Skip to content

Fajny film dzisiaj widziaaaaa...

edytowano September 2015 w Kultura
Taki wątek
Czy fajny ten film?
Na pewno zrobiony solidnie. Chyba tytuł wystarczy:
"Ukamienowanie Sorayi M."
Obejrzałam go po raz kolejny. Chyba nie usnę. Są takie miejsca na ziemi i zdaje się, że jest ich coraz więcej. Jak łatwo wrobić drugiego człowieka.
Już nic nie napiszę, bo moje myśli, to same truizmy. Cóż...




*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia

*
"Podstawą tronu Bożego są sprawiedliwość i prawo; przed Nim kroczą łaska i wierność."
Księga Psalmów 89:15 / Biblia Tysiąclecia

«13456777

Komentarz

  • Przypadkiem dziś na Kinomanie trafiłem na film "Open grave". Bardzo lubię tego typu filmy, facet ocknął się na stosie trupów i nic nie pamięta. Razem z nim poznajemy cały świat na nowo. Wg mnie temat na serial, ale film naprawdę dobry wyszedł, mimo że temat oklepany (teoretycznie, nie chcię spoilerować).
    JORGE>
  • A propos wrobienia:
    W niedzielę w pejsacie czy tefałenie oglądałem film - tytułu nie pomnę. o tym, jak mężczyzna w obronie swojej rodziny zabił przypadkowo złodzieja buszującego po jego domu, więc trafił do więzienia. Na skutek porachunków pomiędzy baiłymi a czarnymi jeszcze w autobusie więziennym trafił do karceru i tam aby przetrwać nauczył się bić. Jego mentorem i przyjacielem zostej 17-ktorny morderca; pomścił tak zamordowaną i zgwałconą żonę i 7-letnią córeczkę. Jest skazany na dożywocie i uczy bohatera jak przetrwać w skrajnie nieprzyjaznym środowisku.
    Film zrobił na mnie wrażenie, niepoprawny politycznie, głónymi czarnymi charakterami nie są biali a odwwrotnie. Okazuje się że nawet w określonych Stanach nie wolno się bronić, a tylko modlić się, aby Pan Bandyta nie miał fantazji użycia klamki.
    Biorąc przykłąd z JOGRE nie będę dalej spoilerował.
    Ale przeboiem i tak jest bajka familijna "Jak ciocia Aniela Ewunię na dywan przywróciła."
  • "Zkazane imperium" ("Boardwalk Empire") to serial o Ameryce lat prohibicji, dokładnie o Atlantic City (ale częśc akcji ma miejsce w Filadelfii, Chicago czy Nowym Jorku). Na podstawie książki, wyreżyserowany przez Scorsese, co gwarantuje pewien poziom. Znakomita scenografia i aktorzy, generalnie ponoć film oddaje Amerykę po I wś.  Największym plusem serialu jest to, że odcukierkowuje czasy prohibicji. Bo wszystie te liczne przecież filmy pokazywały patologię, ale w sposób taki, że widz się utożsamiał z bohaterami. Tutaj mamy jedno wielkie kurewstwo. Dostaje się wszystkim - Żydom, Włochom, Polakom, Irlandczykom, Niemcom, oszczędzono trochę Murzynów, ale generalnie w proceder przestępczy (a tam chodzi o wóde w połowie, druga połowa to brutalna polityka). Demokraci i Republikanie wrzuceni do jednego wora, wszyscy kradną, zabijają, korumpują i pieprzą się między sobą.  Trupów i kurew jest co niemiara. Twórcy serialu strzelają hipokryzją do wszystkich i wszystkigo, osoby religijne postępują dokładnie odwrotnie niż deklarują, obejrzałem dwa sezony, jest wątek z księdzem katolickim, póki co prowadzony pozytwynie, ale pojawiają się pieniądze na kościół, dlaczego jestem prawie pewien, że z tego też jekieś kurewstwo wyjdzie. Brat przeciw bratu, matka pieprzy się z synem (jednym z głównych bohaterów), ojcobójstwa, jakieś wątki lesbijskie, serial emanuje złem od początku do końca.
    Ale jest dobry. Rozkręca się. Już go pewnie będę musiał skończyć, ale nic dobrego po nim w głowie nie zostaje ...
    JORGE>
  • JORGE
    wyreżyserowany przez Scorsese, co gwarantuje pewien poziom. (...) serial emanuje złem od początku do końca.
    JORGE>
    He he he no właśnie
    :)
    Ale ta moda mnie trochę przeraża. Na seriale znaczy, że się za to biorą uznani reżyserzy, którzy w sumie nie muszą. Przez jakiś czas oczywiście będzie się jeszcze kręcić normalne filmy pełnometrażowe, ale pewnie do czasu. Szkoda.
  • rozum.von.keikobad
    Ale ta moda mnie trochę przeraża. Na seriale znaczy, że się za to biorą uznani reżyserzy, którzy w sumie nie muszą. Przez jakiś czas oczywiście będzie się jeszcze kręcić normalne filmy pełnometrażowe, ale pewnie do czasu. Szkoda.
    Bo z serialu da się wycisnąć więcej niż z filmu. Reżyserzy też są tego zdania, bo nie tylko Scorsese poszedł tą drogą.  Film, na tle serialu to pociachany komiks, gdzie musi się dziać więcej niż trzeba.  W serialach klimat też tworzą setki scen nic nie znaczących, ale genialnie wyreżyserowanych, na które w filmie by nie było czasu.  Rozum odrzucanie seriali, broniąc klasycznego filmu to misja niewykonalna. Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy godzą się na marnowanie czasu rozwlekłymi historiami, czy dopieszczonymi scenami milczenia albo spaceru po mieście (np. Atlantic City), ale nic na to nie poradzimy. A film się utrzyma. Przecież co jakiś czas chce się w ciągu 2 godzin obejrzeć skończoną historię.  Natomiast faktycznie jest tak, jak np. w moim przypadku, że od kiedy seriale wyskoczyły z konwencji ballady o dupie Maryni, zdecydowanie bardziej mnie wciągają niż film.
    JORGE>
  • Nie musi, nie musi. Yt, parę innych serwisów daje możliwość odbioru kina na przestrzeni wielu lat. Daje się zaobserwować, że w pewnym momencie, dajmy na to od lat 80., może trochę wcześniej, zrobiła się moda na filmy wielowątkowe i tam rzeczywiście lecimy z akcją, bo scenarzysta i reżyser chcą mieć wszystko. Dla mnie to nonsens.
    Starsze filmy są inne. Weźmy absolutną klasykę, nazwisko które wszyscy słyszeli, czyli Hitchcock. Większość filmów Hitchcocka, piszę większość, bo nie widziałem wszystkich, ale mógłbym powiedzieć wszystkie które widziałem, są jednowątkowe. Od strony fabularnej są to najczęściej bardzo proste historie. W 2 filmach nie opuszczamy w ogóle jednego pomieszczenia ("Rope", "Rear window"). Ale jest świetna reżyseria, często świetna muzyka (Herrmann to był talent na miarę największych twórców XX wieku), bardzo dobrzy aktorzy, na ogół, Kelly, Stewart, Bergman. Hitchcock to tylko przykład, jego dałem, bo jest znany, innych starych też warto. "12 gniewnych ludzi" Lumeta to nawet jeszcze lepszy przykład.
    Jeśli do filmu chce się wepchnąć za dużo, to faktycznie robi się "pociachany komiks, gdzie musi się dziać więcej niż trzeba". Obecne kino europejskie i większość amerykańskiego taka właśnie jest. To się jeszcze broni w komediach, jest zgodne z założeniami gatunku, ale w poważnym kinie nie. Seriale to jest jakaś reakcja, ale błędna. Bo dalej dzieje się za dużo, tyle że w dłuższym okresie czasu. Ponadto akcja bywa wymyślana "w trakcie", co obniża jej jakość.
    Natomiast to też kwestia technologii. Film pełnometrażowy jest produktem kina, serial telewizji i internetu. Kina upadają, telewizje ciągle istnieją, a internet ma się świetnie.
    Więc jak chcesz sobie zobaczyć film ze świetnymi, "wolnymi" scenami, które niekoniecznie posuwają akcję, naprawdę spróbuj zobaczyć stare kino. Pod względem podanego kryterium dla mnie nr 1 jest "Zawrót głowy" (Vertigo) Hitchcocka.
  • To prawda że seriale dają takie możliwości ale ich twórcy z nich nie korzystają. I nie będą bo to nikomu niepotrzebne, dużo kosztuje i w ogóle. Owszem Scorsese czy Soderbergh (The Knick) się pobawią, paru ludzi w stacjach telewizyjnych poczuje się zrealizowanych, parę osób zachwyci się detalami i tyle. My oglądamy Boardwalk, inni przysłowiową Modę na sukces, różnicy między tymi produkcjami w istocie nie ma. Kwintesencją upadku tego typu popkalczeru są seriale typu CSI, procedurale, w których każdy odcinek jest taki sam a mimo tego leci już nie wiem, 25 sezon łącznie?
    Rozum ładnie nazwał moje intuicje, stare filmy są takie proste, naiwne, powolne a coś do nich ciągnie. Współczesne owszem tu i tam zachwycają ale po wszystkim zostaje niefajne odczucie, coś jak kac. Stępiono nam wrażliwość, podniesiono progi przy których włącza nam się zainteresowanie ale nie tędy droga, rozpędzaniem ciekawości nie zaspokoisz ciekawości. Albo polskie kino przedwojenne - schematyczne, naiwne, nie znosiłem go do niedawna. A teraz jestem zakochany, tam jest świat o którym nie mamy pojęcia, II RP po prostu.
    Obejrzałem wszystkie sezony Boardwalk, jak wszystkie seriale robi się schematyczny, inaczej być chyba nie może. Zachwycają pewne detale scenografii ale z drugiej strony... kto to może sprawdzić? Kto mi powie że w latach 20-tych w USA na śniadanie jadano tosta, bekon, jajko i kawę?
    Autentycznym i dobrym serialem jest np. South Park, od początku kręcony według tego samego założenia - sezon zaczyna się we wrześniu, kończy przed wakacjami, co tydzień walimy nowy odcinek komentujący bieżące wydarzenia. No to jest coś, tu się scenarzyści nie obcyndalają.
    Polecam też przyjrzeć się wspomnianym Knick, serial o XIX-wiecznych chirurgach w Nowym Jorku. Nie jest produkowany przez HBO więc gołych dup nie ma, wciskanych wszędzie na siłę wątków homoseksualnych też nie ma, jest tylko stara dobra polityczna poprawność. Ale bardziej polecam przeczytać 100-lecie chirurgów.
    A, żeby się połapać co się stało z serialami w ciągu 15 lat polecam obejrzeć w całości coś z serialowej klasyki, np. OZ
    http://en.wikipedia.org/wiki/Oz_%28TV_series%29
    No ale tu też w ostatnich sezonach czuło się już gonienie w piętkę, podobnie jak w 2 lata młodszych Sopranos. Niemniej - oba te seriale przy współczesnych to jest niebo a ziemia. Dziś się staje na głowie aby czymś przyciągnąć widza - wtedy się po prostu kręciło obyczaj o tu i teraz i to było ciekawe. 15 lat a tak bardzo się zmieniliśmy.
  • przemk0
    Zachwycają pewne detale scenografii ale z drugiej strony... kto to może sprawdzić? Kto mi powie że w latach 20-tych w USA na śniadanie jadano tosta, bekon, jajko i kawę?
    Ha, trochę o tym - tzn. o autentyczności, bo przecież nie o amerykańskich śniadaniach - jest w przedmowie do "Waverley" Waltera Scotta. Naprawdę autentyczny pod względem sprzętów, żywności itd. może być tylko coś współczesnego albo przynajmniej tworzone przez ludzi, którzy mogą to pamiętać.
    Ale jak jesteś naprawdę ciekawy to na imdb podają różne ciekawostki, gafy itd., o serialach nigdy nie czytałem, ale pewnie też piszą.
  • Dwa głośne filmy ostatnich paru miesięcy:
    "Interstellar" - jakieś dziecko na Kinomanie napisało komentarz - bardzo fajny, bardzo bez sensu, bardzo polecam. I trzeba się z tym dzieckiem zgodzić. Powoli przestaję wierzyć, że coś nowego i spójnego pojawi się w SF.  Mimo, że na koniec poczułem się jednak zrobiony w durnia to film warto zobaczyć, tyle że w dobrej kopii (jeżeli nie w kinie).
    "Przeznaczenie" - film bardziej znany z internetów, niż kina. Młodych ludzi wbija w fotel i zaskakuje. Niestety, ja podczas oglądania tego filmu byłem upierdliwy od pierwszej sceny i niczym mnie ten film nie zaskoczył, no poza samym zapętleniem, zakładałem że historię domknie jednak forma ostateczna, a nie przejściowa (co poniekąd, było obrzydliwe). Jeżeli ktoś lubi historię o podróżach w czasie i ma duży dystans do kolejnego luźnego potraktowania paradosków związanych z takimi podróżami to film godny polecenia.
    A, jest jeszcze "Początek", film dotykający reinkarnacji, czylu w sumie do bani, ale zrobiony dobrze i jest w nim taka przepychanka z ewolucjonistami. A w całym zamieszaniu generalnie chodzi o unikalność oczu.
  • MORT
    "Interstellar" - jakieś dziecko na Kinomanie napisało komentarz - bardzo fajny, bardzo bez sensu, bardzo polecam. I trzeba się z tym dzieckiem zgodzić. Powoli przestaję wierzyć, że coś nowego i spójnego pojawi się w SF.  Mimo, że na koniec poczułem się jednak zrobiony w durnia to film warto zobaczyć, tyle że w dobrej kopii (jeżeli nie w kinie).
    Dotąd uznawałem Nolana za jednego z ostatnich reżyserów, którzy chcą coś pokoazać i opowiedzieć. Po Interstelażu logik we mnie zawył i nabrał morderczych skłonności wobec scenarzystów.

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • A ja lubię oglądać Anię Hathaway oraz lubię s-f-klimaty, więc poszedłem...
    Ale faktycznie, pierwsze wyniki góglowe na temat filmu to te typu: the 7 biggest problems...
    http://www.thecinemaholic.com/science-logic-behind-interstellar/
    http://www.dailydot.com/opinion/biggest-problems-christopher-nolan-interstellar/
    http://nofilmschool.com/2014/11/interstellar-discuss
    http://www.vulture.com/2014/11/21-things-in-interstellar-that-dont-make-sense.html
    O, znalazłem mapkę podróży w czasie w filmie:
    http://nofilmschool.com/sites/default/files/styles/article_superwide/public/interstellar-timeline-diagram.jpg
    http://www.cinemablend.com/new/Why-Interstellar-Ending-Doesn-t-Mean-What-You-Think-It-Means-68115.html
    powyżej znalazłem ciekawe wytłumaczenia zakończenia: że to przedśmiertna wizja bohatera, który umierając gdzieś w przestrzeni kosmicznej ma przebłyski niby-snu-na-jawie. Całe (słodkie) zakończenie "wydarzyło" się tylko w głowie umierającego w czeluściach kosmosu Cooper'a.
    ====
    Ale najśmieszniejsze jest to: jeżeli na całym globie ze zbóż rośnie już tylko kukurydza, to jakim cudem Cooper popija sobie.... piwo!?
    :)
    The author has edited this post (w 03.01.2015)
  • romeck
    powyżej znalazłem ciekawe wytłumaczenia zakończenia: że to przedśmiertna wizja bohatera, który umierając gdzieś w przestrzeni kosmicznej ma przebłyski niby-snu-na-jawie. Całe (słodkie) zakończenie "wydarzyło" się tylko w głowie umierającego w czeluściach kosmosu Cooper'a.
    Pozostaje mi wyrazić żal, że to nie o scenarzyście.
    romeck
    Ale najśmieszniejsze jest to: jeżeli na całym globie ze zbóż rośnie już tylko kukurydza, to jakim cudem Cooper popija sobie.... piwo!?
    Idzie na to, że kukurydziane.
    The author has edited this post (w 03.01.2015)

    Ci Polacy, co po raz kolejny uwierzyli don Aldowi, maja pamięć złotych rybek i nie potrzebują własnego państwa. Trzy dni po tym, jak je stracą, zapomną, że je kiedyś mieli.
  • los
    Pozostaje mi wyrazić żal, że to nie o scenarzyście.
    :)
    ))))
    los
    romeck
    :
    Ale najśmieszniejsze jest to: jeżeli na całym globie ze zbóż rośnie już tylko kukurydza, to jakim cudem Cooper popija sobie.... piwo!?
    Idzie na to, że kukurydziane.
    No, da się:
    http://en.wikipedia.org/wiki/Corn_beer
  • Cały główny koncept "Interstellar" jest do bani, gdyż główny bohater by nie poleciał w kosmos, gdyby nie pomógł sobie (i swojej córce, poprzez wypadające ksiązki) będąc już w kosmosie. To jest paradoks, który bardzo często twórcy hisotryjek o podróżach w czasie olewają, co widza (lub czytacza) z tematem zaznajomionego straszliwie irytuje. Podobne zapętlenie ma miejsce w drugim filmie, który opisałem (nie będę dalej spoilerował). To się zupełnie nie trzyma kupy.
    Generalnie zabieranie się za temat podróży w czasie nie wychodziło nigdy zbytnio. Dla potrzeb SF, chyba całkiem zgrabnie rozwiązano to w Lost, na zasadzie "Whatever Happened, Happened" (był nawet taki tytuł odcinka). Przenosząc się w czasie, tak naprawdę nic nie dało się zmienić, bo wcześniej czy później mityczny Wszechświat (cokolwiek to ma znaczyć) i tak by to skorygował. Właściwie całe Lost, które jest zbiorem różnych religijnych i mitologicznych teorii, ma jeden przekaz, początek i koniec jest zawsze taki sam, ważne jesto co jest pomiędzy (wybory ludzkie, które i tak nie mają przełożenia na wynik końcowy, ale są ważne dla samej duszy).  Dla potrzeb sf OK.
  • Fajny (prawdopodobnie) film dzisiaj zobaczę. TVP2, godz. 23.10.
    LourdesLourdes
    33-letnia Christine cierpi na stwardnienie rozsiane. Jest sparaliżowana, porusza tylko głową. Ponieważ porusza się na wózku inwalidzkim, ma ograniczone możliwości podróżowania. Udaje więc osobę wierzącą, by zabierano ją na kościelne wycieczki. Pewnego dnia Christine postanawia pojechać do Lourdes - jednego z najpopularniejszych miejsc pielgrzymowania katolików. W trakcie modlitwy w sanktuarium wierni wypowiadają prośby do Boga. Christine chciałaby kontynuować studia, nauczyć się gry na fortepianie, założyć rodzinę. Nieoczekiwanie staje się cud.

    Żaden człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.
  • Widziałam Maniu ten film. Trochę się poryczałam, ale nie wiem do końca, o co w końcu chodziło w zakończeniu. Czy ona myśli, że ozdrowienie było chwilowe? Czy to, że usiadła znów na wózku było aktem niewiary w spełnienie się cudu?
    Film absolutnie do obejrzenia, bo kto nie był w Lourdes, dzięki temu może je obejrzeć. Chyba sporo zdjęć autentycznych, te z modlitw i z groty. Sceny z mszą św. raczej też prawdziwe. Tylko ta późna pora emisji. Cóż, od dawna to co lepsze TV chowa po nocach.
  • Zgadzam się z Zazulą. Film stawia znaki zapytania, ale czy te znaki zapytania nie  podkopują wiary? Przesłanie nie jest jednoznaczne, a o autorce filmu mozna powiedzieć tylko tyle, że nie wie co mysleć o uzdrowieniach.
    Jedyna wartość to- jak napisała Zazula- sceny z Lourdes, dla tych, którzy tam nie byli.

    Żaden człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.
  • 3 część Hobbita niefajna. Biją się biją i nie mogą zginąć. Elf biega po cegłach walącego się mostu i lata na nietoperzu. Miało być z rozmachem, szybko, trochę straszno, troche smutno, a wyszło śmiesznie. Oczywiście musiał być wymyślony wątek tatki i dzieciuków, to od dawna w amerykańskich filmach jest standard. Wniosek jest jeden - nie dało się z cienkiej książeczki zrobić 3 częściowego miniserialu. Hobbit nie trzyma poziomu Władcy Pierścieni. Jest sztucznie rozbudowanym komiksem.
  • Po obejrzeniu Hobbita płakać mi się chciało. Jako zażarta miłośniczka baśni strasznie byłam ciekawa dalszego ciągu Władcy Pierścieni: w końcu dzieła gigantycznego. A Hobbit to nędzna popłuczyna. Jakieś takie nadęte, plastykowe, sztuczne. Badziewie. Żal.
  • Zazula
    Po obejrzeniu Hobbita płakać mi się chciało. Jako zażarta miłośniczka baśni strasznie byłam ciekawa dalszego ciągu Władcy Pierścieni: w końcu dzieła gigantycznego. A Hobbit to nędzna popłuczyna. Jakieś takie nadęte, plastykowe, sztuczne. Badziewie. Żal.
    Znaczy Hobbit nie jest dalszym ciągiem Władcy Pierścieni, to Hobbit był napisany pierwszy i na jego podstawie Tolkien rozwinął opowieść dalej. O ile Władca Pierścieni jest dość wierną (nieco pociachaną) wersją książki, o tyle Hobbit filmowy ma wspólny tylko zarys historii i główne wydarzenia (no i postacie). Cała akcja, gdzie zabijają i uciekają jest dodana (podobnie jak najbardziej tandetne wątki). Bo ten film jest zrobiony dla pieniędzy. Jedna 2,5 godzinna część to wszystko co się dało z książki wyciągnąć.
  • Obejrzałem trzecią część nowego Hobbita, a kilka dni później wersję animowaną sprzed prawie 40 lat.
    http://www.filmweb.pl/film/Hobbit-1977-32209
    - jest baśniowość, ale... strasznie to krótkie (jak i książeczka). W przeciwieństwie do filmu, można obejrzeć z dziećmi.
    Idąc do kina na film Jacksona wiedziałem czego się spodziewać, może dlatego nie byłem rozczarowany
    :)
    Jest rozmach, jest epickość, jest plastik. A tego biegu po cegłach to chyba nie ma się co czepiać, skoro elfy nie zapadały się w śniegu i nie uginała się pod nimi trawa.
    Ale! Wydałbym 3 razy tyle na bilet, gdybym miał gwarancję filmu zrobionego z duszą, czyli tego czego ewidentnie w nowym Hobbicie nie ma.
  • No wiesz, pierwsza częśc mi się podobała, druga mniej, na trzeciej się męczyłem i powstrzymywałem się, żeby nie popsuć zabawy siedzącym obok mnie głupimi komentarzami (raz nie wytrzymałem, czym dodałem animuszu innym kontestatorom, nie byłem sam). Już pomijając idiotyczny scenariusz 3 części, nie jestem w stanie znieść braku elementarnego realizmu tych wszystkich bajeczek fantasy czy sf (a oba gutunki uwielbiam). Mając trochę ponad dwadzieścia lat musiałem się powstrzymywać, żeby z Matrixu nie wyjść (a łykałem wtedy jak pelikan różne gówna, to było dla mnie jednak nie do przyjęcia), parę lat później już jednak z pierwszej częsci nowej edycji Gwiezdych Wojen wyszedłem, nie zdzierżyłem. Fikający koziołki maupka Yoda to dla mnie zbyt dużo, nie mówiąc już o całym familijnym rysie filmu (Disnej to dopiero gówno zrobi). Jedynie 3 część nowej edycji trzymała jakiś poziom, jakiś. Tak po prawdzie, to jeszcze jako dzieciakowi, nie bardzo mi się Powrót Jedi podobał, zaczynał się zjazd serii.
    Ciekawe, doczekam się kiedyś jakiegoś mrocznego, osadzonego w świecie realnym filmu fantasy ? Albo serialu ? (bo Gra o Tron ma trochę zbyt mało fantasy w sobie). A może coś takiego jest, tylko nie znam ?
    The author has edited this post (w 21.01.2015)
  • MORT
    Ciekawe, doczekam się kiedyś jakiegoś mrocznego, osadzonego w świecie realnym filmu fantasy ? Albo serialu ?
    Gdy ktoś zekranizuje powieści Cherezińskiej.
  • MORT
    Ciekawe, doczekam się kiedyś jakiegoś mrocznego, osadzonego w świecie realnym filmu fantasy ? Albo serialu ?
    A rzeczywistość to już nie wystarcza?

    “It is not necessary to understand things in order to argue about them.”

    “I quickly laugh at everything for fear of having to cry.”
  • Podbiję, Niemcy nakręcili
    "Akcja serialu rozgrywa się w podzielonych Niemczech w roku 1983, w czasie największego wzrostu napięcia między zimnowojennymi blokami. Martin Rauch, młody żołnierz z NRD, zostaje umieszczony pod przykrywką w zachodnioniemieckiej Bundeswehrze, gdzie szpieguje swojego zwierzchnika na zlecenie wywiadu."


  • Powoli nadrabiam zaległości. Obejrzałam z dużym zainteresowaniem "Wroga nr jeden". Lubię kino oparte na faktach. Ten film miał różne recenzje, ale tak sobie myślę, że (świetnie zresztą zagrana) główna rola kobiety w zabiciu Osamy, to świadomy policzek dla wyznawców Allaha. Jak było naprawdę wiedzą tylko wtajemniczeni. Autorzy filmu udzielają bardzo enigmatycznego wywiadu, podkreślając równocześnie dużą wiarygodność całej historii. I bardzo dobrze:)
  • Ja byłem na tym filmie w kinie. Akcja zdejmowania Osamy na dużym ekranie była elektryzująca wręcz, czułem jakbym był naocznym świadkiem tych wydarzeń. Wg mnie bardzo dobry film.

    JORGE>
  • @Mmaria - gdzie obejrzałaś ten film?
  • Polecam "Paradise Now" o dwóch Palestyńczykach - zamachowcach samobójcach.
    O godności i woli życia.
    Plus ciekawe pokazanie szerszego kontekstu.
    Warto.
  • @Mmaria - gdzie obejrzałaś ten film?
    W domu na dvd. Przecież piszę, że zaległości odrabiam.
    Jagbyco służę wiadomo czym :-*
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.