwłaszcza jej rówieśnic i starszych o rok, dwa, trzy. W 90% mają odchowane dzieci (max. 2) i są.... samotne, w sensie dzieci już mają swoje życie a one w pustych domach mijają się z mężem. Nawet ich związki przez to cierpią. Brak spójności jaką na pewnym etapie dają dzieci widać jak na dłoni. Generalnie wyrażają żal z powodu braku małego dziecka w domu, oskarżają się o nadmierne wygodnictwo i asekurację.
Sąsiedzi dookoła bardzo gratulują, szczególnie ci którzy już mają wnuki (zazwyczaj 1,w porywach 2) młodsi, już niezdatni do posiadania dzieci zazdroszczą i, zgryzliwie dają temu wyraz.
Rodzina: temat rzeka - generalnie od zachwytu przez przerażenie do zazdrości.
marniok napisal(a): Za granicą będąc z moją rodziną wszędzie wzbudzaliśmy pozytywne emocje i dobre komentarze, szczególnie od starszych obywateli np. Włoch. W Turcji byłem obiektem zazdrości na wieść o trzech synach.
U nas jest raczej pozytywnie odbierana nasza rodzina. W pracy na wieść o 3 dziecku gratulowali (2015) ale dyskretnie pukali się w czoło. Ogólnie miałem opinie dziecioroba ale ponieważ zapierniczalem równo w 3 pracach (ok 2 etaty) dodawanli żem pracowity dzieciorób. Po narodzinach 4 dziecka zostałem utrzymankiem dzieci a moja żona emerytką....
Najbardziej charakterystyczną jest postawa koleżanek żony, zwłaszcza jej rówieśnic i starszych o rok, dwa, trzy. W 90% mają odchowane dzieci (max. 2) i są.... samotne, w sensie dzieci już mają swoje życie a one w pustych domach mijają się z mężem. Nawet ich związki przez to cierpią. Brak spójności jaką na pewnym etapie dają dzieci widać jak na dłoni. Generalnie wyrażają żal z powodu braku małego dziecka w domu, oskarżają się o nadmierne wygodnictwo i asekurację.
Sąsiedzi dookoła bardzo gratulują, szczególnie ci którzy już mają wnuki (zazwyczaj 1,w porywach 2) młodsi, już niezdatni do posiadania dzieci zazdroszczą i, zgryzliwie dają temu wyraz.
Rodzina: temat rzeka - generalnie od zachwytu przez przerażenie do zazdrości.
To i ja dokonam kaminautu. Trójka.
Najstarsza właśnie śpiewająco zdała maturę i wybiera się za małą kałużę na farmakologię.
Młodsza w liceum, młodzian w gimnazjum.
Mama (pracująca onegdaj) z dwu synów doczekała się sześciorga wnucząt, dziś wieku 4-18 lat.
A co do tego czy posiadanie trójki dzieci to patologia tak zwanej opinii społecznej - otóż generalnie już nie. Kiedyś owszem ale to temat nieaktualne już od prawie dekady. Nie mówię o jednostkach takie zawsze się znajdą i będą reprezentować dokładnie każdą skrajność. Mówie o tak zwanych trendach.
Skąd to wiem? A bo pracuję w korpo czyli w wysypie lemingów gdzie jednostki przekraczają jakąkolwiek skalę skurwienia mentalnego a i średnia nie jest za wesoła. Więc jeśli nawet tam trójka to już nie obciach - ciągle mowa o tak zwanej średniej - to ja się pytam gdzie w takim razie?
Miałam trójkę (przecież "dawniej") i nigdy nie czułam się obciachowo. Może nie zauważyłam nigdy dezaprobaty? Najważniejsze, nie zważać na opinie "wilków" i robić swoje. Z nas dwojga uczyniliśmy (2+5+3+4)=14-osobową rodzinkę. Nie licząc pana kota Wigilie wspaniałe.
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
AnnaE napisal(a): Miałam trójkę (przecież "dawniej") i nigdy nie czułam się obciachowo. Może nie zauważyłam nigdy dezaprobaty? Najważniejsze, nie zważać na opinie "wilków" i robić swoje. Z nas dwojga uczyniliśmy (2+5+3+4)=14-osobową rodzinkę. Nie licząc pana kota Wigilie wspaniałe.
Ja pamiętam właśnie odwrotne traktowanie. Tak się złożyło, że kilka par z mojej rodziny (roczniki 1930-40) miało problem z posiadaniem dzieci. Kiedy w końcu doczekali się po latach jedynaków te były gnojone, bo "są jedynakami czyli egoistami z założenia, a rodzice nie mieli więcej dzieci z lenistwa" (pary były po poronieniach)...
ja - niestety - z małą żonką, po raz drugi wychowujemy jedynaka... tak wyszło... (dwóch jedynaków na fotce w wątku 'zdjęcie dnia') (acha, uwielbiają się, jeden za drugim tęskni, świetnie się bawią)
Ja się wychowałem z trzema siostrami. I mimo że były to lata 80te to byliśmy postrzegani jako patola osiedlowa.
Jeśli chodzi o jedynaków to mój kuzyn był takim i mówił że to było najgorsze w jego dzieciństwie. Dlatego sam ma trójkę dzieci bo twierdzi że bycie jedynakiem to krzywda dla dziecka. Wychowawcza i organizacyjna.
Komentarz
Potem dostały w 2015-116 zastrzyk inżynierów i lekarzy 1,7 miliona lecz kolejne lata to jak obuch w głowę:
2017 minus 87 tysięcy
2018 minus 98 tysięcy
2019 minus 104 tysięcy
W trzy ostatnie lata stracili blisko 300 tysięcy
Polecam też:
https://nowakonfederacja.pl/niemiecka-demografia-szansa-dla-polski/
"Utrzymująca się od 1970 roku średnia dzietność na poziomie 1,4 dała Republice Federalnej palmę niechlubnego lidera w tym wymiarze na świecie. Rodowite Niemki mają jednak dzietność jeszcze o blisko pół dziecka mniejszą niż cudzoziemki, co powoduje, że rzeczywista dzietność rdzennych Niemców wynosi zaledwie 1,3. Demograf Francesco Billari wyliczył, że przy utrzymującej się dzietności na tym poziomie, w przeciągu tylko 44,3 lat liczba ludności zmniejsza się o połowę. Jednoczesny napływ imigrantów powoduje, że ich pełna integracja staje się coraz trudniejsza, jeśli nie niemożliwa. Zatem za zachodnią granicą Polski następuje powolna podmiana ludności. Rodowici Niemcy stopniowo będą stawać się mniejszością we własnym kraju.
Niemcy walczące
Niemcy jednak nie chcą przyjąć tego scenariusza do wiadomości. Nie mówi się za Odrą o pobudzaniu dzietności, tylko o wydłużaniu wieku emerytalnego, zwiększaniu zatrudnienia kobiet, wzroście produktywności i ściąganiu do kraju imigrantów o odpowiednich kwalifikacjach. Wybór drogi imigracji na taką skalę oznacza, że Niemcy nie ratują już Niemców jako narodu, starają się jedynie ratować niemieckie państwo."
To tez odpowiedź na wściekłośc niemieckiej agentury w Polsce
i dalej:
"Pięć minut Polski
Niemiecka lekcja demograficzna pokazuje, że przed Polską leży kij i marchewka. „Kijek” dlatego, że przy braku głębokich zmian Polska podąży scenariuszem Niemiec, wyludniając się lub będąc zasiedloną przez ludy pozaeuropejskie. „Marchewka” natomiast wynika z prawdopodobnej porażki niemieckiej próby zastąpienia braku dzieci imigrantami. Stworzy to na północ od Alp nową sytuację geopolityczną, dając Polsce szansę na wyraźną poprawę swojej pozycji.
Sytuacja demograficzna Polski nie jest dobra, ale jest odwracalna. Demograficznie Polska ma 20 lat przewagi nad Niemcami i właśnie wkracza w okres, w którym najliczniejsze roczniki są u szczytu produktywności. Demografia zapewnia zatem Polsce środki na finansowanie reform jeszcze przez najbliższe kilkanaście lat, ale kluczowe dla sukcesu będą lata najbliższe. Zatem jest to obecnie te pięć minut Polski, w czasie których należy dokonać zmian."
(polecam cały artykuł z początku 2016 r.)
Kwestia postrzegania jakoś tam istnieje, ale chyba jest przeceniana. To jest w ogólności szerszy temat, m.in. o tym jaką wizję człowienia i rodziny wtłacza do głów tutejszy popkalczer, w tym - groza - media publiczne.
Ważniejsze czynniki (te odróżniające od poprzednich pokoleń) to chociażby wiek zakładających rodziny, późny moment pierwszego zaciążenia, epidemia niepłodności, plaga cesarek. Te czysto materialne (chacjenda, praca), mam wrażenie, mniej przyprawiają o ból głowy. Nie że nagle wszyscy zostali bogaczami, ale chyba wzrosło poczucie stabilności i bezpieczeństwa (tzn. że niezależnie od możliwych zmian temat da się ogarnąć).
Powszechny system etatowy jest mocno antyrodzinny, ale znośny robi się przy lepszej koniunkturze.
Swoje robi też upowszechnienie i wzrost wskaźnika dzieciaryzacji. Może to jednostkowe doświadczenie z wycinka jądra stołecznego ciemnogrodu, ale rodzicielstwo i związane z nim nieprzewidziane sytuacje coraz mniej są traktowane jako niezrozumiała fanaberia.
Cała dyskusja o „pay gap” to tak naprawdę dyskusja o tym, że matki zarabiają mniej. Nie kobiety. Matki.
W Turcji byłem obiektem zazdrości na wieść o trzech synach.
U nas jest raczej pozytywnie odbierana nasza rodzina.
W pracy na wieść o 3 dziecku gratulowali (2015) ale dyskretnie pukali się w czoło. Ogólnie miałem opinie dziecioroba ale ponieważ zapierniczalem równo w 3 pracach (ok 2 etaty) dodawanli żem pracowity dzieciorób.
Po narodzinach 4 dziecka zostałem utrzymankiem dzieci a moja żona emerytką....
Najbardziej charakterystyczną jest postawa koleżanek żony, zwłaszcza jej rówieśnic i starszych o rok, dwa, trzy. W 90% mają odchowane dzieci (max. 2) i są.... samotne, w sensie dzieci już mają swoje życie a one w pustych domach mijają się z mężem. Nawet ich związki przez to cierpią. Brak spójności jaką na pewnym etapie dają dzieci widać jak na dłoni. Generalnie wyrażają żal z powodu braku małego dziecka w domu, oskarżają się o nadmierne wygodnictwo i asekurację.
Sąsiedzi dookoła bardzo gratulują, szczególnie ci którzy już mają wnuki (zazwyczaj 1,w porywach 2) młodsi, już niezdatni do posiadania dzieci zazdroszczą i, zgryzliwie dają temu wyraz.
Rodzina: temat rzeka - generalnie od zachwytu przez przerażenie do zazdrości.
Takosz radywam sie to dyszkretno nowino.
Cóż, przyjdzie zdać relację - daj Boże - z reakcji otaczającego świata na uczestnictwo w szacownym tutej klubie patologa.
Dla małżonki szczególnie.
Najstarsza właśnie śpiewająco zdała maturę i wybiera się za małą kałużę na farmakologię.
Młodsza w liceum, młodzian w gimnazjum.
Mama (pracująca onegdaj) z dwu synów doczekała się sześciorga wnucząt, dziś wieku 4-18 lat.
A co do tego czy posiadanie trójki dzieci to patologia tak zwanej opinii społecznej - otóż generalnie już nie.
Kiedyś owszem ale to temat nieaktualne już od prawie dekady.
Nie mówię o jednostkach takie zawsze się znajdą i będą reprezentować dokładnie każdą skrajność. Mówie o tak zwanych trendach.
Skąd to wiem? A bo pracuję w korpo czyli w wysypie lemingów gdzie jednostki przekraczają jakąkolwiek skalę skurwienia mentalnego a i średnia nie jest za wesoła. Więc jeśli nawet tam trójka to już nie obciach - ciągle mowa o tak zwanej średniej - to ja się pytam gdzie w takim razie?
Najważniejsze, nie zważać na opinie "wilków" i robić swoje.
Z nas dwojga uczyniliśmy (2+5+3+4)=14-osobową rodzinkę.
Nie licząc pana kota
Wigilie wspaniałe.
*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia
!
A ściślej - są i pary bez dzieci, są i z jednym czy dwójką - ale trójka to już też norma.
tak wyszło...
(dwóch jedynaków na fotce w wątku 'zdjęcie dnia')
(acha, uwielbiają się, jeden za drugim tęskni, świetnie się bawią)
Jeśli chodzi o jedynaków to mój kuzyn był takim i mówił że to było najgorsze w jego dzieciństwie. Dlatego sam ma trójkę dzieci bo twierdzi że bycie jedynakiem to krzywda dla dziecka. Wychowawcza i organizacyjna.