Szpady a topory (offtopic z innego wątku).

Pozwoliłem sobie tu wynieść dwie wypowiedzi z wątku o śp. koledze TecumSeh - chyba lepiej wrzucić to w osobny wątek.
To oczywiście nieprawda. Gdyż -- o ile dany arystokrata jest biegłym szermierzem, a nie degeneratem -- to koleś z toporem, i to ciężkim, nie ma żadnych szans, nawet jeśli przez przypadek jest trzeźwym.
Generalnie w takim celu wymyślono broń osobistą w rodzaju szpad, szabli i pistoletów - by pospólstwo nie miało żadnych szans, nawet uzbrojone w narzędzia rolnicze i sprzęt domowy i ze znaczną przewagą liczebną. Jeśliby koleżka z toporem miał przewagę nad dżentelmenem ze szpada, to po co ta szpada w ogóle? Tylko zawadza. Myślmy.

Dawne czasy nie były takie pieszczotliwe, jak chcemy je widzieć, a poddanie klas niższych klasom wyższym nie było takie zupełne. Arystokracja musiała trochę się napracować, by na miano arystokracji zasłużyć. Narzędziem była oczywiście w pierwszej kolejności nahajka ale szpada i szabla były zaraz za nią.

Wyczytałem w dawnym podręczniku fechtunku o najpowszechniejszej technice użycia szpady: dźgnąć w ciemność, odwrócić się i uruchomić nogi. Po pewnym czasie zatrzymać się wyciągając szpadę w kierunku goniących, po czem znowu kontynuować bieg. To nie była technika walki ze szlachcicem tylko z pospólstwem żądnym sakiewki.

Skąd wziął się ten durny pogląd o wyższości prymitywa nad człowiekiem cywilizowanym? Dla mnie to ewidentny manicheizm wołający o brata Hieronima.

Otóż mym zdaniem pomijając kwestię pijaństwa topornika, to jednak w ogólnym rozrachunku jego przewaga nad szpadzistą będzie ogromna. Zakładam, że mówimy o kimś z toporem - bronią militarną jak choćby sławetne topory duńskie, a nie o chłopie z siekierką, bo to znacząco oczywiście zmienia postać rzeczy.

Oczywiście historycznie w czasach gdy szpady wyewoluowały z rapierów, to z kolei toporów już (poza ich drzewcowymi wersjami) za bardzo nie używano, ale patrząc na sprawę teoretycznie, szpada wydaje się być bardzo kiepskim rozwiązaniem na topór.
Szpada, koledzy jest krótka - topór duński będzie miał ze 120 cm może więcej, szpada 80-90. Mamy więc znaczącą dysproporcję zasiegu.

Jak kolega Los zwraca uwagę - szpada to broń albo do samoobrony przed byle rzezimieszkiem, którego zwykle stać na nóż krótszy od szpady, albo do pojedynku z innym szpadzistą. Ale postaw naprzeciwko człeka z toporem i to zupełnie inna walka.
By wygrać szpadzista musiałby wejść w zasięg ostrza topora, nim sam mógłby dosięgnąć topornika - nawet gdyby uniknął, co nie jest łatwe to jeszcze musiałby drobnym ostrzem dźgnąć tak dobrze by przeciwnik powoli się wykrwawiając nie zdołał go i tak toporem dosięgnąć. (Zresztą nawet bez toporu to realne zagrożenie w szermierce rapierami jak uczą stare traktaty dość podstawowy problem był taki, że jeśli przeciwnik chciał cię zadźgać kosztem własnego życia - to trudno było to zatrzymać - cięzko o parowanie sztychu w odróżnieniu od cięcia, to znacząco inna walka niż szablami.)

No i topór jest cięzki, ma impet, więc lekka szpada zasadniczo nie da rady go wyparować, ciosy toporem historycznie brało się na tarcze, bo parowanie groziło dość łatwym przebiciem blokady.

No i co dość oczywiste pospólstwo ze znaczną przewagą liczebną było w stanie - jeśli było dość żądne krwi spokojnie szpadzistę czy szablistę ukatrupić - nie bez strat własnych, ale ta samoobrona miała limitowany zakres - nie dźgniesz sześciu ludzi na raz gdy wszyscy się na ciebie rzucają.
Otagowano:
«1

Komentarz

  • No tak, stu pijanych chłopów z toporami ciężko byłoby pokonać, ale zdaje się, że mowa była o jednym. Ja oczywiście nie mam pojęcia o szermierce, wydaje mi się jednak, że arystokrata nie próbowałby sparować ciosu barkiem. Raczej dźgnąłby chłopa biorącego zamach.
  • trep napisal(a):
    No tak, stu pijanych chłopów z toporami ciężko byłoby pokonać, ale zdaje się, że mowa była o jednym. Ja oczywiście nie mam pojęcia o szermierce, wydaje mi się jednak, że arystokrata nie próbowałby sparować ciosu barkiem.

    Raczej dźgnąłby chłopa biorącego zamach.
    A po dźgnięciu, zamachnięty topór kontynuowałby ruch zatoporowania przeciwnika... Nie ma tak łatwo...

    ••••••••
    E, nie znam się...
    To dyskusja na długie zimowe wieczory, a tu zaraz przesilenie wiosenne. :)

    →o, tu już inni nas wyręczają: szpady kontra szable akurat, lecz wyjaśnione do czego szpady służyły
  • edytowano March 9
    Pewna sytematyka, topór duński lub młot na długim ok. dwa metry stylisku (pomijając zastosowanie w walkach morskich), służył do walki w szyku falangi. Wojownicy tworzący ścianę z tarcz, walczyli włócznią znad główy, zadając uderzenia poziomo (upraszczając) i też przed takimi uderzeniami się osłaniali.
    Umieszczony w drugim/trzecim szeregu woj z toporem, uderzał ponad głowami poprzedzających, zmuszając obrońce do zasłąniania się od uderzenia spadającego pionowo (upraszczając), lub próbował wyrwać tarczę obrońcy, poprzez zaczepienie głowicą o rant tarczy i odsłonić go na uderzenia włóczni.
    Zarówno szpadzista miałby się z pyszna walcząc w szyku, jak i topornik mający toczyć pojedynek swą nieporęczną bronią

  • Upraszczając to tak jakby facet z kijkiem stanął naprzeciwko gościa ze sztachetą.
    Zakładając równość w sprawności i trzeźwości sztacheta wygrywa.
    Nie trzeba tu żadnych dywagacji.
  • loslos
    edytowano March 9
    Proszę państwa, trzeba wyjaśnić kilka nieporozumień. Po pierwsze: trzeba odróżnić walkę w szyku (a w ramach niej walkę piechoty i kawalerii) od pojedynku i samoobrony. Szpada/szabla karabela to typowa broń do samoobrony (nadająca się też do pojedynku), w bitewnej zawierusze bardzo ciężko zadawać pchnięcia, jazda zwykle była uzbrojona w broń sieczną: pałasze lub szable. W piechocie broń osobistą mieli oficerowie, żołnierze (zwykle) w zależności od epoki mieli sarisy, piki albo karabiny z bagnetem.

    Jeżeli szlachcic pozwoli się sieknąć toporem, to i wobec krzesła jest bezbronny, zaletą szpady (francuskiej) jest szybkość jej dobycia, jest to przyczyna dla której krótsza szpada wyparła hiszpański rapier. Zanim topornik zrobi zamach, szpadzista zdąży zadać kilka pchnięć, z których połowa będzie śmiertelna. Broń kujna (wliczając nóż) jest bardzo zabójcza, w zasadzie każde pchnięcie na korpus zabija. Rany sieczne wyglądają gorzej ale często da się z nich wyjść.
  • edytowano March 9
    Topór ma krótszy zasięg i to jest dosyć bezwładna broń.

    W ogóle to przed covidem uczęszczałem na armę ( nauka walki mieczem zgodnie z traktatami )
    I powiem szczerze, że czasami jak się poszło na grupę początkującą to nowicjuszy się masakrowało mając małe umiejętności.
    praca nóg, lekkie zejścia, walisz w ręce i po zabawie.

    Także takie rozważania rodzaju broni nie mają sensu. Osoba która nie uczyła się walczyć jest nieomal bezbronna
  • Kłujemy w zwarciu zwykle ofensywnie a sieczemy w dystansie w defensywie.
    Warto zaznaczyć, że w walce nożem przewagę ma ten, który nie folguje obżarstwu gdyż albowiem destrukcyjnie wpływa ono na refleks.

  • loslos
    edytowano March 9
    Dokładnie. Broń nie walczy, walczą ludzie, pospolity rzezimieszek nie miał żadnych szans ze szkolonym do walki szlachcicem. Pojedynek też można uznać za rodzaj szkolenia do samoobrony.
  • Taka oponka albo dwie na brzuszki to dobra kamizelka ochronna na krótkie ostrza.
  • edytowano March 9
    marniok napisal(a):
    Upraszczając to tak jakby facet z kijkiem stanął naprzeciwko gościa ze sztachetą.
    Zakładając równość w sprawności i trzeźwości sztacheta wygrywa.
    Nie trzeba tu żadnych dywagacji.
    Błąd.
    Wyszkolony i wytrenowany facet-z-kijkiem pokona zwykłego gościa-ze-sztachetą.
    •••

    O!
    posix napisal(a):
    .. czasami jak się poszło na grupę początkującą to nowicjuszy się masakrowało mając małe umiejętności.
    praca nóg, lekkie zejścia, walisz w ręce i po zabawie.

    Także takie rozważania rodzaju broni nie mają sensu. Osoba która nie uczyła się walczyć jest nieomal bezbronna
    O!
    los napisal(a):
    ... Broń nie walczy, walczą ludzie, pospolity rzezimieszek nie miał żadnych szans ze szkolonym do walki szlachcicem.
  • marniok napisal(a):
    Taka oponka albo dwie na brzuszki to dobra kamizelka ochronna na krótkie ostrza.
    Otyli sa mniej mobilni wiec uwage kieruje sie na obojczyk lub pachwinę.

    No ale o czym my tu, nóż szlachetnej konfrontacji raczej nieimplikuje.
  • romeck napisal(a):
    trep napisal(a):
    No tak, stu pijanych chłopów z toporami ciężko byłoby pokonać, ale zdaje się, że mowa była o jednym. Ja oczywiście nie mam pojęcia o szermierce, wydaje mi się jednak, że arystokrata nie próbowałby sparować ciosu barkiem.

    Raczej dźgnąłby chłopa biorącego zamach.
    A po dźgnięciu, zamachnięty topór kontynuowałby ruch zatoporowania przeciwnika... Nie ma tak łatwo...

    ••••••••
    E, nie znam się...
    To dyskusja na długie zimowe wieczory, a tu zaraz przesilenie wiosenne. :)

    →o, tu już inni nas wyręczają: szpady kontra szable akurat, lecz wyjaśnione do czego szpady służyły
    Dźgnięcie przed wypuszczeniem zamachniętego topora. W jego najdalszym położeniu bądź jeszcze chwilę wcześniej. O musi się zamachnąć a ty go kłuj.
  • romeck napisal(a):
    marniok napisal(a):
    Upraszczając to tak jakby facet z kijkiem stanął naprzeciwko gościa ze sztachetą.
    Zakładając równość w sprawności i trzeźwości sztacheta wygrywa.
    Nie trzeba tu żadnych dywagacji.
    Błąd.
    Wyszkolony i wytrenowany facet-z-kijkiem pokona zwykłego gościa-ze-sztachetą.
    •••...
    To ja wiem.
    Ale pisałem:
    "Zakładając równość w sprawności i trzeźwości sztacheta wygrywa."
  • No tak, ale chłop nie szkoli się systematycznie w szermierce, nie ma nauczycieli itd. a zaprawa w bojach z sobie równymi niesie szkodliwe nawyki.

    Wszędzie tam, gdzie ktoś coś trenował, uprawiał na sportowo, istnieje wielka przewaga nad świetnym amatorem. Sprawdziłem to na własnej skórze w różnych dyscyplinach sportu - vide wpis posixa.
  • posix napisal(a):
    ....I powiem szczerze, że czasami jak się poszło na grupę początkującą to nowicjuszy się masakrowało mając małe umiejętności....
    Znam sytuacje gdzie jednoręki bokser (stracił rękę w wypadku - oczywiście parał się wtedy boksem już tylko z sentymentu) takich nowicjuszy albo początkujących kładł na deski jak chciał i kiedy chciał.
  • marniok napisal(a):
    Upraszczając to tak jakby facet z kijkiem stanął naprzeciwko gościa ze sztachetą.
    Zakładając równość w sprawności i trzeźwości sztacheta wygrywa.
    Nie trzeba tu żadnych dywagacji.
    Przykład Musasziego Mijamoto pokazuje, że kij może wygrać nie tylko ze sztachetą ale również z kataną. I to kataną w rękach samuraja:

    Najważniejsi wrogowie (udokumentowani):

    Kihei Arima – doświadczony wojownik, mistrz szermierki mieczem. Musashi rozbił mu głowę kijem. Stary Kihei umarł, wykrwawiając się.

    Denshichirō Yoshioka – chciał pomścić zniewagę brata i wyzwał Musashiego do walki. Ten zjawił się spóźniony. Pierwszym ciosem drewnianego miecza rozłupał Denshichirō czaszkę.

    Kojirō Sasaki – wyzwał Musashiego na pojedynek. Musashi wygrał i tę walkę, początkowo ustawiając przeciwnika twarzą do słońca, oślepiając go, by po chwili zabić go bokkenem.

    ;-)
  • Wyjątek wiemy co potwierdza.
    ;)
  • Walkę kataną bardzo fajnie przedstawia film Rashomon - wg mnie bardzo realistycznie..
  • loslos
    edytowano March 9
    Kurosawa pamiętał jeszcze pojedynki samurajów i zawsze śmiał się z europejskich filmów, w których fechtowano się godzinami. Prawdziwy pojedynek trwa sekundy.
  • Przykład Musasziego Mijamoto pokazuje, że kij może wygrać nie tylko ze sztachetą ale również z kataną. I to kataną w rękach samuraja:
    No jeśli to był taki prawilny kij do walki, jeszcze może okuty, to zaiste nic dziwnego - takowe były zwykle dwa razy dłuższe od katany. To daje kolosalną przewagę. Nawet przeciwko wielu europejskim ostrzom które zwykle były lepsze od katan.

    No i oczywiście ze sztachetą też raczej wygra.

    Wątpliwe by Musashi używał jakiegoś amatorskiego kijka dopiero co z drzewa urwanego. Raczej użył kija bo.

  • Groza-Symetrii napisal(a):
    Wątpliwe by Musashi używał jakiegoś amatorskiego kijka dopiero co z drzewa urwanego. Raczej użył kija bo.

    Wspomniany w opisie ostatniego pojedynku bokken to ZTCW drewniany miecz ćwiczebny.

  • Jedego załatwił wiosłem, to nie były (przynajmniej nie wszystkie) jakieś czyste epickie pojedynki, sam Musashi podobno nigdy nie zdejmował zbroii, obawiając się zasadzki.
  • Wspomniany w opisie ostatniego pojedynku bokken to ZTCW drewniany miecz ćwiczebny.
    Ja mówię o kiju z pierwszego przykładu.

    Ale bokken z dobrego drewna, który wytrzyma sparowanie miecza, też dobry. Choć już bez takiej przewagi.
    No tak, ale chłop nie szkoli się systematycznie w szermierce, nie ma nauczycieli itd. a zaprawa w bojach z sobie równymi niesie szkodliwe nawyki.

    Wszędzie tam, gdzie ktoś coś trenował, uprawiał na sportowo, istnieje wielka przewaga nad świetnym amatorem. Sprawdziłem to na własnej skórze w różnych dyscyplinach sportu - vide wpis posixa.
    A tu się do końca nie zgodzę. Bo prawdziwa walka co jest dość mocno podkreślana to nie sport, to nawet nie trening HEMA. Sport jest mocno zrytualizowany, tak jak pojedynki, co ogranicza hmmm wolność postępowania. Jak taniec niejako. Ale w walce bez zasad - no cóż chłop który prał się na kije pół życia, może znać takie manewry na które doskonale wytrenowany szlachcic szpadzista gotowy nie jest, bo trenował zupełnie coś innego pół życia - żaden z przeciwników nie jest sprowadzony na pole drugiego, raczej zderzają się każdy z dobrodziejstwem inwentarza.

    A żadna broń nie jest uniwersalna.
  • Groza-Symetrii napisal(a):
    Przykład Musasziego Mijamoto pokazuje, że kij może wygrać nie tylko ze sztachetą ale również z kataną. I to kataną w rękach samuraja:
    No jeśli to był taki prawilny kij do walki, jeszcze może okuty, to zaiste nic dziwnego - takowe były zwykle dwa razy dłuższe od katany. T.

    W niektórych wariantach opowieści Musashi celowo spóźnia się na znak braku szacunku. Podczas żeglugi nad Cieśniną Kanmon , Musashi wyrzeźbił nożem prymitywny, zbyt duży bokken z jednego z wioseł statku , tworząc zaimprowizowany drewniany miecz,
    prawdziwa strategia stojąca za Ni-Ten No Ichi Ryu polega na tym, że nie ma prawdziwej żelaznej metody, ścieżki ani rodzaju broni specyficznej dla stylu Ni-Ten No Ichi Ryu:

    Możesz wygrać długą bronią, ale możesz też wygrać krótką bronią. Krótko mówiąc, Droga szkoły Ichi to duch zwycięstwa, niezależnie od broni i jej rozmiaru.
    Musashi był znany z tego, że pojedynki z uzbrojonymi przeciwnikami toczone na śmierć i życie potrafił wygrywać walcząc jedynie bokkenem (drewnianym mieczem używanym do ćwiczeń).
    Ale najlepszy jest ostatni cycat, który pokazuje, że można wygrać bronią o długości 0cm.
    Arima uniknął pierwszego ciosu, ale wówczas młody Musashi odrzucił broń, chwycił Arimę, uniósł go nad głowę i cisnął niczym głazem o ziemię. Arima zginął na miejscu.
  • Groza-Symetrii napisal(a):
    Wspomniany w opisie ostatniego pojedynku bokken to ZTCW drewniany miecz ćwiczebny.
    Ja mówię o kiju z pierwszego przykładu.

    Ale bokken z dobrego drewna, który wytrzyma sparowanie miecza, też dobry. Choć już bez takiej przewagi.
    No tak, ale chłop nie szkoli się systematycznie w szermierce, nie ma nauczycieli itd. a zaprawa w bojach z sobie równymi niesie szkodliwe nawyki.

    Wszędzie tam, gdzie ktoś coś trenował, uprawiał na sportowo, istnieje wielka przewaga nad świetnym amatorem. Sprawdziłem to na własnej skórze w różnych dyscyplinach sportu - vide wpis posixa.
    A tu się do końca nie zgodzę. Bo prawdziwa walka co jest dość mocno podkreślana to nie sport, to nawet nie trening HEMA. Sport jest mocno zrytualizowany, tak jak pojedynki, co ogranicza hmmm wolność postępowania. Jak taniec niejako. Ale w walce bez zasad - no cóż chłop który prał się na kije pół życia, może znać takie manewry na które doskonale wytrenowany szlachcic szpadzista gotowy nie jest, bo trenował zupełnie coś innego pół życia - żaden z przeciwników nie jest sprowadzony na pole drugiego, raczej zderzają się każdy z dobrodziejstwem inwentarza.

    A żadna broń nie jest uniwersalna.
    Tak, mogę się zgodzić z tezą, że istnieje (istniał?) przynajmniej jeden chłop ze sztachetą, który nigdy nie trenował i wygrał z jakimś szlachcicem ze szpadą, który trenował. Zgoda!
  • Sporo zmiennych rzutuje a potencjalnie decyduje, w tym zwłaszcza jak kto włada, ale w sumie już to wskazano.
  • Trening czyni mistrza.
  • Tak, mogę się zgodzić z tezą, że istnieje (istniał?) przynajmniej jeden chłop ze sztachetą, który nigdy nie trenował i wygrał z jakimś szlachcicem ze szpadą, który trenował. Zgoda!
    No ale mówiliśmy tu o chłopie co bił się z innymi chłopami na kije, kolego trep, a nie o takim co nigdy się nie był.
    Co jednak zmienia postać rzeczy.

    Ja mam jednak dziwne przeczucie że gros szlachetnych fircyków ze szpadami trenowała walki szpada vs szpada, ew szpada vs nóż, a nie radzenie sobie z kijami, widłami, kosami i innym wesołym rynsztunkiem.
    I zresztą większość z nich nie miała okazji testować czy to dobrze czy źle.

  • Pytanie pozostaje: po co szpada, jeśli tylko zawadza a przeciw narzędziom rolniczym i sprzętom domowym jest zupełnie bezużyteczna?

    Ty sobie kolego świat wyobrażasz jako miłe miejsce. Nie, nie jest i nigdy nie był.
  • edytowano March 9
    Wartości pamiętników pana Miyamoto Musashiego równa jest wartości twórczości pana Jana Chryzostoma Paska
  • Ja tam oczywiście nie mam pojęcia, co z tego było prawdą ale gdzieś tam piszą, że udokumentowane coś czy coś tam. Za nim przemawia filozofia walki ściągnięta od Brusa Lilusa - że nie liczy się styl a zwycięstwo.
  • Groza-Symetrii napisal(a):
    Tak, mogę się zgodzić z tezą, że istnieje (istniał?) przynajmniej jeden chłop ze sztachetą, który nigdy nie trenował i wygrał z jakimś szlachcicem ze szpadą, który trenował. Zgoda!
    No ale mówiliśmy tu o chłopie co bił się z innymi chłopami na kije, kolego trep, a nie o takim co nigdy się nie był.
    Co jednak zmienia postać rzeczy.

    Ja mam jednak dziwne przeczucie że gros szlachetnych fircyków ze szpadami trenowała walki szpada vs szpada, ew szpada vs nóż, a nie radzenie sobie z kijami, widłami, kosami i innym wesołym rynsztunkiem.
    I zresztą większość z nich nie miała okazji testować czy to dobrze czy źle.

    Teraz to już niewiele rozumiem, ale to nie jest dziwne, gdyż jestem z tego znany.

    Jakby co, to stoję na stanowisku, że randomowy arystokrata ze szpadą musi wygrać z randomowym chłopem ze sztachetą lub siekierą, aczkolwiek nie oznacza to, że każdy arystokrata ze szpadą wygrał wszystkie pojedynki z pojedynczym chłopem ze sztachetą lub siekierą (nie: siekierką). Tezy te są dla mnie bardzo oczywiste i argumentami nie popartymi danymi nie zostanę przekonany, toteż dalsza polemika ze mną w tej kwestii nie ma sensu.
  • Przede wszystkiem - najlepszą techniką walki z kijami, widłami i kosami jest nie znaleźć się w ich zasięgu. Technika ta ma zastosowanie także dzisiaj. Ale jeżeli już zdarzyło się komuś wejść w spór z kimś wyposażonym w kij, widły lub kosę, to szpada dawała mu możliwość skaleczenia rzeczonego zanim ten swoje widły do boju wyrychtował. I tyle.

    Historia milczy o rycerskich pojedynkach między widlarzem a szpadzistą.
  • "Teraz to już niewiele rozumiem, ale to nie jest dziwne, gdyż jestem z tego znany"

    Kupuję.
    Jak by były stopki to bym sobie wziął na nią.

    Złota myśl.
  • edytowano March 9
    trep napisal(a):
    Ja tam oczywiście nie mam pojęcia, co z tego było prawdą ale gdzieś tam piszą, że udokumentowane coś czy coś tam. Za nim przemawia filozofia walki ściągnięta od Brusa Lilusa - że nie liczy się styl a zwycięstwo.
    Nie mam oczywiście zamiaru deprecjonowania japonskich sztuk walki, ju-jitsu i judo wielokrotnie udowodniły swoją skuteczność w rywalizacji międzystylowej, a Jigoro Kano to postać autentycznie wybitna. Chodzi o to że w twórczości Musashiego niektórzy badacze dopatrują się pewnej pamiętnikarskiej przesady.
  • marniok napisal(a):
    "Teraz to już niewiele rozumiem, ale to nie jest dziwne, gdyż jestem z tego znany"

    Kupuję.
    Jak by były stopki to bym sobie wziął na nią.

    Złota myśl.
    Daj do apoftegmatow
  • Pasek jest rzetelny. Podobają mi się jego opisy pojedynków. Pamiętacie, co należy przede wszystkim atakować podczas walki? Palce.
  • edytowano March 9
    los napisal(a):
    Pytanie pozostaje: po co szpada, jeśli tylko zawadza a przeciw narzędziom rolniczym i sprzętom domowym jest zupełnie bezużyteczna?

    Ty sobie kolego świat wyobrażasz jako miłe miejsce. Nie, nie jest i nigdy nie był.
    Do pojedynków i obrony przed zbójami miejskimi noszącymi kordelasy, sztylety albo własne szpady, jak się zdaje. To w pierwszej kolejności na pewno - gdyby to tego nie były użyteczne, by ich nie było.
    No i do odganiania się od chłopstwa z kijami i widłami, pan szlachcic szpadzista na Zachodzie dekadenckim miał zwykle swoich ludzi, którzy z racji niskiego urodzenia mogli nosić oręż cięższy i mniej wykwintny, i sobie z takimi wiejskimi zagrożeniami radzić.
    Jakby co, to stoję na stanowisku, że randomowy arystokrata ze szpadą musi wygrać z randomowym chłopem ze sztachetą lub siekierą, aczkolwiek nie oznacza to, że każdy arystokrata ze szpadą wygrał wszystkie pojedynki z pojedynczym chłopem ze sztachetą lub siekierą (nie: siekierką). Tezy te są dla mnie bardzo oczywiste i argumentami nie popartymi danymi nie zostanę przekonany, toteż dalsza polemika ze mną w tej kwestii nie ma sensu.
    W przypadku sztachety i siekiery jestem skłonny się zgodzić. Ja tu zasadniczo stoję na stanowisku że wyposażenie będzie w takich asymetrycznych walkach pelnić rolę przeważającą - sztacheta to generalnie coś dobrego do pijackich burd, do profesjonalnego kija do walki, ma się nijak - płaska, nieporęczna, zwykle też niespecjalnie długa.
    Pamiętacie, co należy przede wszystkim atakować podczas walki? Palce.
    Zdecydowanie.
    Ale jeśli rozumiem kolegów, to nie chodzi o to czy Pasek był zupełnym dyletantem, bo na pewno nie był, ale czy nie przesadzał z listą swoich osiągnięć, co jest nieco innym aspektem, czyż nie?
  • Szpada ma 90 cm. Szpadzista w wykroku ma zasięg większy niż chłop trzymający nawet najdłuższe widły.
  • Nie mam pojęcia jak długie by widły czasów płaszcza i szpady, natomiast ja mam widły mające jakiś 1,30.
    Nawet tracąc nieco na chwyt oburącz mam do PALCÓW szpadzisty bliżej niż on do moich. (Choć on może zapewne mieć bliżej do mego korpusu, to fakt.

    A widzę że można i kupić bez problemu 1,5 metrowe.

  • A niechby i te widły miały 10 metrów (naprawdę miały koło 2 m), trzeba jej jeszcze chwycić. Mało prawdopodobne, by sięgały dalej niż 130 cm od trzymających je dłoni a tyle wystarczy by palce poranić.
  • nu ale, żeby widły były operacyjne w tym bojowo to trzba je jedną ręka chwycić w połowie a druga manewrować.
    No dźwignia c' nie?
  • Widły też trochę ważą a szpada to 500 g, karabela 700 g. A łańcuch od krowy się nią przecina bez problemu.
  • edytowano March 9
    A niechby i te widły miały 10 metrów (naprawdę miały koło 2 m), trzeba jej jeszcze chwycić. Mało prawdopodobne, by sięgały dalej niż 130 cm od trzymających je dłoni a tyle wystarczy by palce poranić.
    To nadal 40 cm które szpadzista musi wejść ręką w zakres wideł również chętnych by się w tą rekę wbić.
    To sporo, choć oczywiście szpada lżejsza i szybsza, więc to się częściowo niweluje.
    nu ale, żeby widły były operacyjne w tym bojowo to trzba je jedną ręka chwycić w połowie a druga manewrować.
    No dźwignia c' nie?
    W połowie? Nie. Aż sprawdzałem z ciekawości - wystarczy sporo mniej na dość solidnym czterozębnym fiskarsie by utrzymywać stabilnie ostrza przed sobą. Przy widłach z drewnianym drzewcem i lżejszym dajmy na to dwuzębnym ostrzem - jest na pewno jeszcze łatwiej.
    Widły też trochę ważą a szpada to 500 g, karabela 700 g. A łańcuch od krowy się nią przecina bez problemu.
    Tak waga będzie na niekorzyść wideł (przy dźganiu impet z masy nie ma tyle znaczenia co przy rąbaniu).
    Natomiast szukam o tym cięciu łańcuchów - i ma kolega jakiś materiał? Bo pamiętając łańcuchy z mego dzieciństwa dość solidne i fakt, że szable i karabele były generalnie mało użyteczne przeciwko wrogom w kolczugach to byłbym nie kryję dośc zdziwiony. Co najmniej oczekiwałbym solidnego uszkodzenia ostrza.
  • Musimy to sprawdzić w realu. Obcięte palce się teraz przyszywa bez problemu, więc kłopotu nie będzie.
  • Myślę, że spokojnie znajdzie się sprzęt który pozwoli to sprawdzić bez konieczności przyszywania ;)

  • edytowano March 9
    Groza-Symetriibr>Ale jeśli rozumiem kolegów, to nie chodzi o to czy Pasek był zupełnym dyletantem, bo na pewno nie był, ale czy nie przesadzał z listą swoich osiągnięć, co jest nieco innym aspektem, czyż nie?
    Pasek przeżył dziesięć lat wojen jako towarzysz pancerny, i moim zdaniem mógłby napisac dużo więcej , proszę porównać z opisującym te same wojny Hieronimem Holstenem.
  • edytowano March 9
    Płacze Julek, żal niebodze
    A paluszki na podłodze
  • Groza-Symetrii napisal(a):
    Natomiast szukam o tym cięciu łańcuchów - i ma kolega jakiś materiał?
    Tylko świadectwo oczu.
  • Pamięta kolega jak gruby był ten łańcuch.
    Asz się muszę HEMArów rozmaitych popytać.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.