Z przygód wojny trzydziestoletniej
Jakiś czas temu, po srogim ochlaju, znajomek sprezentował mi gruby wolumin:

https://www.rowohlt.de/taschenbuch/herfried-muenkler-der-dreissigjaehrige-krieg.html
Książka jest gruba i nudna, a temat odległy a abstrakcyjny, jeden tylko Strzepan twierdzi, że u nich na Szląsku, to głębiej dany Krieg przeżywają niż polactwo potop szfecki.
Nu, ale zdarzyło się, że w końcu po nią sięgnąłem, z zamiarem przeczytania wyłącznie wstępu i zakończenia, bo przecie po co take grube książke czytać. Wszelako nie udało się, gdyż wstęp tak mnie wciągnął, że obiecałem se przejrzeć jeszcze pierwszy rozdział, cóż tam ze słynną defenestracją u Czechitów, noji, jakoś pojszło.
Widać, że ałtor, pan Herfried, ma miętę do Tukidydesa; obszernie go cytuje, a i pewnie sam chciałby zostać nowym, lepszym Tukidydesem. Gdybym był przeczytał wojnę peloponewską tegoż autora, to bym Wam napisał, że i w stylu, i w sposobie prowadzenia narracji ewidmą naśladuje swojego staroświeckiego poprzednika. No ale skoro nie czytałem toji nie napiszę.
Natomiast widać, że kolo sporo przeczytał i sporo zrozumiał. Podaje np., że dana wojna 30-letnia trwała aż 30 lat! - 1618-1648, podobnie jak II wojna peloponewska (431–404 p.n.e.) i Wielka Wojna Europejska (1914-1945). Co prawda ta ostatnia z wojen miała pewien okres pieredyszki, więc można udawać, że to nie tak było, ale z kolei widać, że jest jakimś takimś zjawiskiem wojna pokoleniowa, która toczy się tak długo, aż już nikt nie ma siły napieprzać się nadal, bo mu się znudziło, a zaś Niemcy są zrujnowane do cna.
Wyobraźcie sobie takie pokolenie - kolo ma 30 lat, a od urodzenia żył bez przerwy w cieniu śmierci, w cieniu wojny. Nie do uwierzenia dla nas, którzy żyjemy sobie 70 lat we względnym pokoju, a ostatnie 30, to wręcz w pokoju bezwzględnym.
Chociaż, są i tacy, co mawiają, że ład westfalski (czyli właśnie ten po zakończeniu wojny 30-letniej) się kończy, a może i skończył, i że taysze arabscy, tureccy, kurdyjscy, żydowscy i perscy zabezpieczają sobie własną Trzydziestkę. Szerzej o tem będzie w zakończeniu książki, a w międzyczasie humoreska Dawidka; Deus vult, że przetrwała w neciku tylko po rosyjsku: https://postskriptum.org/2016/05/18/spengler/2/ .
Fajne fosforyzujące zdanie napisał pan Herefried: Jak ktoś się mocno czuje ofiarą historii, to nie ma problemu innych przerobić na ofiary; niech wiedzą, jak to jest!
Wojna 30-letnia była dla całego narodu nienieckiego trałmą, która położyła się cieniem. Oni aż do podboju przez Prusy nie wykazali już ani złamanego eurocenta momentu pasjonarnego. Mieli dosyć. Dopiero ostatnia wojna 1914-45 trochę im humory poprawiła i sprawiła, że Trzydziestka przestała być ich główną trałmą. Dziś kładzie się cieniem II wojna światowa, a zwłaszcza wojna bombowa, dzięki której Niemcy znów mogą się poczuć jak ofiary, tja.
Natomiast fajną rzecz pedział Helmuth von Moltke. Otóż pedział on: "Nu, jeżeli ta histoerya żałosna z Trzydziestką czegoś nas nałczyła, to głównie tego, że nie wieder Krieg! Najlepiej z sąsiady jakoś się znośnie znosić, nu a jak się nie da, to zmachać szybką zwycięską wojenką, ale przecie nie siedzieć w okopach 30 lat, panie dziejku!" Jak widać Prusacy nie dosłyszeli, nie zrozumieli i wyszło jak zwykle.
Tagwięc, nu, wciągła mię dana narracja.
Jak wiadomo, taysze czescy w ramach pewnej satyry dokonali defenestracji austriackich namiestników na Hradczanach. Jak wiadomo, historia powtarza się jako farsa, więc i tym razem - defenestrowani nie zabili się, jak przy okazji wojen husyckich, a dzięki obszernym szatom jak na spadochronach bezpiecznie wylądowali na hałdzie łajna. Potem swe ocalenie przypisali cudownej interwencji Najświętszej Panienki i było z tego trochę katolskiej propagandy.
Wszelako, zapytuje pan Herefried: Była-ci dana defenestrasją przyczyną wojny, czy tylko do niej okazją? Tak jak jakieś zamordowanie Ferdynanda czy zbrodniczy napad na spokojną gliwicką radiostasją.
Ovaj, to nie take proste, gdyż cysorz ma co prawda klawe życie oraz wyżywienie klawe, ale też musi tak zrobić, żeby instytucje Cesarstwa wogle yako-tako banglały, a po drugie, żeby na kolejnego cysorza też wybrali Habsburga.
Zadanie to podzlecił cysorz kardynałowi Kleslowi: https://pl.wikipedia.org/wiki/Melchior_Klesl
Sprawa nie była prosta, bo cesarstwo, zwane dowcipnie "Świętym (hi hi) Cesarstwem Rzymskim (hłe hłe, ja cie nie mogie!) Narodu Niemieckiego", miało taki zabawny statut, że kerownika wybierali zawsze dwaj Enerdowcy (z Brandenburgii i Saksonii), jeden Czechosłowak (krur czeski), trzech klechów (biskupi Moguncji, Trewiru i Kolonii) i jeden randomowy Erefenowiec (palatyn reński z siedzibą w Heidelbergu). No przyznacie, cyrk na kółkach.
Dla Habsburga było to o tyle zabawne, że dzwonił do tych trzech klechów i prosił uniżenie o głosy, królem czeskim był on sam, więc ten głos też w zasadzie miał w kieszeni - i to mu robiło spokojną większość 4/7. Reszta to byli protestanci, z różną proporcją piany na obliczu: Sas mniejszą (bo poważny człowiek i luteranin), palant reński większą (bo narwaniec i kalwin).
Klesl miał problem, bo gdyby chciał jakkolwiek reformować instytucje Cesarstwa, to by mu protestanci zaczęli świecić w oczy tą konstytutą, Złotą Bullą i marudzić, że ile można znosić te średniowieczne złogi - https://pl.wikipedia.org/wiki/Złota_Bulla_Karola_IV
Że tak pem, sprawy dopiero zaczynają się zapętlać, ale nie uprzedzajmy wypadków!

https://www.rowohlt.de/taschenbuch/herfried-muenkler-der-dreissigjaehrige-krieg.html
Książka jest gruba i nudna, a temat odległy a abstrakcyjny, jeden tylko Strzepan twierdzi, że u nich na Szląsku, to głębiej dany Krieg przeżywają niż polactwo potop szfecki.
Nu, ale zdarzyło się, że w końcu po nią sięgnąłem, z zamiarem przeczytania wyłącznie wstępu i zakończenia, bo przecie po co take grube książke czytać. Wszelako nie udało się, gdyż wstęp tak mnie wciągnął, że obiecałem se przejrzeć jeszcze pierwszy rozdział, cóż tam ze słynną defenestracją u Czechitów, noji, jakoś pojszło.
Widać, że ałtor, pan Herfried, ma miętę do Tukidydesa; obszernie go cytuje, a i pewnie sam chciałby zostać nowym, lepszym Tukidydesem. Gdybym był przeczytał wojnę peloponewską tegoż autora, to bym Wam napisał, że i w stylu, i w sposobie prowadzenia narracji ewidmą naśladuje swojego staroświeckiego poprzednika. No ale skoro nie czytałem toji nie napiszę.
Natomiast widać, że kolo sporo przeczytał i sporo zrozumiał. Podaje np., że dana wojna 30-letnia trwała aż 30 lat! - 1618-1648, podobnie jak II wojna peloponewska (431–404 p.n.e.) i Wielka Wojna Europejska (1914-1945). Co prawda ta ostatnia z wojen miała pewien okres pieredyszki, więc można udawać, że to nie tak było, ale z kolei widać, że jest jakimś takimś zjawiskiem wojna pokoleniowa, która toczy się tak długo, aż już nikt nie ma siły napieprzać się nadal, bo mu się znudziło, a zaś Niemcy są zrujnowane do cna.
Wyobraźcie sobie takie pokolenie - kolo ma 30 lat, a od urodzenia żył bez przerwy w cieniu śmierci, w cieniu wojny. Nie do uwierzenia dla nas, którzy żyjemy sobie 70 lat we względnym pokoju, a ostatnie 30, to wręcz w pokoju bezwzględnym.
Chociaż, są i tacy, co mawiają, że ład westfalski (czyli właśnie ten po zakończeniu wojny 30-letniej) się kończy, a może i skończył, i że taysze arabscy, tureccy, kurdyjscy, żydowscy i perscy zabezpieczają sobie własną Trzydziestkę. Szerzej o tem będzie w zakończeniu książki, a w międzyczasie humoreska Dawidka; Deus vult, że przetrwała w neciku tylko po rosyjsku: https://postskriptum.org/2016/05/18/spengler/2/ .
Fajne fosforyzujące zdanie napisał pan Herefried: Jak ktoś się mocno czuje ofiarą historii, to nie ma problemu innych przerobić na ofiary; niech wiedzą, jak to jest!
Wojna 30-letnia była dla całego narodu nienieckiego trałmą, która położyła się cieniem. Oni aż do podboju przez Prusy nie wykazali już ani złamanego eurocenta momentu pasjonarnego. Mieli dosyć. Dopiero ostatnia wojna 1914-45 trochę im humory poprawiła i sprawiła, że Trzydziestka przestała być ich główną trałmą. Dziś kładzie się cieniem II wojna światowa, a zwłaszcza wojna bombowa, dzięki której Niemcy znów mogą się poczuć jak ofiary, tja.
Natomiast fajną rzecz pedział Helmuth von Moltke. Otóż pedział on: "Nu, jeżeli ta histoerya żałosna z Trzydziestką czegoś nas nałczyła, to głównie tego, że nie wieder Krieg! Najlepiej z sąsiady jakoś się znośnie znosić, nu a jak się nie da, to zmachać szybką zwycięską wojenką, ale przecie nie siedzieć w okopach 30 lat, panie dziejku!" Jak widać Prusacy nie dosłyszeli, nie zrozumieli i wyszło jak zwykle.
Tagwięc, nu, wciągła mię dana narracja.
Jak wiadomo, taysze czescy w ramach pewnej satyry dokonali defenestracji austriackich namiestników na Hradczanach. Jak wiadomo, historia powtarza się jako farsa, więc i tym razem - defenestrowani nie zabili się, jak przy okazji wojen husyckich, a dzięki obszernym szatom jak na spadochronach bezpiecznie wylądowali na hałdzie łajna. Potem swe ocalenie przypisali cudownej interwencji Najświętszej Panienki i było z tego trochę katolskiej propagandy.
Wszelako, zapytuje pan Herefried: Była-ci dana defenestrasją przyczyną wojny, czy tylko do niej okazją? Tak jak jakieś zamordowanie Ferdynanda czy zbrodniczy napad na spokojną gliwicką radiostasją.
Ovaj, to nie take proste, gdyż cysorz ma co prawda klawe życie oraz wyżywienie klawe, ale też musi tak zrobić, żeby instytucje Cesarstwa wogle yako-tako banglały, a po drugie, żeby na kolejnego cysorza też wybrali Habsburga.
Zadanie to podzlecił cysorz kardynałowi Kleslowi: https://pl.wikipedia.org/wiki/Melchior_Klesl
Sprawa nie była prosta, bo cesarstwo, zwane dowcipnie "Świętym (hi hi) Cesarstwem Rzymskim (hłe hłe, ja cie nie mogie!) Narodu Niemieckiego", miało taki zabawny statut, że kerownika wybierali zawsze dwaj Enerdowcy (z Brandenburgii i Saksonii), jeden Czechosłowak (krur czeski), trzech klechów (biskupi Moguncji, Trewiru i Kolonii) i jeden randomowy Erefenowiec (palatyn reński z siedzibą w Heidelbergu). No przyznacie, cyrk na kółkach.
Dla Habsburga było to o tyle zabawne, że dzwonił do tych trzech klechów i prosił uniżenie o głosy, królem czeskim był on sam, więc ten głos też w zasadzie miał w kieszeni - i to mu robiło spokojną większość 4/7. Reszta to byli protestanci, z różną proporcją piany na obliczu: Sas mniejszą (bo poważny człowiek i luteranin), palant reński większą (bo narwaniec i kalwin).
Klesl miał problem, bo gdyby chciał jakkolwiek reformować instytucje Cesarstwa, to by mu protestanci zaczęli świecić w oczy tą konstytutą, Złotą Bullą i marudzić, że ile można znosić te średniowieczne złogi - https://pl.wikipedia.org/wiki/Złota_Bulla_Karola_IV
Że tak pem, sprawy dopiero zaczynają się zapętlać, ale nie uprzedzajmy wypadków!
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
"Jakiś czas temu, po srogim ochlaju,...". Ja wiem że to taka retoryka jest, ale jednak Kolega jest do niej mocno przywiązany, co i inny forumowicz w innym wątku niedawno zauważył. Najwyraźniej Kolega w jakiś przedziwny sposób łączy poznawanie świata, błyskotliwe dysputy, lektury i przemyślenia z owymi ochlajami. To mnie niepokoi bowiem jakieś kilka lat temu zostałem abstynentem. Samo w sobie to na początek jest dość przykre dla nie wylewającego za kołnierz przez lat ponad czterdzieści choć nie notora, ale może ja naprawdę tracą coś ważnego poznawczo?! No bo że towarzysko to i owszem, ale nie aż tak dramatycznie i kategorycznie, a jeśli w niektórych przypadkach tak to akurat mała szkoda. Mam nadzieję że Kolega mnie z grona znajomych z powodu bezużyteczności ochlajowej nie wykluczy. Mały myk jest możliwy tylko za granicą gdzie mam dyspensę, ale raczej na konsumpcje umiarkowaną a nie ochlaj. Do tego wieloletnia abstynecja krajowa sprawiła że nie smakuje mi i nie pociąga.
Co do wojny trzydziestoletniej to proszę kontynuować. Niemce ciekawą historię mają, ale niestety po przekabaceniu na powieleckie prusactwo i popełnieniu serii niewyobrażalnych zbrodni trudno mieć nadzieję że będą nawiązywać do swojej wspaniałej historii i smutnych doświadczeń sprzed kilku wieków, a nie do całkiem niedawnego bestialstwa.
Tak ze spojlerem teraz wyskoczę, wybaczcie Waszmościowie, bo w tym roku stuknie bardzo okrągła, czterechsetna rocznica Pierwszej Polskiej Odsieczy Wiednia. Nie wiem, czy w mejnstrimowych przekaziorach ktokolwiek o tem się zająknie, w tej całej jednoczącej się, panie, Europie (no bo jednak taka komuna, rozwiązła jej mać, jednakowoż w 1983 roku trzechsetną rocznicę wiktorii Sobieskiego nad wschodnią flanką NATO czciła bardzo uroczyście).
Ad rem, gdyż albowiem, pażałsta, w roku 1619 król nasz Zygmunt, któren miewał pomysły lepsze i gorsze, tak zaś tą razą wyskoczył z czymś naprawdę wiekopomnym. I to na tyle istotnym, że dziś mało kto o tym pamięta, jak przystało na rzeczy bezsprzecznie arcyważne.
Owóż, kiedy w Roku Pańskim 1619 lutrzykowie zapędzili imć cysorza do narożnika, oblegając go we Wiedniu, tak królisko nasze, oficjalnie będąc neutralnym, wysłało wtenczas niby prywatnych (hłe hłe) Zielonych Ludzików, naonczas zwanych lisowczykami. Zaś oni Zieloni Ludzikowie narobili takiego roz... takiego bałaganu na głębokim zapleczu Lutrzykowa, że bracia nasi odłączeni zmuszeni byli zwinąć oblężenie Wiednia. Nie ukrywajmy, że miało to wpływ na to, na tamto również, a wręcz i na owo.
Tu napomknąć wypada, że nasz miłościwie panujący Zygmunt, prócz obrony Wiary naszej Świętej, miał na uwadze takoż i inne względy. Dejmy na to obawę, że jakby katolickie imperium Hbsburgów poszło w onym czasie w drabiezgi, to u naszych południowych granic wyrósłby nam protestancki bastion, sprzymierzon z Turcją, Brandenburgią i Szwecją. Coby z tego wynikło?
Toż ledwie dwa lata później, w Roku Pańskim 1621, szedł ku nam młody Osman II, z ideą, że dojdzie do Bałtyku, że zaora naszą Rzplitą, że poda pomocną dłoń Unii Europe... Unii Protestanckiej. Nu, nie trza mieć wyobraźni kiej pan Jerzy Lukas, żeby ogarnać, "cobybyłogdyby", mianowicie, jakby z tym Osmanem Drugim jeszcze ruszyli na nas z południa zwycięscy lutrowie.
No i przyjaciela żeśmy zyskali. Bo zanim szydercy przypomną rozbiory, tak pedzmy se szczerze, że do roku 1772 była jeszcze spora chwila. Po drodze były zaś cesarskie odsiecze Rzplitej, dejmy na to, kiedy pan hetman Stach Koniecpolski skopał sempiternę "boga wojny" Gustawa Adolfa pod Trzcianą, później też podczas Potopu.
Tak, że zasługa to wielka naszego władcy, że nie posłuchał wtenczas demokratyczno-pacyfistycznej większości panów szlachty, ino mądrych ludzi, jako to księdza prymasa Wawrzyńca Gembickiego, pana marszałka wielkiego koronnego Mikołaja Wolskiego tudzież pana podkanclerzego koronnego Andrzeja Lipskiego. Łebskich ludzi, o których dziś nikt nie pamięta w Ojczyźnie naszej, co dość typowe jest, niestety.
Czytałem na trzeswo, że lisówczyki były demokratyczne jako armia chińska ludowa na początku i sami wybierali dowódców.
To po primo
Po secundo Zapolya czy Bathory Luter że sholdowanego Turkom Siedmiogrodu ruszył był na Wiedeń a miał zaiste nirdaleko
Po tertio
Król Polski pożyczył był pieniędzy nieco cysorzowi a w zastaw dostał nieuzywane księstwo opolski-raciborskiego jako to mieszkanie w Londynie abo co innego. Skuli tegojak Szwedy już okrzeply, wojsko im podroslo a i chęć nowych przygód wezbrala i ruszyli na Warszawę, to Jan Kazimierz pojechał na letnisko-zastaw poza granice kraju ogarniętego wojną.
Kraj śląski w koronie bohemskiej podnosił się akurat po wymienionej wyżej przez Ignaca wojnie, zamki dysponowały już salami balowymi, ciepła woda i śniadanie do łóżka też już było w standardzie. Zaczynano odbudowywac kościoły
W Humaniu to bym się krępował, bo może zakończyć się masakrą.
W Umaniu wybór mniejszy. Polecałbym świetną knajpę gruzińską na uboczu. Wystrój fatalny ale jedzenie rewelacyjne. Trudno trafić - trzeba wiedzieć gdzie.
A generalnie to na Ukrainie, jak już wspominałem, gastronomia jest na nadspodziewanie wysokim poziomie. Można wchodzić prawie wszędzie. Na prowincji i przy drogach super gospody przy drogach z altankami do biesiadowania. Wspaniałe szaszłyki, inne niż u nas i dużo lepsze. Dużo surówek i sałatek - bardzo dobrych. Oczywiście warieniki. Jak kto lubi to marynaty i sało oraz suche wędliny. Także potrawy karpackie w tym banusze.
Poczuwem sie jakbem trafieł na forumno exmoczymorda zes silno grupo podparcia.
https://www.znak.com.pl/ksiazka/wojna-trzydziestoletnia-na-slasku-aspekty-militarn-jerzy-maron-32591
Długo oczekiwane drugie, poszerzone i poprawione wydanie doskonałej pracy prof. Jerzego Maronia z Wrocławia. Czytelnik znajdzie tu wyczerpujące informacje na temat organizacji, uzbrojenia, taktyki, finansowania, utrzymania i dowodzenia wojsk a także opis działań wojennych na Śląsku. – Wojna trzydziestoletnia w dziejach Niemiec stanowi jeden z najbardziej frapujących tematów badawczych. Skala działań i zniszczeń, porównywalna z totalnymi wojnami XX wieku, wywarła niemal magnetyczny wpływ na środowiska historyków – napisał we wstępie autor, stawiając sobie za cel kompleksowe, kompetentne ujęcie tematu. Praca zyskała znakomite recenzje. Imponuje wykorzystana baza źródłowa, przez co „Wojnę trzydziestoletnią na Śląsku” można traktować jako jedno z podstawowych kompendiów wiedzy o europejskiej wojskowości I połowy XVII wieku. Na śląskim teatrze działań wojennych pojawiły się bowiem nie tylko rodzime śląskie jednostki, lecz również wojska cesarskie, saskie, brandenburskie, szwedzkie i hiszpańskie.
Otóż Turcja to dla swoich sąsiadów zawsze był pewien ambaras, a i do dziś jest, tyle że dziś do tej liczby nie zalicza się ani Polska, ani Niemcy.
Niemiecki cysorz, po tatusiu tradycyjnie Habsburg, rezydował sobie we Widniu i mu się Turak dawał we znaki. No to wtedy zwoływał Rajchstag i wołał: "E no Szwaby, Turak nad granicą szabelką złowrogo pobrzękuje. Dawać mie hajs i to w dyrdy!" Cóż było robić? Ano, ogłaszali zrzutę na wojnę z Turkiem, żeby go trochę w dupe poszturkać.
Bieda w tym, że na początku XVII w. pasjonarności nałykali się bracia Persowie i zaczęli Turaka szturkać od tyłu, toji zwinął on tradycyjne oblężenie "dziedzicznych ziem habsburskich". Toji, z programu zajęć Rajchstagu wypadł tradycyjny punkt, będący jednym z niewielu dowodów spójności całego Cesarstwa Niemieckiego Narodu Rzymskiego.
Ale też dał cysarzowi trochę odsapki, żeby mógł się zająć Niemcami. Jak wiemy, zlecił rzecz kardynałowi Kleslowi.
A Klesl rozumuje tak: Mamy trzy głosy rozsądku od klechów z NRF. Pozostali elektorzy to protestanccy, jeden tylko krur czechosłowacki to godny człowień. Ale zaraz zaraz, Czechici za to się gorąco protestantyzują, trzeba ich zrekatolicyzować, nieprawdaż. Żeby nie było tak, że jeden katol siedzi na szablach, a dookoła same lutrzyki. No to ich zaczął na słuszną drogę sprowadzać, ale z tradycyjną niemiecką subtelnością; skończyło się wiadomą defenestracją - która posłużyła za pretekst do odwołania wszelkich edyktów tolerancyjnych - i tradycyjną już ateizacją całego Czechistanu.
Do tego w jednym miasteczku w RFN była ciekawa inba. Otóż, było to miasto wyznaniowo mieszane - 6000 rodzin protestanckich i 20 katolickich. Dla porządku osadzili tam jezuitów i ci zaczęli organizować procesje, jak w Belfaście, przy czym żeby tym dwudziestu nie było przykro, ściągali lud wierny z okolicznych wiosek. I, uważajcie, w czasach przedjezuickich, jak przechodzili przez dzielnice protestanckie, to zwijali sztandary, żeby nie kłuć protestanckich ocząt. A jezuici: Jakże! Niech wiedzą chamy, że Christus vincit i najświętsza Jego Matka! Zrobiła się awantura, obicia, szloch i apelacja do sądu cesarskiego. Tenże odrzekł, że takie porządki to nie mogą być i że proszę o porządek, tak?Zaprowadzenie porządku, wg statutu powinien był zlecić palantowi reńskiemu, no ale to był pijak, palant i do tego kalwin. Więc zlecił kerownikowi Bawarii, choć to nie jego rewir. Ten wprowadził wojsko, zrobił porządek i wystawił fakturę na bez kozery 250.000 euro + VAT. Miasto nie miało z czego lub też nie chciało zapłacić. Na to Bawar: To ja was od dzisiej uroczyście przyłączam do Bawarii. A jak się z czasem wypłacicie, to zobaczymy co dalej, tak?
To z kolei spowodowało, że w Rajchstagu taysze protestanccy zaczęli się zastanawiać, czy aby Cesarstwo i jego instytucje są naprawdę takie obiektywne i ponadwyznaniowe, jak powinny by były być. Generalnie wśród protestantów najważniejsi byli elektron saski, znany jako defensor protestantyzmu i palant reński.
I teraz, elektron saski miał szacun na protestanckiej dzielni. Byłże on lutrzykiem, ale miał dobre kontakty z cysorzem i zawsze lał oliwę na falę. Dogadajmy się, prawił, będzie dobrze, grunt to działać w duchu kompromisu, nieprawdaż.
A za to palant reński Fryderyk IV był, jako się rzekło, palantem, a do tego kalwinem. Ubrdał se, że tylko kalwinizm! I że będzie robił wszechświatową grupirowkę kalwinów, oliwę zaś lać wolał do ognia. Kumpli szukał nawet nie w Rajchu, ale pisał listy do krura angielskiego, szfeckiego i duńskiego. Czym dał dowód swojego błazeństwa, bo ci dwaj ostatni, chociaż protestanci, to się wzajem jak psy nienawidzili, więc wspólny ich udział w jakimkolwiek przedsięwzięciu był raczej mało prawdopodobny.
No ale tak jakoś wyjszło, że ten pijak miał przystojnego syna Fryderyka V i już nie pamiętam, czy odebrali pijakowi władzę za pijaństwo czy za karę, że umarł, dość że nowym palantem reńskim został ten syn. A jego cicerone był awanturniczy Chrystian z Anhaltu (spodobałby się Rafału, gdyż lubił się z Sasami, ale go drezdeńskie pijaństwo zraziło i przeniósł się do NRF). I go wyswatał z królewną Elżbietą Stuart, dla umocnienia wszechświatowego kalwinizma. Noji, wyszło jak wyszło, bo okazało się, że przeszacował gotowość teścia do mięszania się w sprawy niemieckie, a zaś Angol przeszacował znaczenie Pfalzu (znaczy się Palatynatu) w niemieckiej polityce.
Więc generalnie wszyscy mieli palantów z Palatynatu za mitomanów i wariatów... aż do tego incydentu z miasteczkiem i nieudanego Rajchstagu. Wtedy to Fred V z Chrystianem I zwołali wszystkich protestantów do jakiegoś b. opactwa i dalejże knuć! Bo dopotąd, to elektron saski wiódł prym, ale na Rajchstagu się zbłaźnił. Do tego zmienił się kontekst - do tej pory palanci byli awanturnikami, a teraz skrzyknęli się do obrony świętego protestantyzmu przed cesarsko-jezuickimi zakusami. Toji, powołali z huczkiem Unię Protestancką:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Unia_Ewangelicka
Jako że lubię mapki, to Wam ją okażę:
Jak widać, wg stanu 1610 jest Brandenburgia, Saksonii nie ma. Te plamki w lewym dolnym rogu to Palatynat. Deklaracje członkowskie złożyła m.in. Wirtembergia, złowroga Hesja-Kassel i oczywiście Anhalt.
W odpowiedzi na to powstała Liga Katolicka, pod przewodem kerownika Bawarii, Maksymiliana I. Był to, wicie, srogi kompinator. Gdyż z jednej strony podnosił sztandar "katole do mnie, będzie grubo!" a z drugiej, jak mu się dwóch arcyksiążąt Habsburgów zapisało, to się z nerwów sam wypisał, i zapisał się z powrotem dopiero jak tych dwóch wymanewrował. Gdyż zasadniczo bronił katolicyzmu, ale jeszcze zasadniczej - interesów swojej słodkiej Bawarii.
Dalej jeszcze nie doczytałem, ale już wiem, że jedną z przyczyn wojny było to, że atrakcyjnej Elżbiecie Stuart nudziło się w Heidelbergu, który to był stolica Palatynatu, i suszyła małżonku głowiznę: Te no stary, załatw jakiś lepszy kwadrat, bo tu w Heidelbergu nudy, weźże rusz się, zrób coś. Jak byłam młodsza to mówiłeś, że będzie fajnie, jakieś walki i jakieś godne miasto słoneczne. A że akurat było do wzięcia miasto słoneczne Praga, to je Fred nr 5 wziął i nawet tam królował!
Abbacies
Provost of Ellwangen
Provost of Kempten
Bishoprics
Diocese of Augsburg
Diocese of Constance
Diocese of Eichstätt
Diocese of Passau
Diocese of Speyer
Diocese of Strasbourg
Diocese of Worms
Diocese of Würzburg
Diocese of Bamberg
Archbishoprics
Archbishopric of Mainz
Teutonic Knights
Archbishops of Cologne Cologne
Archbishopric of Trier Trier
Duchies
Palatinate Bavaria
...i tylko ten jeden Max Bawarski.
Po prawdzie, to nie wiem, ile dywizji miał taki np. biskup Bambergi, więc nie wiem, jaki to miało sens.
No ale w biznesie byli też krzyżacy!
Niestety, Łajka nie podaje mapki, więc tylko sztandar ichni wkleję, który to sztandar mocno pokazuje, że jednak Bawaria siła!
Na to się cysorz zasromał, gdyż nie był taki całkiem głupi, no a Klesl to już prawie zupełnie nie, i wiedział, że cała jego pozycja towarzyska się bierze z tego, że ma tytuł cysorza Rajchu, inaczej to by go Casa de Madrid olała ciepłem moczem.
Więc podjął negocjacje. Zakończyły się one wesołym oberkiem, bo w zamian za Węgry i Chorwację oddał jakieś dwa księstwa we Włochach, które i tak Hiszpanie trzymali.
Ale jako załącznik dostał bez kozery milijon euro i jeszcze żołdactwo hiszpańskie, które potem dzielnie Czechitom z głów protestantyzm wybijało.
https://archive.org/details/in.ernet.dli.2015.46416/page/n5
Wyczerpująca i dość przystępnie napisana.
A dla takich, co lubią obrazki, zwłaszcza ruchome:
Podivejte, jak blisko z Turcji było do Wiednia
Stan Europy na końcu wojny 30 letniej
Straty w ludności
https://www.domowina.de/pl/doniesienia-prasowe/blog/38af516a0a922b66c6490d4d48d6c2fc/?tx_news_pi1[news]=1121&tx_news_pi1[controller]=News&tx_news_pi1[action]=detail
https://www.luechow-wendland.de/desktopdefault.aspx/tabid-255/173_read-4949/
https://triglav.com.pl/blog/106-slowianie-w-niemczech-razem.html
https://www.elbe505.de/orte-kultur/das-erbe-der-vorfahren-der-wendische-freundes-und-arbeitskreis
Ovaj, jako załącznik do braterskiej ugody, Habsburg Austriacki przekazał Hiszpańskiemu Alzację. Dzięki temu ten miał bliżej do buntowszczików z Niderlandów, do których miał żal o to, że nie dość bałdzo miłują jego pokojową opukację.
Jako że właśnie zmarł Rutger Hauer, pozwolę sobie wkleić trailer z jego filmikiem. Od razu zrobię spoiler, że na cały film szkoda czasu, ale trailer warto obeźrzeć bez kozery pięć razy!
Dziś nowego odcinka nie będzie, ale niemniejszym awizuję, że następny odcinek będzie o krótkiej zwycięskiej wojence o księstwo Julich-Klewe-Berg, która sama w sobie miała potencjał na rozhajcowanie wojny ełropejskiej. Dafuq? - zakrzyknie uważny czytelnik, cóż to takego, owo Julich-Klewe-Berg, pierwsze słyszę, pewnie jakieś nudy będą. Nudy będą, ale dodam tylko że kerownik danego księstwa mieszkań w Dusseldorfie, co mniej-więcej pozwoli Koleżęstwu znaleźć je na małpie.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zjednoczone_Księstwa_Jülich-Kleve-Berg
A tu na małpce je widać:
Zwróćcie zwłaszcza uwagę na Hrabstwo Deutsche Mark, po prawej od Bergu.
Czemu piszę "województwa" zamiast "księstwa"? Ano, trochę z błazenady, ale nie do końca. Ovaj, jak wiemy w dawnych czasach był w Rajchu systemat feodalny, co powodowało że każdy miał jakiś tytuł - albo król, albo książę albo hrabia. No w najgorszym razie "Freiherr", co znaczyło, że w zasadzie nikomu nie wolno dmuchać mu w kaszę. Tym niemniej na polskie "książę" tłomaczą się co najmniej trzy tytułu, a to "Furst", a to "Herzog" a to wreszcie "Prinz". Noji, "Herzog" to znaczy ściśle ten, za którym się ciągną. Kto? Woje. A więc wojewoda.
No. Więc sobie rezydował zjednoczony wojewoda Jan Wilhelm, który niestety był mente captvs, a do tego bezdzietny. Zmarł w marcu 1609 roku. https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Wilhelm_(ksi%C4%85%C5%BC%C4%99_Kleve,_J%C3%BClich_i_Bergu)
Cóż byo robić? Jako że miał cztery zamężne siostry, każda poszła do swojego męża i dalejże mu klarować: "Weź stary rusz się, skołuj mie JKB, tu jest naprawdę hajsu moc, nawtranżalamy się za wszystkie czasy, tak?"
Tych mężów było czterech do wyboru:
a) palant z Palatynatu-Zweibrucken -
b) palant z Palatynatu-Neuburg - https://pl.wikipedia.org/wiki/Wolfgang_Wilhelm_Wittelsbach_(Pfalz-Neuburg)
c) elektron Brandenburski - https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Zygmunt_Hohenzollern
d) Jeden hrabia co psy obrabia, i był mężem czwartej z tych sióstr, ale przynajmniej katol.
W zasadzie w takiej sytuacji cysorz powinien orzec, kto będzie rządził danym terenem, ale jakoś mu śpieszno nie było, wolał poczekać aż się wyklaruje co i jak, poczem uznać tego, kto i tak wygra. Na początek ogłosił w JKB regencję z udziałem nieutulonej w żalu wdowy. To z pewną rezerwą przyjęli Brandenburczyk i Neuburczyk, którzy podzielili JKB na dwie nierówne połowy i ogłosili rząd tymczasowy.
Temat ten interesował w zasadzie wszystkich dookoła, gdyż sąsiadami JKB byli, co może frappować: Francja, Hiszpania i Niderlandy.
Francja miała wtedy krura Henryka IV (tego, dla którego Paryżewo warte było mszy (w sensie, papistowskiej)), który uważał, że jest potęgą na krzywej wznoszącej, a zaś Hiszpania - opadającej, więc warto im nie pomagać, a wręcz nogę podstawiać. Ważne dlań było, żeby JKB nie wpadło w hiszpańskie ręce, bo łatwiej im będzie wodzić wojsko z Brabancji, przez JKB i Alzację do Hiszpanii właściwej.
Hiszpania niby daleko, ale rządziła w południowych Niderlandach, na nasze to z grubsza Belgia. Ważne było utrzymanie tamże stanowczego stanowiska.
Niderlandy zaś były trochę na północ, i im byłoby bałdzo nie na rękę, gdyby JKB trafiło w ręce jakiegoś konkretniejszego katola, bo to zawsze śmierdzi Hiszpanią. Wszelako, nie mogły się zbyt bałdzo angażować w temacie wojny sukcesyjnej, żeby nie wyszło, że łamią 12-letni rozejm, który akurat dla Niderlandów był korzystny.
Tak tedy rozstawione są klocki dość konkretnie, połowa Europy zaangażowana jest mentalnie w wojnę sukcesyjną po książęciu Julich-Klewe-Berg, który, zapomniałem dodać, nie miał zbytnio głowy do egzekwowania w swych włościach zasady "cuius regio eius religio", znanej od czasów pokoju augsburskiego, tak więc były sobie w JKB gminy katolickie burta w burtę z ewangelickimi, a między nimi czasem nawet tfu tfu reformowane.
Chwilę i czas poczuł znany nam już Chrystian z Anhaltu, który jak można przysrać katolom i Habsburgom to zawsze pierwszy. Na koń wyskoczył i udał się do Paryżewa, gdzie wyłożył Henrykowi nr 4 wyjątkowość sytuacji, w której się znajduje. I tak jakoś wyjszło, że antykatolicyzm Chrystiana zgrał się z antyhiszpańskością Henryka i wybitny ten monarcha już generalnie zaczął na koń wyskakiwać, żeby złomotać JKB i któż wie, cóż by się działo, jaka by wokół niego wojna rozgorzała, gdyby nie to, że niejaki Rawajak postanowił swojemu krurowi z bożey łaski stanowczo sprzedać śledzia.
Francja odpadła więc z tematu; Brandenburgia też nie mogła się zajmować mocniej, gdyż tamtejszy elektron właśnie z hetmanem Żółkiewskim dobywał Moskwy. Tak więc swoje zrobili Holendrzy z księciem Maurycym Denassów i Hiszpanie; pozajmowali co ważniejsze twierdze i po paru latach doszło do pokojowego rozbioru krainy. Księstwa Julich i Berg trafiły do hrabiego palatyna Wolfganga Wilhelma Neuburskiego, a zaś reszta czyli księstwo Klewe i hrabstwo Deutsche Mark - do elektora braniborskiego, Jerzego Wilhelma. Hiszpanie zajęli kilkadziesiąt miejscowości i trzy przeprawy na wiecznym Renie, a Holendrzy twierdzę Julich. Zgodnie z traktatem pokojowym, Hiszpanie i Holendrzy mieli się niezwłocznie wycofać, ale jakoś omieszkali.
Historia ta jest dla mnie znakomitą, bo o wiele oczywiście przegapiłem wiele istotnych szczegółów, to chciałem ja pokreślić, za panem Herfriedem, jakiż był w ów czas rozum potyliczny w Rajchu i wogle w Ełropie. Zamiast się napieprzać jak głupi, wszystkie strony wojujące trochę się kontrolnie potłukły, ale ostatecznie stwierdziły że lepszy jest kompromis, szacunek i budowanie. Też ciekawe jest, no, byłoby, okazanie, jak bałdzo to co dany działacz zrobi wynika z palety możliwości, jaką dysponuje. Jak bardzo ograniczony jest od prawa i lewa, że może zrobić tylko to co zrobić się da.
I jeszcze jedno ciekawem jest; to mianowicie, że księstwo JKB ood razu na pół podzielili Neuburczyk i Brandenburczyk i mimo że fortuna w skokach chyża tych wywyższała, tych poniżała, to jednak aż po kres wojny 30-letniej już tak w sumie zostało.
A, zapomniałem dodać, że Wolfgang Wilhelm przeszedł z czasem na Wiarę Świętą, a Jerzy Wilhelm na plugawe kacerstwo kalwińskie.
Na co tenże Krystian, z wyznania lutrzyk, zgłosił się do Ligi Katolickiej i zdaje się nawet deklarację członkowską podpisał. Przeraził tym Maksymiliana Bawarskiego, który jak dotąd był jedynym poważnym księciuniem w tej zbieraninie. Przeraził też klechów, bo się okazało, że na szybką zwycięską wojenkę o sukcesję JKB potrzebna jest gotowizna, i to oni by mieli z funduszy kościelnych wykładać.
Więc i ta sprawa zakończyła się wesołym oberkiem.
Nieco już zapomniana ciocia psor Jadzia nazywa to z lubością mechanizmem czy społeczeństwem sieciowym. Intelektualistom, przynajmniej we własnej ocenie intelektualistom, zdaje się że są predystynowani do rządzenia w takich mechanizmach i są w nich mistrzami. Gówno prawda. Najlepsi są w tym tacy co kierują się intuicją i doświadczeniem. Proste chłopy są w tym lepsze niż psory i redachtory. Tak jest bo to nie jest oparte na wiedzy i nauce, nie głównie na nich. To jest nieustanna metoda drobnych prób i błędów. Trudno o jakiekolwiek analogie bo wszystko jest zmienne i nietypowe. Tak naprawdę żadnego rozwiązania się nie powtarza i nie da się powtórzyć. Zobaczymy czy osławione "Big Data" i inne takie coś w tym zmienią.
Musieli Persowie zaatakować od tylca Osmanów? Bo ja wiem, pewnie nie musieli. Musiał zasztyletować Rawajak Henryka IV? Twierdził, że musiał, no ale mogło mu się nie udać - wtedyby cały ambaras sukcesyjny wokół JKB nabrał zupełnie innej dynamiki międzynarodowej. Musiał Fryderyk V organizować Unię Protestancką? Nie musiał, ale był raptus, miał misję od Boga i judził go Chrystian z Anhaltu, który przy okazji judził też Henryka IV. Nie musiał za to jeździć do Pragi i lobbować za wyborem Freda na krura czechickiego. Musiał elektor saski być pijakiem i nie ogarniać tematów? Pewnie nie musiał, ale był. Musiał cysorz Maciej być dziadem i dać się posunąć kuzynkowi? Bo ja wiem? Może i nie musiał, ale jak już się dał posunąć, to kard. Klesl musiał się na margines życia odsunąć. Musiał Max bawarski być max gościem i wszystkich umieć wymanewrować? No, powiedzmy sobie szczerze, nie musiał.
Jest tu tyle nie-musów, które wynikają li tylko z czyichś osobistych przewag lub dziadostw, że mie osobiście kręci się od tego w głowiznie, tak?