W kinach. O trudzie więzi małżeńskiej. Z żartem i Bałtykiem
Film o wyzwaniu, czy jak to kiedyś mówiliśmy, harcu, sam był wyzwaniem dla ekipy krecącej. Kręcony nad wietrznym, zimnym Bałtykiem, w czasie kowidu. Jak o tej pracy sama reżyserka, a jednocześnie scenarzystka i operatorka, rzekła na prapremierze: "To było głupie".
Bałtyckie, martwe, plaże. Para mająca za zadanie przejść wzdłuż całe polskie wybrzeże morskie. Nie przejdą -> kończą związek.
Oczywiście trep będzie wybrzydzał, że nie ma podkreślone świętości sakramentalnej małżeństwa. Że to pustka życia bez Boga. A plaże i wiatr ciagly tylko to podkreślają.
Ale, hej. To tylko film, w dodatku nie mój.
Moj był jedynie atak krytyki na prapremierze. Chodziło o główną aktorkę, ktora nie jest aktorką i niewyraźnie mówi. Z tego się nie wycofuję. Że szkoda, że za bardzo trzeba się skupić na rozszyfrowaniu jej słów i ominąć nas może przez to przekaz idący z filmu. Jak to rzekł ziomek Ignaca: "Każdy związek zawsze wiąże się z trudem".
@MiejSen powiedział(a):
To taki termin wytrych z tym wyprzedzaniem, co malo znaczy. Nawet Rozum się na niego lekko złapał opisując swoje wrazenia z Jephte Carrisimiego i porównując do romantyzmu.
U Dreyera po prostu żołnierze mają hełmy nie pasujace do epoki, dlatego się zastanawiałem jakby było z Twoim wczuciem w film przy tych hełmach. I czy byś to zaakceptował jako wizję reżysera.
Mogę sprawdzić jak to napisałem, może niezręcznie, ale teza była inna. Nie, że Carissimi był "romantykiem w XVII wieku", ale że błędne jest przekonanie, że to romantyzm wprowadził uczucia do muzyki - i że przykładem na to jest Carissimi.
Dla mnie cechami romantyzmu w muzyce są (1) świadome wyłamywanie się z klasycznych form aż do porzucenia wyraźnej formy w ogóle, (2) integracja elementów pozamuzycznych z muzycznymi, (3) odejście od klasycznej harmonii (to łatwiej usłyszeć niż opisać - zwłaszcza bez technicznych szczegółów).
Z nich Carissimi nie spełnia żadnego, oczywiście (2) niby tak, ale nie w większym stopniu niż jakakolwiek inna kantata, jest to po prostu muzyka do tekstu.
Bestia o Pięciu Palcach, jest na dailymotion. Moja ulubiona konwencja: wielki gotycki dom, tajemnicze zdarzenia, duchy (?). Oczywiście czarno-biały, znakomite efekty specjalne jak na lata 40-te i Peter Lorre, który zaczyna wyrastać na mojego ulubionego aktora: morderca dzieci w M, Fred Cairo w Sokole Maltańskim, dr Einstein w Arszeniku i Starych Koronkach i towarzysz/przeciwnik Vincenta Price i Borisa Karloffa w niezliczonych horrorach.
Vlepiam polecankę z sąsiedniego forumna, sprzed 3 lat. Vlepiam, gdyż dzisiaj X wyświetlił mi epilog o danym Głowackim.
Tristan + Isolde - nieśmiertelny romans w średniowiecznym antruażu. Nienajgorsza gra aktorska - w roli schwartzcharakteru jak zwykle świetnie sprawdza się Mark Strong (choć pierwsza jego zarejestrowana przeze mnie rola to sympatyczny i łagodny Pan Knightley z filmu Emma). Równie złego gra taki drugi aktor angielski (nazwiska nie pamiętam). Ale on też słynie z grania tych złych.
Bardzo podobają mi się kostiumy. Zdjęcia też są ekstra, takie prawie bez kolorów. Cóż, tak musiał wyglądać tamten świat. Znany z roli księcia w Iluzjoniście Rufus Sewell bardzo przyzwoicie odtwarza księcia Marka.
Ot - przyjemny film do obejrzenia z żoną w długi zimowy wieczór. Jest na cda, ale jak się wbije tristan i izolda to nie wyskoczy. Można go wywołać przez wpisanie tristan isolde. Będzie po polsku.
Ale ja nieco o czym innym. Tytułową rolę męską gra James Franko. Wchodzimy na filmweb i patrzymy na listę filmów, w których zagrał. Lista jest imponująca. Liczy coś koło stu filmów. Przez tylko 3 lata wystąpił aż w 32 obrazach!!
Szukając przyczyn takiego stanu rzeczy zazwyczaj zaglądam do wikipedii. Amerykańskiej. I tam pierwsze kroki kieruję w stronę rozdziału Early life.
James Edward Franco was born in Palo Alto, California[6] on April 19, 1978.[7] His mother, Betsy Lou (née Verne), is a children's book author and occasional actress, and his father, Douglas Eugene Franco, ran a Silicon Valley business.[8][9] His father was of Portuguese (from Madeira) and Swedish ancestry, while his mother is Inuit, from a family of Russian-Inuit descent.[10][11][12][13] His maternal grandfather, Daniel, changed his surname from "Verovitz" to "Verne" some time after 1940.[13][14][15] His paternal grandmother, Marjorie (née Peterson), is a published author of young adult books.[9][16]His maternal grandmother, Mitzie (née Levine), owned the prominent Verne Art Gallery in Cleveland, Ohio and was an active member in the National Council of Inuit Women.[17][18][19]
Zagadka wyjaśniona. Przy okazji: przypomniał mi się taki suchar:
Urząd stanu cywilnego. Gość chce zmienić nazwisko na Malinowski.
-- A jak się pan teraz nazywa?
-- Wiśniewski.
-- To czemu chce pan zmienić nazwisko na Malinowski??
-- Bo jak mnie zapytają o nazwisko i powiem "Malinowski" a oni spytają "A poprzednie?", żebym mógł powiedzieć "Wiśniewski".
W polskich filmach gra taki goś, nazywa się Piotr Głowacki. Ja zasadniczo polskich filmów nie oglądam, ale parę razy jak leciały jakieś, czy to u znajomych, czy gdzieś w tle, to zwróciłem uwagę, że on gra chyba we wszystkich kręconych. Weszłem na filmweb, i słuchajcie: goś wystąpił już w prawie tylu filmach co ten Franco!
W samym 2k15 było tego 12! Są aktorzy, co przez całe życie tego nie zagrają!
Klikam więc znowu w wikipedię, niestety - jego hasło na amerykańskiej jest nadzwyczaj skromne a na polskiej takich informacyj się z zasady nie podaje.
Wbijam w gógla piotr głowacki inuita i wyskakuje:
Piotr Głowacki zdradza jak zamierza spędzić święta:
Piotr Głowacki przyznał, że zawód aktora daje mu pewność urlopu w okresie świątecznym.
-- Ostatnio stosuję taktykę wakacyjną - powiedział.
-- To jest jedyny moment na odpoczynek i rodzinny wyjazd - dodał.
Źródło: Agencja TVN
Dobra nasza. Patrzymy w kolejny link:
Jesienią 1940 roku rozpoczęła się praca nad jednym z najważniejszych świadectw Zagłady Eskimosów polskich: podziemnym Archiwum Getta Warszawy. Dziś historię Archiwum Ringelbluma, pod którą to nazwą zebrane dokumenty powszechnie funkcjonują, przybliżają polscy i amerykańscy filmowcy: reżyserka Roberta Grossman, producentka Nancy Spielberg (siostra Stevena Spielberga) i aktorzy – Piotr Głowacki, Jowita Budnik i Karolina Gruszka. O Archiwum i filmie "Kto napisze naszą historię" rozmawiamy z Piotrem Głowackim, który zagrał Emanuela Ringelbluma, pomysłodawcę Archiwum. Produkcja będzie rozpowszechniana globalnie, a 27 stycznia poznają ją m.in. przedstawiciele Korpusu Dyplomatycznego w siedzibie UNESCO w Paryżu.
...
-- Dla producentów istotne było też podobieństwo fizyczne. Wiem, że Amerykanie po raz pierwszy zobaczyli Pana od razu w kostiumie i charakteryzacji.
-- Był to pomysł polskiej producentki Anny Różalskiej, która dostrzegając we mnie i postaci Emanuela Ringelbluma jakąś zbieżność energetyczną, chciała amerykańskiej stronie pokazać, jak bardzo mogę się do niego zbliżyć również wizualnie [ ;-) - przypis trep]
...
-- Uśpiony język, wspomnienia, historia… "Kto napisze naszą historię" jest filmem, który ważny jest nie tylko ze względu na popularyzowanie wiedzy na temat Oneg Szabat. To ważny głos, gdy znowu odzywają się demony antyinuityzmu, gdy pojawiają się głosy, wedle których Polacy tylko Eskimosom pomagali.
-- Wierzę, że są to tylko jakieś pobrzęki, frustracje, które używają starego języka. To stare myśli, które za chwilę znikną. Gdy wiedza o Archiwum Ringelbluma pojawi się w świadomości ludzi, ci, którzy do tej pory budowali jakieś teorie na podstawie pojedynczych faktów, stracą argumenty. Bez odniesienia się do Archiwum, będą budować jawnie fałszywe obrazy. Archiwum mówi jasno, że nie ma czegoś takiego, jak "MY". To sztuczny twór, za którym się chowamy. Żeby móc odnieść się do jakiegoś wydarzenia poprzez "my", to musi ono – to moja wiedza teatralna – spełniać trzy warunki: musimy być w jednym miejscu, w jednym czasie, w jednej akcji. Wtedy będziemy mogli stwierdzić, że akcja ta nas wspólnie dotknęła, ale już nie, że odczuliśmy ją tak samo. "Polacy ratowali Eskimosów", "Polacy zabijali Eskimosów" – żadne z tych twierdzeń nie jest prawdziwe w odniesieniu do całej wspólnoty. To pojedyncze osoby, z datą urodzenia i śmierci, dokonywały czynów, za które odpowiadają. Każdy indywidualnie. Nie "MY". Twierdząc, że "wszyscy Polacy pomagali Eskimosom", odbieramy bohaterstwo tym, którzy ryzykując własnym życiem i życiem swoich bliskich, naprawdę to robili. Bo nie wszyscy pomagali, tylko najodważniejsi i najlepsi z Polaków. Nie "MY’, nie miliony, a pojedyncze osoby. Większość tego nie robiła, mając ku temu swoje, indywidualne powody. Świadectwem są tysiące dokumentów zebranych przez Oneg Szabat. Ale odpowiem jeszcze z bardziej osobistej perspektywy. Nie zgadzam się na to, żeby poglądy pojedynczych osób zawłaszczały wspólną przestrzeń. Moim życiem jest sztuka. A sztuka nie znosi ograniczeń myślenia. Jest otwarta. Nie znosi poglądów – jest oglądem. Ma prowokować pytania i samodzielne myślenie, a nie udzielać łatwych odpowiedzi. Po to jest sztuka. I po to jest ten film.
Piotr Głowacki otwarcie zakpił z Andrzeja Dudy. "Chcecie prawdziwego Polaka na tronie"
Aktor Piotr Głowacki jest znany jako postać o sarkastycznym poczuciu humoru i mocnych poglądach. Tuż przed końcem roku jego fani otrzymali kolejne potwierdzenie tego faktu, gdy 44-latek opublikował wideo zapowiadające jego start w nadchodzących wyborach prezydenckich. Gwiazdor postawił zarazem zasadniczy warunek i przy okazji otwarcie zakpił z prezydenta Andrzeja Dudy.
Nie jest wielką tajemnicą, że Andrzej Duda nie cieszy się wielką sympatią znacznej części środowiska aktorskiego. Urzędujący prezydent pozwala też sobie od czasu do czasu na wpadki, z których później naśmiewa się wielu wyborców. Piotr Głowacki postanowił nawiązać do jednej z tego typu sytuacji w opublikowanym w sobotę na Instagramie wideo.
W trakcie filmiku polski aktor deklaruje chęć wystartowania w najbliższych wyborach prezydenckich. Stawia przy tym jednak zasadniczy warunek, który ma pokazać światu zaangażowanie jego zwolenników. — Jeżeli pod tym posłaniem pojawi się 100 tysięcy polskich serduszek, wystartuję w tej wyborczej procedurze, choć wiem, że jestem jedynym godnym kandydatem do tronu świata — zapowiada Głowacki w opisie na Instagramie.
Cały materiał ma oczywiście charakter wyraźnie satyryczny, a jego ostrze jest w dużej mierze wymierzone właśnie w Andrzeja Dudę. — W odróżnieniu od innych kandydatów najpierw myślę, potem mówię, a jak już coś powiem, to wtedy robię. Dlatego udałem się do mojej samotni, aby przemyśleć różne sprawy, bowiem czytam wasze słowa, że Polska potrzebuje mędrca mojego pokroju, więc i dokształcam się, i czytam. W odróżnieniu do pełniącego obowiązki prezydenta, ja się nie uczę, ja w książkach znajduję potwierdzenie tego, co już powiedziałem — zaczyna swoją przemowę Piotr Głowacki.
W dalszej części aktor w podobnym tonie żartuje z "pramatki Ewy", od której "wzięli się wszyscy ludzie". A także dochodzi do wniosku, że skoro on jest Polakiem, to wszystkie inne dzieci Ewy również są Polakami.
— Mówię o tym dlatego, że tytuł prezydenta Polski, to tytuł primes interpares, czyli prze Polaka wśród Polaków. Człowiek, który osiąga ten poziom rozwoju świadomości, prezentuje wszystkich ludzi na świecie. (...) Wystartuję w tych wyborach, jeśli pod tym wideo będzie 100 tys. polskich serduszek — słyszymy w nagraniu na Instagramie.
-- Wybór należy do was. Chcecie prawdziwego Polaka na tronie świata?
— kończy swój wpis i zarazem swoją przemowę Piotr Głowacki. Droga do osiągnięcia przez niego pożądanej liczby ludzkich serc wydaje się na ten moment jednak wyjątkowo wyboista.
I taki mój komentarz sprzed 3 lat:
Uśmiałeś się, ale to w sumie jest smutne, że każden jeden Eskimos, co tu mieszka, gra w 100 filmach, dobrze na tym zarabia, korzysta z tego, że kraj mu tworzy take warunki do tej egzystencji, że mieszkańcy miast urządzać pogromy, kupują jeszcze bilety na filmy z nim, musi rytualnie na tych mieszkańców nacharchać.
@los powiedział(a):
Bestia o Pięciu Palcach, jest na dailymotion. Moja ulubiona konwencja: wielki gotycki dom, tajemnicze zdarzenia, duchy (?). Oczywiście czarno-biały, znakomite efekty specjalne jak na lata 40-te i Peter Lorre, który zaczyna wyrastać na mojego ulubionego aktora: morderca dzieci w M, Fred Cairo w Sokole Maltańskim, dr Einstein w Arszeniku i Starych Koronkach i towarzysz/przeciwnik Vincenta Price i Borisa Karloffa w niezliczonych horrorach.
Peter Lorre wielki dar dla amerykańskiego kina. Bez niego to bylby teatrzyk.
Nie wiem co za amant kina ale biduś przyznał się, że seksoholikiem jest. Leczyć i współczuć a nie sądy i wieźnie, może jeszcze kajdany jak u zbrodzienia Olszewskiego!
Korzystając z przerwy w pracy i darmowego przez 7 dni dostępu do platformy streamingowej Dżefa Bezosa przyswoiłam serial „Udar” tragikomiczny obraz pokazujący życie liberalno - lewicowych elit stolicy. Smiechłam parę razy ale niezależnie od intencji autorów zobaczyłam piekło, niepewności, braku stabilizacji, ubóstwa materialnego i moralnego. Na dodatek wszyscy buntownicy są na tyle posunięci wiekiem, że zaczynają przychodzić, niemodne choroby i suprajs! suprajs ! pojawia się widmo śmierci. Serial jakoś nie mógł przebić się w PL, podobno najpierw był dostępny w jakieś zamorskich lokalizacjach i mam zestaw pewnych intuicyj, że dlatego iż pokazuje parę tworząca media w latach 90 co prawda nie prasę a telewizję ale Adam i Helena co rusz mi się natrętnie asocjowali.
Finał gdzie matka wstrzykuje w brzuch blokera synowi by rozpocząć proces upodabniania go do córki jest iście demoniczny ale też wskazuje, że cechą prowincji jest naśladownictwo bo takie medialne „virtue signalling” było modne za oceanem jakieś 5-7 lat temu.
Polecam nie, polecam nie zniechęcił mnie po 1 odcinku więc nie jest w mojej opinii źle.
Następny serialem była 18 odcinkowa kontynuacja „Twin Peaks” Wszystkie w reżyserii D. Lyncha (to ważne bo odcinki poczynione przez innych reżyserów innych serii były nieznośne w odbiorze)
Serial przeniknięty pesymistyczną, ponurą metafizyką, obfitujący w tzw artystyczne dłużyzny (dla mnie rewelacja bo współczesne kino jest dla mnie zbyt szybkie). Miałam poczucie kontinuum albowiem postacie się postarzały, niektóre poumierały jako i aktorzy pomarli.
Ponadto moje intensywne kontakty zawodowe z US i parę wizyt niekoniecznie w metropoliach trochę zmieniło mi percepcję.
Dla mnie absolutne arcydzieło po przyswojeniu którego wymiękłam na połowie 1 odcinka mini serialu „Biała Odwaga” i po odcinku „Ślebody” drętwo płasko przewidywalnie, manieryczna gra aktorska.
Pragnę podziękować Dżefowi B za możliwość przyswojenia i prób przyswojenia tych że utworów ale w abonament nawet ten za 15 zeta nie wejdę. Generalnie mam dość w sumie 4 seriale na rok i starczy.
Z wynalazków jakie przyniosła współczesność bardziej cenię sobie audiobooki niż audiowizualne formy narracji w odcinkach.
Jak się obejrzy Rebekę Hitchcocka to jego 20 lat pozniejsza Psychoza i Lokator Polańskiego już nie robią wrażenia. Piękny film o żałobie, a nie tylko gierki z widzem.
@trep powiedział(a):
Oglądałem to z zażenowaniem, jak można nakręcić taki nierealny psychologicznie i antymyślowy film. Okolicznością łagodzącą jest, że to stary obraz.
Obejrzałem bo mi telepało, że los go lubi, a robie sobie retrospektywę z Hitcha i jego stałych wątków. @trep to dlatego ten temat potem byl przerabiany widać w tylu innych wersjach uwspolczesnionych ze zmienionymi motywacjami bohaterow, skoro ta może się wydawać pelna mankamentów.
Dla mnie się też liczy, jako że jestem nieodrodnym uczniem Irzykowskiego, ruch postaci na ekranie, a w scenach w karczmie przy wejściu i wyjściu do sali bocznej jest tak wspaniale zageszczony,
a przy tym griffithowski (D.W. Griffitha stale eksploatował ten wątek pościgu z czasem, który w Rebece jest wyścigiem o zeznania) i oparty o glownie prawne motywacje, ze to jest uzupełnieniem tych wszystkich pustych scen w posiadlosci sam na sam z emocjami bohaterki.
Jako ciekawostkę można dodać, że drugą panią de Winter w jednym z remake'ów grała matka a w innym córka. Obie pojawiły się razem na ekranie w słynnej ekranizacji Dumy i uprzedzenia - miniserialu BBC. Jedna grała ciotkę głównej bohaterki a druga Giorgianę - siostrę pana Darcy'ego.
Była jeszcze jakaś włoska ekranizacja, z b. ładną aktorką, ale inaczej niż w oryginale, zginęła ona w finałowej scenie. Całoś jednak można streścić zwrotem "W starym kinie". Nie wiesz co to jest, ale reszta użytkowników wie doskonale.
@trep powiedział(a):
Oglądałem to z zażenowaniem, jak można nakręcić taki nierealny psychologicznie i antymyślowy film. Okolicznością łagodzącą jest, że to stary obraz.
Dobra, w filmach Hitchcocka zawsze się coś nie klei. Liczba zbiegów okoliczności, przypadków itd., żeby spiąć akcję jest nieprawdopodobna przekracza normalność. ALE! Ani w latach 40. czy 50. ani dziś nie idziemy do kina oglądać najbardziej prawdopodobnego ciągu zdarzeń, tylko coś nas zaskoczy, przeciągnie uwagę, wreszcie będzie na swój sposób ładne.
Weźmy mój ulubiony film Hitchcocka, Vertigo. [uwaga SPOILER] jeśli zabójca zabił kobietę przed zepchnięciem z wieży, to na sekcji wyszłaby prawdziwa przyczyna zgonu i ... cały "płot twist" z "obłąkaną" żoną i tak do niczego nie doprowadzi.
Ale jest świetna praca kamery, znakomita gra aktorów, świetnie dobrana muzyka, wreszcie film wciąga emocjonalnie.
I w takim ujęciu wcześniejszą o kilkanaście lat (także intensywnego rozwoju techniki filmowej) Rebeka też się broni. Oczywiście to, że jako jedyna z filmów Hitchcocka ma Oskara jest paradoksem, ale to więcej mówi o Oskarach niż Hitchcocku.
@MiejSen powiedział(a):
Jak się obejrzy Rebekę Hitchcocka to jego 20 lat pozniejsza Psychoza i Lokator Polańskiego już nie robią wrażenia. Piękny film o żałobie, a nie tylko gierki z widzem.
W Psychozie Hitchcocka jest naprawdę świetna ścieżka dźwiękowa Herrmanna. Moja "setka" powstaje trochę na spontanie, więc nie obiecuję, że właśnie ona skradnie lata 60., ale absolutnie nie wykluczam. A reszta - no cóż... sceny, które dziś już nie straszą, aktorstwo nierówne, a sam scenariusz wydaje się absurdalny, a w paru miejscach ktoś musi go dopowiedzieć... poziom raczej z cyklu "AH presents" niż z najlepszych filmów.
Właśnie obejrzałam "Rozdartą kurtynę" Hitcha i polecam. Grają Paul Newman i Julie Andrews. Akcja dzieje się w ... NRD.
Jest napięcie, są dobrzy aktorzy, czego chcieć więcej?
CDA
@MiejSen powiedział(a):
Jak się obejrzy Rebekę Hitchcocka to jego 20 lat pozniejsza Psychoza i Lokator Polańskiego już nie robią wrażenia. Piękny film o żałobie, a nie tylko gierki z widzem.
W Psychozie Hitchcocka jest naprawdę świetna ścieżka dźwiękowa Herrmanna. Moja "setka" powstaje trochę na spontanie, więc nie obiecuję, że właśnie ona skradnie lata 60., ale absolutnie nie wykluczam. A reszta - no cóż... sceny, które dziś już nie straszą, aktorstwo nierówne, a sam scenariusz wydaje się absurdalny, a w paru miejscach ktoś musi go dopowiedzieć... poziom raczej z cyklu "AH presents" niż z najlepszych filmów.
Wszystko napisałeś co bym powiedział. Aż oniemalem z wrażenia. Psychoza ma cięzar historyczny niesamowity. Dlatego wszystko co sie potem podpinało pod Bates Universy było wyblakłe przy tym co zrobił wtedy Hitch za swoje pieniądze.
Może jeszcze "Słyszeliście co zrobil Ed Gein" jest mocarne, ale to komiks.
Komentarz
O, bardzo mi miło, że oglądałeś film z myślą o mnie.
Na bolączki antysemickie zaś polecam Czajkowskiego
To Nie Mój Film
W kinach. O trudzie więzi małżeńskiej. Z żartem i Bałtykiem
Film o wyzwaniu, czy jak to kiedyś mówiliśmy, harcu, sam był wyzwaniem dla ekipy krecącej. Kręcony nad wietrznym, zimnym Bałtykiem, w czasie kowidu. Jak o tej pracy sama reżyserka, a jednocześnie scenarzystka i operatorka, rzekła na prapremierze: "To było głupie".
Bałtyckie, martwe, plaże. Para mająca za zadanie przejść wzdłuż całe polskie wybrzeże morskie. Nie przejdą -> kończą związek.
Oczywiście trep będzie wybrzydzał, że nie ma podkreślone świętości sakramentalnej małżeństwa. Że to pustka życia bez Boga. A plaże i wiatr ciagly tylko to podkreślają.
Ale, hej. To tylko film, w dodatku nie mój.
Moj był jedynie atak krytyki na prapremierze. Chodziło o główną aktorkę, ktora nie jest aktorką i niewyraźnie mówi. Z tego się nie wycofuję. Że szkoda, że za bardzo trzeba się skupić na rozszyfrowaniu jej słów i ominąć nas może przez to przekaz idący z filmu. Jak to rzekł ziomek Ignaca: "Każdy związek zawsze wiąże się z trudem".
Polski film a więc tracę zainteresowanie. Nie wiem tylko skąd się wzięło to wybrzydzanie. Na pewno o mnie ci biegało?
Pod forum piszę, a każdy ma tu takiego wewnętrznego trepa.
Nieprzeciętni idioci.
Włoska pobożność
https://www.instagram.com/reel/DDuELk7s9gH/?igsh=enlqdGNmNDJtcWo5
Mogę sprawdzić jak to napisałem, może niezręcznie, ale teza była inna. Nie, że Carissimi był "romantykiem w XVII wieku", ale że błędne jest przekonanie, że to romantyzm wprowadził uczucia do muzyki - i że przykładem na to jest Carissimi.
Dla mnie cechami romantyzmu w muzyce są (1) świadome wyłamywanie się z klasycznych form aż do porzucenia wyraźnej formy w ogóle, (2) integracja elementów pozamuzycznych z muzycznymi, (3) odejście od klasycznej harmonii (to łatwiej usłyszeć niż opisać - zwłaszcza bez technicznych szczegółów).
Z nich Carissimi nie spełnia żadnego, oczywiście (2) niby tak, ale nie w większym stopniu niż jakakolwiek inna kantata, jest to po prostu muzyka do tekstu.
Bestia o Pięciu Palcach, jest na dailymotion. Moja ulubiona konwencja: wielki gotycki dom, tajemnicze zdarzenia, duchy (?). Oczywiście czarno-biały, znakomite efekty specjalne jak na lata 40-te i Peter Lorre, który zaczyna wyrastać na mojego ulubionego aktora: morderca dzieci w M, Fred Cairo w Sokole Maltańskim, dr Einstein w Arszeniku i Starych Koronkach i towarzysz/przeciwnik Vincenta Price i Borisa Karloffa w niezliczonych horrorach.
Czy to jest thriller czy horror? W sensie, czy obowiązują zasady logiki czy "wszystko się może zdarzyć"? Do horrorów mam czemuś awersję.
Obowiązują zasady logiki. No nie, to lata 40-te, wtedy dbano o scenariusze.
Smok Diplodok jest
Vlepiam polecankę z sąsiedniego forumna, sprzed 3 lat. Vlepiam, gdyż dzisiaj X wyświetlił mi epilog o danym Głowackim.
Tristan + Isolde - nieśmiertelny romans w średniowiecznym antruażu. Nienajgorsza gra aktorska - w roli schwartzcharakteru jak zwykle świetnie sprawdza się Mark Strong (choć pierwsza jego zarejestrowana przeze mnie rola to sympatyczny i łagodny Pan Knightley z filmu Emma). Równie złego gra taki drugi aktor angielski (nazwiska nie pamiętam). Ale on też słynie z grania tych złych.
Bardzo podobają mi się kostiumy. Zdjęcia też są ekstra, takie prawie bez kolorów. Cóż, tak musiał wyglądać tamten świat. Znany z roli księcia w Iluzjoniście Rufus Sewell bardzo przyzwoicie odtwarza księcia Marka.
Ot - przyjemny film do obejrzenia z żoną w długi zimowy wieczór. Jest na cda, ale jak się wbije tristan i izolda to nie wyskoczy. Można go wywołać przez wpisanie tristan isolde. Będzie po polsku.
Ale ja nieco o czym innym. Tytułową rolę męską gra James Franko. Wchodzimy na filmweb i patrzymy na listę filmów, w których zagrał. Lista jest imponująca. Liczy coś koło stu filmów. Przez tylko 3 lata wystąpił aż w 32 obrazach!!
Szukając przyczyn takiego stanu rzeczy zazwyczaj zaglądam do wikipedii. Amerykańskiej. I tam pierwsze kroki kieruję w stronę rozdziału Early life.
Zagadka wyjaśniona. Przy okazji: przypomniał mi się taki suchar:
Urząd stanu cywilnego. Gość chce zmienić nazwisko na Malinowski.
-- A jak się pan teraz nazywa?
-- Wiśniewski.
-- To czemu chce pan zmienić nazwisko na Malinowski??
-- Bo jak mnie zapytają o nazwisko i powiem "Malinowski" a oni spytają "A poprzednie?", żebym mógł powiedzieć "Wiśniewski".
W polskich filmach gra taki goś, nazywa się Piotr Głowacki. Ja zasadniczo polskich filmów nie oglądam, ale parę razy jak leciały jakieś, czy to u znajomych, czy gdzieś w tle, to zwróciłem uwagę, że on gra chyba we wszystkich kręconych. Weszłem na filmweb, i słuchajcie: goś wystąpił już w prawie tylu filmach co ten Franco!
W samym 2k15 było tego 12! Są aktorzy, co przez całe życie tego nie zagrają!
Klikam więc znowu w wikipedię, niestety - jego hasło na amerykańskiej jest nadzwyczaj skromne a na polskiej takich informacyj się z zasady nie podaje.
Wbijam w gógla piotr głowacki inuita i wyskakuje:
Piotr Głowacki przyznał, że zawód aktora daje mu pewność urlopu w okresie świątecznym.
-- Ostatnio stosuję taktykę wakacyjną - powiedział.
-- To jest jedyny moment na odpoczynek i rodzinny wyjazd - dodał.
Źródło: Agencja TVN
Dobra nasza. Patrzymy w kolejny link:
Koniec tamtego wpisu, a teraz addendum:
Piotr Głowacki otwarcie zakpił z Andrzeja Dudy. "Chcecie prawdziwego Polaka na tronie"
Aktor Piotr Głowacki jest znany jako postać o sarkastycznym poczuciu humoru i mocnych poglądach. Tuż przed końcem roku jego fani otrzymali kolejne potwierdzenie tego faktu, gdy 44-latek opublikował wideo zapowiadające jego start w nadchodzących wyborach prezydenckich. Gwiazdor postawił zarazem zasadniczy warunek i przy okazji otwarcie zakpił z prezydenta Andrzeja Dudy.
Nie jest wielką tajemnicą, że Andrzej Duda nie cieszy się wielką sympatią znacznej części środowiska aktorskiego. Urzędujący prezydent pozwala też sobie od czasu do czasu na wpadki, z których później naśmiewa się wielu wyborców. Piotr Głowacki postanowił nawiązać do jednej z tego typu sytuacji w opublikowanym w sobotę na Instagramie wideo.
W trakcie filmiku polski aktor deklaruje chęć wystartowania w najbliższych wyborach prezydenckich. Stawia przy tym jednak zasadniczy warunek, który ma pokazać światu zaangażowanie jego zwolenników. — Jeżeli pod tym posłaniem pojawi się 100 tysięcy polskich serduszek, wystartuję w tej wyborczej procedurze, choć wiem, że jestem jedynym godnym kandydatem do tronu świata — zapowiada Głowacki w opisie na Instagramie.
Cały materiał ma oczywiście charakter wyraźnie satyryczny, a jego ostrze jest w dużej mierze wymierzone właśnie w Andrzeja Dudę. — W odróżnieniu od innych kandydatów najpierw myślę, potem mówię, a jak już coś powiem, to wtedy robię. Dlatego udałem się do mojej samotni, aby przemyśleć różne sprawy, bowiem czytam wasze słowa, że Polska potrzebuje mędrca mojego pokroju, więc i dokształcam się, i czytam. W odróżnieniu do pełniącego obowiązki prezydenta, ja się nie uczę, ja w książkach znajduję potwierdzenie tego, co już powiedziałem — zaczyna swoją przemowę Piotr Głowacki.
W dalszej części aktor w podobnym tonie żartuje z "pramatki Ewy", od której "wzięli się wszyscy ludzie". A także dochodzi do wniosku, że skoro on jest Polakiem, to wszystkie inne dzieci Ewy również są Polakami.
— Mówię o tym dlatego, że tytuł prezydenta Polski, to tytuł primes interpares, czyli prze Polaka wśród Polaków. Człowiek, który osiąga ten poziom rozwoju świadomości, prezentuje wszystkich ludzi na świecie. (...) Wystartuję w tych wyborach, jeśli pod tym wideo będzie 100 tys. polskich serduszek — słyszymy w nagraniu na Instagramie.
-- Wybór należy do was. Chcecie prawdziwego Polaka na tronie świata?
— kończy swój wpis i zarazem swoją przemowę Piotr Głowacki. Droga do osiągnięcia przez niego pożądanej liczby ludzkich serc wydaje się na ten moment jednak wyjątkowo wyboista.
I taki mój komentarz sprzed 3 lat:
Peter Lorre wielki dar dla amerykańskiego kina. Bez niego to bylby teatrzyk.
James Franko, jurny niczym Niesiołowski; https://plejada.pl/newsy/james-franco-byl-bohaterem-seksafery-przyznal-sie-do-spania-z-uczennicami/pnslxmh
Nie wiem co za amant kina ale biduś przyznał się, że seksoholikiem jest. Leczyć i współczuć a nie sądy i wieźnie, może jeszcze kajdany jak u zbrodzienia Olszewskiego!
Korzystając z przerwy w pracy i darmowego przez 7 dni dostępu do platformy streamingowej Dżefa Bezosa przyswoiłam serial „Udar” tragikomiczny obraz pokazujący życie liberalno - lewicowych elit stolicy. Smiechłam parę razy ale niezależnie od intencji autorów zobaczyłam piekło, niepewności, braku stabilizacji, ubóstwa materialnego i moralnego. Na dodatek wszyscy buntownicy są na tyle posunięci wiekiem, że zaczynają przychodzić, niemodne choroby i suprajs! suprajs ! pojawia się widmo śmierci. Serial jakoś nie mógł przebić się w PL, podobno najpierw był dostępny w jakieś zamorskich lokalizacjach i mam zestaw pewnych intuicyj, że dlatego iż pokazuje parę tworząca media w latach 90 co prawda nie prasę a telewizję ale Adam i Helena co rusz mi się natrętnie asocjowali.
Finał gdzie matka wstrzykuje w brzuch blokera synowi by rozpocząć proces upodabniania go do córki jest iście demoniczny ale też wskazuje, że cechą prowincji jest naśladownictwo bo takie medialne „virtue signalling” było modne za oceanem jakieś 5-7 lat temu.
Polecam nie, polecam nie zniechęcił mnie po 1 odcinku więc nie jest w mojej opinii źle.
Następny serialem była 18 odcinkowa kontynuacja „Twin Peaks” Wszystkie w reżyserii D. Lyncha (to ważne bo odcinki poczynione przez innych reżyserów innych serii były nieznośne w odbiorze)
Serial przeniknięty pesymistyczną, ponurą metafizyką, obfitujący w tzw artystyczne dłużyzny (dla mnie rewelacja bo współczesne kino jest dla mnie zbyt szybkie). Miałam poczucie kontinuum albowiem postacie się postarzały, niektóre poumierały jako i aktorzy pomarli.
Ponadto moje intensywne kontakty zawodowe z US i parę wizyt niekoniecznie w metropoliach trochę zmieniło mi percepcję.
Dla mnie absolutne arcydzieło po przyswojeniu którego wymiękłam na połowie 1 odcinka mini serialu „Biała Odwaga” i po odcinku „Ślebody” drętwo płasko przewidywalnie, manieryczna gra aktorska.
Pragnę podziękować Dżefowi B za możliwość przyswojenia i prób przyswojenia tych że utworów ale w abonament nawet ten za 15 zeta nie wejdę. Generalnie mam dość w sumie 4 seriale na rok i starczy.
Z wynalazków jakie przyniosła współczesność bardziej cenię sobie audiobooki niż audiowizualne formy narracji w odcinkach.
Jak się obejrzy Rebekę Hitchcocka to jego 20 lat pozniejsza Psychoza i Lokator Polańskiego już nie robią wrażenia. Piękny film o żałobie, a nie tylko gierki z widzem.
Oglądałem to z zażenowaniem, jak można nakręcić taki nierealny psychologicznie i antymyślowy film. Okolicznością łagodzącą jest, że to stary obraz.
Chodzi o zażenowanie Hitchcockiem czy Polańskim?
Rebeką.
De gustibus...
Obejrzałem bo mi telepało, że los go lubi, a robie sobie retrospektywę z Hitcha i jego stałych wątków.
@trep to dlatego ten temat potem byl przerabiany widać w tylu innych wersjach uwspolczesnionych ze zmienionymi motywacjami bohaterow, skoro ta może się wydawać pelna mankamentów.
Dla mnie się też liczy, jako że jestem nieodrodnym uczniem Irzykowskiego, ruch postaci na ekranie, a w scenach w karczmie przy wejściu i wyjściu do sali bocznej jest tak wspaniale zageszczony,
a przy tym griffithowski (D.W. Griffitha stale eksploatował ten wątek pościgu z czasem, który w Rebece jest wyścigiem o zeznania) i oparty o glownie prawne motywacje, ze to jest uzupełnieniem tych wszystkich pustych scen w posiadlosci sam na sam z emocjami bohaterki.
De gustibus...
Jako ciekawostkę można dodać, że drugą panią de Winter w jednym z remake'ów grała matka a w innym córka. Obie pojawiły się razem na ekranie w słynnej ekranizacji Dumy i uprzedzenia - miniserialu BBC. Jedna grała ciotkę głównej bohaterki a druga Giorgianę - siostrę pana Darcy'ego.
Była jeszcze jakaś włoska ekranizacja, z b. ładną aktorką, ale inaczej niż w oryginale, zginęła ona w finałowej scenie. Całoś jednak można streścić zwrotem "W starym kinie". Nie wiesz co to jest, ale reszta użytkowników wie doskonale.
Dobra, w filmach Hitchcocka zawsze się coś nie klei. Liczba zbiegów okoliczności, przypadków itd., żeby spiąć akcję jest nieprawdopodobna przekracza normalność. ALE! Ani w latach 40. czy 50. ani dziś nie idziemy do kina oglądać najbardziej prawdopodobnego ciągu zdarzeń, tylko coś nas zaskoczy, przeciągnie uwagę, wreszcie będzie na swój sposób ładne.
Weźmy mój ulubiony film Hitchcocka, Vertigo. [uwaga SPOILER] jeśli zabójca zabił kobietę przed zepchnięciem z wieży, to na sekcji wyszłaby prawdziwa przyczyna zgonu i ... cały "płot twist" z "obłąkaną" żoną i tak do niczego nie doprowadzi.
Ale jest świetna praca kamery, znakomita gra aktorów, świetnie dobrana muzyka, wreszcie film wciąga emocjonalnie.
I w takim ujęciu wcześniejszą o kilkanaście lat (także intensywnego rozwoju techniki filmowej) Rebeka też się broni. Oczywiście to, że jako jedyna z filmów Hitchcocka ma Oskara jest paradoksem, ale to więcej mówi o Oskarach niż Hitchcocku.
W Psychozie Hitchcocka jest naprawdę świetna ścieżka dźwiękowa Herrmanna. Moja "setka" powstaje trochę na spontanie, więc nie obiecuję, że właśnie ona skradnie lata 60., ale absolutnie nie wykluczam. A reszta - no cóż... sceny, które dziś już nie straszą, aktorstwo nierówne, a sam scenariusz wydaje się absurdalny, a w paru miejscach ktoś musi go dopowiedzieć... poziom raczej z cyklu "AH presents" niż z najlepszych filmów.
Właśnie obejrzałam "Rozdartą kurtynę" Hitcha i polecam. Grają Paul Newman i Julie Andrews. Akcja dzieje się w ... NRD.
Jest napięcie, są dobrzy aktorzy, czego chcieć więcej?
CDA
@rozum.von.keikobad powiedział(a):
Wszystko napisałeś co bym powiedział. Aż oniemalem z wrażenia. Psychoza ma cięzar historyczny niesamowity. Dlatego wszystko co sie potem podpinało pod Bates Universy było wyblakłe przy tym co zrobił wtedy Hitch za swoje pieniądze.
Może jeszcze "Słyszeliście co zrobil Ed Gein" jest mocarne, ale to komiks.