Jednak się myliłem, to nie brak przychylności a nieudolność urzędu i troche mojej winy. Okazało się że program który użyłem do wypełniania PITa nie wpisał liczby w jedno pole (interpretacja tego pola nie jest oczywista), i choć nie miało to wpływu na wynik, to Pani w urzędzie się to nie spodobało, ale nie dała mi znać, tylko czekała 30 dni i "już zabierała się aby wysłać do mnie wezwanie". ale wcześniej to ja zadzwoniłem. Sprawę wyjaśniłem, musiałem zrobić korektę. Korektę zrobiłem przez internet tego samego dnia i teraz czekam już tydzień, ale w kontakcie telefonicznym z US. I co się okazuje? Po tygodniu widzą w końcu tą korektę w systemie, ale jeszcze ktoś tam jej nie zatwierdził, a więc mimo szczerych chęci, zwrotu zrobić mi nie mogą. XXI wiek, internety i cyfryzacja, ale za tą fasadą ciągle tysiące urzędników, każdy musi przybić pieczątkę
kulawy_greg napisal(a): Jednak się myliłem, to nie brak przychylności a nieudolność urzędu i troche mojej winy. Okazało się że program który użyłem do wypełniania PITa nie wpisał liczby w jedno pole (interpretacja tego pola nie jest oczywista), i choć nie miało to wpływu na wynik, to Pani w urzędzie się to nie spodobało, ale nie dała mi znać, tylko czekała 30 dni i "już zabierała się aby wysłać do mnie wezwanie". ale wcześniej to ja zadzwoniłem. Sprawę wyjaśniłem, musiałem zrobić korektę. Korektę zrobiłem przez internet tego samego dnia i teraz czekam już tydzień, ale w kontakcie telefonicznym z US. I co się okazuje? Po tygodniu widzą w końcu tą korektę w systemie, ale jeszcze ktoś tam jej nie zatwierdził, a więc mimo szczerych chęci, zwrotu zrobić mi nie mogą. XXI wiek, internety i cyfryzacja, ale za tą fasadą ciągle tysiące urzędników, każdy musi przybić pieczątkę
Akurat w jednym szczególe chyba racja . W sprawach podatkowych ,powinna być jedna osoba odpowiedzialna i "przykładająca pieczątkę". Osobna rzecz ile to trwa .
Według wstępnych wyników Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań 2021 populacja ludności Rzeczypospolitej Polskiej liczyła 38 179,8 tys. osób. Liczba ludności Polski była mniejsza o 0,9% w porównaniu z wynikami spisu 2011 r. Na terenie Polski zlokalizowanych było 15,2 mln mieszkań. Liczba mieszkań zwiększyła się o 12,6% w porównaniu ze spisem z 2011 r.
Według wstępnych wyników Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań 2021 populacja ludności Rzeczypospolitej Polskiej liczyła 38 179,8 tys. osób. Liczba ludności Polski była mniejsza o 0,9% w porównaniu z wynikami spisu 2011 r. Na terenie Polski zlokalizowanych było 15,2 mln mieszkań. Liczba mieszkań zwiększyła się o 12,6% w porównaniu ze spisem z 2011 r.
Ale niska liczba urodzeń. Jeszcze parę lat temu wydawało się, że jest szansa na przełamanie ogólnoeuropejskiego trendu. Może w średnim okresie czasu.
Skrzypek napisal(a): Ale niska liczba urodzeń. Jeszcze parę lat temu wydawało się, że jest szansa na przełamanie ogólnoeuropejskiego trendu. Może w średnim okresie czasu.
Nie wiem komu się wydawało, ale nie miał przesadnego kontaktu z rzeczywistością.
500+ jest znakomitym programem, ponieważ pomaga ludziom chcącym mieć dzieci. Pomaga w zapewnieniu podstawowych potrzeb, uzupełnia budżet, itp - świetna sprawa.
Ale 500+ nie chroni przed rozwodami, nie będzie panaceum na rosnącą liczbę singli, na demoralizację społeczeństwa, itp - więc liczba urodzeń będzie nieuchronnie spadać. Natomiast dzięki 500+ to jest spadek powolny, a nie gwałtowny i to nam właśnie ratuje dupę.
Przypomnijcie sobie (wklejałem już to) jak wyglądały prognozy demograficzne Polski z 2010r. Obecnie spełnia się najbardziej optymistyczny z zakładanych wariantów (w który praktycznie nikt wtedy nie wierzył) - powolny spadek. Natomiast urodzeń ok 400 tys bodaj w 2016 nikt nawet nie przewidywał - nie mieściło się to w najbardziej optymistycznych scenariuszach.
O te 400 tys. chodzi, na tle średniej europejskiej to był niezły wynik (a tle umiłowanych zachodnich sąsiadów to było mniej niż 2-1), ale w tym roku będzie ok. 330 tys. Bilans jeszcze długo będzie ujemny. Roczniki z lat 50-tych, kiedy liczba urodzin podchodziła pod 800 tys. będą coraz częściej umierać. W optymistycznym scenariuszu szans należy upatrywać m.in w dalszej poprawie warunków życia (chociaż z rosnącą zamożnością demografia niekoniecznie się poprawia), stopniowym powrocie z emigracji wciąż młodych roczników, repatriacja, ewentualnie rozsądna polityka imigracyjna. Do tego rodzin wielodzietnych trochę jest, zazwyczaj głęboko wierzące, a przy dobrym wychowaniu ich potomstwo może powtarzać "wynik" rodziców. Jeśli chodzi o demoralizację to jest to istotny czynnik - (jak byłem w podstawówce to w zasadzie nie słyszałem o rozwodach), ale ruch też jest w drugą- dobrą stronę.
Są już pierwsze dane ze spisu powszechnego 2021. Osoby 60+ przekroczyły 20 % społeczeństwa. Liczbowo to prawie dwa miliony więcej niż dekadę temu, a przy podobnej populacji.
Skrzypek napisal(a): Jeśli chodzi o demoralizację to jest to istotny czynnik - (jak byłem w podstawówce to w zasadzie nie słyszałem o rozwodach), ale ruch też jest w drugą- dobrą stronę.
Ja bym powiedział że decydujący czynnik. Jeśli te 20% (czy ile tam) katolików "twardych" - jak zwał tak zwał, ale chodzi mi o takich, których nie przecweli telewizja, szkoła, netflix itp - będzie miało dodatni bilans, czyli będzie nas coraz więcej, to w zasadzie reszta niewiele nas interesuje z punktu widzenia demografii.
"W 1999 roku Czechy miały najniższą dzietność na świecie. Dziś dzietność u naszych południowych sąsiadów jest drugą największą w UE, a trendy z ostatnich lat wskazują, że w niedługo nasi sąsiedzi będą unijnymi liderami."
Artykuł jest lewacki, wiec za jedną z przyczyn czeskiego sukcesu demograficznego podają dostępność aborcji "bo kobiety nie boją się zajść w ciążę", oraz tanie in vitro (z czego mają ok 6 tys obywatela, więc to raczej nie game changer). Ale pomijając tego typu odpały, ciekawie się to czyta z punktu widzenia tego co my możemy jeszcze zrobić.
I jeszcze jedno - nie choruję na czechozę - nie zmienia to jednak faktu, ze coś im się udało. I to mimo że są społeczeństwem zateizowanym do cna. Wszelkie lewackie odpały są zatem też u nich i chyba w związku z tym padają na żyzny grunt. Trudno też by mieli jakieś konserwatywne podejście w kwestii rozwodów, zdrad itp.
Chyba najważniejszym czynnikiem jest emancypacja kobiet, wiele nie chce mieć dzieci niż mieć je z przeciętnym mężczyzną, a przypominam, że jest więcej kobiet z wyższym wykształceniem niż mężczyzn. Tak się zastanawiałem jak to pogodzić i chyba trzeba by było stworzyć system w którym nagradzamy kobiety za wczesne macieżyństwo i późniejszą edukacje po trzydziestce, kiedy dzieci są częściowo wychowane. Ale tu potrzebnaby była kolejna rewolucja kulturowa, bo feministki na to nie pozwolą.
A to nie wiem, bardziej ogólnie napisałem. Ale współczynnika 2.0 nie przekroczyli, raczej wolniej wymierają (dobre i to)? Chętnie się dowiem co tam u nich zachodzi, że jest lepiej. Polki w Anglii chętnie rodziły, ale czynnikiem decydującym nie był socjal jak fałszywie myśleliśmy a strach w nowym środowisku. Wtedy ujawniają się pierwotne instynkty przetrwania.
TecumSeh napisal(a): @janosik - o ile mi wiadomo to kwestie o których piszesz dotyczą również Czechów. A jednak udaje im się lepiej od nas mimo to.
Słuchałeś wrzucanej niedawno rozmowy o Czechach? Obok tematu ale porusza wiele ważnych kwestii, odklamuje Czechy.
Słyszałem w radiu ostatnio że 5% Polek pracuje na niepełny etat, na Zachodzie dużo więcej, w niektórych państwach (Holandia? Belgia? Dania? Nie pamiętam gdzieś tam) odsetek ten wynosi 80%, na przykład.
janosik napisal(a): Chętnie się dowiem co tam u nich zachodzi, że jest lepiej.
Jest w zalinkowanym artykule.
Przemko napisal(a): Słuchałeś wrzucanej niedawno rozmowy o Czechach? Obok tematu ale porusza wiele ważnych kwestii, odklamuje Czechy.
Czytałem wrzuconą rozmowę, ale jeśli coś było audio/video, to nie. Ale jeśli obok tematu - to na początek trzymajmy się tematu. Ja na czechozę nie choruję, w ogóle mi się ten kraj ani społeczeństwo nie podoba - ale trzeba przyznać że COŚ im się udało.
A ja nie mam problemu z czerpaniem dobrych wzorców, nawet od wroga (o ile faktycznie te wzroce są dobre). Bo niby czemu by nie?
Czesi się chętnie rozmnażają, bo czują dumę że ich dzieci będą Niemcami. Może niepełnymi, ale jednak Niemcami. Szacunek do siebie działa więc i w tej materii.
janosik napisal(a): Chętnie się dowiem co tam u nich zachodzi, że jest lepiej.
Jest w zalinkowanym artykule.
Przemko napisal(a): Słuchałeś wrzucanej niedawno rozmowy o Czechach? Obok tematu ale porusza wiele ważnych kwestii, odklamuje Czechy.
Czytałem wrzuconą rozmowę, ale jeśli coś było audio/video, to nie. Ale jeśli obok tematu - to na początek trzymajmy się tematu.
Trochę obok ale jednak w temacie, chodzi o to że tłumaczy że to jak widzimy Czechy powszechnie (np. że zlaicyzowane społeczeństwo) ma się tak sobie do rzeczywistości.
janosik napisal(a): Przejrzałem, ale to takie wnioski typu w sumie nie wiemy co a może to?
Nie ma prostych i pewnych odpowiedzi, jest rozważanie co spośród korzystnych i prodzietnych rozwiązań ma istotny wpływ na demografię. Artykuł (poza wtrętami o aborcji i in vitro) zupełnie ok.
janosik napisal(a): Jestem ciekaw jaka jest różnica płacy między kobietami i mężczyznami, bo w Polsce jest najniższa w Europie i to dobrze się koreluje z demografią.
Brak różnicy w płac koreluje z demografią? Nie bardzo rozumiem skąd miałby wypłynąć taki wniosek? W artykule (i to jest jak sądzę prawda) podają możliwości pracy mam na niepełny etat. W Polsce ponoć z tym kłopot.
janosik napisal(a): Chyba najważniejszym czynnikiem jest emancypacja kobiet, wiele nie chce mieć dzieci niż mieć je z przeciętnym mężczyzną, a przypominam, że jest więcej kobiet z wyższym wykształceniem niż mężczyzn. Tak się zastanawiałem jak to pogodzić i chyba trzeba by było stworzyć system w którym nagradzamy kobiety za wczesne macieżyństwo i późniejszą edukacje po trzydziestce, kiedy dzieci są częściowo wychowane. Ale tu potrzebnaby była kolejna rewolucja kulturowa, bo feministki na to nie pozwolą.
najważniejszym czynnikiem jest 1. zdanie, że dzieci to osobista sprawa (określenie jak wstydliwej przypadłości) 2. pogarda wobec rodziców wyrażana na różne sposoby ("madki") 3. stawianie rodziców przed wymaganiami nie do spełnienia owocująca odsuwaniem decyzji o dzieciach przez obie płcie. 4. traktowanie rodzin 4+ jako patologii 5. bieda rodzin z dziećmi 6. antyrodzinność, single są w centrum społeczeństwa 7. promocja samotnego rodzicielstwa
najważniejszym czynnikiem jest 1. zdanie, że dzieci to osobista sprawa (określenie jak wstydliwej przypadłości) 2. pogarda wobec rodziców wyrażana na różne sposoby ("madki") 3. stawianie rodziców przed wymaganiami nie do spełnienia owocująca odsuwaniem decyzji o dzieciach przez obie płcie. 4. traktowanie rodzin 4+ jako patologii 5. bieda rodzin z dziećmi 6. antyrodzinność, single są w centrum społeczeństwa 7. promocja samotnego rodzicielstwa
Ale w sumie co to jest ? Złamanie paradygmatów chrześcijańskich, łacińskich i narodowych. Które tworzyły spójny wzorzec. I pytanie pojawia się samo, dlaczego w ciągu 20 lat ten wzorzec legł w gruzach, ale może wcześniej - czy na pewno legł ? Czy może mamy stan przejściowy ?
Jeżeli zmiany rzeczywiście dokonały się radykalne to trzeba powiedzieć wprost - nie wierzyliśmy w cały konstrukt wcześniejszy. Nie wierzymy w moc religii, Kościoła, narodu, wykutej wiekami mentalności. Nie wierzymy, nie rozumiemy, nie szanujemy, no prostu nie chcemy. Dlatego tak łatwo i szybko pewne zmiany następują.
I tu trzeba wrócić do teorii losa o ukradzionym narodzie. Z małą modyfikacją, czy na pewno ten naród udało się ukraść ?
janosik napisal(a): Chyba najważniejszym czynnikiem jest emancypacja kobiet, wiele nie chce mieć dzieci niż mieć je z przeciętnym mężczyzną, a przypominam, że jest więcej kobiet z wyższym wykształceniem niż mężczyzn. Tak się zastanawiałem jak to pogodzić i chyba trzeba by było stworzyć system w którym nagradzamy kobiety za wczesne macieżyństwo i późniejszą edukacje po trzydziestce, kiedy dzieci są częściowo wychowane. Ale tu potrzebnaby była kolejna rewolucja kulturowa, bo feministki na to nie pozwolą.
Systemy nagradzania kobiet za posiadanie dzieci wpisują się w obłęd dzisiejszego świata. To tak nie działa. Kobiety muszą chcieć mieć dzieci, bo wypływa to z ich potrzeb, powołania, misji. Inaczej się nie da. A dlaczego dziś nie chcą ? Bo sobie nie radzą ze światem, ze swoim życiem, z problemami (nie chodzi tu o sprawy materialne). Akcje z piorunami są niczym innym jak krzykiem zagubionych ludzi - nie radzimy sobie.
I co z tym robić ? Nic. Nie przejmować się, dobrze by było gdybyśmy się nauczyli akceptować wzrosty i upadki, jako normalną kolej rzeczy.
Przemko napisal(a): Tak to są porażki wychowawcze państwa czy też cywilizacji, te pioruny, mamy refleksje jak to naprawić?
czas to naprawi
W sensie wahadło odbije? Nie widzę tego, to wahadło bije tylko w lewą stronę, chrześcijaństwo nie jest już atrakcyjne, zapomnieliśmy co nam dało, wracamy z religią do ustawień fabrycznych - wielobóstwo, kult natury, ofiary z ludzi itd.
Komentarz
Okazało się że program który użyłem do wypełniania PITa nie wpisał liczby w jedno pole (interpretacja tego pola nie jest oczywista), i choć nie miało to wpływu na wynik, to Pani w urzędzie się to nie spodobało, ale nie dała mi znać, tylko czekała 30 dni i "już zabierała się aby wysłać do mnie wezwanie". ale wcześniej to ja zadzwoniłem. Sprawę wyjaśniłem, musiałem zrobić korektę.
Korektę zrobiłem przez internet tego samego dnia i teraz czekam już tydzień, ale w kontakcie telefonicznym z US. I co się okazuje? Po tygodniu widzą w końcu tą korektę w systemie, ale jeszcze ktoś tam jej nie zatwierdził, a więc mimo szczerych chęci, zwrotu zrobić mi nie mogą.
XXI wiek, internety i cyfryzacja, ale za tą fasadą ciągle tysiące urzędników, każdy musi przybić pieczątkę
https://stat.gov.pl/spisy-powszechne/nsp-2021/nsp-2021-wyniki-wstepne/informacja-o-wstepnych-wynikach-narodowego-spisu-powszechnego-ludnosci-i-mieszkan-2021,1,1.html
Według wstępnych wyników Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań 2021 populacja ludności Rzeczypospolitej Polskiej liczyła 38 179,8 tys. osób. Liczba ludności Polski była mniejsza o 0,9% w porównaniu z wynikami spisu 2011 r. Na terenie Polski zlokalizowanych było 15,2 mln mieszkań. Liczba mieszkań zwiększyła się o 12,6% w porównaniu ze spisem z 2011 r.
Tusk wyemigrował za nierządów PO a wrócił za rządów PiS.
500+ jest znakomitym programem, ponieważ pomaga ludziom chcącym mieć dzieci. Pomaga w zapewnieniu podstawowych potrzeb, uzupełnia budżet, itp - świetna sprawa.
Ale 500+ nie chroni przed rozwodami, nie będzie panaceum na rosnącą liczbę singli, na demoralizację społeczeństwa, itp - więc liczba urodzeń będzie nieuchronnie spadać. Natomiast dzięki 500+ to jest spadek powolny, a nie gwałtowny i to nam właśnie ratuje dupę.
Przypomnijcie sobie (wklejałem już to) jak wyglądały prognozy demograficzne Polski z 2010r. Obecnie spełnia się najbardziej optymistyczny z zakładanych wariantów (w który praktycznie nikt wtedy nie wierzył) - powolny spadek. Natomiast urodzeń ok 400 tys bodaj w 2016 nikt nawet nie przewidywał - nie mieściło się to w najbardziej optymistycznych scenariuszach.
Jeśli te 20% (czy ile tam) katolików "twardych" - jak zwał tak zwał, ale chodzi mi o takich, których nie przecweli telewizja, szkoła, netflix itp - będzie miało dodatni bilans, czyli będzie nas coraz więcej, to w zasadzie reszta niewiele nas interesuje z punktu widzenia demografii.
https://obserwatorgospodarczy.pl/2022/01/13/czeski-cud-demograficzny-mieli-najmniejsza-dzietnosc-swiata-dzis-sa-wzorem-do-nasladowania/
"W 1999 roku Czechy miały najniższą dzietność na świecie. Dziś dzietność u naszych południowych sąsiadów jest drugą największą w UE, a trendy z ostatnich lat wskazują, że w niedługo nasi sąsiedzi będą unijnymi liderami."
Artykuł jest lewacki, wiec za jedną z przyczyn czeskiego sukcesu demograficznego podają dostępność aborcji "bo kobiety nie boją się zajść w ciążę", oraz tanie in vitro (z czego mają ok 6 tys obywatela, więc to raczej nie game changer).
Ale pomijając tego typu odpały, ciekawie się to czyta z punktu widzenia tego co my możemy jeszcze zrobić.
I jeszcze jedno - nie choruję na czechozę - nie zmienia to jednak faktu, ze coś im się udało.
I to mimo że są społeczeństwem zateizowanym do cna. Wszelkie lewackie odpały są zatem też u nich i chyba w związku z tym padają na żyzny grunt. Trudno też by mieli jakieś konserwatywne podejście w kwestii rozwodów, zdrad itp.
Słyszałem w radiu ostatnio że 5% Polek pracuje na niepełny etat, na Zachodzie dużo więcej, w niektórych państwach (Holandia? Belgia? Dania? Nie pamiętam gdzieś tam) odsetek ten wynosi 80%, na przykład.
Czytałem wrzuconą rozmowę, ale jeśli coś było audio/video, to nie.
Ale jeśli obok tematu - to na początek trzymajmy się tematu. Ja na czechozę nie choruję, w ogóle mi się ten kraj ani społeczeństwo nie podoba - ale trzeba przyznać że COŚ im się udało.
A ja nie mam problemu z czerpaniem dobrych wzorców, nawet od wroga (o ile faktycznie te wzroce są dobre). Bo niby czemu by nie?
Jestem ciekaw jaka jest różnica płacy między kobietami i mężczyznami, bo w Polsce jest najniższa w Europie i to dobrze się koreluje z demografią.
Przesada z tymi Niemcami.
Uwierzyli, że najlepszy stsem emerytalny to dobrze wychowane dzieci
W artykule (i to jest jak sądzę prawda) podają możliwości pracy mam na niepełny etat. W Polsce ponoć z tym kłopot.
1. zdanie, że dzieci to osobista sprawa (określenie jak wstydliwej przypadłości)
2. pogarda wobec rodziców wyrażana na różne sposoby ("madki")
3. stawianie rodziców przed wymaganiami nie do spełnienia owocująca odsuwaniem decyzji o dzieciach przez obie płcie.
4. traktowanie rodzin 4+ jako patologii
5. bieda rodzin z dziećmi
6. antyrodzinność, single są w centrum społeczeństwa
7. promocja samotnego rodzicielstwa
Jeżeli zmiany rzeczywiście dokonały się radykalne to trzeba powiedzieć wprost - nie wierzyliśmy w cały konstrukt wcześniejszy. Nie wierzymy w moc religii, Kościoła, narodu, wykutej wiekami mentalności. Nie wierzymy, nie rozumiemy, nie szanujemy, no prostu nie chcemy. Dlatego tak łatwo i szybko pewne zmiany następują.
I tu trzeba wrócić do teorii losa o ukradzionym narodzie. Z małą modyfikacją, czy na pewno ten naród udało się ukraść ?
I co z tym robić ? Nic. Nie przejmować się, dobrze by było gdybyśmy się nauczyli akceptować wzrosty i upadki, jako normalną kolej rzeczy.
Ale może jestem za dużym optymistą