Ostatni wpis 9 XII 2015. Potem podobno padł mu laptop, radio, tv i wyczerpała się bateria do komórki. I nie miał pieniędzy. Potem podał nr komórki i prosił, żeby do niego dzwonić, bo "wszystkich Was kocham". Jedno z ostatnich zdjęć:
Bardzo to smutne. Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci, niech odpoczywa w pokoju wiecznym! +++
O mój Boże... Kolejny cios dla mnie. Traktowałem go jak wirtualnego starszego brata. I miałem okazję poznać osobiście i przebywać razem z nim tydzień czasu latem 2011 r. w Gałęźni... Pamiętam, że był jeszcze wtedy z nami u Rydygiera właśnie śp. Marek Kaczysta i Fionka i Brawario... Straszna informacja, która spada nagle z nieba i przeszywa serce... Ja już nie mogę, tyle tych tragedii przeżywam ostatnimi czasy, od śmierci ukochanego Taty 30 grudnia 2014 r. Już miałem pierwszy zawał w ubiegłym roku, jeszcze przypłacę to drugim... Za Rafała +++ Spoczywaj Bracie w pokoju. Do zobaczenia kiedyś tam, gdzie ufam już jesteś :(
Bardzo, bardzo lubiłam Cię Phantomie. To ludzie niespokojni tworzą przyszłość. Ty się nieco pogubiłeś, ale przez to było w Tobie to "coś". Ciągłe szukanie dziury w całym, bez zgody na to co poukładane, przez co byłeś inny. Żal, że nie poznałam Cę osobiście. Oj, brak Ciebie, brak, brachu. Odpoczywaj w pokoju. +
dyzio napisal(a): Boże, aż chciałoby się żeby to opisał w swoim stylu! Świadectwa perypetii, które zostawił na FB bardzo mnie do niego przybliżały.
Rafał miał świetny, literacki talent, bez dwóch zdań. Jak był w formie - czytało się Jego teksty z prawdziwą przyjemnością, tylko szkoda, że tak mało pisał. Ciekawe czy zachowały się na FF jego medytacje z okazji sprzątania kościółka w Gałąźni. Prawdziwa perełka napisana z takim humorem, że pozazdrościć.
Nie upilnowałem, pojawiał się i znikał ostatnio, jakas kobieta była, myślałem że wszystko raczej lepiej.
Nie, od niemal 5 lat było coraz gorzej. Pił, a sprzedaż mieszkania po ojcu (którą wszyscy wybijaliśmy mu z głowy) spowodowała nagły przypływ niewyobrażalnej dla niego gotówki. Pił i stawiał każdemu, kto się nawinął. Nie dało się do niego dotrzeć, przemówić. Rafał był postacią tragiczną. Utracony diament :(
9 XII 2015 - ostatni dzień bytności Rafała na fb. I ostatni dłuższy wpis. Warto przeczytać do końca.
Aktualności Rafał Tomaszkiewicz 9 grudzień 2015 ·
Kiedyś nocą jechałem pociągiem zwanym "kiblem" z Częstochowy do Katowic. Klimaty były upiorne jak w horrorze. Wszyscy ludzie po drodze wysiedli, w całym składzie był tylko maszynista, konduktor i ja jeden... Pociąg zatrzymywal się na jakichś malutkich stacyjkach, gdzie nikt nie czekał, a całe oświetlenie to jakaś samotna, huśtająca sie na drucie żarówka.Dla dodania sobie animuszu krzepiłem sie piwem, w czym wspomniany konduktor mi nie przeszkadzał... Uff, Katowice! Film się zmienił i popadłem w scenografię bunkra Hitlera z ostatnich dni III Rzeszy. Błąkałem się bez celu w surowym betonie podziemi dworca wśród pozamykanych sklepików i butików, oczekując zbawczego pociągu do Poznania. Hitlera nie spotkałem, w ogóle tam prawie nikogo nie było - najwyraźniej wiedzieli coś, czego nie wiedziałem ja, a dowiedzieć się niebawem miałem. Mianowicie że lepsza samotność faszystowskiego bunkra, niż towarzystwo radzieckich"markietanek"... Pociąg wreszcie nadjechał, wstąpiłem doń z westchnieniem przedwczesnej ulgi i mimo tłoku w zasadzie - zająłem ostatnie miejsce w ośmioosobowym przedziale. Skład osobowy nieciekawy w 50%, zaś druga połowa zapadła mi w pamięć. W kącie przy oknie mama z synkiem na oko jakieś 10 lat, a naprzeciw mnie starszawy góral z dwudziestoparoletnią małzonką. Skąd wiem że to małżonka jego? Po pierwsze po takich samych obrączkach, a po drugie góral odnosił sie do niej gorzej niz ja do swego psa i jego wypowiedzi ograniczały się głównie do poleceń "Kobieto, podaj mi piwo i schowaj tę butelkę!" Poza tym rubasznie zaczepiał wszystko i wszystkich łącznie z tym małym chłopcem który usiłował sie zdrzemnąć. Dość męczący był w sumie i odetchnąłem z ulgą gdy wreszcie wysiadł. Wraz z nim przedział opuściły pozostałe osoby. Mama od wspomnianego chłopca również zdała sie być zadowolona, że juz nie jest nagabywana o stan cywilny i powody nocnej podrózy bez męża. No ale jak wiadomo zawsze może być gorzej, więc nadszedł czas wzmiankowanych wyżej wyzwolicielskich "markietanek" radzieckich... Otóż do przedziału wbiło sie 5 młodych dziewczyn, co samo w sobie dla faceta niczym niemiłym wszakże nie jest. Gdyby nie jedno ale... Otóż dziewczęta te strasznie cuchnęły jakims długim niemyciem się! Wymieniły między sobą kilka zdań w "sojuszniczym" języku, a moje łypnięcie na korytarz przez szparę w zasłonce, uczyniło obraz jasnym i przejrzystym! Na korytarzu stały dwa karki w skórzanych kurtkach o wyglądzie niedźwiedzi - kryminalistów. No w morwor - tirówki z obstawą! W głebi ducha podziękowałem Stwórcy za tę mamę z dzieckiem, bo to z ich powodu dla "karków" zabrakło miejsca w przedziale. Coś mnie tknęło i zapytałem tej kobiety SKĄD jedzie ten pociąg? - Z Przemyśla... O kuwa! Przemyśl - Szczecin! Osławiony pociąg w którym jest najwięcej przestępstw maści wszelakiej! No ładnie trafiłem... Dobyłem piwa i sączyłem je melancholijnie pogadując z jedna z dziewczyn, która miała wielką dziurę w rajstopach w okolicach kolana. Usiłowała mi wmówić ze jest lekarką z Wrocławia, a na koniec orzekła ze wschodnim zaśpiewem, ze jestem niemiły. Może dlatego, ze wprost powiedziałem iż nie wierzę w jej opowieści i widze czym sie wszystkie naprawdę zajmują... No i tak sobie jechaliśmy w oparach nadtrawionego alkoholu i aromatach rzadko mytych części ciała, aż nagle drzwi się otworzyły i zajrzał policjant. Juz wcześniej widziałem taki sześcioosobowy patrol w składzie dwóch policjantów, dwóch SOK-istów i dwóch żołnierzy ochrony pogranicza, ale sie nami nie interesowali, no to ki diabeł?! I ten policjant tak sie na mnie gapi i pyta: - A tu jest wszystko w porządku? No to mówię: - Tak... - Ale czy na pewno wszystko w porządku? - Tak, jak najbardziej! - No nie jestem taki pewien... - i sie gapi na mnie. Zajarzyłem wreszcie! Trzymam sobie beztrosko puszkę piwa Tatra w ręce! Odstawiłem ją na kanapę i zakryłem połą kurtki. - No. - rzekł ukontentowany - Teraz jest w porządku! I poszedł sobie. Uff, ja tu jedna z nielicznych porządnych osób w tym pociągu, a czepia się akurat mnie. Może właśnie dlatego - w końcu kogoś musi, a ja szczególnie niebezpiecznie nie wygladam. No ale w końcu dojechalismy do Wrocka i towarzystwo lekkich obyczajów wysiadło. Wspólnie z młoda mamą orzekliśmy ze teraz wreszcie będzie spokój, bo jesteśmy na cywilizowanym obszarze kraju. Ale oto wkracza trzech gentelmanów w garniturach, z aktówkami - jednym słowem porządni ludzie. Z rozmowy wywnioskowałem ze to inżynierowie jadący do Szczecina na jakąś konferencję. Zatem spoko i koniec niemiłych wrażeń. Rozsiedli się i ledwo pociąg ruszył, dobyli z bagażu szklanki i ... butelkę z wódką! Matka od chłopca zrobiła sie zielona i wywróciła oczami, a mnie zachciało się smiać... Nawet mnie częstowali napitkiem, ale się wymówiłem demonstrując tę nieszczęsną puszkę z piwem i dobyłem z zanadrza kolejną. To ich wyraźnie uspokoiło, a mamę z synkiem całkowicie zignorowali jako nieszkodliwą. W końcu dojechaliśmy do Poznania, pomogłem kobiecie z bagażami przy wysiadaniu i odetchnąłem z ulgą. Człapałem po peronie czwartym, taki wypluty po dwóch nocach bez chwili snu i rozmyślałem nad tymi kompanionami podróży z upiornego pociągu. Jak jest możliwe takie nagromadzenie dziwadeł w jednym miejscu i czasie?! Aż nagle zacząłem się śmiać. Bo po co ja sam byłem na Jasnej Górze? Ano podziękować Matce Bożej za to, że trzy dni wcześniej wreszcie opuściłem mury więzienia... :-)
Tak, on zresztą nie tylko przepijał te pieniądze ale i rozdawał z dobrego serca, tak mówili ci co byli bliżej i próbowali go stawiać do pionu. Zgadzam się z qizem, postać tragiczna.
Bardzo biedny człowiek. Byliśmy dla niego niemal rodziną. Serce na dłoni. Niestety, jęzor niewyparzony komplikował mu życie.
Cytuję:
Mnie praktycznie nie ma już nigdzie poza FB. Na FF nie ma już nawet czego czytać, a o pisaniu nie wspomnę. Z Rebelyi mnie wyrzucili definitywnie za tą aferę ze zlotem dwa lata temu, kiedy to nikt odpłatnie nie chciał mnie podwieźć z rozwalonym kolanem. Zezwałem ich od hipokrytów i pseudochrześcijan, a całkiem piany dostałem jak napisali ze zlotu o świetnej zabawie i łowieniu ogórków ze słoika. Podczas gdy ja całkiem sam siedziałem na odludziu z rzepką kolanowa w 4 kawałkach - blizne mam że hoho! - i 3 żebrami złamanymi, w tym jedno w dwóch miejscach. Niemal zginąłem gdy 70 km/godz walnęliśmy w drzewo. Byłem pasażerem bez zapiętych pasów i strasznie się potłukłem, a jeszcze 10 km pieszo przez las musieliśmy wrócić do domu. Uff... było co robić. :) No a za ten zlot zapłaciłem za dwie i pół osoby - półtora dla kogoś kogo nie byłoby stać na przyjazd, a by chciał. Więc sie wściekłem wobec ich postawy i zażądałem zwrotu tej kasy, to najpierw w ogóle oddać nie chcieli, potem połowę, aż w końcu PTP odesłał mi wszystko. Jedyny sprawiedliwy...
Komentarz
Jedno z ostatnich zdjęć:
Bardzo to smutne.
Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci, niech odpoczywa w pokoju wiecznym!
+++
Straszna informacja, która spada nagle z nieba i przeszywa serce...
Ja już nie mogę, tyle tych tragedii przeżywam ostatnimi czasy, od śmierci ukochanego Taty 30 grudnia 2014 r. Już miałem pierwszy zawał w ubiegłym roku, jeszcze przypłacę to drugim...
Za Rafała +++
Spoczywaj Bracie w pokoju. Do zobaczenia kiedyś tam, gdzie ufam już jesteś
:(
+++
Wariat, ale nie potrafiłem go nie lubić.
+
Odpoczywaj w pokoju.
+
+
Ech...
+
Kocuru, byles jedyny...
nigdy, nigdy Cie nie zapomne
+
Nie upilnowałem, pojawiał się i znikał ostatnio, jakas kobieta była, myślałem że wszystko raczej lepiej.
fot. M. Chudzicka
Nie dało się do niego dotrzeć, przemówić.
Rafał był postacią tragiczną. Utracony diament :(
+
Aktualności
Rafał Tomaszkiewicz
9 grudzień 2015 ·
Kiedyś nocą jechałem pociągiem zwanym "kiblem" z Częstochowy do Katowic. Klimaty były upiorne jak w horrorze. Wszyscy ludzie po drodze wysiedli, w całym składzie był tylko maszynista, konduktor i ja jeden...
Pociąg zatrzymywal się na jakichś malutkich stacyjkach, gdzie nikt nie czekał, a całe oświetlenie to jakaś samotna, huśtająca sie na drucie żarówka.Dla dodania sobie animuszu krzepiłem sie piwem, w czym wspomniany konduktor mi nie przeszkadzał...
Uff, Katowice! Film się zmienił i popadłem w scenografię bunkra Hitlera z ostatnich dni III Rzeszy. Błąkałem się bez celu w surowym betonie podziemi dworca wśród pozamykanych sklepików i butików, oczekując zbawczego pociągu do Poznania. Hitlera nie spotkałem, w ogóle tam prawie nikogo nie było - najwyraźniej wiedzieli coś, czego nie wiedziałem ja, a dowiedzieć się niebawem miałem. Mianowicie że lepsza samotność faszystowskiego bunkra, niż towarzystwo radzieckich"markietanek"...
Pociąg wreszcie nadjechał, wstąpiłem doń z westchnieniem przedwczesnej ulgi i mimo tłoku w zasadzie - zająłem ostatnie miejsce w ośmioosobowym przedziale. Skład osobowy nieciekawy w 50%, zaś druga połowa zapadła mi w pamięć. W kącie przy oknie mama z synkiem na oko jakieś 10 lat, a naprzeciw mnie starszawy góral z dwudziestoparoletnią małzonką. Skąd wiem że to małżonka jego? Po pierwsze po takich samych obrączkach, a po drugie góral odnosił sie do niej gorzej niz ja do swego psa i jego wypowiedzi ograniczały się głównie do poleceń "Kobieto, podaj mi piwo i schowaj tę butelkę!" Poza tym rubasznie zaczepiał wszystko i wszystkich łącznie z tym małym chłopcem który usiłował sie zdrzemnąć. Dość męczący był w sumie i odetchnąłem z ulgą gdy wreszcie wysiadł. Wraz z nim przedział opuściły pozostałe osoby. Mama od wspomnianego chłopca również zdała sie być zadowolona, że juz nie jest nagabywana o stan cywilny i powody nocnej podrózy bez męża.
No ale jak wiadomo zawsze może być gorzej, więc nadszedł czas wzmiankowanych wyżej wyzwolicielskich "markietanek" radzieckich... Otóż do przedziału wbiło sie 5 młodych dziewczyn, co samo w sobie dla faceta niczym niemiłym wszakże nie jest. Gdyby nie jedno ale... Otóż dziewczęta te strasznie cuchnęły jakims długim niemyciem się! Wymieniły między sobą kilka zdań w "sojuszniczym" języku, a moje łypnięcie na korytarz przez szparę w zasłonce, uczyniło obraz jasnym i przejrzystym! Na korytarzu stały dwa karki w skórzanych kurtkach o wyglądzie niedźwiedzi - kryminalistów. No w morwor - tirówki z obstawą! W głebi ducha podziękowałem Stwórcy za tę mamę z dzieckiem, bo to z ich powodu dla "karków" zabrakło miejsca w przedziale. Coś mnie tknęło i zapytałem tej kobiety SKĄD jedzie ten pociąg?
- Z Przemyśla...
O kuwa! Przemyśl - Szczecin! Osławiony pociąg w którym jest najwięcej przestępstw maści wszelakiej! No ładnie trafiłem... Dobyłem piwa i sączyłem je melancholijnie pogadując z jedna z dziewczyn, która miała wielką dziurę w rajstopach w okolicach kolana. Usiłowała mi wmówić ze jest lekarką z Wrocławia, a na koniec orzekła ze wschodnim zaśpiewem, ze jestem niemiły. Może dlatego, ze wprost powiedziałem iż nie wierzę w jej opowieści i widze czym sie wszystkie naprawdę zajmują... No i tak sobie jechaliśmy w oparach nadtrawionego alkoholu i aromatach rzadko mytych części ciała, aż nagle drzwi się otworzyły i zajrzał policjant. Juz wcześniej widziałem taki sześcioosobowy patrol w składzie dwóch policjantów, dwóch SOK-istów i dwóch żołnierzy ochrony pogranicza, ale sie nami nie interesowali, no to ki diabeł?!
I ten policjant tak sie na mnie gapi i pyta:
- A tu jest wszystko w porządku?
No to mówię:
- Tak...
- Ale czy na pewno wszystko w porządku?
- Tak, jak najbardziej!
- No nie jestem taki pewien... - i sie gapi na mnie.
Zajarzyłem wreszcie! Trzymam sobie beztrosko puszkę piwa Tatra w ręce!
Odstawiłem ją na kanapę i zakryłem połą kurtki.
- No. - rzekł ukontentowany - Teraz jest w porządku!
I poszedł sobie. Uff, ja tu jedna z nielicznych porządnych osób w tym pociągu, a czepia się akurat mnie. Może właśnie dlatego - w końcu kogoś musi, a ja szczególnie niebezpiecznie nie wygladam.
No ale w końcu dojechalismy do Wrocka i towarzystwo lekkich obyczajów wysiadło. Wspólnie z młoda mamą orzekliśmy ze teraz wreszcie będzie spokój, bo jesteśmy na cywilizowanym obszarze kraju.
Ale oto wkracza trzech gentelmanów w garniturach, z aktówkami - jednym słowem porządni ludzie. Z rozmowy wywnioskowałem ze to inżynierowie jadący do Szczecina na jakąś konferencję. Zatem spoko i koniec niemiłych wrażeń.
Rozsiedli się i ledwo pociąg ruszył, dobyli z bagażu szklanki i ... butelkę z wódką! Matka od chłopca zrobiła sie zielona i wywróciła oczami, a mnie zachciało się smiać... Nawet mnie częstowali napitkiem, ale się wymówiłem demonstrując tę nieszczęsną puszkę z piwem i dobyłem z zanadrza kolejną. To ich wyraźnie uspokoiło, a mamę z synkiem całkowicie zignorowali jako nieszkodliwą.
W końcu dojechaliśmy do Poznania, pomogłem kobiecie z bagażami przy wysiadaniu i odetchnąłem z ulgą. Człapałem po peronie czwartym, taki wypluty po dwóch nocach bez chwili snu i rozmyślałem nad tymi kompanionami podróży z upiornego pociągu. Jak jest możliwe takie nagromadzenie dziwadeł w jednym miejscu i czasie?!
Aż nagle zacząłem się śmiać. Bo po co ja sam byłem na Jasnej Górze? Ano podziękować Matce Bożej za to, że trzy dni wcześniej wreszcie opuściłem mury więzienia... :-)
R.I.P.
wielkie dzieki za opowiadanko bo doznalam oswiecenia: no brylant, no istny cud!
Byliśmy dla niego niemal rodziną. Serce na dłoni.
Niestety, jęzor niewyparzony komplikował mu życie.
Cytuję: A tu jego pałac zimowy: