Tak, to był pierwszy serial, jaki oglądałem od nie wiadomo kiedy (Twin Peaks? Dom? Dr Fitz?). Nowy film oglądam raz na pół roku i zazwyczaj po obejrzeniu coś tam napiszę. Ale tu było inaczej. Puściłem pierwszy odcinek po rekomendacji, główny temat jako wydumany słabo mnie zainteresował. Zapewne istnieją techniki czytania twarzy, jednak nie są one wykorzystywane w sposób przedstawiony w obrazie, czyli na zasadzie dowodu w sprawie. Raczej tak, jak w Cungło, czyli do rządzenia ludem. Zainteresowały mnie jednak wątki rasowe i po jednym odcinku wyekstrahowałem "regułę". Pozostałe 4 oglądałem tylko po to, by sprawdzić, czy reguła się potwierdzi i tak było. Dalej nie oglądam, bo odcinki są generalnie na niskim poziomie (a może po prostu nie trafiły w moje gusta).
A (przed)ostatni film, jaki widziałem pierwszy raz (bo ostatni mogę polecić tylko paniom - sympatyczny filmik o parze, która spotyka się mniej więcej raz w roku, w tej samej dacie - z Anne Hathaway) to był Człowiek Słoń, bardzo piękny, niezwykle wzruszający, oryginalnie zrealizowany i świetnie zagrany. W dodatku na faktach. 10/10 - arcydzieło.
dosyć stary ten serial, teraz sztuczna inteligencja odczytuje nasze uczucia, na razie tylko w niektórych miejscach (z Żabek jakiś czas temu mieliśmy takie doniesienia).
Czas, Szanowni, albo nosić maseczki i okulary, albo ćwiczyć się w tzw minie indianina.
KazioToJa napisal(a): dosyć stary ten serial, teraz sztuczna inteligencja odczytuje nasze uczucia, na razie tylko w niektórych miejscach (z Żabek jakiś czas temu mieliśmy takie doniesienia).
Czas, Szanowni, albo nosić maseczki i okulary, albo ćwiczyć się w tzw minie indianina.
Ja zasię widziałem wczorej seriallo "Amerykańscy bogowie", a nie polecam tut. Zbiorowości.
Wszyscy znamy i lubimy gatunek sztuki pt. "trailer lepszy od swojej filmozy", ale "czołówka lepsza od filmozy" to jeszcze chyba nie bełło, nawet "Biały delfin Um" do tego nie należał.
Podivejte!
A poza czołówką? Pff, tfurcy osiem godzin mieli, żeby zmontować jakąś akcję. No i owszem, są walki, są momenty, ba nawet jeden tak pedalski że trzeba przesuwać do przodu filmozę. Ale po tych ośmiu godzinach nie mamy w cale wielgiego finału, w którym wszyscy wszystkim ślą życzenia i żyją długo i szczęśliwie.
Przeciwnie, na końcu jest taki dość wujowaty klifhangar, który pozostawił mnie ze szczęką co prawda opadniętą, ale do ziewanka.
Szkoda czasu y atłasu. Drugiej serii nie zaczynałem nawet (1) bo się poczułem oszukany, że nie było fajnale grendaj, (2) fanbaza szczekała, że dużo gorsza ta seria.
Ano. Druga seria ponoć gorsza, trzecia lepsza niż druga ale też takase.
Przy okazji ciekawostka - sezon 1, 2 i 3 napisali zupełnie inni ludzie. Żadne nazwisko nie powtarza się w dwóch różnych seriach. Jest to zjawisko niecodzienne, potwierdzające jeno że serial nie ma wytyczonego przystanku końcowego.
Dla mnie jezdo chamówa, zero szaconku dla odbiorcy. Ja się piszę na opowieść, która ma zawiązanie, rozwinięcie i zakończenie, a nie takie tam snucie, o ciekawe co mi do łba potem przyjdzie, a nie czekaj, to będzie fajniejsze. Oooo, nie będzie czwartej serii? Trudno, skończymy bez zakończenia, i tak nie miałem pomysłu.
MarianoX napisal(a): Wątek gejoski odpowiednio wyeksponowany jest? Jest. Menora w czołówce jest? Jest. Parytet BLM/LGBTQ+ w obsadzie zachowany? Zachowany.
Czegóż chcieć więcej od serialu?
Jeśli jeszcze postać eksponujaca własną religijność okazuje się psycholem, to w ogóle miód-malina....
W sumie to nie wiem czy w tym serialu są jeszcze jacyś 'zwykli' ludzie. Sami bogowie albo istoty nadprzyrodzone pomniejszego płazu.
Nooo, a główny, z przeproszeniem, bohater?
Na koniec Shadow Moon [spoiler] okazał się półbogiem. Z potencjałem na awans do panteonu.
Pfff, ale ściema!
To u Dukaja, w "Innych pieśniach" było trzykroć lepiej, gdyż pod koniec gławnyj bagatyr okazał się zwykłym człowieniem, który wszelako dzięki swym przewagom i wogle, poprowadził wszystkich ziemskich bogów do walki p-ko kosmonautom. I to było godnościowe.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Ja się piszę na opowieść, która ma zawiązanie, rozwinięcie i zakończenie.
W takiej razie proszę unikać seriali z wyjątkiem może seriali detektywistycznych w rodzaju Szerloka, Pułarota i Mętalisty. Generalnie polecam książki ze szczególnym uwzględnieniem klasyki. Leo Perutz, Arturo Perez Reverte, ETA Hoffmann, Friedrich Dürrenmatt, te klimaty.
Ja dlatego, jak mi ktoś poleca serial, to pytam, czy on ma koniec. Bo jak nie ma, to misie nie chce oglądać. Dałem się niegdyś wciągnąć w jakieś Twin Peaks, myślałem, że to serial kryminalny a było nudniej i głupiej, lecz bez końca. To co wyżej Los pisze, to są tzw. seriale, gdzie każdy odcinek jest oddzielną całością. Taki serial z końcem to się chyba teraz nazywa miniserial. Jezus z Nazaretu Duma i uprzedzenie Na południe od Brazos.
O! Polacy też takie seriale robili. SOS chociażby. A także seriale ekranizacje powieści. Sporo tego było, np. Lalka.
Atak serio. "Babilon 5" był swego czasu przełomem telewizorowym - coś co na początku wydawało się proceduralnym kosmicznym tasiemcem okazało się całością od początku do końca żelazno prawico Straczyńskiego zaplanowaną i w większości wykonaną, mimo stanowczego oporu tzw. materii.
Nuale pisarzy takiego formatu nie ma w branży wielu.
Na HBO Max jest teraz odnowiona superowa wersja, ale to pewnie tylko Amerykówek. Ja mam kompletny box DVD (razem z filmami i jedynym sezonem 'Crusade') z dawnych czasów.
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Ja się piszę na opowieść, która ma zawiązanie, rozwinięcie i zakończenie.
W takiej razie proszę unikać seriali z wyjątkiem może seriali detektywistycznych w rodzaju Szerloka, Pułarota i Mętalisty. Generalnie polecam książki ze szczególnym uwzględnieniem klasyki. Leo Perutz, Arturo Perez Reverte, ETA Hoffmann, Friedrich Dürrenmatt, te klimaty.
Wicie, jezdo tak: a) Istniejo seriale, w których każda seria ma od początku do końca przemyślane wszystko i godnościowe finale grande na kącu. Przykładowo -- Billions, Der Last Kingdom b) Istniejo i take, które są przemyślane wogle od początku do końca, z założeniem na pedzmy jedną (Zero Zero Zero) albo i czy serie (Dark) c) A so i take, dzie całą serię można obeźrzeć, nie ma finała grandiego i wogle szlag trafia spokojnego konsumenta treści rozrywkowej (Hamerykańscy bogowie)
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Istniejo seriale, w których każda seria ma od początku do końca przemyślane wszystko i godnościowe finale grande na kącu.
Tja, a potem dają drugi sezon
Przemyślane od początku do końca były tylko angielskie miniseriale z lat 70-tych w rodzaju Tinker Taylor i Smiley's People, to były właściwie filmy fabularne podzielone na odcinki.
PS. Przetłumaczenie Last Kingdom jako Upadek Królestwa to arcydzieło sztuki translatorskiej i znak czasów - dziennikarze nieznający polskiego, tłumacze nieznający angielskiego...
Szturmowiec.Rzplitej napisal(a): Istniejo seriale, w których każda seria ma od początku do końca przemyślane wszystko i godnościowe finale grande na kącu.
Tja, a potem dają drugi sezon
Przemyślane od początku do końca były tylko angielskie miniseriale z lat 70-tych w rodzaju Tinker Taylor i Smiley's People, to były właściwie filmy fabularne podzielone na odcinki.
PS. Przetłumaczenie Last Kingdom jako Upadek Królestwa to arcydzieło sztuki translatorskiej i znak czasów - dziennikarze nieznający polskiego, tłumacze nieznający angielskiego...
Noji, niech se będzie druga seria, mię to nie boli. Byle pierwszą zakączyć finałem grandem a nie wmordeczkie kopanem klifhangarem.
Der Last Kingdom jest dobrym egzemplum, gdyż powstało na kanwie cyklu powieści, z których każdy tomik miał jakiś tam wstęp, następnie rozwinięcie, zakączenie i spis treści.
Co zaś o tłomaczenia tytułów idzie, to mistrzostwo dzierżą tłumacze z lat 80.
Amerykanin patrzy na plakat "Obcy ósmy pasażer Nostromo" -- Ty, co to za filmoza, mój polski przyjacielu? -- Alien. -- Aha. A ten? -- i wskazuje na plakat "Obcy decydujące starcie" -- Aliens. -- Wmordeczkie, skomplikowany u was język, nie ma co!
Komentarz
Czas, Szanowni, albo nosić maseczki i okulary, albo ćwiczyć się w tzw minie indianina.
Wszyscy znamy i lubimy gatunek sztuki pt. "trailer lepszy od swojej filmozy", ale "czołówka lepsza od filmozy" to jeszcze chyba nie bełło, nawet "Biały delfin Um" do tego nie należał.
Podivejte!
A poza czołówką? Pff, tfurcy osiem godzin mieli, żeby zmontować jakąś akcję. No i owszem, są walki, są momenty, ba nawet jeden tak pedalski że trzeba przesuwać do przodu filmozę. Ale po tych ośmiu godzinach nie mamy w cale wielgiego finału, w którym wszyscy wszystkim ślą życzenia i żyją długo i szczęśliwie.
Przeciwnie, na końcu jest taki dość wujowaty klifhangar, który pozostawił mnie ze szczęką co prawda opadniętą, ale do ziewanka.
Szkoda czasu y atłasu. Drugiej serii nie zaczynałem nawet (1) bo się poczułem oszukany, że nie było fajnale grendaj, (2) fanbaza szczekała, że dużo gorsza ta seria.
Przy okazji ciekawostka - sezon 1, 2 i 3 napisali zupełnie inni ludzie. Żadne nazwisko nie powtarza się w dwóch różnych seriach. Jest to zjawisko niecodzienne, potwierdzające jeno że serial nie ma wytyczonego przystanku końcowego.
Menora w czołówce jest? Jest.
Parytet BLM/LGBTQ+ w obsadzie zachowany? Zachowany.
Czegóż chcieć więcej od serialu?
Jeśli jeszcze postać eksponujaca własną religijność okazuje się psycholem, to w ogóle miód-malina....
Na koniec Shadow Moon [spoiler] okazał się półbogiem. Z potencjałem na awans do panteonu.
Pfff, ale ściema!
To u Dukaja, w "Innych pieśniach" było trzykroć lepiej, gdyż pod koniec gławnyj bagatyr okazał się zwykłym człowieniem, który wszelako dzięki swym przewagom i wogle, poprowadził wszystkich ziemskich bogów do walki p-ko kosmonautom. I to było godnościowe.
To co wyżej Los pisze, to są tzw. seriale, gdzie każdy odcinek jest oddzielną całością. Taki serial z końcem to się chyba teraz nazywa miniserial.
Jezus z Nazaretu
Duma i uprzedzenie
Na południe od Brazos.
O! Polacy też takie seriale robili.
SOS chociażby.
A także seriale ekranizacje powieści. Sporo tego było, np. Lalka.
Nuale pisarzy takiego formatu nie ma w branży wielu.
a) Istniejo seriale, w których każda seria ma od początku do końca przemyślane wszystko i godnościowe finale grande na kącu. Przykładowo -- Billions, Der Last Kingdom
b) Istniejo i take, które są przemyślane wogle od początku do końca, z założeniem na pedzmy jedną (Zero Zero Zero) albo i czy serie (Dark)
c) A so i take, dzie całą serię można obeźrzeć, nie ma finała grandiego i wogle szlag trafia spokojnego konsumenta treści rozrywkowej (Hamerykańscy bogowie)
Przemyślane od początku do końca były tylko angielskie miniseriale z lat 70-tych w rodzaju Tinker Taylor i Smiley's People, to były właściwie filmy fabularne podzielone na odcinki.
PS. Przetłumaczenie Last Kingdom jako Upadek Królestwa to arcydzieło sztuki translatorskiej i znak czasów - dziennikarze nieznający polskiego, tłumacze nieznający angielskiego...
Der Last Kingdom jest dobrym egzemplum, gdyż powstało na kanwie cyklu powieści, z których każdy tomik miał jakiś tam wstęp, następnie rozwinięcie, zakączenie i spis treści.
Amerykanin patrzy na plakat "Obcy ósmy pasażer Nostromo"
-- Ty, co to za filmoza, mój polski przyjacielu?
-- Alien.
-- Aha. A ten? -- i wskazuje na plakat "Obcy decydujące starcie"
-- Aliens.
-- Wmordeczkie, skomplikowany u was język, nie ma co!
Phantasm przetłumaczono jako Mordercze Kuleczki.