Czy katolik może skoczyć...
... na bungee?
Krzyczą, bo strach odbiera oddech. Dopuszczają, że coś pójdzie nie tak?
Zatem przed skokiem na wszelki wypadek trzeba do spowiedzi...
No i trzeba się spowiadać z próby samobójstwa?

Krzyczą, bo strach odbiera oddech. Dopuszczają, że coś pójdzie nie tak?
Zatem przed skokiem na wszelki wypadek trzeba do spowiedzi...
No i trzeba się spowiadać z próby samobójstwa?

Otagowano:
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Komentarz
ja zawsze dopuszczam i ...nie latam samolotami:))
Pytam poważnie:
czy katolik może przechodzić przez ulicę na zielonym świetle w Warszawie???
.....bo strach odbiera oddech. Dopuszcza, że coś pójdzie nie tak?
Zatem przed pierwszym krokiem na wszelki wypadek trzeba do spowiedzi...
No i trzeba się spowiadać z próby samobójstwa?
Bez złośliwości :D
Ja też bez złośliwości.
Zastanawiałam się nad sobą, że chyba bym najpierw poszła do spowiedzi. No i taki dylemat mię był naszet. Świadomy wybór niebezpiecznego zachowania. Coś jak przebieganie przez tory tuż przed nadjeżdżającym pociągiem.
Staram się zwrócić uwagę na zagadnienie "niebezpieczne".
Bardziej niebezpieczne jest bycie pieszym na polskich drogach niż skakanie na linie :)
Chyba że ktoś czatuje, by przebiec przed ruszającym sznurem pojazdów "uda się/ nie uda się".
szansa na szybkie spotkanie z glebą 1:500000 mniej niż 100 od 2009
sznasa na to że panu/pani się spieszy i właśnie gada przez szajsfona a zielone to uznaje tylko dolary:
http://www.pedbikeinfo.org/data/factsheet_crash.cfm
To na zgniłym zachodzie gdie pieszy na większe poważanie niż w tenkraju
a gdyby jednak w dalszym ciągu wydawało się że jednak na drodze jest bardziej OK niż uwiązanym być do gumy to:
http://danger.mongabay.com/injury_odds.htm
Czy ksiądz wymagał spowiedzi, nie wiem. :)
Niestety nie mogłam skoczyć, a to spofodu silnej krótkowzroczności. Skakać i nic nie widzieć - bezsęsu, a w okularach strach, że się je zgubi. Chyba by zresztą nie pozwolili.
Ja jestem szczytem obłudy. Na bandżi - nie, bo to niebezpieczne, bez sensu i zło. W góry (alpy, kaukaz, andy, pamir) - tak, zanim miałem dzieci, a i dziś planuję że kiedyś zabiorę młodzież.
Przykłady, które podałeś, to uzasadnione innym poważnym dobrem przykłady narażania życia. Wybacz, ale skok na bandżi jest takim narażeniem, a dobra uzasadniającego nie widać. Jedyne, czym się ten skok broni, to stosunkowo niewielkie prawdopodobieństwo narażenia.
Katolik wszystko może, nie wszystko powinien. Instynkt podpowiada człowiekowi co powinien a czego nie, i my ten instynkt mamy obowiązek ćwiczyć. Podobnie jak ćwiczyć charaktery by móc w pewnym momencie powiedzieć "całe życie marzyłem o skoku na bandżi, nie miałem pieniędzy, teraz mam - ale mam też żonę i dzieci i już tego skoku nie potrzebuję, rezygnuję z niego bo to zbyt duże ryzyko". Pamiętamy, że wolność oznacza nie tylko wolność czynienia ale także wolność rezygnowania, poświęcenia, ofiary.
Edit - to był oft.
Szansa na śmierć przy skoku na bungee to 1 na pół miliona. Mniej, niż przy nurkowaniu (jednokrotnym), przebiegnięciu maratonu albo przejechaniu 100 mil motocyklem. Jedynie wygląda "straszniej". O jeździe konnej nic niestety nie znalazłem.
Bardzo proszę:
http://www.besthealthdegrees.com/health-risks/
Przy filmie też się zdarza wrzasnąć (chociaż z wiekiem coraz rzadziej), a przecież nic nikomu nie grozi.
EDIT: Na stronie jednak jest "hang gliding" a nie "paragliding". Ale w "hang glidingu" przynajmniej czasza się nie składa?
:)
Powiem, iż w młodości uprawiałem jeden ze sportów, może błędnie, ale nazywany jednak ekstremalnym. A właściwie to jest ekstremalnie techniczny, no ale fakt, ludzie czasem giną, pewnie częściej niż w tenisie... Nie ukrywam, trochę mnie ciągnie, ale tylko w wariancie ultra-bezpiecznym i bez szarżowania. Jako taka wspomnieniowa namiastka, smaczek, wspomnienie czegoś, co robiłem przez wiele lat- właściwie przez prawie całe dorosłe, kawalerskie życie. I co wypełniało mi czas, było pewną, znaczną częścią mojego życia.
No ale to był sport, technika, trening, doskonalenie się, przezwyciężanie niedoskonałości, wyzwania. Tego nie można porównać z gumą na nogi i hop za sto złotych.
A z dziećmi... ekstremalna to już jest wyprawa w Beskidy, nie rozumiem, jak można z małymi dzieciakami iść w Tatry, w przepaście i ostre kamienie ;)
Co do bandżi.
Zes...bym się. Już stojąc w kolejce do skoku.
Po co to komu? Ani techniczne, ani widoki, ani co? Można łeb wystawić przez okno w pociągu (jak nie ma semaforów), wychylić się przez szyberdach na autostradzie- widać będzie pewnie więcej.
Co z tej satysfakcji, z tych albumów, jak te dzieci nie będą mieć przy sobie ojca w różnych ważnych dla nich chwilach.
Mam kolegę, chodzi po górach. Jest kawalerem i jest świadomy, że z każdej wyprawy może nie wrócić. No, ale jest sam.
szwajcaria
i Brazylia
o skakaniu w specjalnym kombinezonie, jak wiewiórki w lasach tropikalnych
Nie uwzględniają kontekstu, intencji, postawy.
W mieście "muszę" kiedyś przejść przez jezdnię i nie mam wpływu na to, czy jakiś gnojek nie zjedzie z ulicy i trafi mnie poprawnie stojącego na autobusowym przystanku (spotkało to moją kuzynkę!). Z definicji miejsce przy wiacie na chodniku ma być bezpieczne.
Natomiast przebiegnięcie prze ruchliwą jezdnię, bo "nie chce mi się" przejść 200 m na pasy, jest gorsze (w przypadku wypadku) niż skoki z drzewa do rzeki.
Czy katolik może? Wszytstko może, aby z głową.
Acha, osobiście nigdy bym nie skoczył.
Nigdy nie możemy wszystkiego przewidzieć - to po pierwsze. Idąc w góry to już w ogóle.
Ale ale. Bandżi to adrenalina i nic więcej. No i jeszcze przełamanie strachu.
W góry - prócz powyższego to wysiłek, zdrowie, kontemplacja natury, używanie rozumu celem oceny i możliwej eliminacji zagrożeń, kształtowanie charakteru, umiejętności wspinaczkowych, asekuracji, itp itd - słowem mogę sobie łatwo dopasować argumenty pod z góry założoną tezę:) Wygodne to:)
A koleś nawet nie był ubezpieczony na milion, coby kobita kupiła sobie dwa mieszkania, w jednym mieszkała a z wynajmu drugiego egzystowała...
To takie proste. Ludzie kupują o 10 zł taniej tablet przez internet, ale przyszłości rodziny nie zabezpieczają awaryjnie...
http://wrealu24.pl/services/1747-tragiczny-final-akrobacji-bez-zabezpieczenia-na-wysokosciach-drastyczne-wideo-18
Jakieś wnioski?
Śmiertelność 1 skoku ze spadochronem: 1/5000=0,02%. Prawdopodobieństwo przeżycia 1 skoku to: 99,98%.
Prawdopodobieństwo przeżycia 100 skoków to o dziwo również 98%.
Korzyść doczesna i wieczna z decyzji matki rodzącej 5 dzieci jest nieporównywalnie duża z korzyścią doczesną i wieczną ze 100 rekreacyjnych skoków ze spadochronem.
Bo oczywiście skakanie ze spadochronem może być elementem szkolenia wojskowego, lotniczego, czy po prostu aktem ratowania własnego życia.
Takie wnioski mi się nasuwają.
Czyli z jednej strony nie może głupio ryzykować cudzą (Bożą) własnością, a z drugiej - nie może się zbytnio przywiązywać do tej cudzej (Bożej) własności.
Jak powiedział Pan Jezus, nawet największe bogactwo nie może wydłużyć nikomu życia - bo czas życia zależy od decyzji Pana Boga.
Wobec tego sporty ekstremalne też są dla katolików - byle mądrze, z zachowaniem środków ostrożności, nie prowokując śmierci, bo to już niebezpiecznie zbliża się w stronę samobójstwa.
Czyli: móc można - ale czy warto?
Kiedy wokół nas pożar, cały świat woła o ratunek - i wciąż brakuje czasu i sił na pomoc innym.