Drażni mnie niemożebnie to traktowanie ludzi jak niereformowalnych debili!
Ignac dixit https://www.tapatalk.com/groups/pismejker/trybuna-y-trybuna-y-t5693-s380.html#p143270
Jessto jedna z naszych narodowych chorób - jak kto zdobędzie wysoką funkcję dajmy na to ciecia, to czuje się już bogiem stworzycielem wobec wszystkich, którym może coś zabronić czy nakazać. A jak zostaje ministrem, to już po ziemi nie chodzi, ego go niesie niczym balon. Ostatnio coś takiego obserwuję na zawodowym poletku - pan minister rozstawia uczonych jak kapral rekrutów a wśród nich jest całkiem wielu takich, co to Gówina z całym ministerstwem by do jednej kieszeni schowali i by jeszcze sporo miejsca zostało.
Ale ale... Czy sam Ignac kiedyś nie należał do partii, której prezes czuł się starszym bratem Wieczności? Specjalnością owej partii było projektowanie świata doskonałego a nie wyszukiwanie rozwiązań szczegółowych
Jessto jedna z naszych narodowych chorób - jak kto zdobędzie wysoką funkcję dajmy na to ciecia, to czuje się już bogiem stworzycielem wobec wszystkich, którym może coś zabronić czy nakazać. A jak zostaje ministrem, to już po ziemi nie chodzi, ego go niesie niczym balon. Ostatnio coś takiego obserwuję na zawodowym poletku - pan minister rozstawia uczonych jak kapral rekrutów a wśród nich jest całkiem wielu takich, co to Gówina z całym ministerstwem by do jednej kieszeni schowali i by jeszcze sporo miejsca zostało.
Ale ale... Czy sam Ignac kiedyś nie należał do partii, której prezes czuł się starszym bratem Wieczności? Specjalnością owej partii było projektowanie świata doskonałego a nie wyszukiwanie rozwiązań szczegółowych
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
Co do rezultatu, to kalibracja dawała znośne rezultaty.
Obserwacja dotyczy: informatyki, materiałoznawstwa, statystyki na ekonomii, medycyny.
_____________
To czemu nie schowali? Ile to razy czytałem na tym forum "if you're so smart, why aren't you rich"? A w tym wypadku "powerful"?
I tak się składa że oboje z Małżonką musimy mieć z nimi do czynienia.
Od kiedy to uczeni tworzą uczelnie? Uczeni mają inne zadania, uczelnie tworzą urzędnicy. Do zabawnych rzeczy doszło - sławne polskie szkoły badawcze powstają poza granicami Polski. Że książki polskich uczonych wydawane sę przez zagraniczne domy wydawnicze - to jest standard od dziesięcioleci. W Polsce można komponować symfonie albo dowodzić twierdzeń matematycznych - można robić tylko te rzeczy, na które rzeczywistość zewnętrzna nie ma wpływu. Polska to pływanie w kisielu.
Pomysł aby uczeni tworzyli uczelnie, jest równie głupi jak wymaganie od genialnych muzyków i kompozytorów aby zbudowali filharmonię.
Katastrofa polskiej nauki wynika tylko i wyłącznie z antyintelektualizmu Polski po roku 1989.
W przypadku UW problem nie jest merytoryczno-dydaktyczny, a czysto urzędniczy. A mianowicie w wyniku bodaj stalinowsko-bierutowskich prześladowań uczelnia ta nie ma wydziału medycznego ani sztuk pięknych, więc jest kaleka, więc spada w rankingach myślę o jakie 100-200 miejsc.
Co do feudalizmu to często się sprawdzał, ale czasami nie. W mojej ocenie to ta druga sytuacja, jeżeli chodzi o naukę. W mojej ocenie system demokracji szlacheckiej przed jego zdegenerowaniem byłby lepszy, ale to raczej spekulacja niewiele warta, bo naukowcem nie jestem.
Na początku było to przekonywujące dzięki zawołaniu "socjalizm" - istotnie, pomysły komunistów rzadko były dobre, kiedy jednak ów okrzyk został rozszerzony na dokładnie wszystko, co bystrzejszym powinna zapalić się czerwona lampka.
Nauka w Polsce jest o tyle zabawna, że za komuny jej bardzo wiele dyscyplin było na światowym poziomie, niewielu sferom ludzkiej działalności się to udawało. Dlaczego? Warto temu tematowi poświęcić uwagę.
A przyczyną obecnego kryzysu jest polski antyintelektualizm a nie feudalizm. Być może nawet feudalizm ratuje polską naukę przed całkowitym upadkiem.
Jakaż więc musi być przepaść, gdy studiuje się tam normalnie.
Ładnie opisał swój kryzys wiary nasz b. kol. Zajac, który zwierzył mi się kiedyś, że gdyby Januszek miał rację np. co do szfecjalizmu, to powinien tam być wypalony krater, a nie kwitnąca gospodarka i zamożne, zadowolone społeczeństwo.
Nie znaczy to, że w szfecjalizmie nie ma się do czego przyczepić, że tu źle a tam niedobrze, ale na dziś to raczej Somalijczycy starają się przebić do Szfecji, a nie na odwrót. Podoba mi się to sformułowanie, takie Petersonowskie. Peterson cięgiem prawi, że najpierw trzeba doprowadzić do ładu swój pokój, a potem dopiero zajmować się sprawami trudniejszymi, jak np. reformowanie systemu kapitalistyczno-demokratycznego.
Kiedyś sam miałem podobną refleksję, jak minąłem się w korytarzu którejś z "naszych" fundacji z wychudzonym dwudziestolatkiem w byle jakim garniturku. "Kimże ty jesteś" pomyślałem "żeby zmieniać Tenkraj, który jest jednym z najlepszych państw w historii, a obecnie też w pierwszej lidze świata?"
Postęp powinien być ograniczony i w granicach prawa. Wtedy ma to sens. No, chyba że ktoś jest jenijuszem w rodzaju Napoleona, który jednoosobowo przesunął świat z wieku XVIII w wiek XIX. No ale takich jenijuszy nie jest dużo, se pedzmy. Aleksander Wielki. Zulus Czaka.
Nawet Lenin, jak czytam w Wikipedyjej, "w sprawach ekonomicznych był raczej konserwatystą, a koncepcja jego opierała się w dużej mierze na systemie racjonowania zastosowanym np. w Niemczech w czasie I wojny światowej" - i wymyślił NEP, czyli wolną gospodarkę plus państwowe syndykaty plus koncesje dla kapitalistów. W sumie ciekawe, czemu Stalin nie wytrzymał i posłał wszystkich kułaków, kapitalistów i innych kondrewolucjonistów na Sybir.
A wracając do naszych baranów-naukowców: strasznie mnie zaszokowała polemika między prof. Nowakiem a dr Gówinem. Dr Gówin coś tam wymyśla, prof. Nowak pisze akademicką epistołę, dlaczego rzecz uznaje za pomysł umiarkowanie dobry, a na to dr Gówin odpowiada: Ty debilu, nie zrozumiałeś ani słowa. Niby określeń użył innych ale treść była dokładnie taka.
Dla mnie:
1. Relacja Suweren-Suzeren
2. Dziedziczność
3. Stanowość z przyblokowanym awansem
Bo coś się na nomenklaturze rozjeżdżamy mi się widzi.
Jest relacja suweren-wasal (suzeren to wyższy rodzaj suwerena). Ile razy się ją narusza, jak np. w przypadku relacji Gówin-Nowak, tyle razy jest to katastrofą.
Stanowość ... czy szefowanie Katedrom/Wydziałom/Uczelniom to nauka czy administracja?
Co do dziedziczności to:
- medycyna - znaczny nepotyzm
- informatyka - obserwowany nepotyzm
- prawo - znaczny nepotyzm
Uwaga, to dotyczy niższego poziomu, bo szczytu znam za mało aby mieć jakieś wartościowe obserwacje.
Szefowanie Katedrom/Wydziałom/Uczelniom to administracja i to administracja niepożądana - jak kto chce, to wszyscy pozostali na tę fuchę go wybiorą z radością, że oni do papierów nie muszą. Nie ma oczywiście mowy o jakimkolwiek dziedziczeniu.
Jedyne czego się uczepiłeś to jest to, że trzydziestoletni adiunkt nie może pomiatać sześćdziesięcioletnim profesorem. To złe? No chyba, że jest wiceministrem.
Zrozumiałeś błąd? Pars pro toto. Nadużycia (które są) nie definiują stanu typowego. No chyba, że zepsucie jest całkowite. Że nie jest tak w nauce wiem, mam nadzieję, że nie jest tak w Kościele. Adiunktowi jest łatwiej niż księdzu - może sobie bez problemów pójść, jeśli mu się nie podoba, a ksiądz jednak przysięga biskupowi posłuszeństwo.
Problemem polskiej nauki nie jest feudalizm a jego brak, to, że jednak trzydziestoletni adiunkt może pomiatać sześćdziesięcioletnim profesorem. W innym wątku o tym było, jakoś go nie mogę znaleźć. Zgadłeś o co idzie?
Tak, to nie jest nauka, ale napisze ponownie z ToT polskiej nauki miałem mały kontakt, moja obserwacja dotyczy poziomów niższych.
Tak ja rozumiem o co chodzi z terminowaniem i co się robiło z krnąbrnymi głupkami.
Jest dziedziczenie - wiadomo, że Zolle rodzą się profesorami prawa, a Dubiele medycyny. W innych dziedzinach jest podobnie - w ekologii jest trzech Janurych, a przy nazwiskach niektórych botaników, zoologów czy geografów trzeba zaznaczać czy chodzi o starego czy młodego...
Relacja wasal-suweren-suzeren jest może OK, ale często przybiera formy zwykłego pasożytnictwa. Zwłaszcza w sytuacjach, gdy stojący wyżej już nie bardzo nadążają, za tym co dzieje się w ich dziedzinie. Znam człowieka (zresztą były FF-orómowicz i EC-owicz), któremu habilitację uwaliła komisja, w której sumaryczny H-index recenzentów był niższy niż ten parametr u ocenianego przez nich kandydata (cała komisja miała w sumie 13, a niedoszły habilitant 12). I w ten sposób płynnie przechodzimy do blokowania awansu: Małżonka była świadkiem jak zdenerwowany panprofesor pytał wszystkich o radę na czym by tu można uwalić habilitację, której przewodniczył, bo wprawdzie kandydatka spełniała kryteria, ale przyznanie jej stopnia grozi tym, że "Rzeszów za bardzo urośnie".
Znam też przypadek człowieka, któremu ze względu na zazdrość o uznanie głównych światowych specjalistów w dziedzinie nie zleca się recenzji doktoratów ani habilitacji - bo w ten sposób nie spełnia formalnego wymogu do profesury zwyczajnej....
Ja wiem, że to tylko anegdotki, ale jednak warto by sprawdzić czy skala jest rzeczywiście tak mała jak kolega pisze..
To oczywiście można wyprowadzić z "antyintelektualizmu" III RP, ale najpierw dobrze byłoby wiedzieć, co to właściwie jest ten "antyintelektualizm".
Uwalanych habilitacji są procenty, choć uwalony habilitant zawsze powie, że to w wyniku spisku. Cóż innego miałby powiedzieć? Problemem raczej są habilitacje obronione, które obronione być nie powinny. Nikomu nie opłaca się uwalić doktoratu lub habilitacji, więc przechodzą. Wiem co piszę, uczestniczyłem w ponad setce przewodów habilitacyjnych.
Problemy polskiej nauki są inne, są to zresztą problemy Polski jako takiej.
Zaburzony zostal lancuch bodziec-reakcja. Belkoczesz - dostajesz granty i nagrody,
starasz sie zrozumiec od podstaw - odchodzisz w nicosc. Jak to mozliwe, ze pracownik Lidla zarabia wiecej niz adiunkt na bardzo duzym uniwersytecie?
Mógłbym tak z pamięci godzinami a to tylko ten wycinek nauki, o którym kolega ma szansę coś wiedzieć. Obelżywy dla nich (i dla nas o samym koledze nie mówiąc) jest kolegowy nihilizm.
Pożądanych narzędzi do zabijania, kaleczenia i sprawiania bólu polscy fizycy komuchom za bardzo nie skonstruowali, za co im chwała, ale fizykę rozwinęli całkiem nieźle. Teraz się zwija i zwinie się całkiem, kiedy umrze ostatni zatrudniony za komuny. Dziś typowy fizyk to Rafał Suszek.
Zazwyczaj jest to symbioza, człowiek młody ma energię, starszy wiedzę i doświadczenie, obu czynników trzeba, by risercz był pełnowartościowy. Dlatego system feudalny w nauce tak dobrze się sprawdza.
A jeśli o korupcji mówimy, korupcja w postaci okradania młodych z ich osiągnięć jest dosyć rzadka, bo profesor nie ma korzyści z odebrania zasług młodszemu współpracownikowi. Jest odwrotnie - praca z kimś młodszym jest bardziej prestiżowa niż samodzielna, bo można się puszyć: zobaczcie jakiego geniusza znalazłem i wykształciłem! To wszystko moja zasługa! Kolejna korzyść z feudalizmu.
Typowa korupcja jest w drugą stronę - młody ambitny wyszukuje zasłużonego profesora i prosi go, błaga, by ten zgodził się na użyczenie swego nazwiska jako współautora pracy, którą już ten młody ambitny sam napisze. Profesorowie o mientkich sercach czasem się zgadzają.
Świat zazwyczaj jest inny niż to teoretyk sobie wymyśli.
Zabrzęczał komuś jakiś dzwonek?
Cenię i szanuję instytucje o nieweryfikowalnych celach, za to z realnymi i weryfikowalnymi pieniędzmi do dyspozycji.