Najważniejszym dla habilitanta aktem prawnym jest ustawa z kluczowym artykułem 16, który definiuje, kto może zostać dopuszczony do postępowania habilitacyjnego. Wskazane jest, że oprócz warunku formalnego (posiadać stopień doktora) habilitant musi mieć osiągnięcia naukowe lub artystyczne, których konsekwencją jest znaczny wkład w rozwój dyscypliny naukowej.
Kryterium ZNACZNEGO WKŁADU mierzone wg międzynarodowych standardów jest takim uchem igielnym, przez które wiele wiel-błądów polskiej nauki nie przejdzie.
los napisal(a): Nie. I mawiał, że kto w szkole celuje, w życiu nie trafia.
Przykre. Bo te dzieciaki, przy tej beznadziejnej szkole akurat zasługują na wyrazy uznania, a nie taką opinię. Bardzo mi się przykro zrobiło i nie rozumiem dlaczego wgniatasz ich w ziemię.
Nie ich. Ich starszych kolegów, którzy tez wygrywali olimpiady a potem... Ech. Poznałem ich sporo.
los napisal(a): Nie. I mawiał, że kto w szkole celuje, w życiu nie trafia.
Przykre. Bo te dzieciaki, przy tej beznadziejnej szkole akurat zasługują na wyrazy uznania, a nie taką opinię. Bardzo mi się przykro zrobiło i nie rozumiem dlaczego wgniatasz ich w ziemię.
Nie ich. Ich starszych kolegów, którzy tez wygrywali olimpiady a potem... Ech. Poznałem ich sporo.
los napisal(a): Nie. I mawiał, że kto w szkole celuje, w życiu nie trafia.
Przykre. Bo te dzieciaki, przy tej beznadziejnej szkole akurat zasługują na wyrazy uznania, a nie taką opinię. Bardzo mi się przykro zrobiło i nie rozumiem dlaczego wgniatasz ich w ziemię.
Nie ich. Ich starszych kolegów, którzy tez wygrywali olimpiady a potem... Ech. Poznałem ich sporo.
Tyle, że można podać również przykłady w drugą stronę. Znam takie. Wcale nie pojedyncze. Doprawdy - nic z tego nie wynika.
Duże zamieszanie panowało do tej pory np. przy ciastkach i wyrobach ciastkarskich. Te z termin przydatności do spożycia nie przekraczającym 45 dni objęte były 8 proc. VAT. Jednak te zdatne do spożycia choćby o jeden dzień dłużej, np. pierniki, miały stawkę 23 proc. Teraz całe pieczywo, ciastka i wyroby ciastkarskie zostaną objęte jedną stawką 5 proc.
Porządek w ciastkach
Zostańmy na chwilę przy wspomnianych już piernikach. Teraz za pokaźne opakowanie tej przekąski od markowego producenta płacimy 21,20 zł. Po zmianie będzie to już 17,38 zł. Oszczędzimy blisko 4 zł.
Dulcze et cuś-tam cuś-tam byndzie umiereć za tako Ojczyzne.
los napisal(a): Nic ciekawego. Zwykły upadek pod ciężarem życia.
Czyli typowy przypadek - Leistungsmensch?
Ano
jakoże pierwsze słyszę to germańskie dwusłowo, to pogóglałem... (z jakiegoś wykładu o... Oazie!)
Człowiek wyczynowy (Leistungsmensch) Oto następne wypaczenie obrazu człowieka we współczesnej cywilizacji. Wyraża je trafnie niemiecki termin Leistungsmensch, któremu odpowiada polskie: człowiek wyczynu albo człowiek wyczynowy. Człowiek taki koncentruje wszystkie swoje siły i dążenia na osiąganiu wyników w jakiejś wąskiej, wyspecjalizowanej dziedzinie i mierzy swoją wartość tym osiągnięciem. Również przez społeczeństwo jest oceniany w świetle tego wyczynu czy osiągnięcia. Nie liczy się więc zarówno w świadomości tego człowieka jak i w ocenie społecznej jego wartość jako człowieka, jako osoby, wartość jego charakteru, wartość jego osobowego zaangażowania, tylko jego wyczyn, jego osiągnięcie przynoszące sławę, podziw, poklask lub inne doraźne korzyści np. materialne. Dla jednych takim wyczynem będzie rekord sportowy, dla innych zwycięstwo w konkursie piękności, zdobycie dyplomu czy tytułu, dla innych jeszcze osiągnięcie wyższego szczebla władzy, większego majątku. W systemie komunistycznym typowym wyczynem jest przekroczenie normy w wyścigu pracy, zdobycie tytułu przodownika czy bohatera pracy. W ten sposób naturalne dla człowieka dążenie do doskonałości zostaje ukierunkowane na wąskie, specjalistyczne wyczyny i rekordy, które rzadko doskonalą całego człowieka, ale są złudnym i często krótkotrwałym pseudo-osiągnięciem.
W tym kierunku od dawna podążamy w swoim życiu zawodowym. Szczególnie to widać np w ochronie zdrowia gdzie mamy lekarza od serca, płuc, wątroby, oun, kości itp. Mało tego w tych specjalizacjach tworzą się ściśłe kierunki wycinkowo zajmujące sie fragmentem organu czy części ciała. W potocznej opinii ci specjaliści są wybitnymi fachowcami w swojej dziedzinie, cieszą się sławą i uznaniem.
Ba! Los potwierdził moją intuicję nt księży. Tzw społeczeństwo oczekuje specjalizacji. W Leistungssport, jakim jest życie, ogół chce, żeby w dyscyplinie kościelnej księża byli świecie, ale świeci na miarę jakiegoś obrazu, który z życiem chrześcijańskim nie ma wiele wspólnego. Leistungsmensch ksiądz.
Ponad 130 naukowców i dziennikarzy podpisało się pod apelem do prezydenta RP o zawetowanie specustawy, w efekcie której miejskie tereny na Westerplatte mogą przejść pod kuratelę państwa. Westerplatte należy do wszystkich i tak powinno pozostać – napisano m.in. w liście. https://wpolityce.pl/polityka/456055-proba-nacisku-ws-westerplatte-list-do-prezydenta-dudy
Nie wiem czemu powyższe wpisuje mi się w koleżeństwa Leistungcośtam. Można to również, jak zwykle i bez trudu podciągnąć pod zaniechania MEN w zakresie nauczania elementów logiki w podstawówkach. Pierwsze nie wyklucza drugiego i wice Wersal.
Nie pasuje natomiast wariant wykładni z państwem jako odrębnym bytem opresyjnym, bo wtedy druga część ("należy do wszystkich") wisi w próżni.
jakoże pierwsze słyszę to germańskie dwusłowo, to pogóglałem... (z jakiegoś wykładu o... Oazie!)
Człowiek wyczynowy (Leistungsmensch) Oto następne wypaczenie obrazu człowieka we współczesnej cywilizacji. Wyraża je trafnie niemiecki termin Leistungsmensch, któremu odpowiada polskie: człowiek wyczynu albo człowiek wyczynowy. Człowiek taki koncentruje wszystkie swoje siły i dążenia na osiąganiu wyników w jakiejś wąskiej, wyspecjalizowanej dziedzinie i mierzy swoją wartość tym osiągnięciem. Również przez społeczeństwo jest oceniany w świetle tego wyczynu czy osiągnięcia. Nie liczy się więc zarówno w świadomości tego człowieka jak i w ocenie społecznej jego wartość jako człowieka, jako osoby, wartość jego charakteru, wartość jego osobowego zaangażowania, tylko jego wyczyn, jego osiągnięcie przynoszące sławę, podziw, poklask lub inne doraźne korzyści np. materialne. Dla jednych takim wyczynem będzie rekord sportowy, dla innych zwycięstwo w konkursie piękności, zdobycie dyplomu czy tytułu, dla innych jeszcze osiągnięcie wyższego szczebla władzy, większego majątku. W systemie komunistycznym typowym wyczynem jest przekroczenie normy w wyścigu pracy, zdobycie tytułu przodownika czy bohatera pracy. W ten sposób naturalne dla człowieka dążenie do doskonałości zostaje ukierunkowane na wąskie, specjalistyczne wyczyny i rekordy, które rzadko doskonalą całego człowieka, ale są złudnym i często krótkotrwałym pseudo-osiągnięciem.
Natomiast - niestety - bazując na obserwacji syna i środowiska w którym się znalazł - muszę potwierdzić losową diagnozę "olimpijczyków". Serce boli, gdy słyszę o losach człowieka - złotego medalisty Międzynarodowej Olimpiady Informatycznej, którego sam kilkakrotnie zawoziłem na obozy szkoleniowe. Otóż, człowiek nie jest w stanie utrzymać się na studiach licencjackich z informatyki. Na razie zawalił rok, ale wylot ze studiów jest tylko kwestią czasu. Zamiast zająć się solidnym poszerzaniem wiedzy, bądź pracą dla dobra ogółu, człowiek na przemian tłucze zadanka na kolejny konkurs i... pije na umór. I co za pożytek z tego, że przyniesie uniwersytetowi kolejny laur, skoro przyszłości z tego nie będzie? A cała rzecz sprowadza się właśnie do "wyczynu". Znaleźć niszę w której jest się dobrym i jak najmniejszym kosztem wybijać się nad innych i nieustannie błyszczeć. Bez realnego pożytku dla siebie i innych oraz bez harmonijnego rozwoju wiedzy i osobowości.
Tak. Leistungsmensch to pojęcie prosto od ks. Blachnickiego. Akurat człowieka wyczynowego czy może bardziej współcześnie zawsze interpretowałem jako człowieka który bezrozumnie poświęca rozwój we wszystkich sferach człowieczeństwa w imię maksymalnego rozwoju w bardzo wąskiej dziedzinie. W efekcie następuje ogólna degeneracja. To tak jakby zobaczyć kogoś co całe życie trenuje biceps jednej ręki a resztę ignoruje. Jednoręki "paker" o chuderlawym i słabowitym wyglądzie ogólnym.
I co? Długo tak zamierzacie uogólniać? Ile można? Mam zacząć podawać przykłady z drugiej strony? Albo sypać przykładami wszechstronnych miernot, które zmarnowały sobie (i rodzinom) życie, niczego pozytywnego nie osiągając? Nie mówiąc o żadnych laurach, czy to szkolnych, czy dalszych. Nożesz, qrde, znafcy się znależli i statystyczne wnioski wyciągają.
A bardzo bym prosił o te przykłady "drugiej strony"... Gdzie oni są, ci młodzi olimpijczycy sprzed lat 10, czy 15? Jakie osiągnięcia, dorobek naukowy bądź komercyjny mają dzisiaj? Być może ja się mylę, być może syn mi sprawę przedstawił w zbyt ciemnych barwach... ale naprawdę obraz człowieka, który przygotowuje na różnych kursach kolejnych młodych adeptów olimpiad, a sam jest czwarty raz na pierwszym roku kolejnej uczelni, jest dość powszechny. Przynajmniej w informatyce.
Mario, cieszę się niezmiernie z ich osiągnięć i życzę im wszystkiego najlepszego w dalszym życiu. Moja smutna refleksja dotyczyła kilku ich starszych kolegów. Konkretnych osób.
Ja miałam byłam w technikum kolege geniusza matematycznego takiego co to równania macierzowe rozwiazywał po rzuceniu nań okiem, ciągi i logarytmy 'wypluwał' z siebie natychmiastowo jakby je gdzieś w głowie zapisane miał. Olimpiady, nagrody, wyjazdy zagraniczne. Studiów (AGH) nie ukończył, pracuje jako magazynier, rozwiedziony, płaci alimenty na trójkę, dzieci. Umiejetności wykorzystuje w grach online z czego ma ponoć jakis grosz na drobne wydatki. Jak ja chciałam mieć 10% tych zdolności ucząc sie na pamieć po kolei wszystkich zadań ze zbioru Dróbki-Szymanskiego.
Wiem, przypadek jednostkowy ale jedyny jaki znam. Moim zdaniem hiper- fascynacja Heavy Metalem i alkohol zrobiły swoje.
jakoże pierwsze słyszę to germańskie dwusłowo, to pogóglałem... (z jakiegoś wykładu o... Oazie!)
Człowiek wyczynowy (Leistungsmensch) Oto następne wypaczenie obrazu człowieka we współczesnej cywilizacji. Wyraża je trafnie niemiecki termin Leistungsmensch, któremu odpowiada polskie: człowiek wyczynu albo człowiek wyczynowy. Człowiek taki koncentruje wszystkie swoje siły i dążenia na osiąganiu wyników w jakiejś wąskiej, wyspecjalizowanej dziedzinie i mierzy swoją wartość tym osiągnięciem. Również przez społeczeństwo jest oceniany w świetle tego wyczynu czy osiągnięcia. Nie liczy się więc zarówno w świadomości tego człowieka jak i w ocenie społecznej jego wartość jako człowieka, jako osoby, wartość jego charakteru, wartość jego osobowego zaangażowania, tylko jego wyczyn, jego osiągnięcie przynoszące sławę, podziw, poklask lub inne doraźne korzyści np. materialne. Dla jednych takim wyczynem będzie rekord sportowy, dla innych zwycięstwo w konkursie piękności, zdobycie dyplomu czy tytułu, dla innych jeszcze osiągnięcie wyższego szczebla władzy, większego majątku. W systemie komunistycznym typowym wyczynem jest przekroczenie normy w wyścigu pracy, zdobycie tytułu przodownika czy bohatera pracy. W ten sposób naturalne dla człowieka dążenie do doskonałości zostaje ukierunkowane na wąskie, specjalistyczne wyczyny i rekordy, które rzadko doskonalą całego człowieka, ale są złudnym i często krótkotrwałym pseudo-osiągnięciem.
Natomiast - niestety - bazując na obserwacji syna i środowiska w którym się znalazł - muszę potwierdzić losową diagnozę "olimpijczyków". Serce boli, gdy słyszę o losach człowieka - złotego medalisty Międzynarodowej Olimpiady Informatycznej, którego sam kilkakrotnie zawoziłem na obozy szkoleniowe. Otóż, człowiek nie jest w stanie utrzymać się na studiach licencjackich z informatyki. Na razie zawalił rok, ale wylot ze studiów jest tylko kwestią czasu. Zamiast zająć się solidnym poszerzaniem wiedzy, bądź pracą dla dobra ogółu, człowiek na przemian tłucze zadanka na kolejny konkurs i... pije na umór. I co za pożytek z tego, że przyniesie uniwersytetowi kolejny laur, skoro przyszłości z tego nie będzie? A cała rzecz sprowadza się właśnie do "wyczynu". Znaleźć niszę w której jest się dobrym i jak najmniejszym kosztem wybijać się nad innych i nieustannie błyszczeć. Bez realnego pożytku dla siebie i innych oraz bez harmonijnego rozwoju wiedzy i osobowości.
[edit: literówka]
Jak już ustaliliśmy w innym wątku, przykładami można "załatwić" wszystko. Piszę "załatwić" bo słowo "udowodnienie" to chyba jednak przesada
A zupełnie serio (tak, wiem, nie ma takich badań, ale pomarzyć można ) zobaczyłbym ile np. średnio zarabiają laureaci czy finaliści szczebla centralnego i czy to odbiega od przeciętnej, ile z nich zrobiło doktorat, jaki mają odsetek przestępczości, rozwodów czy wspomnianego alkoholizmu.
Na tym co mamy ja mogę powiedzieć tyle: Olimpiada szkolna to szansa dla młodego człowieka na fajny, w miarę samodzielnie zapracowany sukces (a nie pieniędzmi rodziców jak droższe ciuchy czy bardziej egzotyczne wakacje). Sukces na miarę wieku, a nie całego życia. Ja się z takich własnych sukcesów cieszyłem i cieszę się z sukcesów innych. Jeśli jakiś młody człowiek by mnie spytał czy warto iść na olimpiadę szkolną, to śmiało odpowiem: warto. Nie jest nawet ważne ile się nauczy, czy dostanie celujący i jaką lokatę, bo za 10 czy 20 lat nikt o tym nie będzie pamiętał. Ale zobaczy jak sobie radzi z wystąpieniami publicznymi lub przed obcymi osobami, w stresujących sytuacjach, jak radzić sobie z presją czasu, jak w miarę szybko się uczyć itd. Nie nauczy się tego w samej szkole, odbębniając materiał nawet na 100%, a w życiu się przyda.
krzychol66 napisal(a): A bardzo bym prosił o te przykłady "drugiej strony"... Gdzie oni są, ci młodzi olimpijczycy sprzed lat 10, czy 15? Jakie osiągnięcia, dorobek naukowy bądź komercyjny mają dzisiaj? Być może ja się mylę, być może syn mi sprawę przedstawił w zbyt ciemnych barwach... ale naprawdę obraz człowieka, który przygotowuje na różnych kursach kolejnych młodych adeptów olimpiad, a sam jest czwarty raz na pierwszym roku kolejnej uczelni, jest dość powszechny. Przynajmniej w informatyce.
Laureat olimpiady z polskiego w liceum kilkanaście lat temu. Dziś doktor prawa i ceniony adwokat. Aha, to nie o mnie, żeby nie było
Komentarz
Nie doszczegam zwiomsku radzieckiego jednegusz zes drugiem.
Kolega rozwinie co było potem. Proszę bom ciekaw.
Czasę oćcem kszesnem zostawa baba.
Skoro u nas królem już dawno temu mogła zostać baba...
Tyle, że można podać również przykłady w drugą stronę. Znam takie. Wcale nie pojedyncze. Doprawdy - nic z tego nie wynika.
Phemie Matołusch wzion sie za pierniczki. Zapewnesz Rzeszpospolito dalij bydymy zaposiadyweć zes dechtury nualesz byndzie to dechtura zes pudełków po zeżartych pierniczkach.
Cycam:
https://www.money.pl/gospodarka/rewolucja-w-stawkach-vat-tansze-cytrusy-drozsze-owoce-morza-sprawdz-inne-zmiany-6405289811835009a.html Dulcze et cuś-tam cuś-tam byndzie umiereć za tako Ojczyzne.
jakoże pierwsze słyszę to germańskie dwusłowo, to pogóglałem... (z jakiegoś wykładu o... Oazie!)
W potocznej opinii ci specjaliści są wybitnymi fachowcami w swojej dziedzinie, cieszą się sławą i uznaniem.
Los potwierdził moją intuicję nt księży.
Tzw społeczeństwo oczekuje specjalizacji. W Leistungssport, jakim jest życie, ogół chce, żeby w dyscyplinie kościelnej księża byli świecie, ale świeci na miarę jakiegoś obrazu, który z życiem chrześcijańskim nie ma wiele wspólnego.
Leistungsmensch ksiądz.
Można to również, jak zwykle i bez trudu podciągnąć pod zaniechania MEN w zakresie nauczania elementów logiki w podstawówkach. Pierwsze nie wyklucza drugiego i wice Wersal.
Nie pasuje natomiast wariant wykładni z państwem jako odrębnym bytem opresyjnym, bo wtedy druga część ("należy do wszystkich") wisi w próżni.
https://edition-m.cnn.com/2019/07/23/asia/south-korea-russia-military-intl-hnk/index.html?utm_source=dlvr.it&utm_medium=twitter&r=https://t.co/U51CG618JD
https://www.oaza.pl/ruch-swiatlo-zycie-jako-pedagogia-nowego-czlowieka/
z ciekawymi opisami dezintegracji osobowości człowieka współczesnego.
Natomiast - niestety - bazując na obserwacji syna i środowiska w którym się znalazł - muszę potwierdzić losową diagnozę "olimpijczyków". Serce boli, gdy słyszę o losach człowieka - złotego medalisty Międzynarodowej Olimpiady Informatycznej, którego sam kilkakrotnie zawoziłem na obozy szkoleniowe.
Otóż, człowiek nie jest w stanie utrzymać się na studiach licencjackich z informatyki. Na razie zawalił rok, ale wylot ze studiów jest tylko kwestią czasu. Zamiast zająć się solidnym poszerzaniem wiedzy, bądź pracą dla dobra ogółu, człowiek na przemian tłucze zadanka na kolejny konkurs i... pije na umór. I co za pożytek z tego, że przyniesie uniwersytetowi kolejny laur, skoro przyszłości z tego nie będzie?
A cała rzecz sprowadza się właśnie do "wyczynu". Znaleźć niszę w której jest się dobrym i jak najmniejszym kosztem wybijać się nad innych i nieustannie błyszczeć. Bez realnego pożytku dla siebie i innych oraz bez harmonijnego rozwoju wiedzy i osobowości.
[edit: literówka]
Brak mistrzów, wtem! I duchowych. Brak uwaznosci.
Dobrze krzychol napisałeś
Długo tak zamierzacie uogólniać?
Ile można?
Mam zacząć podawać przykłady z drugiej strony?
Albo sypać przykładami wszechstronnych miernot, które zmarnowały sobie (i rodzinom) życie, niczego pozytywnego nie osiągając? Nie mówiąc o żadnych laurach, czy to szkolnych, czy dalszych.
Nożesz, qrde, znafcy się znależli i statystyczne wnioski wyciągają.
Gdzie oni są, ci młodzi olimpijczycy sprzed lat 10, czy 15?
Jakie osiągnięcia, dorobek naukowy bądź komercyjny mają dzisiaj?
Być może ja się mylę, być może syn mi sprawę przedstawił w zbyt ciemnych barwach...
ale naprawdę obraz człowieka, który przygotowuje na różnych kursach kolejnych młodych adeptów olimpiad, a sam jest czwarty raz na pierwszym roku kolejnej uczelni, jest dość powszechny. Przynajmniej w informatyce.
Jak ja chciałam mieć 10% tych zdolności ucząc sie na pamieć po kolei wszystkich zadań ze zbioru Dróbki-Szymanskiego.
Wiem, przypadek jednostkowy ale jedyny jaki znam. Moim zdaniem hiper- fascynacja Heavy Metalem i alkohol zrobiły swoje.
https://www.oaza.pl/ruch-swiatlo-zycie-jako-pedagogia-nowego-czlowieka/
z ciekawymi opisami dezintegracji osobowości człowieka współczesnego.
Natomiast - niestety - bazując na obserwacji syna i środowiska w którym się znalazł - muszę potwierdzić losową diagnozę "olimpijczyków". Serce boli, gdy słyszę o losach człowieka - złotego medalisty Międzynarodowej Olimpiady Informatycznej, którego sam kilkakrotnie zawoziłem na obozy szkoleniowe.
Otóż, człowiek nie jest w stanie utrzymać się na studiach licencjackich z informatyki. Na razie zawalił rok, ale wylot ze studiów jest tylko kwestią czasu. Zamiast zająć się solidnym poszerzaniem wiedzy, bądź pracą dla dobra ogółu, człowiek na przemian tłucze zadanka na kolejny konkurs i... pije na umór. I co za pożytek z tego, że przyniesie uniwersytetowi kolejny laur, skoro przyszłości z tego nie będzie?
A cała rzecz sprowadza się właśnie do "wyczynu". Znaleźć niszę w której jest się dobrym i jak najmniejszym kosztem wybijać się nad innych i nieustannie błyszczeć. Bez realnego pożytku dla siebie i innych oraz bez harmonijnego rozwoju wiedzy i osobowości.
[edit: literówka]
Jak już ustaliliśmy w innym wątku, przykładami można "załatwić" wszystko. Piszę "załatwić" bo słowo "udowodnienie" to chyba jednak przesada
A zupełnie serio (tak, wiem, nie ma takich badań, ale pomarzyć można
Na tym co mamy ja mogę powiedzieć tyle:
Olimpiada szkolna to szansa dla młodego człowieka na fajny, w miarę samodzielnie zapracowany sukces (a nie pieniędzmi rodziców jak droższe ciuchy czy bardziej egzotyczne wakacje). Sukces na miarę wieku, a nie całego życia. Ja się z takich własnych sukcesów cieszyłem i cieszę się z sukcesów innych.
Jeśli jakiś młody człowiek by mnie spytał czy warto iść na olimpiadę szkolną, to śmiało odpowiem: warto. Nie jest nawet ważne ile się nauczy, czy dostanie celujący i jaką lokatę, bo za 10 czy 20 lat nikt o tym nie będzie pamiętał. Ale zobaczy jak sobie radzi z wystąpieniami publicznymi lub przed obcymi osobami, w stresujących sytuacjach, jak radzić sobie z presją czasu, jak w miarę szybko się uczyć itd. Nie nauczy się tego w samej szkole, odbębniając materiał nawet na 100%, a w życiu się przyda.
Aha, to nie o mnie, żeby nie było