Jest. To zło nazywa się rasizm. Dając czarną aktorkę do roli królowej angielskiej sugerujemy, że czarni mogli być królami w Anglii, co jest nieprawdziwe. Ukrywamy w ten sposób rasizm dawnych Anglików a ukrywając zbrodnie stajemy się jej wspólnikami. Kodeksy mają nawet nazwę na to przestępstwo, nazywa się to współudział po fakcie.
Jest to zbyt przewrotne, żeby powszechnie użyć. Ale bezwzględnie logiczne.
Ale w Korei Płn. (nie Płd.) obsadza się niebiałych w rolach białych z powodu ubóstwa materiału, nie doktryny. Mazanie Otella na czarno było OK - póki nie pojawili się ciapaci aktorzy o talencie do grania Otella.
Chyba a to nie jest takie 0-1. Rozumiem jeśli rasa czy etniczność jest jakimś ważnym wątkiem w sztuce, ale jeśli dzieło jest o czym innym, to dlaczego nie? Nie wiem czy ktoś oglądał Hamiltona - dobór rasowo nie komponujących się aktorów w ogóle nie przeszkadza. Czarny nigdy nie może zagrać Makbeta?
wildcatter1 napisal(a): Czarny nigdy nie może zagrać Makbeta?
Uniwersalność historii polega na tym, że kolor skóry nie ma znaczenia. Najlepszego Makbeta zagrał żółty
No taka jest z grubsza moja teza - ze jeśli historia jest uniwersalna i rasa nie gra głównej roli to czarni mogą grać białych a żółci czarnych i nic w tym złego nie ma, wręcz przeciwnie może to być z pożytkiem dla sztuki i więzi społecznych.
peterman napisal(a): Anna Boleyn to postać historyczna. Tak samo Hamilton.
Makbet - niekoniecznie.
Tak samo "niekoniecznie" jak Mieszko I. Nie wiemy wszystkiego o młodości i w ogóle źródeł z tego okresu jest mało, ale faktowi istnienia postaci naprawdę trudno zaprzeczać.
peterman napisal(a): Anna Boleyn to postać historyczna. Tak samo Hamilton.
Makbet - niekoniecznie.
Tak samo "niekoniecznie" jak Mieszko I. Nie wiemy wszystkiego o młodości i w ogóle źródeł z tego okresu jest mało, ale faktowi istnienia postaci naprawdę trudno zaprzeczać.
wcięło pendrajwa ze zdjęciami?
btw nowa ekranizacja o Kolumbie czy Wołodyjoskim z Afro(amerykanami)?
O! O Kulombie to prawie jak o Wołodyjoskim, gdyż istnieje teorya historyczna, że Kulomb to był syn Władysława Warneńczyka, który wcale nie zginą pod Warną a wycofał się z życia publicznego.
Pytanie, czy silimy się na historyczny realizm czy na inne treści. Czarność / żółtość odtwórcy Makbeta nie razi nas, bo szekspirowska opowieść nie sili się na realizm, jest uniwersalną opowieścią o władzy. Z kolei film o Kolumbie nie byłby żadną uniwersalną opowieścią tylko filmem historycznym.
A od czego ta dyskusja o "czarności" wyszła? Od Diuny. Od filmu SF dziejącego się - jak czytam opis - na jakiejś innej planecie. To co, nic tylko silić się na historyczność i żadnych nie-Europejczyków w kosmosie?
Jeszcze inną kwestią jest natomiast na siłę wpychanie pewnych wątków we współczesnej kinematografii. W filmie musi być czarny, gej, lesbijka itd. Tyle że to dotyczy tak dzieł oryginalnych, jak i adaptacji.
W Diunie wszelako najlepsze jest, że zdradziecki pan doktór to Kitajec, wszyscy inni to z grubsza Holendrzy, a Harkonnen ma na imię Władek.
Natomiast jeśli rozhozi się o skład rasowy tayszy Fremenów, którzy już w książce robili za Arabitów i organizowali różne dżihady, to czułem się wśród nich jak w Marokko czy nawet bardziej Mauretanii. Tenże skład rasowo-odzieżowy.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): W Diunie wszelako najlepsze jest, że zdradziecki pan doktór to Kitajec, wszyscy inni to z grubsza Holendrzy, a Harkonnen ma na imię Władek.
Natomiast jeśli rozhozi się o skład rasowy tayszy Fremenów, którzy już w książce robili za Arabitów i organizowali różne dżihady, to czułem się wśród nich jak w Marokko czy nawet bardziej Mauretanii. Tenże skład rasowo-odzieżowy.
Widać, że terminologicznie Marszał jest lepszy, ale Łoziński też zalicza parę trafień. Ogólnie to brałbym stąd i stamtąd terminy.
Dziwowałem się, że we filmie mówili "filtrak" zamiast normalnie, "filtrfrak", ale okazuje się, że Marszał zrewidował tłomaczenie, żeby się aktorowie nie zapluli. Czekaj, ale to nie było dubbingowane.
rozum.von.keikobad napisal(a): Od filmu SF dziejącego się - jak czytam opis - na jakiejś innej planecie. To co, nic tylko silić się na historyczność i żadnych nie-Europejczyków w kosmosie?
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): W Diunie wszelako najlepsze jest, że zdradziecki pan doktór to Kitajec, wszyscy inni to z grubsza Holendrzy, a Harkonnen ma na imię Władek.
Natomiast jeśli rozhozi się o skład rasowy tayszy Fremenów, którzy już w książce robili za Arabitów i organizowali różne dżihady, to czułem się wśród nich jak w Marokko czy nawet bardziej Mauretanii. Tenże skład rasowo-odzieżowy.
Natomiast mam wrażenie, że trochę umyka nam cięgiem fakt, że istotnemi postaci w tejże opowieści jest pan Władek z sąsiedztwa i jego zbuntowana córka Dżesika, która na złość tatulkowi płodzi dziecię z konkubentem. Od razu się swojszczej poczułem, uświadomiwszy tosobie.
rozum.von.keikobad napisal(a): A od czego ta dyskusja o "czarności" wyszła? Od Diuny. Od filmu SF dziejącego się - jak czytam opis - na jakiejś innej planecie. To co, nic tylko silić się na historyczność i żadnych nie-Europejczyków w kosmosie?
Wyszła dyskusja od tego, że napisałem, że zmieniłi białego faceta na czarną kobietę. Oczywiście zmiana płci jest tu dużo bardziej istotna, ale nie wiem czemu wszyscy się uczepili koloru skóry.
Bo tutej wszyscy rasiści a nie mizoginy. Nie to co ja. Bo ja to na odwyrtkę, rasistą nie jestem no bo jak mogie być jak mam żonę Filipinkie , a? Za to tak mam, że zawsze bajeruję ładne kobitki, a w lewackiej nowomowie nazywa się toto "uprzedmiotowienie seksualne", hehe. Ale dzięki Bogu my wife to wogle zazdrosna nie jest, ma poczucie humoru i wie, że ze mnie jajcarz niemożebny jest. Np. dzisiej szliśmy se na spacer z pieskiem a jedna lasencja na widok onego: "What a cutie!", a ja bez zastanowienia: "Thank you, and so are you!". Dziunia się rozpromieniła, na co moja żona tylko zamrygała i przewróciła oczamy.
https://www.salon24.pl/u/smocze-opary/1179216,swiszczoly Z Hansem Zimmerem problem jest następujący: jedynie jeden film z jego muzyka jest oglądalny a następne już są problematyczne. Ja widziałem najpierw Blade Runnera 2049 a potem Dunkierkę dlatego muzykę BR2049 oceniłem wysoko a z Dunkierką miałem problemy. Z kolei ci co najpierw obejrzeli Dunkierkę a potem BR sarkali często na soundtracka bladerunnerowego. Teraz mamy zaś Diunę w reżyserii Denisa Villeneuve z muzyka wspomnianego Zimmera: co chwilę świszczoły jakieś, dudnienia. Ryczą tam a jak ma być podniośle to wyją. Aaaaaaaaauuuuuuu! Muzyka to jakąś melodię powinna mieć, jakiś rytm, jakieś cokolwiek. Zwróćcie uwagę na pierwszy dźwięk filmu: takie beczenie z wiadra. Tak se machłem po seansie. Co ja poradzę że taka narracja się mię lepiej podoba niż Marvele? Trylogia Godzilli natomiast jest lepsza, że o Bombelku nie wspomnę. Orville, The, polecam.
Komentarz
Makbet - niekoniecznie.
btw
nowa ekranizacja o Kolumbie czy Wołodyjoskim z Afro(amerykanami)?
A od czego ta dyskusja o "czarności" wyszła? Od Diuny. Od filmu SF dziejącego się - jak czytam opis - na jakiejś innej planecie. To co, nic tylko silić się na historyczność i żadnych nie-Europejczyków w kosmosie?
Jeszcze inną kwestią jest natomiast na siłę wpychanie pewnych wątków we współczesnej kinematografii. W filmie musi być czarny, gej, lesbijka itd. Tyle że to dotyczy tak dzieł oryginalnych, jak i adaptacji.
Natomiast jeśli rozhozi się o skład rasowy tayszy Fremenów, którzy już w książce robili za Arabitów i organizowali różne dżihady, to czułem się wśród nich jak w Marokko czy nawet bardziej Mauretanii. Tenże skład rasowo-odzieżowy.
Nie dudnika, tylko od razu grota-gończaka.
Fajnie różnice w tłomaczeniach rozkminia Łajka: https://pl.wikipedia.org/wiki/Diuna_(powieść)#Tłumaczenia_i_różnice_w_terminologii
Widać, że terminologicznie Marszał jest lepszy, ale Łoziński też zalicza parę trafień. Ogólnie to brałbym stąd i stamtąd terminy.
Dziwowałem się, że we filmie mówili "filtrak" zamiast normalnie, "filtrfrak", ale okazuje się, że Marszał zrewidował tłomaczenie, żeby się aktorowie nie zapluli. Czekaj, ale to nie było dubbingowane.
👣
🐾
🐾
Z Hansem Zimmerem problem jest następujący: jedynie jeden film z jego muzyka jest oglądalny a następne już są problematyczne. Ja widziałem najpierw Blade Runnera 2049 a potem Dunkierkę dlatego muzykę BR2049 oceniłem wysoko a z Dunkierką miałem problemy. Z kolei ci co najpierw obejrzeli Dunkierkę a potem BR sarkali często na soundtracka bladerunnerowego. Teraz mamy zaś Diunę w reżyserii Denisa Villeneuve z muzyka wspomnianego Zimmera: co chwilę świszczoły jakieś, dudnienia. Ryczą tam a jak ma być podniośle to wyją. Aaaaaaaaauuuuuuu! Muzyka to jakąś melodię powinna mieć, jakiś rytm, jakieś cokolwiek. Zwróćcie uwagę na pierwszy dźwięk filmu: takie beczenie z wiadra.
Tak se machłem po seansie. Co ja poradzę że taka narracja się mię lepiej podoba niż Marvele?
Trylogia Godzilli natomiast jest lepsza, że o Bombelku nie wspomnę. Orville, The, polecam.
jak w rejsie
polecam
https://pl.wikipedia.org/wiki/Dotyk_smaku