A z tych okołoweterynaryjnych tematów, to pekalismy ze śmiechu, nad wydarzeniem u naszych znajomych. Znajomy marzył , by dzieci jeździly konno , a ponieważ mogł, to konia im kupił. I kiedyś przywieźli temu koniu klacz do pokrycia, na te ekscytujące momenty nadjechała mamcia, legenda i postrach łódzkich licealistów. I córcia , lekko zażenowana, ostrzegła ją- wiesz mamusiu, nie przestrasz sie bo konik sie wyprawił.
Mario, w to widziałaś? Nie wszystkie te nowe lektury znam, ale te, które znam są porządne.
Od siebie jeszcze polecę Karola Olgierda Borchardta "Znaczy kapitan" i inne. I nieodmiennie książki Anny Łaciny, szczególnie "Kradzione róże", są o miłości i o takich zwykłych rodzinach, których zbawcy świata nie lubią. Ale przyznaję, że naszym dzieciom mniej się podobają niż mi (szału nie ma, ale z grzeczności się zapoznam).
Ze "Znaczy Kapitanem" mam cudne wspomnienie. Owóż dostałam go od św. Mikołaja, spędzając z rodziną święta Bożego Narodzenia u dziadków w Lublinie. Wracaliśmy do domu pociągiem. Skulona przy oknie, na początku próbowałam tłumić śmiech. Potem chyba już nie dałam rady. Dość, że rozbawiłam cały przedział. Ja chichotałam nad książką, reszta pasażerów, życzliwym okiem patrząc na 12-13-letnią dziewczynkę pochyloną nad grubaśnym tomem.
Przypomniało mi to przygodę, jak kiedyś wracałem nocnym autobusem i czytałem sobie tom reportaży Pruszyńskiego. Jako że byłem mocno znużony, to w pewnym momencie przykimałem. Ze snu wyrwał mnie okrzyk wstrząśniętego współpasażera: "Jakże to!? Zasypia pan przy lekturze najlepszego polskiego reportażysty???"
@Kazio - dzięki. Wg mnie proponowane zmiany w listach lektur (niektóre) jednak kontrowersyjne, pomimo, że pozycje porządne. Ale rozmowa na ten temat raczej w innym wątku. Tu tylko wrzucę, że żal mi usunięcia "Zaczarowanej zagrody" Centkiewiczów. To pierwsza lektura niemal samodzielnie przeczytana przez Piotrka. Tzn. on czytał na głos jedną stronę, ja następną i w ten sposób dotarliśmy do końca. A historyjka okazała się urocza.
Maria napisal(a): @Kazio - dzięki. Wg mnie proponowane zmiany w listach lektur (niektóre) jednak kontrowersyjne, pomimo, że pozycje porządne. Ale rozmowa na ten temat raczej w innym wątku. Tu tylko wrzucę, że żal mi usunięcia "Zaczarowanej zagrody" Centkiewiczów. To pierwsza lektura niemal samodzielnie przeczytana przez Piotrka. Tzn. on czytał na głos jedną stronę, ja następną i w ten sposób dotarliśmy do końca. A historyjka okazała się urocza.
A dziwne, bo ja ją ostatnio czytałem, tę zagrodę, na podobnej zasadzie z moją młodzieżą. Fajna, lekka rzecz. I nawet nie ma kulturraubu i ekspropriacji kulturowej, bo na Antarktydzie nie mieszkają żadne ludy chronione modnymi szajbami.
Zazu napisal(a): Jeśli o Verne'a chodzi, to polecam "Dwa lata wakacji". A tak na marginesie: nie pojmuję tej wielkiej troski o dziecięcą lekturę. Młoda niechże sobie czyta wszystko co jej wpadnie w łapięta, bo na tym ten myk polega. Czytać trzeba rozmaite książki: te kiepskie i głupie, ale też te lepsze, mądrzejsze. Tak się właśnie kształtuje myślenie i umiejętność wyboru. Nie warto włazić dzieciom w każdą szczelinę, bo z tego nigdy nic korzystnego nie wynika. Mieszanina lektur, nawet chaotyczna, niesie to coś, co zwiemy oczytaniem. Wiedza o świecie tkwi nie tylko w mądrych poemach i idealnej duchowo prozie. Prawda, że czasem trzeba młodemu podsunąć to i owo, ale raczej z tym nie przesadzać. Jest takie powiedzonko: Nie pamięta wół jak cielęciem był. Ano właśnie...
Może kiedyś byłoby to zdanie prawdziwe. Dziś nie jest. Sytuacja bardzo, bardzo się zmieniła w ciągu jednej-dwóch dekad.
Jest truizmem mówienie o tym, że kultura dla dzieci znalazła się na celowniku wszelkiej maści zboczeńców i wykolejeńców, którzy za punkt honoru obrali sobie replikowanie swoich deprawacji (tych małych i dużych) na najmłodszych. Poczynając od książek z genitaliami w nazwie, po patologie opisywane np. w książkach o przygodach skarpetek.
Dzieciak nie ma aparatu krytycznego broniącego przed przyswajaniem do mózgowia napotykanej treści. A nawet jeśli się on pojawia, to twórcy - jak obserwuję - dbają o to, by treść sączyć bardziej subtelnie.
Do tego dwie hipotezy prowokacyjno-oburzające: - pluralizm przyswajanych treści nie jest wartością samą w sobie; - "czytanie książek" również nie jest wartością samo w sobie, dodatkowo urosło do rangi dogmatu/fetyszu.
To jest podobne do tego co mówią ludzie od teorii muzyki. Słuchanie fałszywych melodii utrudnia naukę rozpoznawania czystych dźwięków. Czytanie książek napisanych złą polszczyzną i/lub z syfiastą treścią wydaje się działać podobnie i zostawiać ślad w odbiorcy.
Uprzedzając kontrargumenty ze skrajności: jest cała przestrzeń możliwości między filozofią "ojtam ojtam" na jednym biegunie a Domowym Instytutem Kontroli Wydawnictw i Widowisk na biegunie przeciwległym.
Właśnie. Dziecko jest w zasadzie bezradne w starciu z dorosłym który ma złe intencje. Atak w dzieci jest naturalny bo dorosłego jest ciężko zepsuć. Najłatwiej zepsuć dziecko.
Nina (4 lata) opowiada co robili w przedszkolu: N: (..) i Michał (imię dziecka zmienione) nie chciał się przyznać, więc Ala (imię dziecka zmienione) przyznała się Pani za niego. R: Co to znaczy przyznała się za niego? (zapytałem, bom zgłupiał) N: No powiedziała Pani co Michał zrobił (wzrok wskazywał, że córka nie dowierza, że rodzic może być tak niekumaty)
ms.wygnaniec napisal(a): Ala (imię dziecka zmienione) przyznała się Pani za niego. R: Co to znaczy przyznała się za niego? (zapytałem, bom zgłupiał) N: No powiedziała Pani co Michał zrobił (wzrok wskazywał, że córka nie dowierza, że rodzic może być tak niekumaty)
Nasz 4-latek ma taką frazę "podzieliłem się z Piotrusiem", młodszym, i tak jak Wojtek odłamie kawałek jedzenia i da Piotrusiowi to jest "podzieliłem się", ale jak Wojtek odłamie kawałek jedzenia Piotrusia i sobie zje to też mówi, że "podzieliłem się z Piotrusiem".
A a ta córka, teraz już pannica ale kiedyś była bardzo mała. Miała może pięć lat gdy byłem z nią w restauracji Music Cafe w naszym Kraśniku. A tam stoły były poprzedzielane takimi przepierzeniami, z których każde miało taką pionowa rurkę jako element dekoracyjny. Na ścianie zaś duży telewizor wyświetlał teledyski muzyczne bo przecież "Music Cafe". No to puścili klip o panience w tatuażach i w samej bieliźnie. jak tańczy na rurze. Ale tak po chwili widzę, że ludzie zerkają, śmieją się ukradkiem. Zaglądam za przepierzenie a tam Zuzanna analogicznie wyczynia popisy na tej rurce. No to mówię; "-Oj, nie chcę żebyś ty na rurze tańczyła!" - "A dlaczego? Tato?
("Dlaczego, dlaczego?" pyta.... )
-Bo się spocisz!!!"
No to siadła: -"Też będę miała takiego orła!" Bo ta tancerka ruralna miała na granicy tyłka jakieś skrzydła czy coś.
-NIE!!! - Dlaczego?!!'- postawiła oczy w słup...
("Dlaczego, dlaczego...")
- Bo ten "orzeł" to nie jest polski orzeł. Widzisz? Przypomina niemieckiego orła. A Niemcy to wróg Polski!" - mówię zadowolony z siebie.
-Aaaaaha!"- (z takim zrozumieniem!)
Po chwili: " Będę miała polskiego orła! I ten orzeł pokona niemieckiego orła!!!"
Na to już nic nie rzekłem bo i nie było chyba sensu brnąc w to dalej. Gdzież by bowiem mogło ponieść rozmowę jedyne trzeźwe pytanie jak ona sobie to wyobraża. Że ten nasz z tyłka pokona owego z tyłka.
Naśladownictwo straszna rzecz ;-) Moja wnuczka Zosia, chyba ze 2 lata temu, czyli jako około 3-latka wzięła nożyczki i poprzecinała sobie spodnie. Gdy się pokazała mamie, czyli mojej Córce, ta wykrzyknęła zdumiona: "Zosiu, co ty zrobiłaś?!" A Zosia na to spokojnie: "Pani w autobusie takie miała."
Komentarz
Znajomy marzył , by dzieci jeździly konno , a ponieważ mogł, to konia im kupił.
I kiedyś przywieźli temu koniu klacz do pokrycia, na te ekscytujące momenty nadjechała mamcia, legenda i postrach łódzkich licealistów.
I córcia , lekko zażenowana, ostrzegła ją- wiesz mamusiu, nie przestrasz sie bo konik sie wyprawił.
Od siebie jeszcze polecę Karola Olgierda Borchardta "Znaczy kapitan" i inne.
I nieodmiennie książki Anny Łaciny, szczególnie "Kradzione róże", są o miłości i o takich zwykłych rodzinach, których zbawcy świata nie lubią. Ale przyznaję, że naszym dzieciom mniej się podobają niż mi (szału nie ma, ale z grzeczności się zapoznam).
https://niestatystyczny.pl/2021/06/10/zaprezentowana-zostala-lista-proponowanych-zmian-w-spisie-lektur-szkolnych/?fbclid=IwAR1Q86Wt5WHst9vheLEAx0RqbXdPByCLQBYYUHXDOQtLQ1SgyLj9k10kUkA
Igrzyska śmierci są też chętnie czytane przez nastolatków.
Owóż dostałam go od św. Mikołaja, spędzając z rodziną święta Bożego Narodzenia u dziadków w Lublinie. Wracaliśmy do domu pociągiem.
Skulona przy oknie, na początku próbowałam tłumić śmiech. Potem chyba już nie dałam rady.
Dość, że rozbawiłam cały przedział.
Ja chichotałam nad książką, reszta pasażerów, życzliwym okiem patrząc na 12-13-letnią dziewczynkę pochyloną nad grubaśnym tomem.
Wg mnie proponowane zmiany w listach lektur (niektóre) jednak kontrowersyjne, pomimo, że pozycje porządne.
Ale rozmowa na ten temat raczej w innym wątku.
Tu tylko wrzucę, że żal mi usunięcia "Zaczarowanej zagrody" Centkiewiczów. To pierwsza lektura niemal samodzielnie przeczytana przez Piotrka. Tzn. on czytał na głos jedną stronę, ja następną i w ten sposób dotarliśmy do końca.
A historyjka okazała się urocza.
Ja (49)
Z: -Tato, ty poderwałeś mamę metodą "na głupka"?
J: - ?????
Z:- No bo zawsze świrujesz przed ekspedientkami. Jak dzisiaj z tą peruką...
Chwila milczenia.
J: -Ale przecież kobiety lubią....
Z: -Nie, nie lubią!
- NA ŻYYYDAAA!
Hity internetu.
- Ty psychologu!
i tekst ulubiony przez moją Córkę:
"wykłuje nam gałki ocne!"
"ZA DŁUGO! ZA DŁUGO!! ZA DŁUGO!!!"
Chrześniak:
- Głodny jestem.
My:
- Zaraz będziemy w domu. Zjedz jabłko. Oszukasz trochę głód.
Chrześniak:
- Mój głód nie jest taki głupi.
N: (..) i Michał (imię dziecka zmienione) nie chciał się przyznać, więc Ala (imię dziecka zmienione) przyznała się Pani za niego.
R: Co to znaczy przyznała się za niego? (zapytałem, bom zgłupiał)
N: No powiedziała Pani co Michał zrobił (wzrok wskazywał, że córka nie dowierza, że rodzic może być tak niekumaty)
"-Oj, nie chcę żebyś ty na rurze tańczyła!"
- "A dlaczego? Tato?
("Dlaczego, dlaczego?" pyta.... )
-Bo się spocisz!!!"
No to siadła:
-"Też będę miała takiego orła!"
Bo ta tancerka ruralna miała na granicy tyłka jakieś skrzydła czy coś.
-NIE!!!
- Dlaczego?!!'- postawiła oczy w słup...
("Dlaczego, dlaczego...")
- Bo ten "orzeł" to nie jest polski orzeł. Widzisz? Przypomina niemieckiego orła. A Niemcy to wróg Polski!" - mówię zadowolony z siebie.
-Aaaaaha!"- (z takim zrozumieniem!)
Po chwili:
" Będę miała polskiego orła! I ten orzeł pokona niemieckiego orła!!!"
Na to już nic nie rzekłem bo i nie było chyba sensu brnąc w to dalej. Gdzież by bowiem mogło ponieść rozmowę jedyne trzeźwe pytanie jak ona sobie to wyobraża. Że ten nasz z tyłka pokona owego z tyłka.